Spodziewał się pan sporu z Ministerstwem Klimatu i Środowiska o odpowiedzialność za odnawialne źródła energii?

Taki spór nie służyłby ani nam, ani ministerstwu klimatu. Liczymy na dobrą współpracę, jako resorty wchodzące w skład jednego rządu jesteśmy do niej zobligowani.

Tylko że ten spór po rekonstrukcji zdążył już wybrzmieć. Ministra Paulina Hennig-Kloska powiedziała, że nie ma zgody Polski 2050 na zmianę ustawy o działach.

Powtórzę: jestem zobligowany do współpracy. Nie będziemy się politycznie bić o to, kto ma prezentować projekty ustaw dotyczące OZE.

Słysząc zapowiedzi o konsolidacji energetyki w jednym ministerstwie, a następnie widząc, że „superresort energii” nie będzie odpowiedzialny za OZE, które w 2030 r. mają generować połowę energii, trudno nie odnieść wrażenia, że coś poszło nie tak.

Słyszę te postulaty od strony społecznej, od przedsiębiorstw i pracodawców. I się z nimi zgadzam. Jesteśmy chyba jedynym państwem w Europie, w którym OZE nie są w ministerstwie energii. Tylko że jako minister jestem do współpracy w ramach rządu zobowiązany. Jeżeli nie będzie możliwa zmiana ustawy o działach, to będziemy działać w obecnych ramach. Te półtora roku powinny nas nauczyć, że spór nie będzie nikomu służył. Trzeba podjąć męską decyzję, czy wybieramy jedno, czy drugie rozwiązanie, i za nią podążać.

Liczy pan jednak na to, że ostatecznie przejmie pan nadzór nad departamentem OZE?

Uważam, że merytorycznie mamy do tego kompetencje. Natomiast nie pozwolę, żeby na tej kanwie dochodziło do sporów w koalicji. Jeżeli pojawią się niejasności, to je ze sobą rozstrzygniemy.

Jednym z najważniejszych projektów w zakresie OZE jest tzw. ustawa wiatrakowa. 5 sierpnia Sejm ma głosować nad jej ostateczną wersją. Potem trafi ona do prezydenta. Czy rozmawiał pan o tej ustawie z prezydentem elektem?

A czemu miałbym to robić? Ministrowie odpowiadają przecież przed premierem. A politykę w Polsce realizuje rząd.

Czyli nie widzi pan swojej roli w tym, żeby rozmawiać z prezydentem?

Pan prezydent będzie miał za moment na biurku bardzo dobrą ustawę. Jej zapisy odpowiadają na wszystkie argumenty podnoszone przez środowisko polityczne, które reprezentuje pan Nawrocki – od obaw o odległość, przez potencjalne obniżenie wartości gruntu w okolicy wiatraka, po mrożenie cen energii. Jeżeli pan prezydent elekt ma wątpliwości, niech się do nas z nimi zwróci. Jeżeli spojrzy na te zapisy pod kątem merytorycznym, a nie ideologicznym i politycznym, to ją podpisze.

Polityczne zastrzeżenia budzi zapis dotyczący zmniejszenia minimalnej odległości turbin od zabudowań z 700 do 500 metrów.

Minimalnej odległości. Każda z inwestycji jest oceniana indywidualnie. To może być… np. 623 m.

W czerwcu mówił pan w rozmowie z DGP, że jeśli prezydent zawetuje projekt, chce pan „walczyć o sporą część zapisów, które nie budzą wątpliwości”. Czy będzie to wtedy nowy projekt bez zapisu o 500 metrach?

Mówimy o drugim kroku, a kluczowe jest wykonanie pierwszego – podpis pod ustawą o niskich cenach prądu. Naprawdę uważamy, że ten projekt jest bardzo dobry.

Co prawda spośród polityków PiS oficjalnie poparł go tylko b. wiceminister klimatu Ireneusz Zyska, ale w kuluarach słyszę również od innych, że trudno jest się do czegokolwiek przyczepić.

Chyba że ktoś jest radykalnym przeciwnikiem wiatraków i uważa, że szkodzą. Tylko że to jest sprzeczne z dowodami naukowymi i interesami naszej gospodarki.

Jeżeli jednak pan prezydent weźmie na siebie odpowiedzialność za zawetowanie ustawy mrożącej ceny energii, to będziemy na to przygotowani. Środowisko prezydenta elekta skupia się na minimalnej odległości, a w tej ustawie mamy przecież mnóstwo niekontrowersyjnych zapisów usprawniających procedury dla branży energetycznej.

Tym bardziej może warto byłoby porozmawiać z prezydentem Nawrockim, żeby przekonać go do podpisania ustawy.

Jeżeli doradcy prezydenta elekta zerkną do zapisów ustawy, to wszystkiego się dowiedzą.

Jeśli jednak Karol Nawrocki zawetuje ustawę wiatrakową, to już nie pan będzie opracowywał plan B, tylko przedstawiciele MKiŚ.

Liczymy na to, że resort energii będzie w tym procesie jednym z wiodących, a nasza rola będzie bardzo istotna. Ta ustawa jest związana z bezpieczeństwem energetycznym. Chętnie też po prostu wesprzemy dobre rozwiązania.

Cele polityki rządu, zaprezentowane ostatnio w projekcie Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK), są możliwe do osiągnięcia w przypadku zawetowania ustawy wiatrakowej?

Jeśli prezydent nie podpisze tej ustawy, ambitne cele przedstawione w scenariuszu WAM [z uwzględnieniem dodatkowych polityk i środków, "scenariusz aktywnej transformacji"– DGP] na kolejne staną pod znakiem zapytania. Ale, jak powiedział prezydent Duda o podejściu Karola Nawrockiego do polityki zagranicznej: jedno to kampania wyborcza, drugie to praktyka.

Prezydent Andrzej Duda podpisał wszystkie projekty ustaw, które trafiły do niego z resortu klimatu i środowiska, nawet jeśli były nazywane przez jego obóz polityczny „zielonym szaleństwem”.

Wierzę więc, że i w tym przypadku będzie podobnie.

Ministerstwo Energii przejmie teraz odpowiedzialność za KPEIK. Według szacunków przedstawionych przez MKiŚ, w przypadku realizacji ambitniejszego z dwóch opracowanych scenariuszy transformacji obniżka cen energii do 2040 r. dla różnych grup odbiorców wyniesie od 27 do 29 proc. Czy bierze pan odpowiedzialność za te obliczenia, biorąc pod uwagę skalę niezbędnych nakładów na infrastrukturę, sieci itp. i prognozowany przez ekspertów wzrost stałych opłat, które są doliczane do rachunków?

Projekt KPEIK będzie teraz analizowany w Ministerstwie Energii oraz przez Narodowe Centrum Analiz Energetycznych. Potem będziemy w stanie powiedzieć, czy koszty związane z bilansowaniem systemu były odpowiednio ujęte w obecnym planie.

Ile czasu zajmie ta analiza?

Harmonogram jest bardzo napięty. Minister Zielińska [która dotychczas koordynowała prace nad KPEiK – red.] wskazała, że w październiku powinniśmy przyjąć Plan na Radzie Ministrów i przekazać go do Brukseli. Jesteśmy zdeterminowani, żeby tego październikowego terminu dotrzymać. Komisja i tak długo czekała na ten dokument.

Paulina Hennig-Kloska podczas spotkania z dziennikarzami mówiła, że nie spodziewa się wprowadzenia dużych zmian w KPEiK przez Ministerstwo Energii. Jednym z argumentów był właśnie brak czasu. Termin na oddanie dokumentu minął ponad rok temu.

Nie wykluczamy wprowadzenia drobnych korekt. Nie uważamy, żeby miało to radykalny wpływ na przesunięcie w czasie przekazania KPEiK do Brukseli.

Jednym z nowych obszarów, za który będzie pan odpowiadał, jest górnictwo. Tymczasem jeden ze scenariuszy KPEiK – WEM (z istniejącymi politykami i środkami, "business as usual") – jest zgodny z umową społeczną, a drugi – WAM – nie.

Scenariusz WEM, zgodny z umową społeczną, jest mi bliższy.

W jego przypadku wątpliwości budzi z kolei zgodność z unijnymi celami klimatycznymi.

Cele ostatnio zaproponowane przez szefową KE [90 proc. redukcji emisji do 2040 r – DGP.] są dla naszej gospodarki bardzo trudne do realizacji. KPEiK musi też odpowiadać na wyzwania związane z bezpieczeństwem energetycznym czy dywersyfikacją dostaw. Polska ma specyficzną sytuację i w Brukseli podkreślamy to na każdym kroku. Po pierwsze – bezpieczeństwo.

Czyli według pana powinniśmy “na sztywno” wskazać, że chcemy podążać bardziej konserwatywną z dwóch możliwych ścieżek?

Zakładamy dwa scenariusze. Najpierw chcemy je jeszcze raz przeanalizować pod kątem skutków i nakładów i dopiero wtedy powiemy więcej. Z każdym rokiem, z każdą ustawą, nasze plany będzie też weryfikowała rzeczywistość rynkowa.

Przez MKiŚ scenariusz WEM był przedstawiany jako negatywny punkt odniesienia. W jego przypadku energia będzie droższa, emisje wyższe, a smog zabije więcej osób.

Nie da się jednak realizować transformacji energetycznej bez czynnika społecznego.

Widzi pan swoją rolę jako strażnika umowy społecznej?

Jako osoby, która to wyważa. Oraz która będzie opierała się na faktach i dowodach.

A faktem jest, że Polska potrzebuje mocy dyspozycyjnych. Realizowane działania zawsze były bliższe scenariuszowi WEM. I to nie dlatego, że Polacy nie chcą oddychać czystym powietrzem albo chcą płacić więcej, tylko dlatego, że pracują w konkretnych sektorach, a transformacja wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych przy niestabilnej sytuacji geopolitycznej.

A w jakiej perspektywie czasowej liczy pan na decyzję KE w sprawie umowy społecznej?

W perspektywie kilku miesięcy.

Liczy pan na dobrą współpracę z górnikami, mimo złego wrażenia, które mogło powstać po rezygnacji z Ministerstwa Przemysłu na Śląsku?

Chcemy utrzymać silną delegaturę resortu energii na Śląsku.

Razem z Marzeną Czarnecką?

Minister Czarnecka ma chyba inne plany, chce się skoncentrować na działalności pozapolitycznej. Zawsze mieliśmy jednak dobre relacje i chętnie będę korzystał z wiedzy i doświadczenia pani minister. Bardzo jej dziękuję za szereg działań i inicjatyw podjętych przez te ponad 1,5 roku.

Obecne pomysły rządu na stabilizację miksu zakładają sporą ekspansję mocy gazowych. Równocześnie nowy resort będzie finalizował prace nad aktualizacją Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, a już w najbliższym czasie planuje rozpoczęcie dialogu z rynkiem na temat procesu wyboru partnera dla drugiej elektrowni jądrowej, która miałaby powstać w centralnej części kraju. Jest pan przekonany, że ta inwestycja będzie potrzebna?

Odpowiedź na to pytanie poznamy, obserwując dynamikę zapotrzebowania na energię elektryczną oraz postępy procesu elektryfikacji transportu i ciepłownictwa.

Czyli inicjujemy projekt, ale pewności, czy będziemy go realizować, na dziś nie ma?

Na dzisiaj mamy pewność w sprawie budowy pierwszej elektrowni. Proces jej przygotowań trwa i będzie postępował w sposób niezagrożony. Mamy szansę na uzyskanie zgody KE na pomoc publiczną szybciej niż którykolwiek z ostatnich unijnych projektów jądrowych. Kluczowe decyzje w sprawie drugiej elektrowni są jeszcze przed nami. Obecny harmonogram, założony w PPEJ, który także jest aktualizowany, zakłada lata 2028–2029 jako czas podjęcia decyzji, wydania decyzji środowiskowej i ustalenia konkretnej lokalizacji projektu. Obecnie trwa aktualizacja PPEJ, w tym harmonogramu. Wiemy, jakie opcje są rozważane. Przed nami także dyskusja na temat struktury właścicielskiej ewentualnej drugiej elektrowni.

Wątpliwości co do intencji rządu raczej nie pomogą pozyskać wiążących ofert od potencjalnych partnerów – a taki plan zakłada już na przyszły rok projekt aktualizacji.

To jest przedmiotem analiz, ale w momencie uchwalenia przez rząd odświeżonej wersji programu jądrowego powinniśmy mieć już jasność. Równolegle będziemy pracować nad „mapą drogową” dla małych reaktorów. Będziemy prosić spółki, które wraz z partnerami zagranicznymi rozwijają tego typu projekty, o aktualne informacje o ich statusie. Będziemy starali się zaplanować rolę poszczególnych technologii w taki sposób, aby zagwarantować możliwie najniższe ceny energii w przyszłości. A żeby tak się stało, nie możemy „przeinwestować” względem potrzeb rynku.

Często podnoszona jest też obawa o wzajemną „kanibalizację” projektów jądrowych, czyli o sytuację, w której strategiczne dla kraju projekty rywalizowałyby ze sobą o bardzo ograniczoną pulę zasobów, m.in. kadrowych. Do tej pory było jasne, że rząd chce w tym wyścigu priorytetowo traktować technologie wielkoskalowe. Pan chce ten punkt ciężkości przesunąć w stronę „małego atomu”?

Chciałbym. Zwłaszcza w kontekście analizowania i wykorzystywania potencjału SMR-ów w dekarbonizacji sektora ciepłowniczego.

W mediach jest coraz głośniej o spodziewanych podwyżkach rachunków w związku z „odmrożeniem” cen ciepła. Resort klimatu przygotował propozycje objęcia wrażliwych gospodarstw specjalnym bonem, nad którymi teraz ma pracować pana ministerstwo.

Już pracuje.

Dotychczasowy kierunek tych propozycji zostanie utrzymany?

Tak. Pracujemy nad bonem.

Nie widzimy entuzjazmu…

Bo przywiązuję do tego wyzwania dużą wagę. W tle jest problem umów, moim zdaniem niekorzystnych, które zostały zawarte w okresie kryzysu energetycznego. Tak przy okazji, w kolejnym kroku, byłbym za całkowitym odejściem od umów typu „take or pay”. Na dziś nasze prace koncentrują się jednak na bonie. Jesteśmy na etapie analiz dotyczących zasięgu świadczenia z punktu widzenia aktualnych możliwości budżetowych.

Kiedy decyzje?

Wypracowanie mechanizmu jest kwestią najbliższych dni. Również projekt legislacyjny mamy właściwie gotowy. Czekają nas jednak decyzje z Ministerstwem Finansów i Gospodarki. Wyzwanie z punktu widzenia budżetu jest duże, ale będę szukał rozwiązania, które pozwoli uchronić obywateli przed podwyżkami. Wsparcie państwa jest tutaj potrzebne.

Cała rozmowa dostępna na gazetaprawna.pl
Rozmawiali Aleksandra Hołownia i Marceli Sommer