Spodziewał się pan sporu z Ministerstwem Klimatu i Środowiska o odpowiedzialność za odnawialne źródła energii?

Taki spór nie służyłby ani nam, ani ministerstwu klimatu. Liczymy na dobrą współpracę, jako resorty wchodzące w skład jednego rządu jesteśmy do niej zobligowani.

Tylko że ten spór po rekonstrukcji zdążył już wybrzmieć. Ministra Paulina Hennig-Kloska powiedziała, że nie ma zgody Polski 2050 na zmianę ustawy o działach.

Powtórzę: jestem zobligowany do współpracy. Nie będziemy się politycznie bić o to, kto ma prezentować projekty ustaw dotyczące OZE.

Słysząc zapowiedzi o konsolidacji energetyki w jednym ministerstwie, a następnie widząc, że „superresort energii” nie będzie odpowiedzialny za OZE, które w 2030 r. mają generować połowę energii, trudno nie odnieść wrażenia, że coś poszło nie tak.

Słyszę te postulaty od strony społecznej, od przedsiębiorstw i pracodawców. I się z nimi zgadzam. Jesteśmy chyba jedynym państwem w Europie, w którym OZE nie są w ministerstwie energii. Tylko że jako minister jestem do współpracy w ramach rządu zobowiązany. Jeżeli nie będzie możliwa zmiana ustawy o działach, to będziemy działać w obecnych ramach. Te półtora roku powinny nas nauczyć, że spór nie będzie nikomu służył. Trzeba podjąć męską decyzję, czy wybieramy jedno, czy drugie rozwiązanie, i za nią podążać.

Liczy pan jednak na to, że ostatecznie przejmie pan nadzór nad departamentem OZE?

Uważam, że merytorycznie mamy do tego kompetencje. Natomiast nie pozwolę, żeby na tej kanwie dochodziło do sporów w koalicji. Jeżeli pojawią się niejasności, to je ze sobą rozstrzygniemy.

Ustawa wiatrakowa: Jeżeli pan prezydent weźmie na siebie odpowiedzialność za zawetowanie ustawy mrożącej ceny energii, to będziemy na to przygotowani

Jednym z najważniejszych projektów w zakresie OZE jest tzw. ustawa wiatrakowa. 5 sierpnia Sejm ma głosować nad jej ostateczną wersją. Potem trafi ona do prezydenta. Czy rozmawiał pan o tej ustawie z prezydentem elektem?

A czemu miałbym to robić? Ministrowie odpowiadają przecież przed premierem. A politykę w Polsce realizuje rząd.

Czyli nie widzi pan swojej roli w tym, żeby rozmawiać z prezydentem?

Pan prezydent będzie miał za moment na biurku bardzo dobrą ustawę. Jej zapisy odpowiadają na wszystkie argumenty podnoszone przez środowisko polityczne, które reprezentuje pan Nawrocki – od obaw o odległość, przez potencjalne obniżenie wartości gruntu w okolicy wiatraka, po mrożenie cen energii. Jeżeli pan prezydent elekt ma wątpliwości, niech się do nas z nimi zwróci. Jeżeli spojrzy na te zapisy pod kątem merytorycznym, a nie ideologicznym i politycznym, to ją podpisze.

Polityczne zastrzeżenia budzi zapis dotyczący zmniejszenia minimalnej odległości turbin od zabudowań z 700 do 500 metrów.

Minimalnej odległości. Każda z inwestycji jest oceniana indywidualnie. To może być… np. 623 m.

W czerwcu mówił pan w rozmowie z DGP, że jeśli prezydent zawetuje projekt, chce pan „walczyć o sporą część zapisów, które nie budzą wątpliwości”. Czy będzie to wtedy nowy projekt bez zapisu o 500 metrach?

Mówimy o drugim kroku, a kluczowe jest wykonanie pierwszego – podpis pod ustawą o niskich cenach prądu. Naprawdę uważamy, że ten projekt jest bardzo dobry.

Co prawda spośród polityków PiS oficjalnie poparł go tylko b. wiceminister klimatu Ireneusz Zyska, ale w kuluarach słyszę również od innych, że trudno jest się do czegokolwiek przyczepić.

Chyba że ktoś jest radykalnym przeciwnikiem wiatraków i uważa, że szkodzą. Tylko że to jest sprzeczne z dowodami naukowymi i interesami naszej gospodarki.

Jeżeli jednak pan prezydent weźmie na siebie odpowiedzialność za zawetowanie ustawy mrożącej ceny energii, to będziemy na to przygotowani. Środowisko prezydenta elekta skupia się na minimalnej odległości, a w tej ustawie mamy przecież mnóstwo niekontrowersyjnych zapisów usprawniających procedury dla branży energetycznej.

Tym bardziej może warto byłoby porozmawiać z prezydentem Nawrockim, żeby przekonać go do podpisania ustawy.

Jeżeli doradcy prezydenta elekta zerkną do zapisów ustawy, to wszystkiego się dowiedzą.

Jeśli jednak Karol Nawrocki zawetuje ustawę wiatrakową, to już nie pan będzie opracowywał plan B, tylko przedstawiciele MKiŚ.

Liczymy na to, że resort energii będzie w tym procesie jednym z wiodących, a nasza rola będzie bardzo istotna. Ta ustawa jest związana z bezpieczeństwem energetycznym. Chętnie też po prostu wesprzemy dobre rozwiązania.

Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK): Nie wykluczamy wprowadzenia drobnych korekt

Cele polityki rządu, zaprezentowane ostatnio w projekcie Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK), są możliwe do osiągnięcia w przypadku zawetowania ustawy wiatrakowej?

Jeśli prezydent nie podpisze tej ustawy, ambitne cele przedstawione w scenariuszu WAM [z uwzględnieniem dodatkowych polityk i środków, "scenariusz aktywnej transformacji"– DGP] na kolejne staną pod znakiem zapytania. Ale, jak powiedział prezydent Duda o podejściu Karola Nawrockiego do polityki zagranicznej: jedno to kampania wyborcza, drugie to praktyka.

Prezydent Andrzej Duda podpisał wszystkie projekty ustaw, które trafiły do niego z resortu klimatu i środowiska, nawet jeśli były nazywane przez jego obóz polityczny „zielonym szaleństwem”.

Wierzę więc, że i w tym przypadku będzie podobnie.

Ministerstwo Energii przejmie teraz odpowiedzialność za KPEIK. Według szacunków przedstawionych przez MKiŚ, w przypadku realizacji ambitniejszego z dwóch opracowanych scenariuszy transformacji obniżka cen energii do 2040 r. dla różnych grup odbiorców wyniesie od 27 do 29 proc. Czy bierze pan odpowiedzialność za te obliczenia, biorąc pod uwagę skalę niezbędnych nakładów na infrastrukturę, sieci itp. i prognozowany przez ekspertów wzrost stałych opłat, które są doliczane do rachunków?

Projekt KPEIK będzie teraz analizowany w Ministerstwie Energii oraz przez Narodowe Centrum Analiz Energetycznych. Potem będziemy w stanie powiedzieć, czy koszty związane z bilansowaniem systemu były odpowiednio ujęte w obecnym planie.

Ile czasu zajmie ta analiza?

Harmonogram jest bardzo napięty. Minister Zielińska [która dotychczas koordynowała prace nad KPEiK – red.] wskazała, że w październiku powinniśmy przyjąć Plan na Radzie Ministrów i przekazać go do Brukseli. Jesteśmy zdeterminowani, żeby tego październikowego terminu dotrzymać. Komisja i tak długo czekała na ten dokument.

Paulina Hennig-Kloska podczas spotkania z dziennikarzami mówiła, że nie spodziewa się wprowadzenia dużych zmian w KPEiK przez Ministerstwo Energii. Jednym z argumentów był właśnie brak czasu. Termin na oddanie dokumentu minął ponad rok temu.

Nie wykluczamy wprowadzenia drobnych korekt. Nie uważamy, żeby miało to radykalny wpływ na przesunięcie w czasie przekazania KPEiK do Brukseli.

Kiedy poznamy cały dokument? Do tej pory opinii publicznej została przedstawiona tylko część informacji.

Następny krok to przedstawienie go Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego i Radzie Dialogu Społecznego. Opinii publicznej projekt zostanie przedstawiony po wstępnej analizie naszego resortu.

Innym ważnym dokumentem, który poznaliśmy w ostatnim czasie, jest pakiet antyblackoutowy. Jedną z jego rekomendacji jest upowszechnianie cen i taryf dynamicznych dla energii elektrycznej. Jak to się ma do obietnic i nadziei na niższe rachunki?

Ważna w tym zakresie, poza rozwiązaniami legislacyjnymi które przygotowujemy, jest odpowiednia edukacja i komunikacja.

Warunków jest chyba więcej, minimum to inteligentne liczniki. A największe korzyści odniosą użytkownicy całej palety nowoczesnych urządzeń i rozwiązań technologicznych, od AGD po auto elektryczne czy magazyn energii. Barierą może z kolei być rodzaj budownictwa czy tryb pracy.

Dostrzegamy, że rozliczenia dynamiczne mogą być szansą na niższe ceny dla wielu odbiorców. Żeby w pełni wykorzystać ten potencjał konieczna będzie także aktywność po stronie przedsiębiorstw energetycznych. Będziemy pracowali również nad zwiększaniem świadomości konsumenckiej, pokazując, czy i w jaki sposób poszczególne grupy odbiorców, w zależności od profilu swojego zużycia, mogą korzystać z tego typu ofert.

Nie obawia się pan, że model, w którym wahania na rynku będą przenoszone bezpośrednio na odbiorców końcowych, jest ryzykowny z punktu widzenia społecznego? W krajach, gdzie takie rozliczenia funkcjonują na szeroką skalę widzimy, że sytuacja na rynku ma często przełożenie na akceptację dla transformacji czy zasad funkcjonowania europejskiego rynku energii.

Istnieją rozwiązania, które mogą takie zagrożenia minimalizować, np. w postaci limitów cenowych. I takiego właśnie modelu jestem zwolennikiem: ceny dynamiczne, ale do określonego pułapu.

O KPEiK: Scenariusz transformacji zgodny z umową społeczną jest mi bliższy

Jednym z nowych obszarów, za który będzie pan odpowiadał, jest górnictwo. Tymczasem jeden ze scenariuszy KPEiK – WEM (z istniejącymi politykami i środkami, "business as usual") – jest zgodny z umową społeczną, a drugi – WAM – nie.

Scenariusz WEM, zgodny z umową społeczną, jest mi bliższy.

W jego przypadku wątpliwości budzi z kolei zgodność z unijnymi celami klimatycznymi.

Cele ostatnio zaproponowane przez szefową KE [90 proc. redukcji emisji do 2040 r – DGP.] są dla naszej gospodarki bardzo trudne do realizacji. KPEiK musi też odpowiadać na wyzwania związane z bezpieczeństwem energetycznym czy dywersyfikacją dostaw. Polska ma specyficzną sytuację i w Brukseli podkreślamy to na każdym kroku. Po pierwsze – bezpieczeństwo.

Czyli według pana powinniśmy “na sztywno” wskazać, że chcemy podążać bardziej konserwatywną z dwóch możliwych ścieżek?

Zakładamy dwa scenariusze. Najpierw chcemy je jeszcze raz przeanalizować pod kątem skutków i nakładów i dopiero wtedy powiemy więcej. Z każdym rokiem, z każdą ustawą, nasze plany będzie też weryfikowała rzeczywistość rynkowa.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że okoliczności, takie jak ewentualne zablokowanie przez pana prezydenta Nawrockiego ustaw związanych z odblokowaniem potencjału OZE albo nieprzewidziane ryzyka związane z inwestycjami np. w morskie farmy wiatrowe czy zdarzenia geopolityczne, mogą mieć negatywny wpływ na realizację założonych ambitnych celów.

Ustawa offshore'owa jest już właściwie gotowa

Jakie ryzyka związane z morskim farmami wiatrowymi ma pan na myśli?

Ja nie widzę w tym przypadku żadnych ryzyk. Zwracam uwagę, że musimy także oceniać koszty społeczne i możliwość wystąpienia sytuacji niezależnych, takich jak kryzys energetyczny czy wzmożona aktywność państw nam nieprzyjaznych.

Jest pan zwolennikiem realizacji linii stałoprądowej HVDC? W założeniach PSE to miało być „dopełnienie” rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Ale po stronie operatora pojawiły się wątpliwości, prezes Onichimowski mówił nam wprost o możliwości optymalizacji tego projektu w kontekście rosnących kosztów technologii offshore’owych, które mogą zagrozić części projektów na Bałtyku.

Linia stałoprądowa jest zawarta w planie PSE. Ja jestem zwolennikiem tej inwestycji. Uważam, że pozwoli ona znacznie odciążyć nasz system przesyłowy. Jeśli jednak PSE przedstawi odpowiednie analizy ekonomiczne, oparte także o wyliczenia związane z decentralizacją źródeł wytwórczych, usiądziemy do tych planów.

Do rozwoju morskiej energetyki wiatrowej potrzebne jest przyjęcie tzw. ustawy offshore’owej, nad którą pan pracował. Ona została jednak w MKIŚ.

To jest bardzo dobrze przygotowana ustawa. Jest już właściwie gotowa, aby trafić na Stały Komitet Rady Ministrów. Jako resort energii chętnie ją poprzemy.

Niedawno mówił pan, że powinna zostać przyjęta w lipcu. A mamy już sierpień.

Mamy pierwsze dni sierpnia. Niebawem projekt powinien trafić na Komitet Stały RM.

Decyzja Komisji Europejskiej w sprawie umowy społecznej "w perspektywie kilku miesięcy"

Przez MKiŚ scenariusz WEM był przedstawiany jako negatywny punkt odniesienia. W jego przypadku energia będzie droższa, emisje wyższe, a smog zabije więcej osób.

Nie da się jednak realizować transformacji energetycznej bez czynnika społecznego.

Widzi pan swoją rolę jako strażnika umowy społecznej?

Jako osoby, która to wyważa. Oraz która będzie opierała się na faktach i dowodach.

A faktem jest, że Polska potrzebuje mocy dyspozycyjnych. Realizowane działania zawsze były bliższe scenariuszowi WEM. I to nie dlatego, że Polacy nie chcą oddychać czystym powietrzem albo chcą płacić więcej, tylko dlatego, że pracują w konkretnych sektorach, a transformacja wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych przy niestabilnej sytuacji geopolitycznej.

A w jakiej perspektywie czasowej liczy pan na decyzję KE w sprawie umowy społecznej?

W perspektywie kilku miesięcy.

Liczy pan na dobrą współpracę z górnikami, mimo złego wrażenia, które mogło powstać po rezygnacji z Ministerstwa Przemysłu na Śląsku?

Chcemy utrzymać silną delegaturę resortu energii na Śląsku.

Razem z Marzeną Czarnecką?

Minister Czarnecka ma chyba inne plany, chce się skoncentrować na działalności pozapolitycznej. Zawsze mieliśmy jednak dobre relacje i chętnie będę korzystał z wiedzy i doświadczenia pani minister. Bardzo jej dziękuję za szereg działań i inicjatyw podjętych przez te ponad 1,5 roku.

Na ile dalsze korzystanie z węgla w polskiej energetyce będzie możliwe, jeżeli rynek mocy dla niego kończy się w 2028 r.?

Toczymy rozmowy na temat nowych rozwiązań, gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne.

Rząd przedstawił swój pomysł wraz z informacją o odejściu od koncepcji Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Mechanizm dekarbonizacyjny ma umożliwić korzystanie z rynku mocy jednostkom, które będą w przyszłości zastąpione przez nowe moce gazowe. To jednak oznaczałoby mniejszą rolę węgla w energetyce niż ta wynikająca z KPEiK.

KPEiK tego mechanizmu jeszcze nie ujmuje, ponieważ nie ma decyzji Komisji Europejskiej w tym zakresie. Mechanizm „jeden za jeden” jest jedną z możliwości.

W zeszłym tygodniu minister Wrochna poinformował o rozpoczęciu rozmów z KE na temat rynku mocy. Kiedy można spodziewać się ich rozstrzygnięcia? I na co dokładnie liczymy?

To kwestia kilku miesięcy. Mam nadzieję, że Komisja wypowie się w tej sprawie najpóźniej do końca roku. Chcemy, z jednej strony pokazać naszym partnerom w Brukseli to, jak Polska się transformuje i jakie mamy w aspiracje w tym zakresie – ich świadectwem będzie m.in. KPEiK. Z drugiej strony przedstawić wyzwania i potrzeby Polski w okresie przejściowym, związane z bezpieczeństwem i stabilnością systemu. Jednym z niezbędnych elementów, które to zapewnią jest, naszym zdaniem, możliwość utrzymania mocy węglowych. Dotychczas widziałem w tej sprawie zrozumienie ze strony Komisji.

Kluczowe decyzje w sprawie drugiej elektrowni jądrowej są jeszcze przed nami

Obecne pomysły rządu na stabilizację miksu zakładają sporą ekspansję mocy gazowych. Równocześnie nowy resort będzie finalizował prace nad aktualizacją Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, a już w najbliższym czasie planuje rozpoczęcie dialogu z rynkiem na temat procesu wyboru partnera dla drugiej elektrowni jądrowej, która miałaby powstać w centralnej części kraju. Jest pan przekonany, że ta inwestycja będzie potrzebna?

Odpowiedź na to pytanie poznamy, obserwując dynamikę zapotrzebowania na energię elektryczną oraz postępy procesu elektryfikacji transportu i ciepłownictwa.

Czyli inicjujemy projekt, ale pewności, czy będziemy go realizować, na dziś nie ma?

Na dzisiaj mamy pewność w sprawie budowy pierwszej elektrowni. Proces jej przygotowań trwa i będzie postępował w sposób niezagrożony. Mamy szansę na uzyskanie zgody KE na pomoc publiczną szybciej niż którykolwiek z ostatnich unijnych projektów jądrowych. Kluczowe decyzje w sprawie drugiej elektrowni są jeszcze przed nami. Obecny harmonogram, założony w PPEJ, który także jest aktualizowany, zakłada lata 2028–2029 jako czas podjęcia decyzji, wydania decyzji środowiskowej i ustalenia konkretnej lokalizacji projektu. Obecnie trwa aktualizacja PPEJ, w tym harmonogramu. Wiemy, jakie opcje są rozważane. Przed nami także dyskusja na temat struktury właścicielskiej ewentualnej drugiej elektrowni.

No właśnie, kluczowym punktem zwrotnym, który ma nastąpić w najbliższych miesiącach, będzie wskazanie gospodarza projektu, a więc przesądzenie, czy rolę inwestora odgrywać będą po raz kolejny Polskie Elektrownie Jądrowe, Polska Grupa Energetyczna, czy może jeszcze inny podmiot.

Mam w tej kwestii swoje przemyślenia, ale nie chcę jeszcze publicznie o tym mówić. W pierwszej kolejności będę chciał sprawę przedyskutować z ministrem aktywów państwowych.

Wątpliwości co do intencji rządu raczej nie pomogą pozyskać wiążących ofert od potencjalnych partnerów – a taki plan zakłada już na przyszły rok projekt aktualizacji.

To jest przedmiotem analiz, ale w momencie uchwalenia przez rząd odświeżonej wersji programu jądrowego powinniśmy mieć już jasność. Równolegle będziemy pracować nad „mapą drogową” dla małych reaktorów. Będziemy prosić spółki, które wraz z partnerami zagranicznymi rozwijają tego typu projekty, o aktualne informacje o ich statusie. Będziemy starali się zaplanować rolę poszczególnych technologii w taki sposób, aby zagwarantować możliwie najniższe ceny energii w przyszłości. A żeby tak się stało, nie możemy „przeinwestować” względem potrzeb rynku.

Często podnoszona jest też obawa o wzajemną „kanibalizację” projektów jądrowych, czyli o sytuację, w której strategiczne dla kraju projekty rywalizowałyby ze sobą o bardzo ograniczoną pulę zasobów, m.in. kadrowych. Do tej pory było jasne, że rząd chce w tym wyścigu priorytetowo traktować technologie wielkoskalowe. Pan chce ten punkt ciężkości przesunąć w stronę „małego atomu”?

Chciałbym. Zwłaszcza w kontekście analizowania i wykorzystywania potencjału SMR-ów w dekarbonizacji sektora ciepłowniczego.

Osoby odpowiedzialne za program jądrowy jako na wzór w kontekście SMR-ów patrzą na Wielką Brytanię, gdzie decyzje o wspieranej technologii następują w konkurencyjnym postępowaniu. Punkt wyjścia w Polsce jest trochę inny, bo mamy do czynienia z szeregiem porozumień o współpracy czy już uruchomionych projektów, gdzie wybór technologii nastąpił na poziomie poszczególnych spółek. Da się to pogodzić i włączyć przedsięwzięcia różniące się pod względem specyfiki i etapu zaawansowania w jeden przejrzysty proces?

Najpierw musimy poznać i przeanalizować podstawowe fakty o sytuacji poszczególnych projektów oraz ich perspektywach biznesowych. Bo polityka energetyczna państwa nie może opierać się na ambitnych deklaracjach czy listach intencyjnych. Ale co do zasady zgadzam się, że powinniśmy stosować podejście konkurencyjne, które gwarantuje maksymalnie efektywne wydawanie publicznych środków. Choć jest też jasne, które projekty są dziś najbardziej zaawansowane…

Lider jest oczywisty: Orlen Synthos Green Energy i jego amerykański partner GE Hitachi. Temu projektowi ciążą jednak nierozstrzygnięte kontrowersje dotyczące struktury właścicielskiej i podziału odpowiedzialności między wspólnikami, państwowym Orlenem i należącą do holdingu Michała Sołowowa spółką Synthos Green Energy. Rządowa strategia dla SMR-ów raczej tego problemu nie rozwiąże.

Ta kwestia powinna zostać rozstrzygnięta równolegle do prac nad mapą drogową. Widzimy, że dziś wątpliwości dotyczące projektu negatywnie wpływają na odbiór małych reaktorów. Liczymy w tej kwestii na nasze wspólne zaangażowanie z Ministerstwem Aktywów Państwowych i pozytywne zakończenie rozmów między współgospodarzami projektu. Nie chcielibyśmy, żeby dalej pewne nierozstrzygnięte kwestie rzucały cień na rozwój technologii, która może odegrać istotną rolę, m.in. w dekarbonizacji ciepłownictwa. Uważamy, że Polska może być jednym z pierwszych państw, które dostrzeże potencjał SMR-ów, także dla ciepłownictwa i go wykorzysta.

O jakiej perspektywie mówimy? Kiedy pierwsze reaktory mogłyby zacząć zasilać sieci ciepłownicze?

Pierwszy blok typu BWRX w Kanadzie jest spodziewany pod koniec bieżącej dekady. Kiedy przyjdzie pozytywny finał tej inwestycji, będziemy mieli podstawę do kolejnych kroków. Na przygotowanie projektu do „wpięcia” do naszego systemów potrzeba kilku kolejnych lat. Mówilibyśmy więc o drugiej połowie lat 30. lub okolicach roku 2040.

Rozstrzygnięcia dotyczące ciepłownictwa w KPEiK wymagają korekty

W projekcie KPEiK-u widzimy, że w dużo mniejszym stopniu niż wcześniej zakładano do dekarbonizacji ciepłownictwa ma być wykorzystywana biomasa.

Uważam, że to rozstrzygnięcie wymaga korekty. Biorąc pod uwagę sygnały, jakie płyną do nas ze strony samorządowców oraz przedsiębiorstw, które podjęły już decyzje inwestycyjne o transformacji aktywów ciepłowniczych w kierunku biomasowym, założenia projektu Krajowego Planu wydają się nie doszacowywać potencjału tej technologii.

Jednym z problemów sygnalizowanych przez ministerstwo klimatu była dostępność biomasy. A przy okazji dyskusji na temat definicji drewna energetycznego mogliśmy zaobserwować, że pojawiają się rozbieżności pomiędzy różnymi branżami rywalizującymi o dostęp do surowca.

Poradzimy sobie z tym. Jeżeli trzeba będzie poszukać dodatkowych bezpiecznych z geopolitycznego punktu widzenia kierunków dostaw biomasy, to je znajdziemy. Żyjemy jednak tu i teraz na tej a nie innej szerokości geograficznej i musimy mieć na uwadze potrzeby miast, takich jak choćby Ciechanów, w których podjęto już decyzje o wielomilionowych inwestycjach, o których porzuceniu nie może być mowy.

Przygotowany w MKiŚ projekt Krajowego Planu jest sprzeczny z tymi planami?

W wersji konserwatywnej bierze je pod uwagę w większym stopniu, niemniej pozostaję na stanowisku, że korekta będzie niezbędna.

Wcześniej powiedział pan, że zbyt dużych korekt w tym dokumencie nie będzie…

To nie jest aż tak duża zmiana. Zresztą, zapewne będzie postulowana przez stronę samorządową podczas konsultacji.

Jeśli dobrze pana rozumiemy, to w grę wchodzą istotne zmiany w ciepłowniczym miksie.

To nie będą zmiany radykalne. Również dzięki temu, że po ostatnich dyskusjach na poziomie kierownictwa MKiŚ doszło do rewizji podejścia w tym zakresie.

Do pańskiego resortu przeniosą się też prace nad strategią dla ciepłownictwa. Domyślamy się, że i w tym przypadku można spodziewać się podobnej korekty do założeń przyjętych w pracach, które nadzorowała wiceministra Zielińska.

Tak, ale to dalsza perspektywa. W pierwszej kolejności musimy zaktualizować KPEiK i Program Polskiej Energetyki Jądrowej, a także podjąć prace nad nową Polityką Energetyczną Polski. Dopiero wtedy przyjdzie czas na kolejne dokumenty.

Ale można liczyć, że stanie się to jeszcze w bieżącej kadencji?

Absolutnie tak.

Pracujemy nad bonem w związku z podwyżką cen ciepła

W mediach jest coraz głośniej o spodziewanych podwyżkach rachunków w związku z „odmrożeniem” cen ciepła. Resort klimatu przygotował propozycje objęcia wrażliwych gospodarstw specjalnym bonem, nad którymi teraz ma pracować pana ministerstwo.

Już pracuje.

Dotychczasowy kierunek tych propozycji zostanie utrzymany?

Tak. Pracujemy nad bonem.

Nie widzimy entuzjazmu…

Bo przywiązuję do tego wyzwania dużą wagę. W tle jest problem umów, moim zdaniem niekorzystnych, które zostały zawarte w okresie kryzysu energetycznego. Tak przy okazji, w kolejnym kroku, byłbym za całkowitym odejściem od umów typu „take or pay”. Na dziś nasze prace koncentrują się jednak na bonie. Jesteśmy na etapie analiz dotyczących zasięgu świadczenia z punktu widzenia aktualnych możliwości budżetowych.

Kiedy decyzje?

Wypracowanie mechanizmu jest kwestią najbliższych dni. Również projekt legislacyjny mamy właściwie gotowy. Czekają nas jednak decyzje z Ministerstwem Finansów i Gospodarki. Wyzwanie z punktu widzenia budżetu jest duże, ale będę szukał rozwiązania, które pozwoli uchronić obywateli przed podwyżkami. Wsparcie państwa jest tutaj potrzebne.

Rozmawiali Aleksandra Hołownia i Marceli Sommer