Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie chce, aby studenci wieczorowi chodzili na zajęcia z dziennymi. To jedna ze zmian, którą zamierza zawrzeć w projekcie nowej ustawy dla uczelni, tzw. 2.0



Obecnie w niektórych szkołach studia wieczorowe to fikcja. Uczelnie łączą bowiem zajęcia studentów stacjonarnych (dziennych) z niestacjonarnymi (wieczorowymi, zaocznymi).
Mniejsze koszty
– Szukają w ten sposób oszczędności. Zamiast np. dwóch wykładów czy konwersatoriów wystarczy, że zorganizują jeden. Niestety, dzieje się to kosztem jakości kształcenia. Takie grupy są bowiem większe, a komfort pracy mniejszy – komentuje Tomasz Tokarski, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Tracą zwłaszcza studenci dzienni. Wykładowca musi dostosować poziom zajęć do wszystkich słuchaczy, a często osoby, które wybierają studia niestacjonarne, mają gorsze wyniki. Resort nauki na razie nie zdradza, w jaki sposób zamierza zakazać szkołom łączenia studentów dziennych z wieczorowymi.
– Trwają jeszcze analizy, w jaki sposób skonstruować uregulowania w tym zakresie, żeby nadmiernie nie skomplikować kwestii zarządzania siatkami zajęć na uczelniach – wyjaśnia Piotr Müller, dyrektor w MNiSW.
Jedna z branych pod uwagę propozycji jest taka, aby wprowadzić procentowe ograniczenie. W ustawie 2.0 znalazłby się przepis, że np. nie więcej niż 30 proc. zajęć, w których biorą udział studenci niestacjonarni, może być prowadzonych łącznie ze stacjonarnymi.
Co na to eksperci?
– W mojej ocenie trzeba przeprowadzić analizę, na ile łączenie grup dziennych z wieczorowymi jest problemem i czy w ogóle ustawowa regulacja jest potrzebna. Warto w tym celu przeanalizować raporty Polskiej Komisji Akredytacyjnej, która ocenia jakość kształcenia na uczelniach – uważa prof. Marek Rocki, były przewodniczący PKA, rektor SGH. – Może się bowiem okazać, że patologiczne łączenie grup to jednostkowe przypadki i nie wymaga ingerencji ustawodawcy – dodaje.
Podobnie pomysł resortu ocenia Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego.
– Widocznie ministerstwu zależy na tym, aby odseparować studia, które są opłacane z budżetu państwa od tych, które powinny się samofinansować z czesnego. Jednak nie jestem przekonany, czy wprowadzanie takiej zmiany faktycznie jest potrzebne – uważa Piotr Pokorny.
Ostrożnie na temat propozycji MNiSW wypowiada się przedstawiciel studentów.
– Każde rozwiązanie, którego celem jest podniesienie jakości kształcenia, oceniamy z entuzjazmem. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Zobaczymy, jak dokładnie będzie brzmiał ten przepis – mówi Tomasz Tokarski.
Przypomina, że to byłaby kolejna zmiana w prowadzeniu studiów niestacjonarnych. Resort bowiem chce je też wydłużyć. Na razie jednak nie jest przesądzone o ile. Ostatnio rozważana opcja jest taka, aby studia niestacjonarne pierwszego stopnia (licencjackie, inżynierskie) trwały dłużej o semestr, natomiast drugiego stopnia (magisterskie) o dwa semestry. Czyli łącznie zrealizowanie zaocznych albo wieczorowych studiów licencjackich i magisterskich zamiast pięciu lat wydłużyłoby się do sześciu i pół. Na taką propozycję nie ma jednak zgody rektorów. Ostrzegają, że przełoży się to na wyższe koszty studiów. Zdaniem resortu nie ma jednak ku temu podstaw. I podkreśla, że będzie monitorował sytuację, aby uczelnie nie uległy pokusie podniesienia czesnego.
Dołożenie do tego zakazu łączenia zajęć studentów wieczorowych z dziennymi również mogłoby się odbić na czesnym.
Coraz mniej studentów, zwłaszcza niestacjonarnych / Dziennik Gazeta Prawna
Na kierunek po roku
To nie koniec zmian w zasadach studiowania, nad którymi pracuje ministerstwo. Chce też, aby można było przyjmować studentów na uczelnię, a nie na konkretny kierunek. Obecnie bowiem kandydaci aplikują na wybrany fakultet.
– Niestety zdarza się, że potem z niego rezygnują i porzucają studia. Osoby zaraz po maturze nie zawsze są pewne swoich wyborów – wyjaśnia Piotr Pokorny.
Dlatego resort nauki chce w nowej ustawie zapisać możliwość, aby rekrutacja mogła dotyczyć całej uczelni. Pomoże to studentom w świadomym wyborze ścieżki edukacji. Ostatecznie bowiem wybiorą kierunek dopiero po ukończeniu pierwszego roku studiów. Wedle propozycji resortu kandydat będzie mógł rekrutować się np. do obszaru nauk społecznych, a dopiero przed rozpoczęciem roku drugiego zadecyduje, czy ma to być politologia, socjologia czy filozofia.
– Już obecnie niektóre najlepsze uczelnie stosują takie rozwiązanie – przypomina Pokorny. Pionierem w tym zakresie jest Szkoła Główna Handlowa w Warszawie. Część szkół natomiast oferuje studia międzywydziałowe, które pozwalają na udział w zajęciach na kilku kierunkach.
– Podstawową różnicą w stosunku do obecnych rozwiązań jest fakt, że uprawnienia do prowadzenia studiów będą przypisane do całej uczelni, a nie do wydziału. W związku z tym nie będzie barier, aby rekrutacja na studia obejmowała np. cały obszar nauki, a nawet kilka. To rozwiązanie nie będzie obligatoryjne. Chcemy dać instrument uczelniom, które będą zainteresowane takim rozwiązaniem – wyjaśnia Piotr Müller.
– Obecnie rzeczywiście struktura niektórych uczelni utrudnia rekrutację bez wskazania kierunku – tłumaczy prof. Rocki.
Eksperci aprobują pomysł resortu.
– Zawarcie w ustawie 2.0 możliwości rekrutacji na uczelnię, a nie na kierunek jest wskazane. Wspólny rok studiów pozwoli zbudować dobrą bazę i podjąć lepszą decyzję, który kierunek ostatecznie wybrać – ocenia Piotr Pokorny.
Cały projekt nowej ustawy dla uczelni zostanie przedstawiony 19 września na Narodowym Kongresie Nauki w Krakowie.