Wysoka cena atomowego dealu

W styczniu dwaj giganci energetyki jądrowej, Westinghouse i KHNP, porozumieli się co do podziału wpływów na światowych rynkach – ujawniły na początku tygodnia koreańskie media. W jej ramach do „strefy amerykańskiej” zaliczono kraje Unii Europejskiej (z wyjątkiem Czech), Wielką Brytanię, Ukrainę, Japonię i Amerykę Północną. Koreańczycy utrzymali prawo do eksportu swojej technologii do kilkunastu krajów, m.in. Wietnamu, Kazachstanu, Egiptu, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Brazylii, Argentyny i RPA.

Wiedza o umowie wieńczącej wieloletni spór koncernów o własność intelektualną sprowadzała się do tej pory do branżowych spekulacji i poszlak. Wiadomo było, że od czasu zawarcia dealu KHNP wycofało się z rywalizacji o projekty jądrowe w Holandii, Słowenii i Szwecji. Zredukowano też obsadę warszawskiego przedstawicielstwa koncernu.

W sprawie zaangażowania Koreańczyków w Polsce do niedawna brakowało jednoznacznych deklaracji, co, w kontekście zawartego w czerwcu kontraktu na budowę elektrowni w Czechach, pozostawiało pole do przypuszczeń, że nie chcą całkiem rezygnować z obecności na sąsiednim rynku. W tym tygodniu ostatnie wątpliwości rozwiał prezes KHNP Hwang Joo-ho. Na wtorkowym posiedzeniu komisji przemysłu koreańskiego parlamentu menedżer przyznał, że spółka wycofała się z Polski. Zaznaczył jednocześnie, że jest to owoc działań rządu Donalda Tuska, który jeszcze przed podpisaniem umowy z Amerykanami zamroził inicjowany dwa lata wcześniej projekt koniński. Jeśli deal z Westinghousem okaże się trwały, Czechy będą więc pierwszą i ostatnią „zdobyczą” KHNP na rynku europejskim, a nie przyczółkiem do dalszej ekspansji.

Czy Tusk naprawdę zawiesił projekt koniński?

Przypomnijmy: KHNP złożyło ponad dwa lata temu swoją nieformalną ofertę na budowę pierwszej elektrowni jądrowej na Pomorzu. Kilka miesięcy później, już po tym, jak rząd zdecydował się na konkurencyjną technologię amerykańskiego Westinghouse’a, list intencyjny w sprawie budowy koreańskich reaktorów w Koninie-Pątnowie podpisały z koncernem z dalekiego wschodu Polska Grupa Energetyczna i kontrolowana przez Zygmunta Solorza grupa ZE PAK (właściciel zasilanej węglem brunatnym elektrowni Pątnów). We wschodniej Wielkopolsce powstać miały dwa bloki jądrowe o łącznej mocy ok. 2,8 gigawata, a jako termin uruchomienia pierwszego z nich przyjmowano wstępnie rok 2035.

Polityczny patronat nad inwestycją objął ówczesny wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Do jej realizacji powołano spółkę celową PGE PAK Energia Jądrowa, która zrealizowała wstępne badania warunków geotechnicznych, sejsmicznych i środowiskowych, a po roku uzyskała na budowę elektrowni zielone światło rządu – tzw. decyzję zasadniczą ministra klimatu i środowiska.

Po politycznej sukcesji projekt – uznany za część politycznego dealu pomiędzy poprzednikami a właścicielem Polsatu – wyhamował. Punktem zwrotnym stała się czerwcowa decyzja rady nadzorczej PGE PAK o wstrzymaniu podpisania wynegocjowanej już umowy w sprawie realizacji studium wykonalności przedsięwzięcia. Niedawno powołany minister energii Miłosz Motyka zapewnia, że rząd nie miał wpływu na wstrzymywanie projektu. Jego losy należały – jego zdaniem – do inwestora (PGE PAK EJ – DGP), będącego „w połowie podmiotem prywatnym”. W praktyce decydujące dla ich rozstrzygnięcia okazały się jednak głosy członków rady nadzorczej wydelegowanych przez MAP. A PGE, pytana o przyszłość przedsięwzięcia, sygnalizowała wprost, że czeka na "ostatnie słowo" rządu.

Inwestycja (nie)skazana na fiasko

Polityczna decyzja o zamrożeniu projektu na tak wczesnym etapie od początku budziła kontrowersje. Dlatego też wypowiedź szefa koreańskiego koncernu staje się dla opozycji koronnym dowodem winy rządu za wygaszenie perspektywicznego przedsięwzięcia. Całkiem niedawno zwolenników jego kontynuacji dało się zresztą znaleźć również na zapleczu dzisiejszej administracji. Projekt polsko-koreański miał, według nich, poprawić polską pozycję wobec innych partnerów oraz ożywić konkurencję. Koreańczycy uważani byli za pretendenta szczególnie z tego punktu widzenia cennego: doświadczonego w realizacji budów w kraju i za granicą, posiadającego kluczowe dla ich powodzenia aktywa przemysłowe, a przede wszystkim zdolnego – co potwierdził przebieg przetargu na czeskie Dukovany – oferować atrakcyjne warunki importerom technologii.

Nie brakowało też sceptyków, którzy wskazywali na "wady założycielskie" konińskiego projektu i źródła nieusuwalnego ryzyka inwestycyjnego: od napięć w Korei (nieudany pucz i przejęcie pełni władzy w kraju przez tradycyjnie sceptyczną wobec atomu Partię Demokratyczną), po te w miotanej rodzinnym konfliktem grupie Solorza (wyszedł na światło dzienne kilka miesięcy po decyzji w sprawie studium wykonalności). Jednym z uzasadnień przemawiających za wstrzymywaniem się od "pochopnych decyzji", które można było usłyszeć od wpływowych osób, był też spór prawny z KHNP-Westinghouse.

Tu wypowiedzi Hwang Joo-ho sugerują, że było odwrotnie: to właśnie czekanie na deal (który, prędzej czy później, musiał zapewne nastąpić) przypieczętowało, że nasze drogi z koreańskim koncernem się rozejdą. Gdyby przedsięwzięcie płynnie toczyło się do przodu, Koreańczycy mogliby przynajmniej podjąć próbę jego „uratowania” i objęcia naszego rynku wyjątkiem podobnym do czeskiego. To, czy taka próba miałaby szansę na powodzenie i jakie byłyby dalsze losy projektu, pozostanie już tylko ćwiczeniem z historii alternatywnej. Ale, jak słyszymy, polska spółka zabezpieczyła się na wypadek odejścia partnera. W razie gdyby KHNP straciło prawa do technologii, musiałoby zwrócić partnerom poniesione w toku realizacji umowy koszty wraz z cenną dokumentacją.

Kurs na technologiczny kartel

W lipcu polski rząd oficjalnie zaprosił partnerów z Seulu do udziału w konsultacjach poprzedzających oficjalne postępowanie w sprawie drugiej w naszym kraju „jądrówki”. Miłosz Motyka deklaruje, że nadal czeka w tej sprawie na oficjalną odpowiedź strony koreańskiej. Na dziś wszystko wskazuje jednak, że na placu boju pozostanie troje pretendentów: amerykański Westinghouse, francuski EDF i kanadyjskie Candu Energy (grupa AtkinsRéalis). O ile nic się nie zmieni (trzeba zastrzec, że uznawany za niekorzystny dla KHNP kształt porozumienia z Westinghousem wywołał małą burzę w Seulu), Koreańczycy nie wystąpią w tej rozgrywce nawet w roli dynamizującego konkurencję „dżokera”.

Następstwa umowy amerykańsko-koreańskiej to zły omen nie tylko dla Konina, który coraz wyraźniej traci pozycję faworyta do budowy drugiej elektrowni na rzecz Bełchatowa.

Niedawno opisywaliśmy na tych łamach projekt odświeżonego programu dla energetyki jądrowej. Jego podstawowe założenie? Atrakcyjność polskiego rynku oraz konkurencja między dostawcami, w odpowiednio zaprojektowanych przez rząd ramach, mogą być kluczem do uzyskania przez Polskę maksymalnie korzystnych warunków budowy kolejnych elektrowni. Do formalnego startu przetargu zostało jednak jeszcze trochę czasu, a równolegle rynek, na którym będziemy "łowić", staje się coraz płytszy. Umowa o podziale biznesowych stref wpływów między Westinghousem a KHNP to kolejny w ostatnim czasie, po próbie zatrzymania czeskiego kontraktu przez Francuzów, symptom kartelizacji branży. I, choć rację mają eksperci Nuclear PL, którzy podnoszą, że tego rodzaju praktyki stoją w jawnej sprzeczności z unijnym prawem konkurencji, można wątpić, czy starająca się unikać eskalacji napięć handlowych z USA Komisja Europejska będzie gotowa wyciągnąć z tego faktu konsekwencje.

Dołóżmy do tego obrazka wysyp nowych planów jądrowych, które obniżają relatywną siłę przetargową Polski, i coraz wyraźniejszy priorytet dwóch faworytów w grze o polski atom (Westinghouse’a i EDF) na inwestycje realizowane w krajach macierzystych, a oczywiste stanie się pytanie, czy nie przesypiamy, po raz kolejny, pewnego „momentum”.