Koncepcja Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego nie ma uzasadnienia ekonomicznego – ocenił po ponad roku prac zespół ds. wydzielenia aktywów węglowych w Ministerstwie Aktywów Państwowych.

NABE według planów poprzedniego rządu miała być podmiotem, który uwolni państwowe spółki energetyczne od węglowego balastu i zapewni skoordynowane zarządzanie nim w okresie transformacji. Wydzielenie miało ułatwić spółkom pozyskiwanie finansowania na nowe inwestycje, przyspieszając transformację sektora, a równocześnie gwarantować bezpieczeństwo energetyczne: zapewniać dalsze funkcjonowanie aktywów węglowych na skalę niezbędną do zaspokajania zapotrzebowania w systemie.

Analizy dotyczące NABE nie wytrzymały próby czasu

Zespół powołany przez resort Jakuba Jaworowskiego uznał, że podlegające NABE elektrownie byłyby głęboko pod kreską. Uwzględniając zobowiązania spółek oraz przyszłe przepływy pieniężne, lukę w budżecie NABE na lata 2025–2040 oszacowano na blisko 54 mld zł. Zebranie aktywów węglowych w jednym podmiocie znacząco ograniczyłoby też w ocenie zespołu szanse na akceptację ewentualnego wsparcia przez Komisję Europejską.

Na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami Jaworowski przekonywał, że stworzenie NABE oznaczałoby, że „z definicji tworzylibyśmy bankruta”, a analizy, na których opierała się koncepcja, nie wytrzymały próby czasu. Chodzi m.in. o założenie, że ceny energii utrzymają się na wysokim poziomie, jak w okresie pandemii. Model opracowano, gdy ceny na rynku hurtowym przekraczały 1100 zł/MWh. – Kolejne nierealistyczne założenie dotyczyło tempa rozwoju odnawialnych źródeł energii, które okazało się dużo wyższe – mówił minister.

Autorzy raportu nie uważają też, żeby wydzielenie aktywów było konieczne z punktu widzenia dostępu spółek energetycznych do kapitału. Zespół MAP stwierdził, że spółki są w stanie finansować inwestycje nawet przy utrzymaniu węglowych jednostek wytwórczych w swoich strukturach. Kluczem jest m.in. wykorzystywanie emisji obligacji lub formuły „project finance”. – Wszystkie spółki energetyczne opublikowały strategie, które nie zakładają wydzielenia tych aktywów. Strategie zakładają ambitne działania inwestycyjne na rzecz transformacji i zostały dobrze przyjęte – przekonywał Jaworowski, dodając, że problem finansowania był „przesadzony”. Zapewnia też DGP, że banki uczestniczyły w pracach zespołu i ten aspekt był z nimi omawiany.

Wiceminister przemysłu Wojciech Wrochna podkreślał jednak, że „nikt nie twierdzi, że temat finansowania spółek z aktywami węglowymi jest wymyślony”. – Tylko nie możemy rozwiązywać jednego problemu, tworząc trzy inne w innych miejscach – tłumaczył.

Nagradzanie za gotowość. Nadchodzi nowy rynek mocy zamiast NABE?

Zamiast NABE zespół proponuje nowe mechanizmy wsparcia. Wśród nich rynek mocy, który miałby obowiązywać po 2029 r. i – tak jak obecnie – nagradzać jednostki wytwórcze za gotowość do pracy. Jego głównym adresatem będą – w związku z wynikającymi z unijnych przepisów obostrzeniami dotyczącymi emisyjności – elektrownie gazowe.

W związku z prognozowanym przez operatora deficytem mocy dyspozycyjnych w systemie uzupełnić go ma jednak dodatkowy tzw. mechanizm dekarbonizacyjny. Zakłada on możliwość czasowej kontynuacji wynagradzania źródeł węglowych do czasu przejęcia ich zadań przez, działające w ramach tej samej grupy kapitałowej, jednostki gazowe z zabezpieczonymi w aukcjach kontraktami mocowymi. – To nie tyle instrument wsparcia aktywów węglowych, co zrównoważona ścieżka dekarbonizacji energetyki, która pozwala na zachowanie bezpieczeństwa dostaw. To dodatkowy element rynku mocy, który zakłada, że w czasie budowy nowych, niskoemisyjnych źródeł dyspozycyjnych, dana grupa energetyczna miałaby możliwość finansowania aktywów węglowych o analogicznej mocy – wyjaśnia Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

Trzecim elementem propozycji zespołu MAP jest mechanizm elastyczności, wyodrębniony z rynku mocy na rzecz technologii magazynowych oraz tzw. usług DSR (z ang. demand-side response), czyli związanych z ograniczaniem zużycia energii na żądanie operatora systemu. Celem jest uniknięcie tego, że na aukcjach konkurowałyby ze sobą źródła wytwórcze i dostawcy usług, które znacząco różnią się od nich pod względem potencjału (np. ograniczona pojemność baterii umożliwia stabilizację systemu jedynie w horyzoncie dobowym, ale nie zabezpiecza dostaw na dłuższe okresy). To efekt doświadczeń z grudnia ub.r., kiedy to rywalizację o kontrakty mocowe zdominowały magazyny, pozbawiając szansy na kontrakty część projektów gazowych planowanych przez spółki, które zabezpieczyć miały ok. 4 GW mocy na newralgiczny rok 2029, w którym możliwość korzystania z rynku stracą jednostki węglowe. Ostatecznie z inicjatywy rządu przyjęto nowelizację ustawy o rynku mocy, która umożliwiła zaplanowanie pod kątem gazówek tzw. aukcji dogrywkowych. Jej wyniki poznamy w przyszłym tygodniu.

Wrochna podkreślał, że obecne propozycje będą jeszcze dopracowywane przez nowy zespół – ds. transformacji systemu elektroenergetycznego. Według niego konieczne będzie wypracowanie podejścia, które zapewni, że wsparcie nie będzie zbyt duże i nie obciąży zbyt mocno odbiorców. Ile będzie kosztował nowy rynek mocy? Tego na razie nie wiadomo. – Szczegółowe wyliczenia dopiero się tworzą i one będą też dyskutowane z Komisją Europejską. Natomiast cel jest bardzo precyzyjny i jest jasno określony. Koszt nowego, zmodyfikowanego rynku mocy musi być jak najniższy – zaznaczył Wrochna. Według wiceministra nowy system powinien działać tak, aby „nie wybudować ani jednego megawata zbędnej rezerwy”.

Wojciech Wrochna dodał, że rząd jest wprawdzie po wstępnych rozmowach z Komisją, ale szczegóły mechanizmu będą wymagały uzgodnień. Jednocześnie podkreślano, że wyegzekwowanie takiej możliwości będzie konieczne, aby uniknąć luki mocowej od 2029 r. To oznacza też, że dalsze prace powinny toczyć się szybko, tak aby nowe aukcje mogły odbywać się już w 2026 r. Wrochna zapowiada w związku z tym przedstawienie szczegółów propozycji “w najbliższych tygodniach lub miesiącach”. Ustawa w sprawie nowego rynku mocy miałaby być z kolei gotowa na przełomie 2025 i 2026 r.

Szef PSE zwraca z kolei uwagę, że szczegóły będą zależeć m.in. od wyników najbliższych aukcji dogrywkowych na rynku mocy, planowanych na przyszły tydzień. – To one pokażą, ile dodatkowych mocy gazowych będziemy musieli zbudować po 2029 r. i, w konsekwencji, ile mocy węglowych będziemy potrzebowali. Można mieć nadzieję, że te najbliższe aukcje zabezpieczą więcej mocy niż pierwotnie zakładaliśmy, a więc ponad 4 GW – mówi DGP Onichimowski.

Spółki energetyczne nie martwią się brakiem NABE

Wycofanie się rządu z planów stworzenia NABE nie martwi prezesa Enei Grzegorza Kinelskiego, który zapewnia, że spółka była przygotowana na każdy scenariusz. Zastrzega, że zapewnienie finansowania dyspozycyjności źródeł węglowych pozostaje „niezbędnym elementem bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego w Polsce”. Oprócz przedłużenia derogacji na rynku mocy konieczne będzie w związku z tym, jego zdaniem, stworzenie kolejnego systemu, np. rezerwy strategicznej dla bloków węglowych po 2028 roku.

Także biuro prasowe PGE przekazuje nam, że mechanizmy wsparcia, jak rynek mocy, są niezbędne, aby umożliwić pokrycie kosztów funkcjonowania niezbędnej technicznie części sektora energetyki konwencjonalnej. - Dlatego konieczne jest wdrożenie pozarynkowych mechanizmów wsparcia dostosowanych do nowej roli tych jednostek. Informacja o podjętych w tym zakresie pracach jest potwierdzeniem słuszności tej oceny – komentuje PGE.

Według Marty Anczewskiej z Instytutu Reform model zapewnienia ciągłości dostaw bez NABE, oparty na konkurencyjnie przyznawanym wsparciu „będzie na pewno lepszy dla budżetu państwa oraz polskich konsumentów i firm”. – Zastanawiająca jest jednak propozycja mechanizmu dekarbonizacyjnego, który de facto przedłuża życie elektrowni węglowych w powiązaniu z wynagrodzeniem dla bloków gazowych. Celem jest stworzenie bodźców do budowy niskoemisyjnych mocy, ale taki model może obrócić się przeciwko transformacji – uważa ekspertka. Według niej przy projektowaniu nowego modelu wsparcia na dostawy mocy po 2030 r. warto wprowadzić obowiązek przygotowania przez beneficjentów strategii dojścia do neutralności klimatycznej.

Tobiasz Adamczewski z Forum Energii ocenia z kolei, że rekomendacje MAP potwierdzają, że „rząd nie ma pomysłu na zagospodarowanie i wykorzystanie jednostek węglowych”. – Nowością jest pojawienie się argumentu ekonomicznego, wskazującego, że NABE mogłaby generować lukę finansową. Nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie powstały te obliczenia, brakuje bowiem jasnego planu odejścia od węgla, a zaktualizowany Krajowy Plan na Rzecz Energii i Klimatu (KPEiK) wciąż nie został opublikowany – komentuje. Jak dodaje, z ustaleń MAP wynika również konieczność dalszego dopłacania do energetyki węglowej, która to perspektywa “może wpłynąć negatywnie na kondycję spółek”. – Potrzebny jest jasny plan odejścia od węgla, który powstałby na podstawie analizy aktywów i przewidywałby stopniowe wyłączanie najmniej efektywnych jednostek w celu ograniczenia kosztów dla odbiorców – podkreśla Adamczewski.©℗

opinie

Rezygnacja z agencji to błąd, który może drogo kosztować transformację energetyczną

ikona lupy />
Wanda Buk, b. wiceprezeska PGE, ekspertka Instytutu Sobieskiego / Materiały prasowe

Decyzja rządu o rezygnacji z NABE, de facto podjęta już w 2023 r. to ogromny błąd. Zabrakło zrozumienia złożoności całego procesu i konsekwencji, jakie się z nim wiążą.

Nie zgadzam się z tezą, że NABE z definicji byłoby ekonomicznie nieuzasadnione czy skazane na straty. To uproszczenie. Owszem, poszczególne jednostki mogłyby w niektórych latach generować ujemny wynik, ale całościowo NABE miało szansę się bilansować, zwłaszcza przy planowanym, sukcesywnym odstawianiu nierentownych bloków. NABE nie miało służyć sztucznemu utrzymywaniu przy życiu trwale nierentownych elektrowni.

Jeżeli państwo chciałoby zachować takie jednostki ze względu na bezpieczeństwo systemu, to i tak wymagałoby to pomocy publicznej – niezależnie od tego, w czyich rękach byłyby aktywa. Brak NABE nie rozwiązuje tych problemów, a jedynie je przesuwa. Potwierdzają to nowe propozycje MAP, które w praktyce również oznaczają pomoc publiczną, choć w innym opakowaniu.

Wbrew temu, co twierdzi obecna ekipa, nie jest prawdą, że wokół NABE brakowało rzetelnych analiz. Zarzucenie projektu to strata 2,5 roku pracy zespołów, które prowadziły rozmowy z kilkunastoma bankami, posiadały wstępne decyzje kredytowe, uzgodnienia z Komisją Europejską oraz zawarte umowy ze związkami zawodowymi. To był niezwykle skomplikowany proces, wymagający zarówno kompetencji, jak i strategicznego myślenia oraz negocjacji. Po zmianie władzy do Ministerstwa Aktywów Państwowych weszły osoby, które – choć kompetentne w wielu innych obszarach – nie miały doświadczenia ani wystarczających zasobów, aby przeprowadzić tak złożony projekt. Zamiast go dokończyć, postanowiono zaczynać wszystko od nowa, marnując czas i wcześniejsze, kosztowne ustalenia.

Brak NABE nie rozwiązuje problemów, a jedynie je przesuwa

Obecnie MAP proponuje nowy mechanizm, który w praktyce również oznacza pomoc publiczną, choć w innym opakowaniu. Mówienie o ryzyku monopolizacji rynku przez NABE jest przesadzone. Dziś to PGE, z obecnym, zróżnicowanym portfelem wytwórczym, posiada znacznie silniejszą pozycję na rynku niż miałaby NABE, której udział w rynku systematycznie malałby wraz z rozwojem OZE. Nie jest też prawdą, że w modelach przyjęto stałe ceny z czasu kryzysu energetycznego. W prognozach zakładano ich spadek, a analizowanych scenariuszy było wiele.

NABE dawałoby realne korzyści dla całego systemu

NABE umożliwiłoby lepsze programowanie grafików pracy i remontów bloków, co przełożyłoby się na korzyści systemowe i większą stabilność całego sektora energetycznego. Tymczasem bez wydzielenia aktywów spółki energetyczne nadal pozostają obciążone rosnącymi kosztami CO2, kosztami ubezpieczeń i utrzymania węglowych jednostek. To wszystko istotnie ogranicza ich zdolności inwestycyjne. Z pustego się nie naleje – transformacja bez NABE została realnie spowolniona, choć obecna narracja próbuje to ukryć.

W branży brakuje odwagi, by głośno mówić prawdę

Niepokoi w tym kontekście konformizm części liderów sektora. Prezes PGE Dariusz Marzec, dopóki mógł mówić swobodnie, przyznawał, że wydzielenie aktywów jest niezbędne. Dziś najwyraźniej nie może sobie pozwolić na szczere wypowiedzi, wybierając milczenie i polityczną ostrożność. To rozczarowuje, bo od liderów tak strategicznej branży wymaga się odwagi, a nie oportunizmu – zwłaszcza w sprawach o fundamentalnym znaczeniu dla polskiej energetyki i bezpieczeństwa kraju.

Podsumowując, zaniechanie NABE nie jest dowodem odpowiedzialności, lecz dowodem na brak konsekwencji i odwagi do dokończenia trudnego, ale potrzebnego procesu. Nowe propozycje MAP wcale nie eliminują potrzeby pomocy publicznej ani kosztów, a jedynie je przesuwają, przy okazji obciążając spółki energetyczne i ryzykując spowolnienie transformacji energetycznej.©℗

not. MS

NABE umarło, ale problem węgla brunatnego pozostał

ikona lupy />
Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat / Materiały prasowe

Dobrze, że MAP opublikowało w końcu wyniki prac zespołu. Ale nie trzeba było czekać półtora roku i wydać ponad 200 tys. zł publicznych pieniędzy na doradcę finansowego, aby dojść do wniosku, że NABE nie będzie. Już wcześniej taką decyzję podjęto na poziomie politycznym. Podoba mi się za to podejście do nowego rynku mocy – dotychczas za niego przepłacaliśmy, bo ceny wyjściowe w aukcjach zawierały premię za niepewność, którą rząd sam wytworzył. Jeden plan dekarbonizacji, zorientowany na osiąganie efektów, a nie tylko wydawanie pieniędzy na nowe jednostki, to coś, czego nam potrzeba. I Bruksela w końcu zaakceptuje takie podejście.

Nie potrzebujemy dalszych analiz, ale działania – liczę na to, że MAP, wykonując swój mandat akcjonariusza, przyspieszy transformację spółek wytwórczych i regionów węglowych.

Spółki energetyczne, zamiast pozbywać się cennych przyłączy sieciowych, chcą rozwijać w tych miejscach nowe aktywa wytwórcze – nie tylko gazowe, lecz także magazyny energii. O ile sprawa jest jasna w przypadku Tauronu czy Enei, o tyle ogłoszenie nowej strategii PGE nie przyniosło rozstrzygnięcia. PGE zwraca się z apelem do rządu, w tym ministra finansów, o pokrycie kosztów życia kopalni w Turowie i Bełchatowie, aby utrzymać moc przylegających elektrowni. Całe koszty utrzymania aktywów węglowych wycenia na 5 mld zł.

Skoro mamy im za to płacić, to niech PGE GiEK już dziś zacznie zbierać na fundusz likwidacyjny kopalń i przyzna w Zgorzelcu, że nie będzie działalności Turowa do 2044 r. Do tej pory nikt z polityków ani z zarządu PGE i PGE GiEK nie zebrał się na odwagę w tej sprawie, a ludzie oczekują szczerej rozmowy o przyszłości ich regionu. ©℗

ikona lupy />
Wyniki grup, których aktywa węglowe miały zostać wydzielone do NABE / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe