Odmrażanie cen i taryfy dynamiczne – te dwa postulaty składają się na credo liberalnej części komentatorów w branży energetycznej. Cel? Według ekspertów Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza (IPE), którzy swego czasu wypowiedzieli się w tej sprawie dla PAP, to budowa społecznej świadomości, że „stawki powinien wyznaczać rynek, a nie rząd”. Według portalu Business Insider: „powrót do normalności”. Co ciekawe, w tym samym czasie, w którym rząd przymierzał się do uwolnienia cen, a minister Miłosz Motyka mówił w mediach o zachęcaniu obywateli do taryf dynamicznych, część spółek energetycznych promowała oferty obejmujące wieloletnie gwarancje cen energii na stałym poziomie – a więc możliwość kontynuacji ich mrożenia dla tych odbiorców, którzy obawiają się dalszych wahań kosztów w przyszłości i są skłonni zapłacić premię za stabilność.
Więcej rynku dla gospodarstw domowych
Większość orędowników uwolnienia cen – na czele z przedstawicielami koalicji rządzącej i menedżerami z kluczowych spółek – podkreśla też, że w aktualnych warunkach odmrożone ceny prądu nie będą wyższe, choć niektórzy przyznają na drugim oddechu, że rachunki za energię elektryczną mogą nieco wzrosnąć za sprawą innych ich komponentów, na czele z powracającą opłatą mocową. Krytyka mechanizmu mrożenia cen była zresztą w otoczeniu branży energetycznej obecna nawet w szczycie kryzysu inflacyjnego. Wtedy przekonywano, że „tylko” odkłada on obciążenia dla gospodarstw na dalszą przyszłość oraz stanowi dla większości gospodarstw niepotrzebny czynnik zniechęcający do oszczędzania energii.
Drugi filar liberalnego wyznania wiary, elastyczna wycena energii, od Nowego Roku stanie się jedną z obowiązkowo proponowanych przez spółki opcji rozliczeń. Chodzi o ofertę, w ramach której bazą, zamiast stałych stawek, które są podstawą najpopularniejszej taryfy G11, będą dynamicznie zmieniające się w czasie bieżące notowania na giełdzie energii. To model, w którym odbiorca detaliczny ma być zachęcany do aktywnego śledzenia sytuacji na rynku oraz adaptacji swoich zachowań konsumenckich, a więc zwiększania poboru w godzinach największej dostępności energii i ograniczania jej, gdy jest to nieopłacalne.
W realiach miksu z rosnącym udziałem źródeł zależnych od pogody oznacza to dostosowywanie się do warunków wiatrowych i słonecznych, które stają się kluczowym czynnikiem regulującym podaż, a w konsekwencji ceny prądu (wraz z rozwojem magazynów bateryjnych można liczyć na nieznaczne wydłużenie horyzontu czasowego na zużycie nadwyżek energii z OZE), oraz do rynkowego popytu, którego spadek przyczynia się do niższych cen w godzinach nocnych. Do grona zwolenników tego kierunku rozwoju rynku energii oficjalnie dołączył ostatnio państwowy operator systemu przesyłowego, spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne, włączając promocję taryf dynamicznych do swojego pakietu rekomendacji na rzecz redukcji ryzyka blackoutów. Bardziej elastyczni odbiorcy to, z jej punktu widzenia, szansa na amortyzację coraz częściej występujących wahań na tak ewoluującym rynku energii.
Konieczne subsydia dla przemysłu
Pomijając wątpliwości co do korzyści z dynamicznych taryf poza niszą w postaci gospodarstw domowych o specyficznym profilu korzystania z energii elektrycznej oraz cieszących się dostępem do nowoczesnych technologii, wiara, że dwa proste ruchy pozwolą rynkowi energii wrócić do – rozumianej w duchu liberalnym – normalności, a co więcej, są drogą, która przyczyni się do obniżenia cen energii, jest złudna i odbiega od szerszych trendów, które determinują sytuację Polski.
Jak pisaliśmy w poniedziałek, Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje w swoim flagowym raporcie nową falę elektryfikacji, która przełoży się, w ciągu dekady, na wzrost zapotrzebowania na prąd rzędu 30 proc. Średnie koszty jego wytworzenia mają wprawdzie spadać, ale aż do 2050 r. pozostaną wyższe niż w innych wiodących gospodarkach świata, obciążając pozycję konkurencyjną UE. Przyczyny sytuacji są złożone. Obejmują zarówno zależność od importu paliw, jak i obciążenia związane z opłatami za emisje w systemie ETS. A także szereg kosztów, które ponosimy w zamian za stosunkowo wyższą niż w innych regionach świata jakość życia: wysokie standardy zatrudnienia, regulacje, złożone procedury pozwoleniowe i badanie oddziaływania na środowisko.
Tymczasem wskaźnik kosztu wytworzenia, jak słusznie zauważał w komentarzu dla DGP Michał Hetmański z Fundacji Instrat, to tylko jedna z części składowych rachunku. Tu wracamy do kwestii głodu energii elektrycznej związanego z rozwojem nowych branż gospodarki, ale i procesem dekarbonizacji. Ogromny wysiłek inwestycyjny, związany z równoległą realizacją tych dwóch wymiarów transformacji – rozbudową systemu i wymianą źródeł – opiera się m.in. na mechanizmach wsparcia, których finansowanie obciąża, w postaci specjalnych opłat, rachunki za energię. W tym miejscu koło się zamyka, a przed Europą pojawia się szereg dylematów, które sprowadzić można do jednego, najbardziej podstawowego, o którym w sposób najbardziej dobitny mówił nam Piotr Arak z VeloBanku: albo zwiększenie skali i zakresu subsydiów, które oprócz dotychczasowych celów będą musiały również zapewnić konkurencyjność strategicznym branżom przemysłu, albo kolejna fala dezindustrializacji i ustąpienie miejsca w wyścigu technologicznym.
Państwo musi zadbać o społeczną równowagę
O ile nie zdecydujemy się na ten ostatni scenariusz, stoimy w obliczu procesów, które, z wysokim prawdopodobieństwem, sprawią, że rynek energii będzie rynkiem w mniejszym jeszcze stopniu niż do tej pory. A jeśli ktoś uważał, że odmrożenie cen energii wyznaczy początek końca ery interwencjonizmu w energetyce, mocno się przeliczy. To władze publiczne – na poziomie krajowym i wspólnotowym – będą musiały określić nowe warunki gry.
W tym kontekście ograniczenie wsparcia cenowego dla gospodarstw domowych i próba obciążenia ich kosztami adaptacji – w tym w postaci zmian profilu zużycia energii – nabiera nowego wymiaru i może przyczynić się do sporych napięć społecznych. Warto przypomnieć w tym kontekście planistom, że nowy ład wymaga społecznego zrównoważenia. Scenariusz wyścigu subsydiów dla przemysłu bez uwzględnienia interesu zwykłych konsumentów tego warunku nie spełnia.