Zmiana koniunktury i postrzegania przemian w energetyce nie ominęła Międzynarodowej Agencji Energii. Organizacja, którą kraje rozwinięte stworzyły w odpowiedzi na kryzys naftowy lat 70., początkowo była skupiona na bezpieczeństwie dostaw surowców energetycznych, na czele z ropą. Zmieniła politykę po podpisaniu w 2015 r. porozumienia klimatycznego, a przez ostatnie lata dużą część uwagi poświęciła realizacji tych zobowiązań. Ale 10 lat po tym, jak świat zadeklarował dążenie do ograniczenia ocieplenia klimatu poniżej 2 st. C (a optymalnie 1,5 st.), MAE ponownie koryguje kurs, odnotowując, że krajobraz w energetyce się komplikuje. Ogłaszając w zeszłym tygodniu nową edycję raportu „World Energy Outlook”, dyrektor Agencji Fatih Birol podkreślał, że rządy muszą wyważyć wiele nie zawsze zbieżnych celów, od bezpieczeństwa dostaw, przez przystępność cen energii i konkurencyjność gospodarki, po ochronę klimatu.

Neutralność klimatyczna pod znakiem zapytania

Pod wpływem USA, największego sponsora MAE, który finansuje kilkanaście procent jej wydatków, Agencja po raz pierwszy od sześciu lat ujęła w raporcie konserwatywny scenariusz, w którym zakłada się utrzymanie regulacyjnego status quo, a w konsekwencji wyhamowanie obserwowanego w ostatnich latach procesu rozpowszechniania i stopniowego zaostrzania celów i polityk związanych z redukcją emisji gazów cieplarnianych. World Energy Outlook zawiera też zrewidowany scenariusz „umiarkowanego postępu“, obejmujący nieco szerszą pulę deklaracji i zobowiązań politycznych, który i tak zapowiada definitywne pożegnanie z celami porozumienia paryskiego.

Zgodnie z tym wariantem transformacji energetycznej roczne emisje CO2 w 2035 r. byłyby ponaddwukrotnie wyższe niż w ścieżce neutralności klimatycznej w 2050 r. Szacowany budżet węglowy, czyli maksymalny wolumen emisji, który pozwoliłby na wyhamowanie wzrostu temperatur do 2100 r. w granicach 1,5 st., zostanie wykorzystany przed 2030 r., a przekroczenie pułapu 2 st. ocieplenia – przypieczętowane w okolicach półwiecza. Nie znaczy to, że energetyka stanie w miejscu albo cofnie się do technologii minionej epoki. We wszystkich scenariuszach MAE zakłada szybki rozwój źródeł odnawialnych i energetyki jądrowej oraz redukcję zużycia węgla.

Prognozy Międzynarodowej Agencji Energii pokazują coraz bardziej komplikującą się przyszłość transformacji energetycznej
ikona lupy />
Prognozy Międzynarodowej Agencji Energii pokazują coraz bardziej komplikującą się przyszłość transformacji energetycznej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Po pierwsze, elektryfikacja. Czy inwestycje nadążą za (energetycznymi) potrzebami?

Niezależnym od ambicji klimatycznych trendem, który będzie wymuszać rozbudowę mocy wytwórczych w energetyce, będzie wzrost zapotrzebowania na prąd, napędzany rozwojem technologii cyfrowych na czele ze sztuczną inteligencją oraz dekarbonizacją przemysłu, transportu, ogrzewnictwa i chłodzenia. Jeśli elektryfikacja będzie zachodzić szybciej niż rozwój nowych źródeł, może się okazać, że wygaszanie paliw kopalnych ulegnie spowolnieniu.

– W zeszłym roku stwierdziliśmy, że świat szybko zmierza w kierunku epoki elektryczności. Dziś jest jasne, że ona już nadeszła – przekonywał Birol. W przeciwieństwie do poprzedniej dekady, gdy elektryfikacja była głównie domeną krajów rozwijających się, tym razem szybki wzrost zapotrzebowania na prąd będzie odczuwalny również na Zachodzie, zwłaszcza w UE. W ciągu najbliższej dekady prognozowane zużycie prądu w gospodarkach Wspólnoty ma urosnąć o 30 proc.

Konkurencyjność warunkowana subsydiami

MAE przewiduje, że najbliższe lata powinny przynieść na rynkach europejskich spadki kosztów wytwarzania energii, ale w perspektywie 2050 r. i tak pozostanie ona droższa niż na innych rynkach wiodących. Przyczynią się do tego wyższe niż gdzie indziej koszty inwestycji w najważniejsze technologie w elektroenergetyce. – Te okoliczności mogą silnie wpływać na konkurencyjność przemysłu, a w dłuższym horyzoncie – kształtować strategiczną pozycję całej Unii – ocenia Kamil Moskwik, analityk rynku energii.

Moskwik dodaje, że od dalszych decyzji Wspólnoty zależy, czy europejski rynek będzie ważnym ośrodkiem technologii przyszłości, czy jedynie ich importerem z krajów o tańszej energii. Zdaniem Piotra Araka, głównego ekonomisty VeloBanku, trwała różnica w kosztach prądu będzie działać jak dodatkowy podatek obciążający europejską produkcję przemysłową. – To wygląda jak ścieżka na dezindustrializację i utratę całego przemysłu energochłonnego w Europie, a także ogromną presję na subsydia, szczególnie we Francji, w Niemczech i Polsce. Sam spadek kosztów w UE nie wystarczy, jeśli utrzyma się luka cenowa wobec kluczowych konkurentów – podkreśla ekspert.

Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat, zwraca natomiast uwagę, że na wysokie ceny energii w Europie składa się zależność od importu paliw kopalnych, zamożność i wysokie standardy regulacyjne oraz skala inwestycji koniecznych do wykonania w krótkim okresie. – Ich koszty ponosimy już dziś, a korzyści staną się odczuwalne dla odbiorców energii najwcześniej za 10–15 lat – mówi. Hetmański przyznaje, że obniżoną pozycję konkurencyjną będą musiały zrekompensować przemysłowi różne mechanizmy wsparcia. – Powinniśmy zastanawiać się nie nad tym, czy publiczne subsydia cen energii są potrzebne, tylko jak je w sposób najbardziej efektywny alokować. Za godne uwagi należy uznać propozycje z prezydenckiego projektu ustawy o cenach energii – przekonuje.

Europa w kolejnych dekadach ma w dalszym ciągu zmagać się z wyższymi niż konkurenci kosztami pozyskania energii elektrycznej
ikona lupy />
Europa w kolejnych dekadach ma w dalszym ciągu zmagać się z wyższymi niż konkurenci kosztami pozyskania energii elektrycznej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe