Wprowadzenie mechanizmów wsparcia ukierunkowanych na stymulowanie produkcji oraz zużycia energii elektrycznej poprzez ceny jej wytworzenia oraz dostarczenia – to jedna z rekomendacji Polskich Sieci Elektroenergetycznych przekazanych rządowi w ramach tzw. pakietu antyblackoutowego. W dokumencie, do którego dotarł DGP, operator precyzuje ponadto, że działania te powinny objąć „stopniowe wprowadzenie obowiązku stosowania dynamicznych rozliczeń za energię elektryczną, opartych na krótkoterminowych cenach energii elektrycznej”. „Zdynamizowane” miałyby zostać również opłaty za korzystanie z sieci i systemu. Wreszcie PSE sugeruje stopniowe odejście od regulacji cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych.
Nie może dziwić w tym kontekście interpretacja „Rzeczpospolitej”, która w poniedziałkowym wydaniu pisze o rewolucyjnej propozycji pełnego uwolnienia cen prądu dla konsumentów, w tym odejścia od taryf zatwierdzanych przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.
Operator tonuje przekaz
Z naszych ustaleń wynika, że zamysł PSE nie szedł aż tak daleko. Grzegorz Onichimowski, prezes spółki, deklaruje w rozmowie z DGP, że chce upowszechniania cen dynamicznych, ale raczej poprzez zachęty niż przymus i niekoniecznie w czystej formie, która oznaczałaby wystawienie wszystkich odbiorców na pełne ryzyko rynkowe. W grę – według niego – wchodzić mogłyby m.in. rozwiązania hybrydowe: ceny dynamiczne z limitami, jako rodzaj ubezpieczenia odbiorcy od cen ponadstandardowych, albo uproszczone korytarze cenowe ze stawkami zależnymi od pory dnia czy roku. Zapewnia też, że operator nie opowiada się za całkowitym zniesieniem taryf regulowanych dla gospodarstw domowych. . – Warto rozważyć jej utrzymanie np. dla odbiorców o niskich dochodach – jako rodzaj taryfy socjalnej – albo dla tych gospodarstw, które zużywają stosunkowo niedużo energii, w granicach 2-3 megawatogodzin rocznie, i mają nieduży potencjał elastyczności zużycia – uważa Onichimowski.
Inni rozmówcy sygnalizują nam, że nie wszystkie elementy opracowanego przez PSE pakietu kładziony jest w rozmowach z administracją równy nacisk i, tym bardziej, nie wszystkie należy traktować jako zapowiedź kierunku dalszych działań rządu. O ile operatorowi faktycznie zależeć ma m.in. na zwiększeniu możliwości bieżącego obserwowania pracy instalacji OZE i nowych instrumentach wpływania na nią, to liberalizację cen należy, jak słyszymy od jednej z wtajemniczonych osób, zaliczyć raczej do kategorii postulatów drugoplanowych. Tym bardziej, że polityka w tym zakresie nie należy ani do kompetencji PSE, ani nadzorującego spółkę pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, którego rolą będzie ewentualne przełożenie rekomendacji z pakietu na konkretne propozycje legislacyjne.
Wilcze prawa wolnego rynku (energii)
Być może dobrze się jednak stało, że PSE nieco nieumiejętnie albo w sposób zbyt wyostrzony zakomunikowało swoją wizję, bo daje to możliwość do podjęcia szerszej debaty nad ostatecznymi implikacjami postulowanego przez operatora kierunku. Idei powszechnej ceny dynamicznej, która w szerokich kręgach eksperckich i menedżerskich cieszy się niesłabnącą popularnością jako, niemalże, nieodłączna część czy też domyślne dopełnienie transformacji opartej na odnawialnych źródłach energii zależnych od pogody. A jednocześnie – stanowi być może najsłabsze ogniwo całego projektu.
Jako że w systemie energetycznym z dominującym udziałem źródeł wiatrowych i słonecznych wpisane są duże wahania dostępności energii i jej cen (generowanie dużych nadwyżek lub deficytu w zależności od warunków pogodowych), za pożądane uznaje się „aktywizowanie” odbiorców, ukształtowanie w nich nowych nawyków dotyczących korzystania z energii elektrycznej. Rzecz w tym, że rzeczywisty poziom elastyczności, na który mogą zdobyć się w swojej masie odbiorcy końcowi energii, jest niepewny i silnie zróżnicowany. W przypadku przemysłu zależy od specyfiki działalności, a w gospodarstwach domowych od wielu czynników, takich jak tryb życia, standard budownictwa i dostęp do nowoczesnych rozwiązań technologicznych.
Warunkiem minimum do zmiany taryfy na dynamiczną, w przypadku gospodarstw domowych, jest dziś posiadanie inteligentnego licznika, ale najpełniejsze korzyści z takiego rozwiązania uzyskać można dysponując jeszcze szerszym pakietem nowoczesnych urządzeń: od pompy ciepła, przez inteligentne sprzęty AGD, po przydomowe magazyny energii czy pojazdy elektryczne. Dla typowego odbiorcy indywidualnego pozbawionego tego typu dobrodziejstw widmo dynamicznych cen długo wiązać się będzie z – mówiąc najłagodniej – uciążliwą gimnastyką, jeśli nie cywilizacyjnym regresem. A w wielu przypadkach także z cenową dyskryminacją względem lepiej sytuowanych mieszkańców przedmieść. To zmiana zdecydowanie zbyt głęboka, by można było ją zadekretować bez debaty, uzasadniając to argumentami technicznej konieczności. Tym bardziej w czasie i miejscu, w którym kurs na neutralność klimatyczną nie cieszy się ani powszechnym, ani bezwarunkowym entuzjazmem obywateli.
Nie żegnajmy pochopnie regulacji cen
Perspektywę PSE da się po części zrozumieć. Wszelkie czynniki wymuszające równoważenie popytu z podażą przez poszczególne podmioty rozchwianego rynku energii ułatwiają operatorowi coraz trudniejsze zadanie, jakim staje się zarządzanie siecią. Problem w tym, że próba „wychowania” odbiorcy za pomocą cen energii nie wyeliminuje sprzeczności i ryzyk związanych z niestabilnością systemu, lecz jedynie przeniesie je na innych aktorów. Czy naprawdę jest to dobrze przemyślana recepta na wyzwania związane z transformacją? A może wręcz przeciwnie, zaryzykować można tezę, że to właśnie ściślejsze uregulowanie cen energii dla odbiorców i zabezpieczenie ich przed niepewnością jest warunkiem powodzenia przemian?
To coś więcej niż hipoteza. O ryzykach „zaszytych” w systemie, w którym między rynkiem a konsumentem nie pośredniczą regulowane taryfy, mówią nam m.in. doświadczenia z minionego sezonu jesienno-zimowego. Pod wpływem niekorzystnych dla źródeł wiatrowych i słonecznych warunków pogodowych, w Niemczech pojawił się wielki głód energii, a w Szwecji i Norwegii, gdzie w normalnych warunkach ceny energii są najniższe w Europie, poszybowały one w górę, w dużej mierze obciążając odbiorców końcowych. Skutek? W Norwegii rozpadła się koalicja rządowa, a w głównym nurcie dyskusji w obu krajach nordyckich zagościły postulaty odseparowania się od rynku europejskiego. Łatwość, z jaką skutki kryzysu energetycznego przeniosły się w wielu europejskich krajach na rachunki odbiorców – o ile nie wprowadziły one „nadzwyczajnych” mechanizmów mrożenia lub regulacji cen – był też z pewnością jednym z istotnych czynników destabilizujących nastroje społeczne w innych krajach UE.
System energetyczny to także my
O wybuchowości mieszanki pogodozależnych OZE z taryfami dynamicznymi mogą świadczyć też doświadczenia z Teksasu, gdzie kilka lat temu awarie sieci energetycznej wywołane przez falę mrozów spowodowały nagłe skoki opłat za energię dla dziesiątek tysięcy odbiorców korzystających z rozliczeń dynamicznych. W konsekwencji tych wydarzeń teksański operator zdecydował o zakazie oferowania gospodarstwom domowym taryf opartych na cenach hurtowych w czasie rzeczywistym – modelu, którego wprowadzenie sugeruje dziś w rekomendacjach operator w Polsce.
Alternatywa istnieje i sprowadza się ona do pójścia w kierunku, który już widać w wielu krajach Europy i poza nią: urealnienia roli wiatru i słońca, które w dobrze pomyślanym procesie transformacji powinny być jednym z narzędzi, a nie celem samym w sobie, złagodzenie ich wpływu na system poprzez źródła bilansujące i technologie magazynowe. Część rozwiązań technicznych proponowanych przez PSE – związanych ze ściślejszym nadzorem operatorskim i instrumentami zarządzania mocą OZE – może w tym pomóc. Ale prawdziwie systemowe podejście nie może gubić z perspektywy kontekstu społecznego, bo to przepis na energetyczną kontrrewolucję, która zaskoczy energetyków.