Niezależnie od tego, w którym z trzech wariantów będzie pracowała szkoła, dyrektorzy już alarmują, że trudno będzie im sprostać oczekiwaniom MEN i GIS. Obawiają się też rodziców, z którymi pola do konfliktów nie zabraknie.
1 września nauka w placówkach oświatowych ma się zacząć w tradycyjny sposób. Dopiero w razie wystąpienia zagrożenia epidemicznego dyrektor szkoły, po uzyskaniu pozytywnej opinii państwowego powiatowego inspektora sanitarnego i za zgodą organu prowadzącego, może zawiesić stacjonarną pracę. Będzie mógł to zrobić także częściowo, czyli wprowadzając mieszaną formę kształcenia. Przy czym dopiero 12 sierpnia Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało do konsultacji pięć projektów rozporządzeń, które mają być podstawą do wdrożenia wytycznych MEN, MZ i GIS, które pojawiły nieco wcześniej.

Za mało konkretów

– Wytyczne są nieprecyzyjne, co dyrektorom bardzo utrudnia planowanie pracy placówek, szczególnie tych dużych. Z wypowiedzi ministra edukacji narodowej i projektów rozporządzeń, które ostatnio się ukazały, wynika, że to na dyrektorów za wszystko spadnie odpowiedzialność. To oni mają podejmować najważniejszą decyzje, czyli o sposobie nauczania, a także opracować procedury, którymi się będą przy tym kierować. Na szczęście wszystko ma się odbywać za zgodą powiatowego sanepidu. Pewna swoboda to plus, jednak pewne ramy powinny być narzucone – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). Dodaje, że zdaje sobie sprawę, iż trudno jest narzucić wszystkim szkołom taki sam schemat działania, zwłaszcza w sytuacji dużego zróżnicowania placówek pod względem wielkości, liczby uczniów czy wprowadzonej organizacji pracy. A do tego dojdzie jeszcze zróżnicowanie związane z wprowadzeniem przez Ministerstwo Zdrowia stref o podwyższonych obostrzeniach sanitarnych. Niemniej jednak zdaniem Pleśniara MEN powinien takie ramy przygotować.
Z kolei eksperci twierdzą, że wytyczne są zbyt ogólne. – Jest w nich mowa o nauczaniu hybrydowym, ale to jest puste hasło, bo do tych regulacji nie ma żadnych konkretnych ścieżek, w jakich sytuacjach stosować wariant B lub C, np. czy wprowadzać je, gdy w powiecie zakażonych będzie ponad 100 osób czy dopiero przy 200. W efekcie będzie tak, że jeden dyrektor już po kilku takich przypadkach będzie domagał się zdalnego nauczania, a inni nie. Tak naprawdę resort edukacji narodowej, ogłaszając wytyczne, nic nowego nie wymyślił, bo już w dużej mierze funkcjonowały one w maju – mówi Robert Kamionowski, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office. – Trzeba przyznać, że ministerstwo zmarnowało czas, bo od marca można było przygotować kompleksową ustawę o kształceniu zdalnym i edukacji w czasie pandemii wraz z konkretnymi scenariuszami, które nie muszą być wdrażane, ale na wszelki wypadek są – dodaje.
Wtórują mu dyrektorzy, którzy podkreślają, że podejmując decyzje o przeniesieniu lekcji do sieci, mogą narazić się rodzicom i zostać posądzeni, że robią coś na wyrost, zmuszając ich do brania zwolnienia z pracy.

Problematyczny dystans

Jednak nawet jeśli szkoły nie przejdą na hybrydowy czy całkowicie zdalny model nauczania, to bynajmniej nie oznacza, że dyrektorzy mogą spać spokojnie. Zgodnie z zalecaniami rządu muszą bowiem wprowadzić taką organizację pracy szkoły, która umożliwi zachowanie dystansu między osobami przebywającymi na jej terenie, szczególnie w miejscach wspólnych, i ograniczyć gromadzenie się uczniów na terenie placówki. Niestety w praktyce oznacza to skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne.
I tak niektórzy dyrektorzy planują dzielić klasy na pół, by jedna grupa przychodziłaby do szkoły na rano, a druga na popołudnie. Inni, przede wszystkim ci, którzy kierują przeładowanymi placówkami już pracującymi na dwie zmiany, chcą dzielić dzieci w ten sposób, by część z nich miała zajęcia w szkole jednego dnia, a pozostali następnego, przy czym grupa przebywająca w domu uczestniczyłaby w zajęciach zdalnych (model mieszany), inni zamierzają skracać lub wydłużać lekcje. – W malutkich szkołach zachowanie dystansu społecznego będzie pewnie łatwiejsze, można przypisać każdej klasie jedną własną salę, rozgęścić na stołówce, niestety w dużych placówkach będą z tym problemy. W nich po prostu nie da się uniknąć wielokrotnego i bezpośredniego kontaktu. W wielu miastach, np. Warszawie, szkoły są już i tak pod ścianą, jeśli chodzi o liczbę uczniów i zmianowość – zauważa jednak Robert Kamionowski.
– Z pewnością nie będziemy mieli możliwości zapewnienia odpowiedniego dystansu między uczniami. Wiele z tych rządowych wytycznych nie uda się wdrożyć – potwierdza Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu. – Z uwagi na problemy techniczne i brak odpowiedniej liczby nauczycieli będzie też problem z wprowadzeniem ewentualnego kształcenie hybrydowego, czyli wariantu B – zauważa.
Wtóruje jej Marek Pleśniar. – W obecnej sytuacji wprowadzenie zmianowości byłoby idealnym rozwiązanie, podobnie jak zmniejszenie liczebności klas o połowę i wprowadzenie hybrydowego nauczania, tylko jak to zrobić przy dotychczasowych, często skromnych, zasobach kadrowych i lokalowych? – stwierdza.
Niestety wszystko wskazuje na to, że liczebność szkolnej kadry może się jeszcze zmniejszyć, gdyż ze względu na pandemię wielu nauczycieli planuje przejść na zasłużoną emeryturę. I tu pojawia się problem. – Zmianowość i łączenie nauczania tradycyjnego ze zdalnym to więcej godzin pracy dla nauczyciela, tymczasem zgodnie z przepisami zwiększenie jego pensum o ponad 1/4 wymaga od niego zgody. Nie mówiąc już o tym, skąd wziąć na to fundusze. Samorządy przykręciły kurek – mówi Ryszard Sikora, dyrektor szkoły podstawowej w Krakowie.
Zarówno dla niego, jak i dyrektorów wszystkich podstawówek nauczanie zmianowe czy hybrydowe powoduje też kłopot w postaci zorganizowania opieki nad młodszymi dziećmi przed zajęciami lub po nich. – Świetlice co roku są bardzo oblegane. Jak na nich rozładować tłok? – zastanawia się Ryszard Sikora. Niestety w sytuacji podwójnych roczników i dużego zagęszczenia w szkołach, przez co powierzchnie są wykorzystane do maksimum, dodatkowych pomieszczeń, gdzie mogłyby się odbywać zajęcia świetlicowe, po prostu nie ma. A nawet jeśli się znajdą, to ewentualne rozrzedzenie uczniów spowoduje, że trzeba będzie je zająć na normalne lekcje. – Można co najwyżej ograniczyć liczbę przyjmowanych do świetlicy dzieci i wprowadzić zasadę, kto pierwszy się zapisze, ten lepszy. To jednak wywoła ogromny bunt wśród rodziców, a tego w obecnej sytuacji wolałabym uniknąć. Naprawdę czeka nas bardzo trudny początek roku – stwierdza dyrektorka jednej z szkół podstawowych na warszawskim Mokotowie.
A na tym kłopoty z brakiem sal w szkołach się nie kończą. Otóż, jeśli wejdzie hybrydowe nauczanie, trzeba będzie jeszcze wygospodarować pomieszczenia dla kształcących w ten sposób nauczycieli. Stłoczenie ich w jednej sali spowoduje, że prowadzenie zajęć nie będzie możliwe, bo będą sobie przeszkadzali.
Początek roku szkolnego spędza sen z powiek nie tylko dyrektorów, lecz także nauczycieli. Ci z klas nauczania początkowego zastanawiają się, jak wytłumaczyć dzieciom, że muszą zachować dystans. Wuefiści już planują, że dopóki się da, będą prowadzić zajęcia na powietrzu, jednak prędzej czy później pogoda zmusi ich do prowadzenia zajęć w salach gimnastycznych, przy czym będą musieli raczej zrezygnować z gier kontaktowych. Inni nauczyciele zastanawiają się, czy będą mogli prowadzić zajęcia w swoich pracowniach. Bo jeśli klasy zostaną przypisane na stałe do poszczególnych sal, będą musieli nosić ze sobą pomoce naukowe lub z nich zrezygnować.
Co w tej sytuacji doradza sanepid? Nic ponadto, co pojawiło się w oficjalnych wytycznych GIS, MEN i MZ. Jak oficjalnie mówią jego pracownicy, na bardziej konkretne rozwiązania trzeba czekać. Mają być wkrótce wypracowane. Nieoficjalnie natomiast przyznają, że wszystko w rękach dyrektorów, którzy powinni bardziej niż kiedykolwiek polegać na swoim wyczuciu i umiejętnościach zarządzania. – To oni tak naprawdę będą tworzyć praktyczne rozwiązania, my będziemy mogli ich wspomóc tylko dobrą radą – słyszymy od pracownika jednej powiatowej stacji sanitarnej.
Zalecenia MEN dla dyrektorów szkół publicznych i niepublicznych placówek w strefach żółtej i czerwonej
• Organizacja pracy szkoły powinna uwzględniać wytyczne MEN, MZ i GIS dla publicznych i niepublicznych szkół i placówek od 1 września 2020 r., w tym w zakresie:
1) higieny, czyszczenia i dezynfekcji pomieszczeń i powierzchni,
2) gastronomii,
3) organizacji pracy burs/internatów,
4) postępowania w przypadku podejrzenia zakażenia u pracowników.
Dodatkowo można:
• ustalić godziny przychodzenia klas do szkoły (np. co 5–10 minut);
• ustalić godziny rozpoczynania zajęć dla klas/oddziałów (np. co godzinę);
• ograniczyć do minimum przychodzenie i przebywanie osób trzecich, w tym w strefach wydzielonych;
• wprowadzić obowiązek zachowania dystansu między uczniami w przestrzeniach wspólnych szkoły lub stosowanie przez nich osłony ust i nosa (korytarze, szatnia);
• wprowadzić obowiązek osłony ust i nosa w przypadku zajęć praktycznych
w ramach kształcenia w zawodzie – jeżeli nie jest możliwe zachowanie dystansu między uczniami, dezynfekcji rąk przed korzystaniem ze sprzętu, urządzeń, maszyn;
• wprowadzić obowiązek zachowania dystansu między pracownikami szkoły w przestrzeniach wspólnych lub stosowanie przez nich osłony ust i nosa (pokój nauczycielski, korytarz);
• wyznaczyć stałe sale lekcyjne, do których przyporządkowana zostanie jedna klasa;
• ustalić adekwatną grupę dzieci uprawnionych do korzystania z zajęć świetlicowych (pierwszeństwo przyjęcia mogą mieć dzieci pracowników systemu ochrony zdrowia, służb mundurowych, pracowników handlu i przedsiębiorstw produkcyjnych realizujący zadania związane z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 w strefie czerwonej i żółtej);
• mierzyć termometrem bezdotykowym temperaturę pracownikom przy wejściu do szkoły, a w przypadku gdy jest ona równa albo przekracza 38 st. C, pracownik nie podejmuje pracy i powinien skorzystać z teleporady medycznej;
• w przypadku wystąpienia niepokojących objawów chorobowych u ucznia lub pracownika należy obowiązkowo dokonać pomiaru temperatury;
• jeżeli pomiar termometrem bezdotykowym wynosi 38 st. C lub wyżej – należy powiadomić rodziców ucznia w celu ustalenia sposobu odebrania dziecka ze szkoły i przypomnieć o obowiązku skorzystania z teleporady medycznej,
• jeżeli pomiar termometrem innym niż bezdotykowy wynosi pomiędzy 37,2–37,9 st. C – należy powiadomić rodziców ucznia i ustalić ewentualną konieczność sposobu odebrania dziecka ze szkoły;
• wprowadzić zakaz organizowania wyjść grupowych i wycieczek szkolnych;
• zorganizować zajęcia wf na powietrzu;
• w przypadku uczniów ze zmniejszoną odpornością na choroby należy poinformować rodziców o możliwości pozostania ucznia w domu (zgodnie ze wskazaniem lekarskim/po konsultacji medycznej) i zapewnić kontakt ze szkołą na ten czas. ©℗

opinia eksperta

Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie profilaktyki zakażeń ze Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP i Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji
W celu zmniejszenia rozprzestrzeniania się wirusa w szkole najważniejsze jest, by zadbać o dobrą selekcję już na wejściu do szkoły. Dotyczy to zarówno uczniów, jak i nauczycieli czy innych pracowników szkoły. To oznacza, że dyrektor placówki musi wyraźnie zasygnalizować, iż osoby z objawami infekcji dróg oddechowych powinny zostać w domu. Codziennie każda pojawiająca się w szkole osoba musi mieć zmierzoną temperaturę ciała. Wszelkie nieprawidłowości powinny być powodem do wycofania jej do domu. Poza tym doradzam częste wietrzenie sal i korytarzy, nie tylko gdy jest ciepło, lecz także jesienią i zimą. Instalacja klimatyzacji z filtrami HEPA oczywiście byłaby korzysta, lecz to kosztowna i wymagająca czasu inwestycja. Dlatego trzeba szukać dla niej alternatyw. Doradzam też częste mycie podłóg czy odkażanie powierzchni wspólnych. Poza tym zwiększeniu bezpieczeństwa będą sprzyjać wszelkie rozwiązania mające na celu ograniczenie tłoku i przemieszczania się uczniów. Myślę tu o większych odstępach między ławkami w klasach, różnych godzinach rozpoczynania zajęć i przerw w lekcjach czy prowadzeniu zajęć w jednej klasie przez cały dzień, jeśli istnieje taka możliwość. Myślę też, że sprawdziłoby się rozwiązanie, w którym uczniowie są podzieleni na dwie grupy naprzemiennie chodzące do szkoły, np. co dwa tygodnie, przy czym grupa pozostająca w domu miałaby zajęcia zdalne. Maseczki ochronne są dobry rozwiązaniem, ale pod warunkiem, że będą je nosić wszyscy, a jeśli tylko nauczyciele, to powinni zostać wyposażeni w takie z filtrem FFP2. Takie maski skuteczniej zabezpieczają przed zakażeniem, gdy nie wszyscy w pomieszczeniu mają maski.
Poza tym dobrym pomysłem mogą być powszechne, darmowe szczepienia przeciw grypie wśród nauczycieli. Pozwolą zmniejszyć kumulację chorych na jesieni z powodu grypy i koronawirusa.