Takich autobusów jest w Polsce ok. 490. Pojazdów o napędzie elektrycznym – 190. I chociaż liczba ekologicznych autobusów wzrasta, to i tak wciąż stanowią one margines liczącego w sumie ok. 12 tys. sztuk taboru komunikacji miejskiej.
To wnioski z najnowszego opracowania „Paliwa alternatywne w komunikacji miejskiej”, który sporządziły Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) i Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej (IGKM).
Z ich raportu wynika też, że wiele samorządów jeszcze w ogóle nie zaangażowało się w elektryfikację transportu.
– Tylko w ok. 40 proc. jednostek, które podlegają nowym unormowaniom, tabory przedsiębiorstw świadczących usługi komunikacji miejskiej wyposażone są w jakiekolwiek pojazdy napędzane paliwami alternatywnymi. W niektórych są to pojedyncze egzemplarze – twierdzą eksperci z PSPA.
Gminy nie uciekną od tego obowiązku, bo zgodnie z art. 68 ust. 4 ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz.U. z 2018 r. poz. 317) wymiana autobusów na zeroemisyjne czeka wszystkie samorządy powyżej 50 tys. mieszkańców.
W praktyce oznacza to, że nakaz obejmie ok. 80 gmin i powiatów. Już za 2 lata będą one musiały zagwarantować 5-proc. udział autobusów elektrycznych w całym swoim taborze. Dwa lata później ma to być już 10 proc., a od 1 stycznia 2025 r. ponad 20 proc.
Eksperci nie mają wątpliwości, że na wybory samorządów wpływ mają przede wszystkim ceny. Nowy 12-metrowy pojazd o napędzie elektrycznym kosztuje ok. 2,15 mln zł. Tymczasem autobusy na CNG są średnio dwa razy tańsze. Nie wymagają też rozbudowy kosztownej i skomplikowanej technicznie infrastruktury do ładowania pojazdów.