W tekście „Konfliktowanie przez opiniowanie?” przywołałem zjawisko doradztwa dla osób kierowanych na badania do opiniodawczych zespołów sądowych specjalistów (OZSS). Wskazałem, że jest ono odbiciem potrzeby, a ta potrzeba może być wynikiem perspektywy postrzegania przez niektórych praktyki działania OZSS. Załóżmy, że takie doradztwo, ograniczone do kompetencji twardych (jak inspirować dziecko do rozwoju, jak wpływać na jego dobrostan dobrą dietą, jak współpracować z drugim rodzicem dla sukcesu edukacyjnego dziecka) z pominięciem sugestii wizerunkowych, byłoby wartościowe z punktu widzenia dobra dziecka. W takiej sytuacji badanym powinno wystarczyć wyjaśnienie, że postawa nakierowana na realne, trwałe, rodzicielsko pożądane kompetencje w profesjonalnie działającym OZSS na pewno zostanie zauważona i ujawniona w opinii. Tymczasem istnienie i rozwój doradztwa uwzględniającego bądź podkreślającego elementy wizerunkowe, zorientowane na wygraną w OZSS, może sugerować, że dla treści opinii OZSS znaczenie mogą mieć nie tylko autentyczne i długofalowo realizowane postawy rodziców, lecz także aspekty wrażeniogenne, czy wręcz możliwe do zagrania.
W stanowisku zarządu Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce z 29 listopada 2025 r. w sprawie projektowanego obniżenia środków w budżecie państwa na urealnienie wynagrodzeń urzędników i pracowników zatrudnionych w wymiarze sprawiedliwości oraz asystentów sędziów, kuratorów sądowych i specjalistów OZSS w 2026 r. wskazano: „W tej chwili nie jesteśmy w stanie sprawnie orzekać, oczekując wiele miesięcy na opinie OZSS, które są wydawane z takim opóźnieniem z powodu braku wykwalifikowanych specjalistów”. Może bardziej restrykcyjne, oparte na krytycznej analizie zakresu i metodologii opiniowania w OZSS podejście sądów do zlecania opinii przez OZSS sprzyjałoby odkorkowaniu sądów?
Wrażenia czy postawy
Choć w postach w portalu społecznościowym dodanych z profilu Adwokat Marta Wnuk można przeczytać: „(…) OZSS to zespół doświadczonych specjalistów – psychologów i pedagogów, którzy potrafią odróżnić grę pozorów od autentycznych postaw”, pani mecenas wskazuje (w „Jak wygrać opiekę naprzemienną”) także, że „(…) często osoby narcystyczne wygrywają, a osoby o wysokiej wrażliwości, które tam płaczą, przegrywają. Niestety (ważne jest – red.) pierwsze wrażenie tudzież błąd w badaniach. Natomiast bardzo często dochodzi do różnych błędów”. Na profilu czytamy też: „(…) badania OZSS są formalnie dobrowolne, ale w praktyce odmowa udziału jest pozbawieniem się szansy na rzetelną ocenę i rekomendację dla sądu”. W podcaście pani mecenas („Wojna o dziecko – jak wygląda sprawa o opiekę nad dzieckiem”) usłyszymy natomiast: „Osoby narcystyczne świetnie wypadają, osoby empatyczne, rozchwiane emocjonalnie, być może niekiedy w trudnym momencie życia, wypadają dużo gorzej. Widziałam wiele opinii, które nie do końca rzeczywiście przedstawiały stan faktyczny. Ale co do zasady – są wiarygodne, a jeżeli nie są wiarygodne można wnieść zastrzeżenia”. Więc wrażenia czy fakty?
Radzi się badanym rodzicom, aby zapewnić dziecku na czas badania rozrywkę i aby nie był to tablet czy telefon, aby zabrać kanapki i zdrowy napój, bo dziecko może być głodne, mogą pomóc zrobić dobre wrażenie. Ale czy poważne będzie opiniowanie uwzględniające tak podrasowaną postawę rodzica, jeśli ten na co dzień właśnie telefonem zapełnia dziecku czas i nie weryfikuje, co dziecko samo kupuje sobie do jedzenia i picia? A co jeśli oboje rodzice, idąc za taką radą, zabiorą do OZSS kanapki, ale jedno z pieczywa, za którym dziecko przepada, ale niezdrowego, a drugie zdrowsze, ale mniej smaczne, więc dziecko odmówi ich konsumpcji? Kto lepiej wypadnie w takim teście kanapki? Który rodzic lepiej rozpoznał i zaspokoił potrzebę dziecka? Pan mec. I. Klisz (podcast „Jak przygotować się na badanie przez psychologa w czasie rozwodu – czyli jak wygląda badanie w OZSS?”) zwraca uwagę: „Biegli oceniają też, kto jest rodzicem pierwszoplanowym, do kogo zwrócą się dzieci ze swoją potrzebą, gdy chce im się pić, są znudzone albo muszą wyjść do toalety”. Jakie szanse na wygranie takiego konkursu w sztucznych i stresujących warunkach ma rodzic, od którego dziecko oddzielono porwaniem rodzicielskim, które miesiącami przed badaniem indukowano niechęcią do drugiego rodzica?
Akta i fakty
W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że OZSS opiniuje na podstawie akt sprawy, wywiadów lub obserwacji i testów. Akta sprawy to, na etapie zlecenia badań, często twierdzenia stron, czasem jeszcze bez ustalenia przez sąd stanu faktycznego, choćby w trybie uzasadnienia rozstrzygnięcia wydanego w trybie zabezpieczenia roszczenia. Na podstawie jakiego stanu faktycznego biegli dokonują badania, gdy sąd jeszcze takiego stanu faktycznego nie ustalił? Pani M. Bajsarowicz („Jak przygotować się do badania OZSS kiedy z drugiej strony jest narcyz”) radzi stronom: „Daj w tych aktach cokolwiek, co psycholog, specjalista OZSS, może sobie zweryfikować. To też nie chodzi o to, że jeżeli biegły otrzyma nagranie, korespondencję, zdjęcia, to już będzie miał opinię na dany temat. Te informacje na podstawie nagrań czy te, które znajdują się w aktach sprawy, dotyczące opisów zachowań, to są takie punkty, które dają jakąś informację zwrotną, którą i tak psycholog sobie zweryfikuje. (…) Badanie psychologiczno-sądowe to nie jest procedura dowodowa. (…) To jest twoja odpowiedzialność, żeby dostarczyć biegłemu psychologowi jakieś informacje, na których on się może oprzeć, które stanowią punkt wyjścia. A później to oczywiście narzędziami psychologicznymi będzie weryfikowane”. W jaki sposób, z jaką trafnością i z jakim skutkiem dla ustalenia przez sąd stanu faktycznego może to weryfikować psycholog? Skoro na tej kontrowersyjnej podstawie psycholog/specjalista OZSS formułuje wnioski swej opinii, to sąd, opierając się na nich, przenosi i podnosi problem do samego rozstrzygnięcia.
W innym podcaście („OZSS badania – praktyka [live 2]” pani Bajsarowicz wskazuje, że rolą osób, które badają w OZSS, nie jest ocenianie wiarygodności. „Po prostu nie mają prawa przyznawać czemuś wartości dowodowej, jakiejś informacji, dokumentowi, umniejszać tej wartości. (…) To, co znajduje się w aktach sprawy, ma być zwykłą informacją”. Przyjmując taką zasadę, OZSS już na starcie godzi się, że podstawę co najmniej dla doboru narzędzi diagnostycznych stanowić może „zwykła informacja” – to, co twierdzą strony w pismach procesowych. A strony często podają informacje przeciwstawnie, nie zawsze rzetelne, czasem manipulacje, wręcz kłamstwa.
To sąd rodzinny ma ustalić stan faktyczny
Zdaniem Sądu Najwyższego „ustalanie stanu faktycznego sprawy nie należy do biegłych sądowych. Opinia biegłych jest jedynie dowodem umożliwiającym sądowi, rozstrzygającemu sprawę merytorycznie, dokonanie ustaleń w zakresie wymagającym wiadomości specjalnych; opinia podlega ocenie sądu tak, jak każdy inny dowód” (z uzasadnienia wyroku SN z 3 grudnia 1999 r., sygn. akt II UKN 239/99). Jak wskazano w „Postępowanie dowodowe. Komentarz do art. 227–315 k.p.c.” (red. Dziurda Marcin, Ereciński Tadeusz), „Biegli (zwani też ekspertami lub rzeczoznawcami) nie komunikują zatem sądowi swych spostrzeżeń o okolicznościach faktycznych sprawy (tak jak świadkowie lub strony), lecz wypowiadają co do tych okoliczności opinię na podstawie swych wiadomości fachowych i doświadczenia zawodowego”. W komentarzu czytamy: „opinia biegłego nie służy wprowadzaniu do postępowania nowych faktów (twierdzeń o faktach), lecz fachowej interpretacji materiału dowodowego dostarczonego przez strony”. Uwzględniając cytowane wyżej wskazanie SN, należałoby uznać, że owa interpretacja nie może zmierzać do ustalenia stanu faktycznego ani wkraczać w kompetencje oceny dowodów dokonywanej przez sąd. Jak czytamy we wskazanym uzasadnieniu, „W wyroku z 17.11.1967 r., I PR 355/67, OSNCP 1968/6, poz. 109, Sąd Najwyższy uznał, że wypowiedzi biegłego w zakresie należącym do wyłącznej oceny sądu (kwestia oceny prawnej winy stron) nie mogą mieć decydującego znaczenia, nie stanowią dowodu i nie mogą być podstawą ustaleń sądu”. „Biegły ma udzielić odpowiedzi na konkretne pytania dostosowane do stanu faktycznego sprawy, którego ustalenie należy do sądu orzekającego…” – czytamy z kolei w komentarzu do art. 1–50539 kodeksu postępowania cywilnego pod red. Olgi Marii Piaskowskiej. Sędzia Izabela Strózik wskazuje z kolei: „Niedopuszczalne jest powoływanie biegłego w celu ustalenia jego własnych spostrzeżeń o faktach (fakty istotne dla rozstrzygnięcia sąd ustala na podstawie innych dowodów niż opinia biegłego) (…) – opinia nie może stanowić podstawy ustalenia okoliczności będących przedmiotem oceny biegłego …” („Podstawowe zasady sporządzania przez biegłych opinii w sprawach rodzinnych”). Pytanie, w oparciu o jaki stan faktyczny opiniuje OZSS, będzie tym bardziej zasadne, jeśli sąd odwoławczy krytycznie zweryfikuje stan faktyczny ustalony przez sąd pierwszej instancji.
Metody badania w OZSS
Zdaniem M. Bajsarowicz „(…) przygotowanie do badania polega na tym, żeby przypomnieć sobie i dobrze przygotować przykłady zachowań drugiego rodzica i swoich również. Wiem, że może powstać u ciebie takie pytanie: w porządku, ale to wszystko jest w aktach sprawy. Tak, jest w aktach sprawy, ale wywiad jest osobną częścią badania i pomimo tego, że psycholog ma obowiązek zapoznania się z aktami sprawy, no to trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację, która byłaby finalnie korzystna dla rodzica, który jest badany, w której nie będzie mówił o ważnych sprawach, dlatego że ma takie przekonanie, że to jest w aktach sprawy”. Czy te słowa rezonują z uwagą przywołaną w poprzednim artykule na ten temat mec. M. Wnuk (co do skali zapoznawania się z całością akt) bądź z obawami, że wrażenie z autoprezentacji w toku wywiadu, ma znaczenie nie mniejsze niż realne, długofalowo realizowane postawy rodzicielskie, oddane w materiale dowodowym, zwłaszcza przy słabych umiejętnościach autokreacji?
W toku wywiadu strona mówi o sobie albo o drugiej stronie, co jest związane z ryzykiem konfabulacji, manipulacji, autoprezentacji. Czy biegli najpierw oddzielają prawdę od fałszu i dają wyraz ustalonemu stanowi faktycznemu w swej opinii, czy ograniczają się do stanu faktycznego podanego im jako ustalony przez sąd (patrz rozważania wyżej)? Jak wskazała Małgorzata Toeplitz-Wisniewska (w „Opieka nad dziećmi – Standardy opiniowania psychologicznego w sprawach rozwodowych”, „Psychologia Wychowawcza” 5/2014): „Trzeba wyraźnie podkreślić, że funkcjonujące narzędzia kwestionariuszowe do badania postaw rodzicielskich nie pozwalają na ocenę faktycznych sposobów oddziaływania wychowawczego na dziecko. Kwestionariusze to są metodami samoopisowymi, deklaratywnymi, które dostarczają często jedynie wyobrażeń rodziców, jak powinni się zaprezentować, by uzyskać prawo opieki nad dzieckiem”. Pani M. Bajsarowicz reklamuje swój poradnik słowami: „Myślisz, że nie musisz się przygotowywać, bo jesteś dobrym rodzicem? Tak właśnie przegrywa się sprawy w sądzie. Bycie dobrym rodzicem to za mało, jeśli nie wiesz, jak sąd i biegły to oceniają”. Czy z tego można wnioskować, że sąd i biegły oceniają wedle zbyt oryginalnych kryteriów, aby samym „byciem” dobrym rodzicem, rodzic miał pewność, że w te kryteria utrafi? „Masz tylko jedną szansę, by dobrze wypaść” – podkreśla pani Bajsarowicz.
Zakładam, że badanie oparte na wiedzy i metodologii naukowej przeprowadzone w takich samych stanach faktycznych i warunkach przez dwóch różnych badających z zachowaniem reguł naukowych, powinno dać takie same efekty i że opiniowanie w OZSS wygląda inaczej niż jego odbicie w krzywym zwierciadle przywołanych tu materiałów promujących doradztwo. Na portalu społecznościowym w profilu „Adwokat Marta Wnuk” napisano m.in. „Ten poradnik nie służy «uczeniu zwodzenia», lecz uświadamianiu, na czym polega badanie, jakie zachowania są obserwowane i jak unikać nieświadomych błędów. Nawet najbardziej zaangażowany i kompetentny rodzic może wypaść gorzej, jeśli nie wie, czego się spodziewać”. To by jednak oznaczało, że rodzic, który nie wie „czego się spodziewać”, zachowałby się nieświadomie naturalnie i to doprowadziłoby biegłych do niekorzystnych dla niego wniosków. Gdy jednak rodzic uświadomiony już wie, co jest obserwowane, może zachować się inaczej, więc wypadnie nienaturalnie, ale lepiej? A to by znaczyło, że wynik badania zależy od „bycia uświadomionym”.
Jeśli zaś biegli są w stanie przejrzeć to, co „wrażeniowe”, „z przygotowania”, a nawet zmanipulowane, i dostrzec to, co prawdziwe, autentyczne i realnie stosowane wobec dziecka, to czy uwzględniają w narzędziach badawczych nieświadome odpowiedzi lub reakcje organizmu? Artykuł 171 par. 5 pkt 2 k.p.k. zabrania stosowania „hipnozy albo środków chemicznych lub technicznych wpływających na procesy psychiczne osoby przesłuchiwanej albo mających na celu kontrolę nieświadomych reakcji jej organizmu w związku z przesłuchaniem”. Doktor Tomasz Witkowski w publikacji „Nauka. Głód prawdy” w „DGP. Magazyn na weekend” (DGP nr 172 nr z 5–7 września 2025 r.) przywołuje ten przepis i podnosi: „Mimo że użycie wariografu w trakcie przesłuchań zostało wykluczone przez Sąd Najwyższy, powoływani na biegłych sądowych psychologowie często sięgają po tzw. testy projekcyjne, które mają na celu kontrolę nieświadomych reakcji organizmu badanych. (…) Choć żadna metoda badania psychologicznego wykorzystywana na potrzeby postępowania – testy, kwestionariusze, wywiady, itp. – nie daje wskaźników trafności choćby zbliżonych do tych, jakie osiąga wariograf, nie toczy się żadna debata na temat zasadności ich stosowania. Metody te są używane m.in. do oceny prawdomówności i skłonności do konfabulacji, a formułowane na ich podstawie opinie stanowią dowody sądowe”. Zaś w podcaście „Czy psychologia to jeszcze nauka? O naukowej wartości ekspertyz psychologicznych” wskazuje: „Najlepsze metody psychologiczne dają prognozy o bardzo niskiej trafności, dużo trafniejsze prognozy są formułowane na podstawie danych biograficznych niż wyników badań psychologicznych, najlepszą podstawą wnioskowania o przyszłych zachowaniach człowieka jest znajomość jego dotychczasowych zachowań”. Stąd zaskakiwać może ewentualne preferowanie badań w OZSS zamiast ustalenia i analizy stanu faktycznego dokonanej przez sąd.
Gdzie jest dobro dziecka?
Jeśli wiedza o tym, na co zwracają uwagę biegli, ma skutkować większą szansą na pozytywną opinię, to – jak rozumiem – brak tej wiedzy, pójście na badanie w stanie „naturalnie bezwiednym”, nieuświadomionym tych szans nie zwiększy. Ale może przez to większe będą szanse na trafność (rozumianą jako adekwatność oceny do stałych postaw i kompetencji) oceny badanego? No i skoro wiedza zwiększa szansę na opinię pozytywną, to co, gdy oboje rodzice tę wiedzę posiądą? Dla kogo szanse na pozytywną opinię będą większe? I co znaczy opinia „pozytywna”? Czy to taka, która zwiększa szansę na wygranie „konkursu” na rodzica pierwszoplanowego? Czy ta, która lepiej odzwierciedli dobro dziecka? Na marginesie można zapytać, wedle jakiego wzorca kompetencji rodzicielskich opiniują biegli danego rodzica, czy wzorce te są odmienne dla ojców i dla matek, które wzorce wskazane w literaturze fachowej są przez specjalistów uznawane za właściwe, a które nie.
Opisany tu problem opierania „konkursu na rodzica pierwszoplanowego” na zlecanych przez sądy badaniach w OZSS dotyczy, wbrew pozorom, wszystkich obywateli, nie tylko rodziców oraz ich dzieci. Bo jeśli taki „konkurs” ktoś wygrywa, to ktoś też go przegrywa. Bo deficyt obojga rodziców w codzienności to statystycznie większe ryzyko szkodliwych następstw, często obciążających budżety publiczne, może mniejsza szansa na stabilne związki i potomstwo w kolejnym pokoleniu. Bo rodzice wrzuceni w konieczność rywalizacji, zamiast ramować (prowadzić, inspirować, czasem ograniczać przed tym, co szkodliwe) wychowawczo swoje dzieci, skłaniani są, by rywalizować o ich chwilową akceptację, a to w obawie, że w toku badań czy wysłuchania dziecko wystawi im „złą” laurkę, a biegły przyczyny tego nie wychwyci. Bo monopol wychowawczo-opiekuńczy jednego rodzica może czasem sprzyjać zaniedbywaniu dziecka, ułatwiać ignorowanie szkodzących dziecku działań i zaniechań, czasem aż do stopnia tragedii ze skutkiem śmiertelnym. ©℗