Kosmetyczny start-up z Polski chce zrewolucjonizować sztukę demakijażu.
Kosmetyczny start-up z Polski chce zrewolucjonizować sztukę demakijażu.
Szminki, tusze, pudry, podkłady, cienie, lakiery etc. – konkurencja na rynku kosmetyków jest tak ogromna, że wszelkie próby wejścia na niego niewielkiej firmy praktycznie z góry skazane są na porażkę. Ewa Dudzic i Monika Żochowska z Warszawy zdawały sobie z tego sprawę i nawet nie próbowały stworzyć czegoś innowacyjnego w tej dziedzinie. Popłynęły pod prąd i zaczęły prace nad produktem, dzięki któremu makijażu można się... pozbyć. Łatwo i szybko.
– Na rynku były tylko mleczka i toniki plus waciki. Nic nowego od zarania dziejów – wspominają. Innymi słowy, znalazły niszę. Opracowały produkt, a teraz czekają, aż sprawdzi się teoria disruptive innovation, czyli destruktywnej innowacji. Tak określa się rozwiązanie, technologię lub produkt, którego pojawienie się najpierw tworzy nowy rynek, a następnie niszczy dotychczas istniejące, zastępując je. I trzeba przyznać, że produkt oferowany przez założoną przez Dudzic i Żochowską firmę Phenicoptere ma taki potencjał. Choć jest całkowicie niepozorny.
To po prostu rękawiczka do demakijażu o nazwie Glov. Główne zalety – nie wymaga użycia żadnych kosmetyków i jest wielorazowego użytku. Wystarczy zmoczyć ją wodą i przetrzeć twarz. Makijaż zostaje na rękawiczce, którą następnie myje się pod bieżącą wodą. Jedna sztuka wytrzymuje przynajmniej trzy miesiące. – To produkt, który totalnie zmienia nasze przyzwyczajenia i wiedzę o pielęgnacji skóry. Udowadniamy, że demakijaż jest możliwy tylko za pomocą wody, bez używania mleczek, żeli i toników – mówi Ewa Dudzic.
Pomysł na superrękawiczkę narodził się w 2010 r. na Tasmanii. W ramach praktyk studenckich wyjechała tam Monika Żochowska. Trafiła do jednej z tamtejszych klinik chirurgii plastycznej. Tam główny chirurg opowiedział jej o mikrotechnologii i najnowszych tekstyliach wykorzystywanych w medycynie. Wtedy w głowie studentki zaświtała idea – a gdyby wykorzystać te tekstylia do demakijażu? Niewiele się zastanawiając, wzięła z sobą próbki do Polski.
– Pomysłu nie zaczęłyśmy realizować od razu. Ja mieszkałam wtedy w Krakowie, Monika w Antwerpii. Wróciłyśmy do tematu po półrocznej przerwie – wspomina Dudzic. Zaczęły od poszukiwania producentów nowatorskich tkanin. Znalazły ich w Korei Południowej, ale okazało się, że materiał trzeba dopracować. Przede wszystkim zamiast zmywać makijaż, rozmazywał go. Panie poprosiły więc o próbkę wykonaną z dłuższych włókien. Ta z kolei długo schła, mechaciła się i twardniała od mydła. A kolejna za szybko się zużywała. W siedzibie firmy do dziś stoi karton z setkami próbek.
Za laboratorium do pierwszych testów służyła łazienka w mieszkaniu Żochowskiej. A królikami doświadczalnymi zostali członkowie rodziny i przyjaciele mężnie wycierający makijaż kolejnymi wersjami tkaniny z Korei. – W tym czasie nasze koleżanki uzależniły się od produktu i dzięki temu są najlepszymi jego ambasadorkami. Od tamtej pory żadna z nich nie kupiła tradycyjnego środka do demakijażu – zapewnia Dudzic.
Testy trwały dwa lata i zakończyły się zdobyciem naukowego glejtu – rękawiczka przebadana została na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego i w Specjalistycznym Laboratorium Badawczym „SkinLab”. Ze skutkiem pozytywnym, jako całkowicie zdrowa dla skóry, pozbawiona jakichkolwiek substancji chemicznych.
Wówczas panie zaczęły się rozglądać za inwestorem. Phenicoptere (co w języku starofrancuskim oznacza flaminga) powstało na początku 2012 r., kiedy zastrzyk finansowy zdecydował się zapewnić mu fundusz AIP Seed Capital. Mimo to przez dwa lata Dudzic i Żochowska żyły tylko z oszczędności, nie wypłacając sobie ani grosza. Produkt trzeba było opakować, wypromować, należało zastanowić się nad kanałami sprzedaży. Czy ma trafić na półkę z kosmetykami, a w efekcie sprzedać się lepiej, ale za niższą cenę, czy rozprowadzać go tylko w drogeriach i aptekach, gdzie sprzeda się go mniej, ale za wyższą cenę? Ostateczny model dystrybucji Glova jeszcze jest testowany. Na razie w Polsce można go kupić przez internet i w ograniczonym zakresie w sklepach.
W podejmowaniu tych kluczowych decyzji założycielkom pomogły wcześniejsze doświadczenia z biznesem. Ewa Dudzic i Monika Żochowska poznały się na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiowały zarządzanie i marketing. Po skończonych studiach Dudzic wyjechała do Krakowa, gdzie założyła knajpę serwującą sushi na wynos. Z kolei Żochowska trafiła do Antwerpii, gdzie organizowała aukcje nieoszlifowanych diamentów – jest certyfikowanym znawcą tych kamieni.
Pierwszym krajem, na którego podbicie udało się Phenicoptere, była Francja. Tam kilka miesięcy temu rękawiczkę opisano na łamach magazynu „Cosmopolitan”. I z dnia na dzień sprzedaje się coraz lepiej, choć jej twórczynie wolą nie mówić o liczbach, aby nie zapeszać.
Glov już jest dostępna także w Arabii Saudyjskiej, gdzie firmie udało się znaleźć obrotnego dystrybutora. A to nie koniec planów ekspansji. Phenicoptere w ramach projektu „Paszport do eksportu” finansowanego ze środków europejskich chce podbić Wielką Brytanię, Niemcy i Hiszpanię. A w ramach wsparcia eksportu dla firm kosmetycznych z Ministerstwa Gospodarki Glov będzie zmywać makijaż klientkom z Hongkongu, Chin, Rosji, Turcji, Brazylii i ze Stanów Zjednoczonych.
Ponoć teraz resortowi zdarza się odsyłać inne firmy kosmetyczne z kwitkiem i ze słowami: „Przynieście coś takiego jak te dziewczyny od rękawiczki, to pogadamy”. Dla założycielek jednak najważniejsze jest to, że na targach kosmetycznych konkurencyjne firmy zaczynają używać ich Glova. I trzeba przyznać, że trudno o lepszą rekomendację dla niego.
Rękawiczki do demakijażu dobrze się sprzedają we Francji
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama