Próbujemy dokonać takiej zmiany, przecież studenci nie muszą uczyć się zawsze tak samo i tego samego, a i nauczających to nuży. Próbujemy dokonać zmiany bardzo zasadniczej. Wymaga to nie tylko przygotowania się samemu, lecz także przejścia przez wszystkie systemy kwalifikacyjne na wyższej uczelni. Załóżmy jednak, że się nam uda i że będą chętni do studiowania czegoś nowego, „innowacyjnego”. Jaką z tego mamy korzyść dla wydziału, dla pracowników naukowych? Absolutne zero.
Nikogo bowiem nie obchodzi, czego my uczymy, może z wyjątkiem studentów właśnie. Cały system szkolnictwa wyższego jest nastawiony na to, byśmy pozyskiwali granty. Jest to jedyne praktycznie, przy malejącej stale liczbie studentów (niż demograficzny), źródło pozyskiwania pieniędzy, poza niecałą połową niezbędnych sum, jaką dostajemy od państwa. Jednak państwo żadnych treści nauczania nie promuje, co więcej – nie promuje wysiłku niezbędnego do lepszego uczenia studentów. Nie ma nawet żadnych pieniędzy na pracę nad nowymi kierunkami i specjalizacjami na studiach wyższych, chociaż wydawałoby się oczywiste, że wymaga to nie tylko wysiłku, lecz także czasu, a za czas powinno się płacić. Najlepiej więc mają ci – ostatnio coraz mniej liczni – którzy uczą w kółko tego samego i ani im w głowie poprawianie czy też zmienianie kierunków nauczania.
Innowacyjność – obrzydliwe to słowo – jest ceniona w teorii, w praktyce ceni się skostnienie i powtarzalność. Najwięcej fermentu jest na poziomie wydziału, potem na poziomie uniwersytetu i tyle. Jeżeli jednak wszystkie wysiłki rozbijają się o niechęć i całkowity brak wsparcia dla zmian, i to na pewno zmian na lepsze, to naturalnie nikt się nie będzie za darmo szarpał, ryzykował i jeszcze douczał się w wieku już nieco dojrzałym. Podobno „innowacyjność” to priorytet, ale przecież mówienie w polskich warunkach o jakichkolwiek priorytetach to czysty nonsens.
Nie jest bowiem tak, żeby jakość nauczania odgrywała istotną rolę. Oczywiście, co pewien czas pojawiają się osoby, które teoretycznie mają prawo nas oceniać (także jakość), ale kto potrafi sensownie ocenić i tak najlepszych nauczycieli na najlepszej w Polsce szkole wyższej, jaką jest Uniwersytet Warszawski. To nie jest wyraz przesadnej chełpliwości, lecz opis stanu rzeczy. Skoro oceny zewnętrzne są prawie niewykonalne, to jakie inne miałyby sens. Być może zgodność z podstawowymi ideami publicznymi czy politycznymi, z wizją naszego państwa. Ale od polityków słyszymy, że nie potrzeba wizji, że najważniejsza jest praktyka i polityka małych kroków. Jeżeli nawet z tym się zgodzić, to na pewno polityka małych kroków nie może cechować wyższych uczelni i – szerzej – sfery nauki, bo to, co wybitne, zawsze polega na dużych krokach.
Więc państwo chciało promować kierunki szczególnie przydatne dla gospodarki, ale szybko się zorientowano, że bardzo trudno je przewidzieć na pięć lat naprzód oraz że wielu pracodawców woli absolwenta bystrego i myślącego, a zawodu sami go nauczą, od absolwenta, który rzekomo już wie, co ma robić. Innymi słowy, i ta próba oceny jakości przez przydatność zawiodła.
Otóż jestem głęboko przekonany, że jedyna szansa na poprawienie stanu studiów wyższych w Polsce (poza elitaryzmem, o czym wielokrotnie pisałem) to zaufanie profesorom, doktorom i innym pracownikom wyższych uczelni, że naprawdę chcą dobrze uczyć, bo za pieniądze, jakie otrzymują, nie mają innej motywacji. Że są ludźmi dojrzałymi, nowoczesnymi i pomysłowymi, i że właśnie te cechy należy wspierać. Że bez wysokiej jakości szkół wyższych Polska nie wydobędzie się z zapaści cywilizacyjnej polegającej na tym, że nic nie wymyślamy, a tylko nieźle wykonujemy cudze pomysły. Że studia wyższe to najcenniejsze, co mamy i co w rosnącym tempie marnujemy. Ale do kogo ja piszę? Przecież wszyscy to wiedzą i z wiedzy tej nic nie wynika i nie wyniknie.
m.a(2014-05-19 09:06) Zgłoś naruszenie 00
Caly system szkolnictwa wyzszego nastawiony nie jest na pozyskiwanie grantow tylko przede wszystkim na produkcje MAKULATURY naukowej, ktora ma sluzyc do uzyskiwania kolejnych stopni i tytulow, ktore juz od dawna o niczym nie swiadcza - w tym na podobno "najlepszych" polskich uczelniach (patrz rankingi). Ostatnia ocena parametryczna przez swoje bledy metodologiczne (IF decydujacy o punktacji plus liniowe splaszczenie przedzialow) spowodowala wylew "nowych" czasopism plus wykupywanych numerow z proceedings. Z punktu widzenia oceny ludzie zachowuja sie "racjonalnie" - maja gwarancje, ze artykul ukaze sie szybko i dostana za niego PEWNE 6-10 punktow. Generuje to olbrzymie koszty z turystyki konferencyjnej, ale podobno w ogolnym rachunku pieniedzy na dzialalnosc statutowa to sie oplaca., a w niewielu osrodkach i dziedzinach sklad kadry pozwala na prace na najwyzszym swiatowym poziomie WSZYXSTKICH zxatryudnionych na etatch naukowo-dydaktycznych. I tak zamiast wzrostu poziomu naukowego, ocena paramnetryczna plus ocena okresowa przyczynily sie do wiekszego marnowania i tak niewielkich pieniedzy na uczelniach!!!
OdpowiedzCo do samych grantow. Niestety niewiele osob piszacych granty czyni to w celu zapewnienia sobie niezbednych srodkow do prowadzenia badan, dla mozliwosci zatrudnienia MLODYCH ludzi na etatach czysto naukowych (doktorat, postdoc) by mogli skupic sie na swoim rozwoju naukowym, lecz by miec DODATKI do pensji, pieniadze na konferencje (po nich "punkty" za artykuly w indeksowanych proceedings) i tak sie to kreci. mamy nowe patologiczne zjawisko WIELOgrantowosci.
Prof. Krol ma racje, ze naszym najwiekszym nieszczesciem jest, ze nikt "nie promuje wysiłku niezbędnego do lepszego uczenia studentów." (...) Nowoczesne nauczanie "wymaga to nie tylko wysiłku, lecz także czasu" (...) Najlepiej więc mają ci – (...) – którzy uczą w kółko tego samego i ani im w głowie poprawianie czy też zmienianie kierunków nauczania."
Natomiast zdecydowanie nie zgadzam sie z tym, ze zostawienie systemowych decyzji jest decyzja wlasciwa. Toz wlasnie ta "profesura" przez ostatnie lata byla we wszelkich gronach opiniotworczych ustalajacych standardy nauczania i systemowe reguly gry. A przede wszystkim to wlasnie "profesura" na poziomie rad wydzialow i uczelni dokonala mediokratycznego podzialu "lupu godzinowego" w postaci jak najwiekszej liczny etatow dla swoich zakladow/instytutow i tresci programowych dostosowanych do wiedzy zatrudnionej kadry (raporty miedzynarodowe) a nie stanu wiedzy w swiecie.
m.a(2014-05-19 09:17) Zgłoś naruszenie 00
I jeszcze dodam wprost. Fiasko procesu "bolonskiego" w POlsce jest mniczym innym jak wynikiem walki o etaty wlasnie tej profesury, ktorej prof. Krol chce zaufac.
OdpowiedzWlasciwe wprowadzenie procesu bolonskiego wymagalo calkowitego przemyslenia programow nauczania, a przede wszystkim masowosci ksztalcenia na pierwszym stopniu i jego ograniczonosci na stopniu drugim. Zaden profesor, ktorego pracownicy mieli pensum na wyzszych latach nie mogl sie na to zgodzic. I to wlasnie jest jedna z przyczyn inflacji dyplomow magisterskich - proces bolonskich NIGDY nie zakladal ich masowosci. To polscy decydenci na poziomie uczelni dla zapewnienia godzin i etaow (wprost uzaleznionych od pensum na instytut) przyczynili sie do produkcji rzeszy bezroboptnych magistrow o poziomie wiedzy szkoly pomaturalnej - a wystarczyl by im licencjat!!!
Pierwsza walka odbyla sie na poziomie dzialan zespolu prof. Woznickiego w 2005 roku i "minimalnych standardow ksztalcenia dla wszystkich". W nastepnym etapie naciski na RGSWiN doprowadzily do takich standardow jakie mielismy i ktore teraz przemianowano w nowomowie na KRK.
Ministerstow ma wiele za uszami, ale zrodlem obecnej sytuacji jest brak poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialnosci spolecznej wiekszosci pracownikow polskich uczelni w czasie wolnej Polski. Krolem zostal pieniadz i pogon za nim.
Magda Jasińska(2014-05-19 10:42) Zgłoś naruszenie 00
!. Wolny rynek płatnych studiów.
Odpowiedz2. Koniec z dożywotnimi synekurami dla profesury.
qazik(2014-05-19 13:50) Zgłoś naruszenie 00
Do komentarza m.a. dodam tylko tyle: Królem został pieniądz PUBLICZNY i pogoń za nim.
OdpowiedzDalej żyjemy w teatrze pozorów, tylko scenografia jakby nieco inna, bardziej "bankowa" .
...........(2014-05-19 14:31) Zgłoś naruszenie 00
To co kadra uczelni chce nie ma żadnego znaczenia dla panstw UE.Tam wszystko dziala juz na jednolitych zasadach.To znaczy panstwo wykupuje od uczelni programy panstwowe studiow gdzie dostep jest darmowy dla kazdego bez limitu miejsc i wiedze weryfikuje panstwo,gdyz ono to finansuje i ono zatrudnia.
OdpowiedzTak jest w przypadku studiow prawa i medycyny.Nie ma studiow platnych dla nikogo,nie ma limitow miejsc,nie ma mozliwosci studiowania bez programu panstwowego i nie ma prac magisterskich.Sa za to coraz bardziej powszechne egzaminy pozauczelniane.
W przypadku studiow istotnych dla panstwa:prawo,medycyna,obronnosc,administracja,pewne studia techniczne-budownictwo kadra akademicka nie ma absolutnie nic do powiedzenia - poza trescia swojego wykladu.Studia historyczne sa nieistotne dla panstwa wiec moga sobie robic co chca.
Cecha wspolna jest to,ze losy studenta na uczelnie zagranicznej nie sa zwiazane z zadna decyzja dziekana,poniewaz dziekan nie moze tam wydawac decyzji administracyjnych co do statusu studena.Student rzadzi.
.....(2014-05-19 14:43) Zgłoś naruszenie 00
Wystarczy wejsc na strony wszystkich zagranicznych uniwerystetow np.na strony wydzialow prawa by sie przekonac,ze programy studiow prawniczych musza byc juz we wszystkich krajach identyczne,i są poza Polska.
OdpowiedzJakosc kadry ma na zachodzie znaczenie drugorzedne gdyz tak naprawde poziom kadry nie ma wplywu na kariere absolwentow.Wazne jest to by kadra byla dostepna dla kazdego na zasadach finansowych wymyslonych przez panstwo i by przeprowadzala programy i egzaminy panstwowe na uczelni.Reszte moze czytac z kartki czy ksiazki (co sie w Polsce robi).Lub moze nic nie robic,tam sie z tego nie robi dramatu gdyz nie robi sie z kadry naukowej wybawcow narodu.
Na nizszych szczeblach edukacji przywiazuje sie wage do jakosci nauczycieli gdyz ich pooziom ma wiekszy wplyw na poziom uczniow niz na uniwersytetach.
..(2014-05-19 14:57) Zgłoś naruszenie 00
Bardzo dobre sa ustawy niemieckie gdzie odbycie studiow polega na rejestracji na studia i przetrzymaniu tam min.3,5 roku papierow,a nastepnie stawieniu sie na pierwszy panstwowy egzamin .Wszyscy robia to za taka same kase i maja rowna ilosc godzin zajec i egzaminow.Uczelnie rzeczywiscie oferuja zajecia,wyklady przez 5 lat,ale nie gwarantuja zdania egzaminow panstwowych i otrzymania mgr.W Polsce niestety decyduja i dlatego poziom biedy zawsze bedzie wysoki,a poziom edukacji niski.
OdpowiedzOglednie rzecz ujmujac w pewnych dziedzinach edukacyjnych z dyplomem wydanym przez kadry edukatorskie sie nikt nie liczy.Teraz juz nawet formalnie,bo nie jest on niezbedny do wejscia na egzaminy panstwowe.