Posłowie z trzech komisji (zdrowia, samorządu terytorialnego i gospodarki) próbowali w środę dowiedzieć się od resortu zdrowia m.in., ile placówek nie znajdzie się w sieci. Alarmowali, że na zmianie stracą pacjenci. Wiceminister zdrowia Piotr Gryza zarzucał zaś opozycji dezinformowanie społeczeństwa.
Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która przewiduje utworzenie sieci, rząd przyjął w ten wtorek. Jak poinformował Tomasz Latos z PiS, wiceszef sejmowej komisji zdrowia, za dwa tygodnie zajmie się nią Sejm.
Rząd w tym tygodniu przesunął w projekcie kluczowe terminy m.in. publikacji listy placówek w sieci, a także wejście w życie nowych rozwiązań o trzy miesiące. Te, obejmujące m.in. wykluczenie części placówek z udziału w konkursach i przyznanie im ryczałtów na leczenie, mają wejść w życie z początkiem września. Wczoraj informacje o sieci przekazywał posłom autor ustawy Piotr Gryza. – To minister konstytucyjny powinien wziąć udział w posiedzeniu tej komisji – denerwował się Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.
Tajna lista
– Wprowadzając sieć szpitali, chcemy naprawić dysfunkcje systemu – powiedział wiceminister Piotr Gryza, prezentując posłom najważniejsze założenia ustawy przez około godzinę. Podkreślał, że cel zmian to poprawa dostępu do świadczeń medycznych, zagwarantowanie finansowania szpitalom, zoptymalizowanie struktury placówek.
– Posłowie znają projekt. Proszę odnosić się do wątpliwości, jakie on budzi – apelował Bartosz Arłukowicz, szef komisji zdrowia, były minister zdrowia w rządzie PO-PSL. Oczekiwał m.in. przedstawienia informacji, ile szpitali nie zmieści się w sieci i jakie jest ryzyko, że stracą publiczne finansowanie.
Resort zdrowia kryteria włączania do sieci przygotował w zeszłym roku, ale wciąż nie podaje listy tych, które zostaną siecią objęte z automatu (bo spełnią wymogi). Ministerstwo – jak nieoficjalnie wiadomo – ma taką listę. A także wstępne zestawienie szpitali, które zostaną „ręcznie” dopisane do sieci przez ministra, by nie utrudnić dostępu do leczenia, ale też nie zadrzeć z lokalnymi władzami (np. w przypadku szpitali powiatowych i marszałkowskich, którym grozi utrata finansowania). Na podstawie tych zestawień kalkulowano w ocenie skutków regulacji, że przynajmniej 91 proc. pieniędzy na szpitalne leczenie trafi do placówek z sieci. Jak informowaliśmy w DGP, z zestawienia obejmującego jedno z województw wynika, że wymogów sieci nie spełnia ponad połowa placówek, w zdecydowanej większości prywatnych. Arłukowicz wystąpił do resortu o pilne przedstawienie szerszej oceny skutków regulacji oraz listy szpitali kwalifikujących się do sieci.
Zagrożone inwestycje?
Szefowie placówek medycznych i samorządowcy pytali wczoraj resort zdrowia, co w takiej sytuacji stanie się z unijnymi dotacjami, np. na modernizację czy zakup sprzętu. Wnioskując o fundusze, deklarowano, że sprzęt będzie wykorzystywany w systemie publicznym.
– Nikt nie gwarantuje teraz, że podmiot korzystający ze środków Unii wygra konkurs. Podobnie będzie w przypadku sieci – wyjaśniał Gryza.
Faktem jest jednak, że w ostatnich latach zamiast konkursów umowy były aneksowane. Poza tym do konkursu trafiała cała pula ok. 30 mld zł na szpitalnictwo, a po zmianach tylko kilka procent tej kwoty. Może ona jeszcze bardziej stopnieć, ponieważ resort otworzył furtkę szpitalom publicznym, by dzięki pospiesznym połączeniom (często tylko na papierze) wzmocniły swoje szanse w sieci.
Posłanka Maria Janyska z PO tłumaczyła, że czym innym jest ryzyko związane z konkursami, do których przystępują wszyscy, a czym innym diametralna zmiana zasad na rynku ochrony zdrowia przez państwo. – Może się to skończyć roszczeniem do Skarbu Państwa – ostrzegała. Posłowie dopytywali też m.in., jak resort zdrowia chce skracać kolejki do świadczeń, skoro udzielać ich ma mniej placówek. Obawiali się też, że likwidacja konkurencji, przyznanie placówkom z sieci gwarancji finansowania i ryczałtu zamiast płatności za świadczenia negatywnie odbije się na jakości.