W Dobrzeniu Wielkim wojna. W Dąbrowie gminna żałoba. Prószków szykuje się do walki za Winów, a Komprachcice robią transparenty na wrześniowe protesty. Mówi się o procesie sądowym, kolejnych blokadach ulicznych, a od czasu do czasu padają nawet słowa o zabraniu w odwecie jednej z dzielnic Opola.
/>
Ta zniewaga krwi wymaga” – mówią umiastawiani w promieniu kilkunastu kilometrów od Opola. Od ponad pół roku żyli zbieraniem głosów, konsultacjami społecznymi, petycjami, błagalnymi listami do mediów i polityków. Były tygodnie, że wydawało się, że w tej walce wygrają, że zostanie im odpuszczone. Ale potem, na kilkanaście dni przed wymaganym terminem, gruchnęła wieść, że decyzja zapadła. Papiery podpisano, gminy rozdzielono, mieszkańców podzielono. Dzisiaj w proteście nie jeżdżą do Opola, szykując się do większej bitwy, a Opole zarzuca, że to prawdziwy młyn na wodę. Przepychankom słownym, łzom i wygrażaniom jednym i drugim nie ma końca. Bo „na siłę”, bo „wbrew ludziom”, bo „z nie do końca czystych moralnie pobudek”.
Nowy rok 2017 zostanie powitany w wyjątkowo grobowych nastrojach. Chwilę po północy dwanaście wsi przestanie de facto istnieć. Ponad 5 tys. ha ziemi i ponad 9 tys. osób na niej, nie licząc mniejszych i większych zwierząt hodowlanych i domowych, stanie się Opolem.
Demokracja została zniszczona
Kiedy jesienią ubiegłego roku po raz pierwszy pojawiły się doniesienia o poszerzeniu miasta, nie były traktowane poważnie. Ot takie wróżenie z politycznych fusów, być może przerost ambicji nowych władz. Mapa z rozdzielonymi podopolskimi wsiami, które miałyby stać się miastem, wyglądała jak z innego świata. Ale gdy krótko potem „Nowa Trybuna Opolska” opublikowała wypowiedź prezydenta Opola, że to nie jest żart, wybuchła panika. Na próżno zapewniano, że nikt nikomu niczego zabierać nie będzie, że na większym Opolu skorzystają wszyscy. Mieszkańcy wytypowanych do umiastowienia wsi zaprzysięgli walkę. W konsultacjach społecznych w powiecie opolskim ankietę wypełniło ponad 20 tys. osób, czyli 19 proc. mieszkańców. Przeciwko zmianie granic opowiedziało się ponad 96 proc., za nią było tylko 2,5 proc. W naznaczonych wsiach frekwencja wyniosła ponad 65 proc., a przeciw było prawie 90 proc. Jakby tego było mało, wyniki konsultacji pokryły się z rezultatami badań Instytutu Śląskiego, który badał nastroje społeczne na zlecenie samego urzędu miasta. Podobne rezultaty uzyskała firma Biostat, sondując z kolei na zlecenie starostwa powiatowego. Także wtedy 83 proc. mieszkańców w 13 gminach powiedziało przyłączeniu do miasta „nie”.
Mimo konsultacji, protestów i barykad 30 marca Rada Miasta zdecydowała, że Opole i tak się powiększy. Projekt zmiany granic trafił do Rady Ministrów. Nadzieja gasła. Mieszkańcy płakali, ale wciąż jeszcze wierzyli w zapewnienia, że głos ludu jest najważniejszy. Wierzyli też, że do 30 lipca, kiedy to miał zapaść wyrok, zdarzy się coś, co ich od miasta wybawi.
Ale potem nastał 19 lipca. Wtorek. Ktoś żartował, że tego dnia przypada święto Czerwonego Kapturka, ktoś inny cytował maksymę Goethego z kartki z kalendarza: „Cokolwiek potrafisz lub myślisz, że potrafisz, rozpocznij to. Odwaga ma w sobie geniusz, potęgę i magię”. Po południu ktoś dopisał na tej kartce czarnym flamastrem: „koniec demokracji”.
Z tygodniowym wyprzedzeniem, niczym grom z jasnego nieba, klamka o zmianie granic bowiem zapadła. – Nawet nie było tego w programie obrad. Dzień później miała dopiero obradować Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego, od której opinii wszystko zależało. O wszystkim dowiedzieliśmy się z SMS-ów dziennikarzy – żalą się mieszkańcy, nie pozostawiając suchej nitki ani na prezydencie Opola, ani na Patryku Jakim, jednym z głównych lobbujących za poszerzeniem miasta. Patryk Jaki to opolanin, rocznik 1985, niegdyś członek gabinetu politycznego wojewody opolskiego, poseł PiS, a następnie Solidarnej Polski. Od 18 listopada ubiegłego roku sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Od 19 lipca bieżącego roku nazywany przez miejscowych Opolskim Vaderem. W oświadczeniu prasowym Jaki przyznał bowiem, że osobiście brał udział w posiedzeniu Rady Ministrów, która podjęła decyzję o powiększeniu Opola. Według niego otwarto tym samym nowy rozdział w historii miasta, a jako że decyzja jest ostateczna, nie ma co kruszyć kopii. Trzeba się zmierzyć z faktami i zrozumieć, że gdyby nie powiększenie miasta, województwo w przyszłości mogłoby przestać istnieć.
W tym samym czasie wójt Dąbrowy Marek Leja napisał na Facebooku: „Drodzy mieszkańcy mojej gminy, nie ma słów, aby w języku kulturalnych ludzi nazwać to, co się stało. Demokracja została dziś zniszczona”.
Sympatia bezgraniczna
Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola, jest bardzo zabieganym urzędnikiem. Dość stabilny prezydencki fotel zmienił mu się w rollercoaster. Spokoju nie dają mu dziennikarze, a przede wszystkim wójtowie gmin, które mają być za kilka miesięcy rozdzielone. W imieniu prezydenta decyzji broni więc rzeczniczka, podkreślając niczym mantrę, że powiększenie miasta przyniesie tylko pozytywne skutki. – Województwo opolskie potrzebuje mocnej stolicy – takiej, która tworzy miejsca pracy, przyciąga przedsiębiorców i ludzi jako ośrodek akademicki. To niezwykle ważne, biorąc pod uwagę, że demografia w naszym województwie wciąż spada – podkreśla Katarzyna Oborska-Marciniak. – Pamiętajmy, że zmiana granic samorządu nie jest zmianą granic państwa. To działanie jak najbardziej zgodne z prawem i ostatecznie podejmowane przez Radę Ministrów.
Oborska-Marciniak podkreśla, że Opole nie jest pierwszym miastem, które zdecydowało się na powiększenie aglomeracji. – Rzeszów już kilka lat temu przesuwał swoje granice. I przyniosło to miastu ogromne korzyści – dodaje.
Nie mówi jednak o tym, że w Rzeszowie umiastowienie pobliskich wsi odbyło się za zgodą mieszkańców. Do miasta włączono tylko te, które jednoznacznie opowiedziały się za tym.
Mimo wszystko w większym Opolu też ma być wszystkim dobrze. Mieszkańcom włączonych gmin będzie dana praca, a ich dzieciom możliwość uczenia się w dobrych szkołach, korzystania z dóbr kultury i obiektów sportowych. Oczywiście nastąpi uszczuplenie budżetów, ale przecież gminom ubędzie też wiele zadań. – Informacje związane z bankructwem, zwolnieniami to tezy budowane przez włodarzy gmin, które mają ich zwolnić z odpowiedzialności za sukces gminy – podkreśla Katarzyna Oborska-Marciniak, dodając, że Rada Ministrów podjęła już decyzję, rozporządzenie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw, w związku z czym sprawa jest przesądzona.
Ale nie w budżetach pies pogrzebany, a w miejscowych podatkach. W samym Dobrzeniu, jeszcze Wielkim, roczne wpływy z podatków z Elektrowni Opole to ponad 20 mln zł. Od stycznia pieniądze będą wpływać do miasta. Dąbrowa straci ponad 2 mln zł z podatków płaconych gminie przez firmy zlokalizowane na jej terenie, m.in. duży salon samochodowy.
Wróg numer jeden
Świetlica we Wrzoskach to miejscowa duma. Niegdyś mieszkańcy spotykali się na narady tylko przy budce z grillem, która co sezon kończyła swój żywot w płomieniach. Może dlatego świetlicę postanowiono wybudować tuż obok remizy. Trochę tak na pamiątkę i ku przestrodze obradujących. Położone siedem kilometrów od Opola, tuż przy północnej obwodnicy miasta i międzynarodowej trasie A4 Wrzoski w sierpniowy dzień są rozpalone do czerwoności. Wójtowie okolicznych gmin i mieszkańcy szykują się do dalszej walki. Trwają narady i dyskusje, gdzie szukać pomocy, skoro w Opolu nadziei już nie ma.
Kiedy mieszkańcy pytają Piotra Fikusa, sołtysa Wrzosek (jeszcze w gminie Dąbrowa), jaki będą mieć adres od 1 stycznia, kto zapłaci za wymianę dowodów osobistych, rejestracyjnych, prawa jazdy, wpisów do ksiąg notarialnych i wielu innych, Fikus rozkłada ręce. – Nie wiem, jak to wszystko będzie. Niby prezydent obiecał, że to miasto sfinansuje wymianę dokumentów, ale jak ludzie mają traktory i nawet 10 dowodów rejestracyjnych? Za wszystko nam zapłacą? Mam wrażenie, że prezydent nie zdaje sobie sprawy, na co się zdecydował – zamartwia się Fikus.
Marek Leja jest wójtem Dąbrowy od 10 lat. Z wykształcenia inżynier elektronik i informatyk, podyplomowo skończył jeszcze zarządzanie oświatą. Opolanin. Jako zapalony kibic w 1999 roku wydał na płycie CD „Historię piłkarskiej reprezentacji Polski”.
I jak przyznaje, w czasie swojego władania widział już wiele sztuk i sztuczek, ale to, co ma miejsce obecnie, woła o pomstę do nieba. Dąbrowa od zawsze leży 10 kilometrów od Opola, a dokładnie po jego wschodniej stronie. W sumie mieszka w niej 9324 mieszkańców. Głównym źródłem utrzymania dla dąbrowian są rolnictwo oraz gospodarka leśna. Przez teren gminy przebiega autostrada A-4 i liczne drogi krajowe. Gmina radzi sobie sama jak może, słuchając głosu mieszkańców. – Już nawet nie chodzi o fakt zlekceważenia konsultacji społecznych, ale to będą gigantyczne koszty poniesione przez samo miasto – dodaje Jerzy Warsitz, sołtys Sławic (jeszcze w gminie Dąbrowa). – Jak na przykład prezydent zamierza podzielić wodociągi? Część jest podłączona do gminnych, część do miejskich. Będzie ciąć rury?
– A drogi? We Wrzoskach granica między wsią a miastem będzie przebiegać między dwiema chałupami. Gdyby się uprzeć i odgrodzić wieś od miasta murem, to okazałoby się, że do części miejskiej nie ma jak dojechać – dodaje Fikus. – A komunikacja miejska? To gigantyczne koszty, które będzie musiało ponieść miasto.
Prezydent zlekceważył wszystkich
Decyzją prezydenta Wiśniewskiego załamane jest też starostwo powiatowe, według którego władza wbrew woli swoich obywateli zmieniła granice administracyjne. – Wbrew logice, rozsądkowi, a przede wszystkim wbrew obowiązującemu prawu. Nigdy wcześniej prezydent nie wzmiankował o planach, z którymi według doniesień medialnych nosił się od dłuższego czasu. Ukrywał je przed opinią publiczną, zwłaszcza przed bezpośrednio zainteresowanymi mieszkańcami oraz włodarzami gmin. Przyjmując taki model komunikacji, prezydent zlekceważył wszystkich, których problem dotyczy. Był to najgorszy z możliwych sposobów zaprezentowania idei powiększenia Opola – podkreśla Magdalena Fleszar, rzecznik prasowy starosty opolskiego.
Starostwo opolskie uważa, że jeszcze nie wszystko stracone i że nadzieja na przywrócenie granic jest. Przykładem tego jest chociażby gmina Supraśl. – Poprzedni rząd PO–PSL zaaprobował zmianę granic Supraśla mimo protestów. Rząd Beaty Szydło wsłuchał się jednak w głos mieszkańców i cofnął zmianę ostatniego dnia grudnia. Tu należy zadać pytanie: W czym gorszy jest głos mieszkańców gmin powiatu opolskiego? Czyżby jednak „niemiecki” akcent zaważył? – pyta Magdalena Fleszar.
Dostaje się ponownie wiceministrowi Jakiemu. – Patryk Jaki, nie zważając na to, że pełni funkcję wiceministra sprawiedliwości, obraża członków mniejszości niemieckiej, nazywając prowokatorami, garstką oszołomów, i oskarża o użycie siły w czasie manifestacji pod elektrownią oraz zakłócenie święta Konstytucji 3 maja. Pozytywna decyzja Rady Ministrów w wymiarze społecznym naruszyła nasze poczucie godności obywatelskiej, wymierzyła policzek idei samorządności w Polsce i złamała zasady demokratycznego państwa – dodała Marzena Kazin, sekretarz powiatu opolskiego.
Jednak zdaniem władz miasta nie było możliwości przeprowadzenia referendum w poszczególnych gminach i posłuchania głosu miejscowej ludności. – Procedura zmiany granic jest określona prawem i ściśle według tego prawa przebiega. W tych procedurach konsultacje społeczne nie są wiążące. O zmianie granic miasta decyduje – jeszcze raz to podkreślam – Rada Ministrów, mając na względzie, poza opinią mieszkańców, wiele innych argumentów za lub przeciw powiększeniu – dodaje Katarzyna Oborska-Marciniak.
Status „przesiedleńczy”
Na południowy wschód od Dąbrowy, od 1973 roku leżą Komprachcice. Od dwóch lat pod wodzą Leonarda Pietruszki. Pietruszka był wcześniej dyrektorem miejscowego gimnazjum i wie, że z dorosłymi trzeba czasem jak z dziećmi. W dziewięciu komprachcickich sołectwach mieszka ponad 11 tys. osób. 2115 z nich nadano status: do umiastowienia. A komprachcickie wsie przeszły już burzliwą historię: zmiany przynależności państwowej i władzy zwierzchniej, kolejne fale osadnictwa, wielkie wojny religijne, epidemie. Na początku lat 30. Komprachcice, gdy przesiedlono setki osób z wiosek przeznaczonych niczym w Chinach do zatopienia, przeżyły też eksplozję demograficzną. Z tą różnicą, że zamiast Tamy Trzech Przełomów, w sąsiedniej gminie miało powstać Jezioro Turawskie. Ponad 60 proc. całej powierzchni Komprachcic stanowią ziemie rolne. Kwitnie też sektor usługowy. Powstają kolejne firmy z branży samochodowej, stolarskiej i gastronomicznej. W Komprachcicach żyje się zacnie, ale taniej niż w Opolu. Niektórzy mówią, że to właśnie prezydenta denerwuje najbardziej. Komprachcice od strony wschodniej sąsiadują z Prószkowem, który w porównaniu z innymi sąsiadami traci najmniej.
Z kolei pech Winowa (niemieckie Winau) zamieszkanego przez 694 osoby polega na tym, że leży zaledwie 3–4 kilometry od Opola. Na dodatek na wzgórzu, które jest najwyższym punktem widokowym, przed wojną głównym miejscem wypoczynkowym. Podobno władze chciałyby tę tradycję przywrócić. Złośliwi dorzucają, że jak tak dalej pójdzie, wróci też do Winowa inna tradycja. Na temat wzgórza krążą legendy, że dawno temu składano na nim ofiary bogom.
Wraz z wystrzałem szampana Prószków pożegna się więc z Winowem, a Komprachcice z Chmielowicami i Żerkowicami. Dąbrowa będzie płakać po Karczowie, Wrzoskach i Sławicach (łącznie 1426 mieszkańców), a Dobrzeń Wielki już taki Wielki nie będzie, bo zabrane mu zostaną Czarnowąsy, Krzanowice, Świerkle, Borki, częściowo także Dobrzeń Mały i Brzezie (aż 4941 mieszkańców). Dobrzenia, jeszcze póki co Wielkiego, broni wójt Henryk Wróbel. Na straży porządku od sześciu lat. W czterech klubach sportowych na terenie gminy trwają przygotowania dzieci i młodzieży do zawodów olimpijskich. Po częściowym umiastowieniu zostanie co najwyżej jeden. – Kiedy zapytałem, co mam powiedzieć wszystkim dzieciom i młodzieży, usłyszałem, że OKS Odra Opole jest ważniejszy – żali się Henryk Wróbel.
Na umiastowieniu straci też edukacja. Liceum w Dobrzeniu z 63-letnią tradycją będzie powoli wygaszane. Trzeba też będzie zwolnić jedną trzecią kadry. – Mimo szczerych chęci szkoły po prostu nie utrzymam. I kogo interesuje, że w tym roku mieliśmy 100-proc. zdawalność – dodaje Henryk Wróbel.
Nikogo nie interesuje też sama lokalizacja wytypowanych do umiastowienia wsi. „Czy prezydent Opola kiedykolwiek był w Świerklach” – pytają mieszkańcy. Gdyby był, zdanie co do wsi by zmienił. Świerkle leżą w głębokim lesie. – Ciekawe, jak prezydent puści tam komunikację miejską, jak tam ledwo co można się dostać i trzeba jechać ze 3–4 kilometry lasem wąską drogą... – dodaje Henryk Wróbel. W dziewięciu dobrzeńskich wsiach mieszka ponad 13,5 tys. osób. Dominuje przemysł. Niemal z każdego miejsca w gminie widać kłęby pary wydobywającej się z Elektrowni Opole SA. Mówi się, że to właśnie ona zaostrzyła apetyt miasta, bo przyłączone będą tylko te części wsi, na których elektrownia się znajduje. Jeśli dodać do tego Fabrykę Płyt Kartonowo-Gipsowych „Knauf”, Stocznię Rzeczną NAVISTOR oraz liczne firmy budowlane, jak również Lasy Państwowe, to lista pracodawców dla mieszkańców, a podatników dla gminy jest naprawdę imponująca. W sumie Dobrzyń ma 940 prywatnych podmiotów gospodarczych i 34 państwowe. Zdaniem mieszkańców to boli Opole najbardziej. Swój sprzeciw wobec miasta i prezydenta wyrazili dosadnie na prześcieradłach, plakatach i plakietkach. W Dobrzeniu nie ma płotu, który nie krzyczałby miastu „nie”.
Turawa znika przez Niemców
Opole liczące teraz 97 km kw. powiększy się do ponad 148 km kw. – A przecież taki Paryż ma 97 km kw. I nikt tam nikomu obok niczego nie zabiera – dodaje Janusz Warsitz. – Bardzo jestem ciekawy, jak szybko ta powierzchnia zostanie dobrze zagospodarowana. Bardzo. Bo teraz miasto ma 3 tys. ha i jakoś morza inwestycji nie widać. Los, a może czyjeś szczęśliwe przeoczenie oszczędziło od umiastowienia jedynie Turawę. Położona na północny wschód od Opola gmina miała być przesunięta do miasta zgodnie z pierwszymi planami. Później jednak z projektu zniknęła. O Turawie mówi się, że komuś w resorcie się lekko pomyliło. Po gminach krąży anegdota, że jakiś urzędnik w Warszawie oznajmił: tylko Turawa. A reszta zrozumiała, że tylko Turawie należy odpuścić, chociaż było dokładnie odwrotnie. I być może jest w tym odrobina prawdy, bo przeniesione do miasta miało być wyłącznie centrum handlowe Turawa Park, które w zasadzie już w Opolu leży. – To by było najprostsze logistycznie. W Turawie jest zaledwie 200 mieszkańców i tak trzy czwarte pracuje w Opolu. Nie trzeba byłoby zmieniać prawie nic – dodaje wójt Dobrzenia.
Tymczasem w pozostałych gminach oprócz likwidacji tabliczek z nazwami wsi zmieni się wszystko. – Padną szkoły, będzie trzeba likwidować remizy, a dziury budżetowe, które powstaną, będą łatane latami – mówią wójtowie.
Pikanterii całej sprawie dodaje to, że we wszystkich przesuwanych wsiach mieszka mniejszość niemiecka. I chociaż stanowią zaledwie kilkanaście procent mieszkańców gmin, są tuż po wójtach najbardziej oskarżani o napędzanie medialnej spirali przeciwko prezydentowi Opola. Miasto zapewnia bowiem, że nic do mniejszości niemieckiej nie ma, a zmiany granic nic w ich wypadku nie zmienią. Jednak zdaniem samej mniejszości zmiana granic narusza prawo. Dokładnie art. 5 ust. 2 polskiej ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, a także art. 16 konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych. Zdaniem Joanny Hassy z Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim mieszkańcy protestują niezależnie od opcji politycznej czy narodowości.
– Nie chcą zostać przyłączeni do Opola, bo się z nimi nie rozmawia i traktuje się ich jak małe dzieci. W zamian za dobrą wolę i próbę podejmowania rozmów od początku jesteśmy atakowani przez opolski ratusz. Posądza się nas o podburzanie ludzi i inicjowanie protestów – uważa Hassa.
Cała gmina zawsze razem
„My mieszkańcy gminy Dobrzeń Wielki odrzucamy i nie respektujemy podjętej 19 lipca bulwersującej decyzji polskiego rządu. Decyzji, która w jednoznaczny sposób łamie podstawowe reguły demokratycznego państwa prawa. Decyzji, która została podjęta na zasadach układów i kolesiowskich powiązań. Decyzja ta nie zostanie w żaden sposób przyjęta i zrealizowana na terenie naszej gminy. Będziemy walczyć wszelkimi dostępnymi środkami o przyszłość naszą i naszych dzieci. Oświadczamy z całą stanowczością, że żaden kolesiowski układ nie przekreśli tego, co w gminie i dla gminy budowaliśmy latami: my i nasi przodkowie. Nie pozwolimy na zrealizowanie podjętej decyzji i oświadczamy, że nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za wywołane przez nią zdarzenia. Cała gmina zawsze razem!!!”.
To głos mieszkańców. Z lokalnymi politykami jest inaczej. Nawet jeśli któryś popiera gminy i jest przeciwny ich przeniesieniu do miasta, na głos tego nie powie. – To mały grajdołek. Jak ktoś się narazi prezydentowi, to gdzie potem pracę znajdzie – dodaje jeden z mieszkańców zaangażowanych w akcję.
Wprawdzie Rada Ministrów decyzję o poszerzeniu granic już podjęła, jednak pewne wątpliwości umiastawianych budzi sama procedura rozpatrywania wniosku. I w tym upatrują szansy na jej cofnięcie. Chodzi o opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego MSWiA, która była warunkiem, by Rządowe Centrum Legislacji zwolniło projekt dużego Opola z obowiązku rozpatrzenia przez komisję prawniczą. – Brak opinii Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego dostrzeżony na etapie zwalniania projektu z rozpatrzenia przez komisję prawniczą spowodował, że zwolnienie to zostało udzielone pod warunkiem uzyskania tej opinii w toku dalszych prac nad projektem – informuje nas Stanisław Małecki, dyrektor departamentu administracyjnego w Rządowym Centrum Legislacji. Ale opinia do Kancelarii Rady Ministrów na czas nie trafiła. MSWiA 11 lipca wysłało formalne pismo do Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego z prośbą o pilną opinię. – Komisja do tej prośby się nie przychyliła. Jeżeli Rada Ministrów do 31 lipca nie podjęłaby decyzji, sprawa musiałaby czekać kolejny rok. Rozporządzenie jest ważne – informuje nas kancelaria. Samo MSWiA zapewnia jednak, że projekt rozporządzenia został omówiony 12 lipca, tyle że w podkomisjach. – A spotkanie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego odbyło się... 20 lipca br. Czyli dzień po tym, jak decyzja zapadła. Komuś bardzo zależało na przyspieszeniu sprawy – komentują wójtowie. Michał Seemann jest przedstawicielem młodych z Wrzosek. Od kilku miesięcy przygotowuje akcje protestacyjne nawołujące do pozostania w Dąbrowie. Jeździ do Opola, do Warszawy. Wszędzie, gdzie się da. – Jeśli coś jest dobre, to dlaczego na siłę to zmieniać? Wrzoski się rozwijają, młodzi mają dobry start. To niesprawiedliwe, że miasto nas nie słucha, że lekceważy oddane głosy – dodaje. – Jeśli prezydent tworzy projekt o poszerzeniu miasta, to my równie dobrze możemy stworzyć projekt o poszerzeniu wsi! – dodają wójtowie, szykując się do kolejnego protestu w Warszawie.
Do daty granicznej pozostało 141 dni.