Brak chętnych do pracy w urzędach powoduje, że szefowie instytucji państwowych muszą konkurować nie tylko z prywatnymi przedsiębiorcami, ale też między sobą. Urzędnikom, którzy chcą się przeprowadzić z jednego do drugiego województwa, proponowane są uposażenia wyższe nawet o kilka tysięcy złotych. Różnice są dostrzegalne niemal na każdym stanowisku.
Frustracja i odejścia urzędników do konkurencji
– W naszym urzędzie zarabia się coraz mniej w porównaniu z innymi urzędami wojewódzkimi. W 2019 r. różnica ta wynosiła 600 zł brutto, w kolejnym 900 zł brutto, w 2021 r. – 1 tys. zł brutto, a obecnie jest to już 1,6 tys. zł brutto. A przecież wykonujemy te same zadania co inne urzędy wojewódzkie – wylicza Elżbieta Kurzępa, szefowa NSZZ „Solidarność” w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
Jak mówi, w związku z tym młodzi ludzie wolą wybierać inne urzędy, w których zarobki są atrakcyjniejsze. Z tego też powodu nie brakuje również odejść doświadczonych pracowników do innych instytucji. Problem nie jest jednostkowy. Na poszczególnych stanowiskach obowiązują widełki płacowe, jednak ich rozpiętość potrafi być znaczna. Główny specjalista w resorcie pracy może liczyć na ok. 8,8 tys. zł brutto pensji zasadniczej, a w Ministerstwie Kultury proponują mu już niemal 10 tys. zł na tym samym stanowisku. Z kolei w kancelarii premiera na stanowisku głównego specjalisty można uzyskać uposażenie o 1 tys. zł niższe niż w resorcie kultury. Resort obrony, podobnie jak resort pracy, proponuje kandydatom na stanowisko głównego specjalisty 8,8 tys. zł brutto. W resorcie zdrowia również poszukują głównego specjalisty i oferują mu prawie 9,7 tys. zł brutto. Co ciekawe – wyższe uposażenia proponowane są w innych instytucjach centralnych poza ministerstwami. Na przykład w Urzędzie Zamówień Publicznych proponuje się kandydatom na stanowisko głównego specjalisty niemal 10,5 tys. zł brutto. Z kolei Narodowe Archiwum Cyfrowe w Warszawie dla głównego specjalisty przeznacza 11 tys. zł brutto.
Dochodzi spłaszczenie zrobów urzędników
Szefowie urzędów przyznają, że w samorządach pieniądze znajdują się głównie na podwyżki wynikające z prawa, czyli ze wzrostu minimalnego wynagrodzenia w kraju.
– Dochodzi do spłaszczenia wynagrodzeń. Pracownicy bez doświadczenia, dopiero rozpoczynający pracę w urzędzie oraz zatrudniani na stanowiskach pomocniczych i obsługi otrzymują wynagrodzenie na poziomie pomiędzy 4,8 tys. a 5,5 tys. zł brutto. Są to płace niewiele wyższe od wynagrodzenia minimalnego – potwierdza Joanna Dubiel z urzędu miasta w Krakowie.
Podobnie jest w innych urzędach. – Wzrost płacy minimalnej w ostatnich latach następował szybciej niż wzrost dochodów własnych budżetu miasta. W tej sytuacji budżet miejski nie mógł sobie pozwolić na takie samo tempo wzrostu wynagrodzeń wszystkich pracowników w urzędzie miasta i miejskich jednostkach organizacyjnych – razem to prawie 10 tys. pracowników. Ta sytuacja doprowadziła do spłaszczenia wynagrodzeń, co w szczególności dotknęło stanowisk, na których były one nieco powyżej wynagrodzenia minimalnego oraz części stanowisk kierowniczych – wskazuje Wojciech Kasprzak, dyrektor wydziału organizacji Urzędu Miasta w Poznaniu. – Niewątpliwie jest to jedna z przyczyn decyzji pracowników o większym doświadczeniu o zmianie pracodawcy na innego – niekoniecznie publicznego, a coraz częściej prywatnego – dodaje. W Gdańsku również pojawia się problem płacowy.
– Zauważamy wpływ podwyższania płacy minimalnej na spłaszczenie płac, rzeczywiście odnotowujemy pewne zmiany w strukturze wynagrodzeń. Jest to szczególnie widoczne na stanowiskach niższego szczebla, gdzie różnice płacowe między pracownikami o różnym stażu i kompetencjach zaczynają się zacierać. Niemniej jednak podejmujemy działania, aby te różnice były jak najmniej odczuwalne i aby każdy pracownik był odpowiednio wynagradzany za swoją pracę. Polityka płacowa jest nieustannie analizowana i dostosowywana do zmieniających się warunków rynkowych, aby zapewnić naszym pracownikom godziwe wynagrodzenie i satysfakcję z pracy – potwierdza Izabela Kozicka-Prus z gdańskiego magistratu.
Część urzędów podejmuje walkę ze spłaszczeniem płac.
– Wzrost płacy minimalnej od początku 2026 r. spowoduje konieczność podniesienia wynagrodzeń w urzędzie, przede wszystkim osobom zatrudnionym na stanowiskach pomocniczych i obsługi, takich jak kancelista, goniec, pomoc administracyjna czy sekretarka. W mniejszym stopniu zmiana dotknie pracowników na stanowiskach urzędniczych, takich jak podinspektor czy młodszy referent – mówi Joanna Stryczewska z Urzędu Miasta w Lublinie.
– Aby uniknąć spłaszczenia wynagrodzeń, plan wydatków bieżących na 2026 r. uwzględnia środki na podwyżki dla wszystkich pracowników, średnio 500 zł na etat. Dzięki temu zostanie utrzymany system płac uwzględniający charakter pracy, kompetencje pracowników, posiadane doświadczenie zawodowe, a także stopień odpowiedzialności za realizowane zadania – dodaje.
Odchodzą do innych urzędów
Przechodzenie urzędników z jednej instytucji państwowej do drugiej jest dostrzegalne nie tylko w administracji rządowej, ale też w samorządach. – Pracodawca nie zawsze ma wiedzę, dlaczego i dokąd pracownik odchodzi. Jednak mamy świadomość, że dość często dochodzi do transferu pracowników pomiędzy urzędem miasta a innymi miejskimi jednostkami organizacyjnymi gminy Kraków lub spółkami z udziałem tej gminy – mówi Joanna Dubiel z urzędu miasta w Krakowie.
Marta Stachowiak, rzeczniczka prasowa prezydenta Bydgoszczy, mówi, że w tym roku z własnej inicjatywy odeszły łącznie 23 osoby, w tym trzy przeszły do pracy w innej samorządowej jednostce organizacyjnej. W 2024 r. z własnej inicjatywy odeszło 36 osób. Dla wielu urzędów zmorą też jest odchodzenie specjalistów do prywatnych firm. – Odnotowujemy rotację pracowników na stanowiskach wymagających szczególnych kwalifikacji i wykształcenia technicznego, głównie w budownictwie, geodezji, architekturze czy informatyce. Często rezygnacja z pracy w urzędzie wynika z atrakcyjniejszych ofert wynagrodzenia w sektorze prywatnym – mówi Joanna Stryczewska z Urzędu Miasta w Lublinie. ©℗