Zdarzające się ostatnio pożary sortowni i wysypisk to niekoniecznie tylko efekt tegorocznych upałów, ale jak sądzi część ekspertów, chęć ukrywania nieprawidłowości lub zwalniania terenu pod nowe odpady.

Przyczyną może być też chęć uniknięcia wysokich opłat za zbyt długie składowanie, a wkrótce także brak możliwości deponowania na składowiskach niektórych odpadów.

Za dużo

Dopiero co dogaszono pożar w Dąbrówce Wielkopolskiej w woj. lubuskim. Tylko w ostatnich miesiącach śmieci (posortowane lub nie) paliły się w Warszawie, Krakowie, podwrocławskim Jerzmanowie, Wałbrzychu, Ostrołęce, Bielsku-Białej i kilku innych miejscach w Polsce.

Według rzecznika prasowego Państwowej Straży Pożarnej Pawła Frątczaka zjawisko zwiększonej liczby pożarów w sortowniach i zakładach utylizacji odpadów strażacy zauważają od ubiegłego roku. To zjawisko zaniepokoiło ich na tyle, że przeprowadzili w końcu 2014 r. kontrolę takich obiektów. I okazało się, że ich bezpieczeństwo przeciwpożarowe pozostawia wiele do życzenia (patrz ramka).

– Nasza branża sygnalizowała już te problemy wcześniej – mówi Krzysztof Kawczyński, przewodniczący Komitetu Ochrony Środowiska w Krajowej Izbie Gospodarczej. Wiadomo było, że są sortownie lub inni pośrednicy, którzy przyjmują odpady po 50–70 zł za tonę. Nie ma możliwości, by taka stawka wystarczyła na ich przetworzenie lub legalne zdeponowanie na składowisku. Regionalne Instalacje Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK-i) przyjmują odpady po 250–300 zł za tonę. Zdarza się, że nie mają czego przyjmować, bo odbierający odpady komunalne od mieszkańców przekazują je do tańszych zakładów.

Często tacy pośrednicy to małe spółki – słupy zakładane specjalnie do takich celów. By uzyskać zezwolenie na gromadzenie odpadów, czyli ich magazynowanie, przygotowały wspaniałe plany inwestycji i kapitał wynoszący obowiązkowo 40 tys. zł. Dziś na ich kontach pieniędzy już nie ma. Gdy skończy się okres na gromadzenie odpadów dla planowanej teoretycznie instalacji – właściciele prawdopodobnie znikną, a śmierdzący problem zostanie. Niektórzy bowiem do dziś nie wyszli poza wbicie łopaty w ziemię, ale twierdzą, że inwestycję prowadzą. Tymczasem do końca 2015 r. powinni osiągnąć dla swojej instalacji wymagany przez UE poziom BAT (najlepszej dostępnej techniki) i można przewidywać, że go nie osiągną, ale trudno to dzisiaj udowodnić.

– Ta ostatnia seria pożarów wskazuje, że niekoniecznie musimy mieć do czynienia z przypadkowymi pożarami. Niestety w takich sytuacjach problem utylizacji śmieci spada na właściciela nieruchomości, który często ją wydzierżawia, nie do końca zdając sobie sprawę, w jakim celu – dodaje Krzysztof Kawczyński. A jak wskazuje praktyka (opisywaliśmy niedawno przypadek miasta Kalisz) – spada na samorządy.

Jak zaradzić

Zdaniem ekspertów obostrzenia w wydawaniu zezwoleń niewiele dadzą, bo na papierze inwestycje wyglądają naprawdę doskonale i spełniają wszelkie unijne wymagania. – Dobrym wyjściem byłoby pobieranie od przedsiębiorców, którzy zamierzają magazynować odpady, specjalnego zabezpieczenia (kaucji) do czasu, gdy instalacja nie zostanie zrealizowana – proponuje Krzysztof Kawczyński.

– Prawo dotyczące składowania odpadów jest w miarę dobre, tylko nie jest przestrzegane i egzekwowane – mówi Jędrzej Klatka, radca prawny z kancelarii radców prawnych Klatka i Partnerzy, specjalizujący się w prawie ochrony środowiska. – Nie sądzę, żeby jakakolwiek jego zmiana mogła zapobiec tuszowaniu śladów niewłaściwego gospodarowania odpadami. A przypadkowy pożar może takie ślady bardzo dobrze zatrzeć. W niedalekiej przyszłości pokusa niezgodnych z prawem działań może być jeszcze większa, bo od 1 stycznia 2016 r. wchodzą w życie przepisy zakazujące składowania jakichkolwiek odpadów mających wartość energetyczną – ostrzega Jędrzej Klatka.

To znaczy, że nie będzie można przyjmować na składowiska tych odpadów, których wartość energetyczna przekracza 6 MJ (megadżuli). To unijny wymóg, u nas wprowadzony przepisami o odpadach, a konkretnie rozporządzeniem ministra gospodarki z 16 lipca 2015 r. w sprawie dopuszczania odpadów do składowania na składowiskach (Dz.U. z 2015 r. poz. 1277).

A Krzysztof Kawczyński dodaje, że dopóki nie będzie elektronicznej Bazy Danych o Odpadach (powinna zacząć działać w przyszłym roku) – nie będzie można ustalać na bieżąco, co się dzieje z odpadami i gdzie one ostatecznie znikają. Polskie służby ochrony środowiska są dzisiaj zbyt słabe i zbyt słabo wyposażone, by sprawdzać wszystkie miejsca składowania i magazynowania. Zwłaszcza że takie posortowane odpady można oddać poza region gospodarowania odpadami i niekoniecznie w tym samym województwie. W sprawozdaniach gminy wykazują tylko, komu śmieci zostały oddane i w jakim celu, czyli co odbiorca teoretycznie powinien z nimi zrobić, a nie co faktycznie zrobił z nimi kolejny posiadacz.

Maksymalnie trzy lata

Nie można w nieskończoność gromadzić śmieci w sortowniach lub w miejscach ich magazynowania. – Odpady, z wyjątkiem przeznaczonych do składowania, mogą być magazynowane, jeżeli taka konieczność wynika z procesów technologicznych lub organizacyjnych i nie przekracza terminów uzasadnionych zastosowaniem tych procesów, nie dłużej jednak niż przez trzy lata – mówi Joanna Wilczyńska, ekspert w zakresie ochrony środowiska opolskiej firmy Atmoterm SA. – A te, które są magazynowane wyłącznie w celu zebrania odpowiedniej ilości tych odpadów do transportu na składowisko – nie dłużej niż przez rok. Tak wynika z ustawy z 14 grudnia 2012 r. o odpadach (Dz.U. z 2013 r. poz. 21 ze zm.). – Przekazanie ich w kolejne miejsce niebędące składowiskiem nic nie daje – wyjaśnia ekspert. – Okresy magazynowania odpadów są bowiem liczone łącznie dla wszystkich kolejnych ich posiadaczy. Jeżeli więc przekroczone są powyższe terminy, to wówczas dalsze ich gromadzenie w danym miejscu traktowane jest jako składowanie w miejscu na ten cel nieprzeznaczonym.

To zaś wiąże się z dotkliwymi sankcjami. Za składowanie odpadów w miejscu na ten cel nieprzeznaczonym podmiot korzystający ze środowiska, zgodnie z art. 293 ust. 3 ustawy z 27 kwietnia 2001 r. – Prawo ochrony środowiska (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1232 ze zm.) ponosi opłaty podwyższone w wysokości 0,7 jednostkowej stawki opłaty za umieszczenie odpadów na składowisku za każdą tonę i za każdą dobę składowania. Dla wielu wysegregowanych frakcji odpadów stawka ta wynosi w 2015 r. 120,76 zł za tonę. To pozornie niewiele. Ale to znaczy, że trzeba by zapłacić 84,53 zł kary zwanej opłatą podwyższoną za jeden dzień nieterminowego składowania. Jeśli takich ton jest tylko 100, a okres składowania został przekroczony o pół roku, to gdyby kara została nałożona, przekroczyłaby 1,5 mln zł!

Pytanie jednak, czy ktoś to sprawdzi.

Pomysły samorządów

Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic i prezes Związku Miast Polskich, uważa, że samorządy już przy przetargu powinny zadbać o to, by śmieci trafiły do właściwej instalacji. – I nie ma znaczenia, czy kierujemy się tylko najniższą ceną, czy także innymi kryteriami. Przy właściwie napisanej specyfikacji takich problemów być nie powinno – mówi i przytacza przykład miasta, w którym sprawuje władzę. W Gliwicach takie sytuacje nie miały miejsca.

Ludwik Węgrzyn, starosta bocheński i prezes Związku Powiatów Polskich, chciałby zaś w pierwszej kolejności postawić na edukację ekologiczną. – Dzieci już w przedszkolach i pierwszych latach szkolnych powinny się uczyć prawidłowej segregacji odpadów – mówi starosta. – Chciałbym też, by ZPP zorganizował szkolenia dla pracowników zajmujących się wydawaniem zezwoleń w zakresie odpadów.

GIOŚ nie bada

Zapytaliśmy Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, czy zna przyczyny pożarów w sortowniach. – Przyczyny pożarów badane są przez odpowiednie służby, tj. Państwową Straż Pożarną oraz organy ścigania. Główny Inspektor Ochrony Środowiska nie bada przyczyn wybuchów pożarów mających miejsce na terenie sortowni odpadów – wyjaśnia Magdalena Ciupak-Zarzycka, rzecznik prasowa głównego inspektora ochrony środowiska. Jak twierdzi pani rzecznik, kontrole funkcjonowania sortowni odpadów w zakresie przestrzegania przepisów o ochronie środowiska, w tym przeciwdziałanie poważnym awariom w tego typu instalacjach oraz sprawowanie nadzoru nad usuwaniem ich skutków, są prowadzone na bieżąco przez wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska, a główny inspektorat może podjąć takie działania, jeśli uzna to za celowe ze względu na wagę lub zawiłość sprawy. Jednak ani GIOŚ, ani wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska nie posiadają kompetencji do kontrolowania działalności starostów oraz poprawności wydawania przez nich zezwoleń.

Straż sprawdziła

Straż pożarna skontrolowała w końcu 2014 r. 1367 obiektów na terenie składowisk odpadów, zakładów utylizacji odpadów komunalnych i sortowni śmieci. Wykryto ponad 2 tys. nieprawidłowości w prawie 800 obiektach. Najpoważniejsze z nich dotyczyły:

● braku zapewnienia zaopatrzenia w wodę do zewnętrznego gaszenia pożaru na wymaganym poziomie oraz

● braku dróg pożarowych spełniających wymagania obowiązujących przepisów. Występowanie tych nieprawidłowości ma bezpośredni wpływ na możliwość podjęcia i prowadzenia działań ratowniczo-gaśniczych przez straż pożarną

Do istotnych należały też:

● braki przeglądów potwierdzających sprawność instalacji użytkowych stosowanych w obrębie kontrolowanych obiektów (elektrycznej, wentylacyjnej itp.),

● braki w zakresie wymaganej dokumentacji, w tym również instrukcji bezpieczeństwa pożarowego wraz ze szkoleniami pracowników,

● nieprawidłowości dotyczące instalacji i urządzeń przeciwpożarowych oraz gaśnic.

W kilkudziesięciu przypadkach strażacy stwierdzili także naruszenia przepisów objętych kompetencją innych organów, dotyczące m.in. wykonania obiektów budowlanych niezgodnie z dokumentacją projektową oraz użytkowanie obiektów budowlanych bez wymaganych pozwoleń, jak również odnoszące się do stanu sanitarnego i ochrony środowiska.