Każda złotówka podatku z piwa czy wódki kosztuje nas potem 4 zł w innych dziedzinach życia – alarmuje Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jej zdaniem zagęszczenie punktów sprzedaży mocnych trunków w Polsce jest co najmniej czterokrotnie większe niż to, które rekomenduje Światowa Organizacja Zdrowia. Gminy się tym nie przejmują. Przyznają rekordowe liczby zezwoleń na sprzedaż i napełniają kasy wpływami ze sprzedaży alkoholu. W 2013 r. zarobiły na niej 717 mln zł
Liczba zezwoleń wydanych przez gminy w ciągu 10 lat oraz wpływy z tytułu opłat za korzystanie z zezwoleń / Dziennik Gazeta Prawna
Wpływy z korkowego co roku biją kolejne rekordy. A gminy nie zawsze wydają te środki zgodnie z przeznaczeniem.
Tylko w 2013 r. samorządy udzieliły ponad 141,3 tys. zezwoleń na sprzedaż alkoholu. To o prawie 19 tys. więcej niż rok wcześniej. Ostatni raz porównywalną liczbę przyznały w 2007 r. (145,3 tys.). Najwięcej koncesji otrzymały punkty sprzedaży w woj. śląskim (16,8 tys.), mazowieckim (16,4) i małopolskim (13,5 tys.) – wynika z danych, o które poprosiliśmy Ministerstwo Zdrowia.
Zapewne nie jest więc przypadkiem to, że w ubiegłym roku – zgodnie z danymi Bisnode D&B Polska – liczba punktów sprzedaży alkoholu wzrosła z 4138 w 2012 r. do 5601, czyli o ponad 35 proc. A zezwolenia otrzymują także punkty ogólnospożywcze (ponad 78 tys. punktów na koniec ubiegłego roku) oraz lokale gastronomiczne (a więc rynek rozwijający się w tempie 2–3 proc. rocznie). Łatwy dostęp do alkoholu odbija się także na konsumpcji. Zgodnie z ostatnim sprawozdaniem resortu zdrowia rok 2013 był rekordowy pod względem spożycia alkoholu. Statystyczny Polak wypił 9,7 litra czystego spirytusu – to najwyższy wynik od 15 lat.
Choć resort przyznaje, że jedną z przyczyn wzrostu konsumpcji alkoholu jest „wyjątkowo duże zagęszczenie punktów sprzedaży alkoholu”, to jednak nie jest w stanie bezpośrednio kontrolować, komu gmina daje zielone światło na sprzedaż trunków.
– Nie należy to do naszych kompetencji – wyjaśnia Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Dodaje, że zagadnienia te reguluje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. – Zgodnie z art. 18 ust. 3a ustawy organ zezwalający wydaje zezwolenie po uzyskaniu pozytywnej opinii gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych – dodaje rzecznik.
Z udzielaniem zezwoleń wiążą się także wpływy do gminnych budżetów. Przy ubieganiu się o koncesję po raz pierwszy trzeba się liczyć z kosztem od kilkuset do nawet ponad 2 tys. zł w zależności od mocy sprzedawanych trunków. Potem roczne opłaty uzależnione są od wpływów ze sprzedaży alkoholu. Ubiegły rok był rekordowy, jeśli chodzi o wpływy gmin z korkowego – niemal 717 mln zł. Wpływy te konsekwentnie rosną każdego roku. Dla porównania, jeszcze w 2009 r. było to ponad 636 mln zł, a dekadę temu – tylko 471 mln zł.
Prezydent Jeleniej Góry Marcin Zawiła przekonuje, że samorządy nie traktują wpływów z przydzielanych zezwoleń jako dochodowy biznes. – W skali kraju 717 mln zł to wcale nie jest gigantyczna kwota, bo na poziomie budżetów dwóch miast takich jak Jelenia Góra. Poza tym dochody z korkowego w całości idą na przeciwdziałanie alkoholizmowi i innym uzależnieniom albo na opiekę dla osób potencjalnie zagrożonych alkoholizmem, np. świetlice środowiskowe – tłumaczy prezydent Zawiła.
Ale jak przekonuje Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, wbrew temu, co twierdzą samorządowcy, nie zawsze jest tak, że cała kwota z korkowego idzie na profilaktykę. Potwierdza to uchwała Rady Ministrów z marca 2011 r. pt. „Narodowy program profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych na lata 2011–2015”. Zgodnie z zaprezentowanymi tam danymi samorządy nigdy w badanym okresie 2004–2009 r. nie przeznaczyły 100 proc. osiągniętych wpływów na przeciwdziałanie alkoholizmowi. W 2009 r. było to tylko 87 proc. Reszta, jak sugeruje Krzysztof Brzózka, rozpłynęła się w lokalnych budżetach.
ROZMOWA
Trzeba narzucić samorządom maksymalną gęstość sieci sprzedaży
Krzysztof Brzózka dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych
Czy w Polsce mamy za dużo punktów sprzedaży alkoholu?
Zdecydowanie tak. Wskazówki Światowej Organizacji Zdrowia stanowią, że ich liczba nie powinna przekraczać 1 punktu na 1000– –1500 mieszkańców. U nas jeden punkt przypada na ok. 250 osób. Samorządowcy bezrefleksyjnie przyznawali zezwolenia, wbrew duchowi ustawy. Trzeba zmniejszać sieć sprzedaży.
Samorządy przekonują, że wszystkie wpływy z zezwoleń przeznaczają na profilaktykę i programy antyalkoholowe.
Nie wszystkie samorządy wydają całą kwotę na profilaktykę, a nawet część podejmowanych przez nie działań jest niezgodnych z rekomendacjami zawartymi w Narodowym programie profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych na lata 2011–2015.
Czy samorządy to w takim razie najsłabszy element systemu walki z nadmierną konsumpcją alkoholu?
W zakresie liczby punktów sprzedaży tak, bo oddano im pełną decyzyjność w tym zakresie. A trzeba było narzucić chociażby maksymalną gęstość sieci sprzedaży. Pomyłką intelektualną jest twierdzenie, że im większe dochody z zezwoleń, tym więcej pieniędzy na profilaktykę. Bo im większe spożycie alkoholu, tym więcej potem samorząd musi płacić na działania profilaktyczne, utrzymywanie izb wytrzeźwień czy niwelowanie skutków wypadków drogowych. Analogicznie do budżetu państwa – każda złotówka z alkoholu wpływająca do budżetu kosztuje nas potem 4 zł w innych dziedzinach życia.