Dziś samorządowcy złożą w Sejmie projekt ustawy rozszerzającej ich uprawnienia w ograniczaniu sprzedaży napojów wyskokowych – dowiedział się DGP. Branża już liczy potencjalne straty.
/>
Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich deklaruje: „Projekt zostanie złożony na ręce posłów sejmowej komisji samorządowej. Może wejść pod obrady Sejmu jako inicjatywa poselska”. Samorządowcy chcieliby, aby nowe regulacje zaczęły obowiązywać już od nowego roku. Potwierdzają się jednocześnie nasze wcześniejsze informacje o proponowanych rozwiązaniach. Najważniejsze dotyczą możliwości regulowania godzin sprzedaży alkoholu – radni mogliby je wprowadzać w drodze uchwał. Kolejna propozycja dotyczy możliwości różnicowania limitów punktów sprzedaży alkoholu np. w odniesieniu do poszczególnych części miasta, dzielnic czy osiedli. Dziś podobne decyzje mogą odnosić się tylko do terenu całej gminy.
Z inicjatywy samorządowców cieszy się Krzysztof Brzózka, dyrektor Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jednocześnie odpiera zarzuty branży o dławienie działalności sprzedawców. – Interesy branży są marginalne dla polskiej gospodarki. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest ważniejsze: zdrowie społeczeństwa czy interesy grupy przedsiębiorców. Nawet 10–15 proc. wyrobów alkoholowych jest sprzedawane nielegalne. Trzeba wreszcie podjąć zdecydowane kroki – przekonuje Brzózka.
Zwolennicy ograniczeń wskazują, że wraz ze zmniejszeniem liczby punktów sprzedaży alkoholu spada ilość alkoholu spożywanego przez Polaków. W 2014 r. na jeden punkt sprzedaży przypadało 380 osób, podczas gdy rok wcześniej były to 373 osoby. W tym czasie spożycie 100-proc. alkoholu na mieszkańca zmalało z 9,67 do 9,4 litrów.
Przeciwnicy, wśród których są handlowcy, widzą jednak w nowej ustawie zagrożenia. Najważniejszym jest ryzyko wzrostu liczby bankructw w handlu detalicznym. Gdyby do tego doszło, oznaczałoby to odwrócenie korzystnych trendów z ostatnich lat. Według firmy Bisnode w minionych trzech latach ubywało od 2,2 do 3,6 tys. placówek rocznie. A jeszcze w 2011 r. zniknęło ich ponad 7,3 tys.
– Na nowych przepisach najbardziej ucierpią sieci małych sklepów oraz niezależnie działające markety spożywcze. Sprzedaż alkoholu odpowiada u nich nawet za 20–30 proc. obrotów – komentuje Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Zgadzają się z nim władze sieci Top Market. Już wyliczyły, że tylko z powodu ograniczenia zasad wydawania zezwoleń na sprzedaż alkoholu przez Radę Warszawy (miało to miejsce latem) będą zmuszone zlikwidować 40 spośród 101 marketów, które mają w stolicy.
Nie oznacza to, jak dodaje Andrzej Faliński, że konsekwencji działań samorządowców nie poniosą duzi gracze, tacy jak Biedronka, Lidl, Carrefour. Oni co prawda nie będą zamykali sklepów, ale z wielu z nich znikną działy z alkoholem.
– Choć w takich sieciach alkohol odpowiada najwyżej za 5 proc. obrotów, ich wynik finansowy na takiej decyzji ucierpi. Trzeba pamiętać, że ich rentowność jest niska. W przypadku hipermarketów wynosi 0,5 proc., supermarketów 1–2 proc., a dyskontów 2–3 proc. – wylicza Faliński.
Przedstawiciele handlu podkreślają również, że ograniczanie legalnych miejsc sprzedaży alkoholu przyczyni się do rozwoju szarej strefy. Z tego powodu handel poniesie dodatkowe straty. Dlatego według handlowców lepszym rozwiązaniem od ograniczania liczby miejsc sprzedaży z alkoholem jest poprawienie weryfikacji wieku kupującego.
Miasta przekonują, że nowe narzędzia w walce z alkoholem bardzo im się przydadzą. – Co prawda art. 14 ust. 6 ustawy o wychowaniu w trzeźwości daje gminom możliwość wprowadzania zakazu sprzedaży w obiektach, w których nie ma zakazu ustawowego, jednak próby podejmowane przez gminy często kończą się uchylaniem takich uchwał przez wojewodów twierdzących, że byłyby one ograniczaniem swobody działalności gospodarczej – wskazuje Aleksandra Iżycka, rzeczniczka prezydenta Torunia (miasto ma najwyższą w Polsce liczbę osób przypadającą na jeden punkt sprzedaży alkoholu: 1570). Innym problemem jest przywracanie cofniętych zezwoleń. – Obecne przepisy praktycznie to uniemożliwiają. Jeśli np. jest zgłoszenie o zakłócaniu porządku publicznego, to żeby cofnąć zezwolenie z tego powodu, trzeba udokumentować, że zakłócanie było związane ze sprzedażą alkoholu. Jeśli np. pijana osoba będzie się awanturowała przed lokalem, to urzędnik wydający decyzję o cofnięciu zezwolenia musi udowodnić, gdzie ta osoba piła – tłumaczy Iżycka.
Część miast chwali się, że z roku na rok ogranicza działalność sklepów oferujących napoje wyskokowe. W Łodzi liczba punktów sprzedaży spadła z 2028 w 2010 r. do 1866 w październiku tego roku. Zezwolenia odebrano 345 placówkom (ale i tak w większości przypadków przejęli je nowi przedsiębiorcy). Z kolei Kraków postanowił pójść w ślady Warszawy i również zmniejszyć limit punktów sprzedaży alkoholu w mieście. Od 20 lipca 2016 r. takich miejsc będzie tam 2378, czyli o 122 mniej niż obecnie.
Na jeden punkt sprzedaży alkoholu przypada średnio 380 osób