- Gmina może stosunkowo łatwo skontrolować, czy mieszkańcy składają deklaracje śmieciowe zgodnie z prawdą - mówi dr Marek Goleń, ekspert ds. odpadów komunalnych
ikona lupy />
dr Marek Goleń ekspert ds. odpadów komunalnych fot. Materiały prasowe / DGP
Zdecydowana większość gmin pobiera opłatę śmieciową od osoby. Czy można zauważyć tendencję odchodzenia od tego sposobu obliczania stawki?
Gminy coraz częściej nie są w stanie ściągnąć opłat na pokrycie kosztów systemu, bazując na pogłównym. Większość z nich mimo to jeszcze nie decyduje się na zmianę metody, ale rzeczywiście coraz częściej jest to rozważane i takie uchwały się pojawiają. Ostatnim najgłośniejszym przykładem jest Warszawa, która od lutego zmienia metodę naliczania opłaty śmieciowej, bo nie była w stanie ściągnąć tyle pogłównego, by pokryć koszty systemu. To był jeden z powodów. Obecnie stosowana w Warszawie jest metoda od klasy gospodarstw domowych, czyli metoda uwzględniająca liczbę mieszkańców. Od lutego będzie to ryczałtowa opłata od gospodarstwa domowego.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski powiedział, że jest to rozwiązanie przejściowe, a miasto chce wprowadzić metodę od zużycia wody.
Metoda od wody najlepiej odzwierciedla fakt bytowania ludności. Statystycznie woda pokaże wszystkich, którzy w systemie opłat śmieciowych do tej pory byli niezarejestrowani. W systemie nie rejestruje się przynajmniej 20 proc. mieszkańców: urodzi się dziecko – ktoś zapomni je zarejestrować, ktoś wyjedzie – i go wyrejestrujemy, ale gdy wróci, to już się go nie rejestruje. Konsekwencje są dotkliwe szczególnie w przypadku miejscowości, do których turyści przyjeżdżają w celach wypoczynkowych, religijnych, zdrowotnych albo pracownicy w celach zarobkowych – ci na małej powierzchni potrafią niekiedy mieszkać w dużej liczbie.
W tej metodzie mieszkańcy też muszą składać deklaracje.
Każdy właściciel nieruchomości musi zadeklarować, ile wody zużyje. W znowelizowanej 19 lipca ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach dodano art. 6j ust. 3e, który daje gminom dużą swobodę kształtowania taryf opłat w metodzie za wodę. Zobowiązuje on do określenia zasad ustalania ilości zużytej wody na potrzeby ustalania metody zagospodarowania odpadami komunalnymi. Bez tego przepisu w ostatnim okresie RIO uchylały gminom uchwały dotyczące metody od wody, wskazując, że dla przyjętych przez nie zasad ustalania ilości zużytej wody nie ma podstawy prawnej. Przykładem takiej miejscowości są podwarszawskie Marki. Obecne przepisy są na tyle elastyczne, że gmina mogłaby w miarę dowolnie ustanowić, w jaki sposób mieszkaniec ma deklarować opłatę. Niektórzy prawnicy twierdzą, że deklaracje należałoby składać po każdym okresie rozliczeniowym – w przypadku domów jednorodzinnych jest to najczęściej miesięczny okres. To wada tej metody. Jednak jest to tylko jedna z opinii. Moim zdaniem gmina korzystając z art. 6j ust. 3e mogłaby tak ustanowić zasady, żeby wysokość opłaty deklarować tylko raz w roku. Jednak pytanie, czy takiemu rozliczeniu przyklasną RIO, jest otwarte.
Przy tej metodzie dyskutowano problem wody wykorzystywanej do podlewania trawników.
Można tę kwestię uregulować na bazie tego samego przepisu. Gmina może ustalić, jakie są warunki odliczenia wody bezpowrotnie zużytej. Nadregulacja nigdy nie jest dobra, ale bywają takie sytuacje, że właściciel nieruchomości nie jest bezpośrednim klientem zakładu wodociągowego, tylko korzysta z wody cudzej. To trudne sprawy administracyjnie, natomiast gmina musi nad tym zapanować.
Jak skontrolować, czy mieszkaniec deklaruje właściwą ilość zużywanej wody?
To jest łatwe do stwierdzenia w większości przypadków. Tam, gdzie zużycie wody nie jest opomiarowane, należałoby zastosować ryczałt na osobę. Jednak w większości przypadków zużycie wody jest opomiarowane bardzo szczegółowo – w Warszawie jest to 97 proc. nieruchomości. Wystarczy zapytać tego, kto sprzedaje wodę, ile jej sprzedał. Każda gmina powinna wdrożyć jakiś mechanizm kontrolny. Jeśli w systemie deklaracji zbiera informacje o zadeklarowanym zużyciu wody i o zużyciu wody w wodociągach, to wystarczy te dane porównać. Gmina – w razie uzasadnionych wątpliwości co do danych zawartych w deklaracji – wszczyna postępowanie administracyjne i w toku tego postępowania w drodze decyzji administracyjnej burmistrz, wójt, prezydent ustanawiają opłatę właściwą.
Główna wada tej metody?
Obciążenie administracyjne po stronie właścicieli nieruchomości, którzy muszą aktualizować wysokość opłaty w zależności od cykli rozliczeniowych – w najlepszym wypadku raz do roku. A także po stronie gmin, które jeśli nie mają mechanizmów automatycznej kontroli, to nieustannie muszą wymieniać pisma ze spółką wodociągową.
Jest też obawa, że mieszkańcy zakręcą krany i spadną wpływy wodociągów.
Jeśli ludzie zaczną oszczędzać wodę, to przedsiębiorstwa zaczną podnosić taryfy za wodę, bo udział kosztów stałych w taryfach wodno-ściekowych jest bardzo wysoki. Z punktu widzenia ekonomiki gospodarki komunalnej to, że ktoś zacznie zużywać mniej wody, nie jest problemem. Z punktu widzenia ochrony środowiska jest to racjonalne, bo mamy straszliwy deficyt wodny. To akurat dobry efekt takiego mechanizmu.
Mieszkańcy zaczną oszczędzać wodę, spadną wpływy z opłat śmieciowych i system znów nie będzie się bilansował.
Wówczas trzeba będzie podnieść podstawę naliczania opłat.
Czyli: oszczędzam, żeby płacić mniej, a gmina i tak podnosi mi stawkę.
Jest granica oszczędności. Gdy woda nie była opomiarowana, w budynkach zużywaliśmy jej bardzo dużo.