Prawie dwa lata – tyle musiało minąć od wejścia w życie ustawy krajobrazowej, by największe miasta zaczęły wreszcie robić porządki na swoich podwórkach.
Krzykliwe reklamy, wielgachne billboardy i jaskrawe neony – niewykluczone, że takie wizualne atrakcje zaczną już niebawem znikać z centrów największych polskich aglomeracji.
W Warszawie, we Wrocławiu, w Gdańsku, Kielcach i Krakowie dobiegają już bowiem końca prace nad projektami uchwał, które mają wprowadzić nowe zasady rozmieszczania reklam w przestrzeni miejskiej.
ikona lupy />
Opłata reklamowa / Dziennik Gazeta Prawna
Są dość restrykcyjne i wykluczają wiele największych billboardów z najbardziej reprezentacyjnych dzielnic.
Na przykład włodarze stolicy chcą, żeby reklamy wielkoformatowe były umieszczane jedynie wzdłuż wyznaczonych ciągów komunikacyjnych, ale poza obszarem zabudowy śródmiejskiej. Ale nie tylko one. Na celowniku są też mniej spektakularne przykłady marketingowej twórczości. W świetle proponowanych rozwiązań w Warszawie nie będzie można np. wywiesić informacji o swojej firmie na oknie mieszkania na trzecim piętrze.
Reklamy poza centrum...
Takie możliwości daje samorządom obowiązująca od 11 września 2015 r. ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu (Dz. U. z 2015 r. poz. 774 ze zm.), powszechnie nazywana ustawą krajobrazową.
Pozwala ona gminom określić w formie uchwał prawa miejscowego m.in. jakie mają mieć gabaryty i z jakich materiałów mogą być wykonane np. tablice reklamowe, szyldy i banery, a także, gdzie wolno je umieszczać.
Samorządy mają też możliwość wprowadzenia opłaty reklamowej. To lokalny parapodatek naliczany od liczby tablic lub urządzeń reklamowych znajdujących się na danym terenie.
– Nie muszą to być wcale duże opłaty, ale wystarczające, aby okazało się, że część reklam i szyldów można usunąć, bo np. są już nieaktualne – zauważa Tomasz Kobylański z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego.
W razie gdyby ktoś zwlekał z usunięciem nielegalnej tablicy lub dalej umieszczał reklamy niezgodne z uchwałą rady gminy, czekają na niego wysokie grzywny, które mogą wynieść aż 40-krotność opłaty reklamowej.
Wszystko po to, by zapanować nad urbanizacyjnym chaosem i wyrugować z publicznej przestrzeni niechciane przejawy rodzimej myśli marketingowej. Bo jak przekonuje chociażby stołeczny ratusz, „sprzeciw wobec nadmiernej, agresywnej obecności reklamy w przestrzeni publicznej był od lat wyrażany przez obywateli, organizacje społeczne i media”.
...ale nie tak szybko
Po takie rozwiązania sięgnęli już m.in. włodarze Łodzi i Opola. Są jednak w awangardzie. Nieprzychylni szpecącym reklamom mieszkańcy innych miast wojewódzkich muszą jeszcze na takie zmiany poczekać.
Dlaczego? Bo chociaż już od prawie 2 lat gminy mają ku temu odpowiednie narzędzia, to w wielu przypadkach pomysły włodarzy dopiero teraz nabierają realnych kształtów. Najczęściej jest to wynik przedłużających się konsultacji z lokalną społecznością. Takie opóźnienia przytrafiły się m.in. w Gdańsku i Warszawie.
Pośpiech niewskazany
Zdaniem Grzegorza Kubalskiego, eksperta Związku Powiatów Polskich, czas pracy nad projektami uchwał reklamowych w poszczególnych gminach nie powinien być jednak powodem do niepokoju. – Muszą one być opracowywane w określonym przez ustawę trybie, aby zminimalizować ryzyko zarzutów, że wprowadzane ograniczenia są arbitralne i restrykcje w nieuzasadnionym stopniu wolność prowadzenia działalności gospodarczej – wskazuje ekspert.
Podobny pogląd wyraża dr Tomasz Zalasiński radca prawny z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Przekonuje, że tak daleko idące zmiany potrzebują czasu i dokładnego przygotowania.
– Kluczowe jest bowiem, aby zakres zmian i tempo ich wprowadzania uwzględniały prawa nabyte i interesy w toku przedsiębiorców oraz właścicieli nośników reklamowych – zwraca uwagę ekspert. A zarzuty nieuwzględniania opinii przedstawicieli biznesu i zbyt daleko posuniętej ingerencji w biznes, już wybrzmiewały ze strony niezadowolonych przedsiębiorców.
Przykładem jest Ciechanów, który jako pierwsze w Polsce miasto uchwalił obostrzenia wobec banerów i wprowadził opłatę reklamową. Spór zakończył się ostatecznie uchyleniem uchwały w lutym tego roku.
Zakopianka z widokiem
Jak się okazuje, za porządki z reklamami z zapałem wzięły się nie tylko duże miasta, ale i mniejsze gminy. Ostatnio szczególnie na plus wyróżniają się na tym polu miejscowości z Małopolski. W skrócie, chcą zakazać reklam i billboardów w pasie od 50 do 200 m od zakopianki.
Tamtejszy samorząd województwa zainicjował bowiem i koordynuje projekt „Widzę góry”. Jak wskazuje nazwa, celem, który postawili sobie włodarze jest ograniczenie reklam wzdłuż głównych dróg regionu, w tym trasy Kraków–Zakopane (S7/DK7 i DK47).
– Chcemy przekonać mieszkańców Małopolski, w tym przedsiębiorców i samorządowców, że ograniczanie liczby reklam nie jest ograniczaniem ich praw, ale przede wszystkim podnoszeniem atrakcyjności turystycznej tych okolic, na czym skorzystają wszyscy mieszkańcy regionu – informuje nas Tomasz Kobylański z tamtejszego Urzędu Marszałkowskiego.
I dodaje, że przygotowany już został m.in. projekt wzorcowej uchwały dla poszczególnych rad gmin. Podkreśla też, że przedstawiciele większości gmin opowiedzieli się pozytywnie za takimi regulacjami.