To właśnie tzw. scenariusz WAM był przedstawiany jako preferowany wariant Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK) przez kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Zakłada on m.in. wielką rozbudowę źródeł odnawialnych, które w 2030 r. miałyby odpowiadać za 51,8 proc. wytwarzania energii, a 10 lat później ich udział w polskim miksie sięgnąć miałby niemal 80 proc. Z miksu szybko miałby znikać z kolei węgiel, który pod koniec bieżącej dekady odpowiadać miałby za ok. 27 proc. generacji, a w roku 2040 przewidziano dla niego udział mniej niż 6-procentowy.

W opisie scenariusza znalazło się także zapewnienie, że przy jego realizacji „do 2030 r. włącznie” nie zostanie przekroczony standard bezpieczeństwa systemu, zgodnie z którym strukturalne niedobory mocy powinny występować w nim maksymalnie przez 3 godziny w roku.

Ukryta luka w systemie, czyli import albo energetyczna gospodarka niedoboru

Tymczasem, jak wynika z wyliczeń, które z wykorzystaniem autorskiego modelu systemu elektroenergetycznego przeprowadził dla DGP Maciej Lipka, energetyk związany ze spółką Nuclear PL, system może być narażony na strukturalne deficyty znacznie częściej. W wariancie korzystniejszym, który zakłada dostępność tzw. usług DSR, czyli dobrowolnej redukcji poboru mocy przez wybranych odbiorców na zlecenie operatora, ograniczenia dostępności mocy występować mogłyby średnio 365 godzin w roku. Bez uwzględnienia tej (potencjalnie kosztownej) formy zarządzania deficytem mocy mielibyśmy do czynienia ze zwiększeniem skali problemu do ok. 676 godzin. Konsekwencją materializacji takiego scenariusza mogłaby być np. konieczność okresowego stosowania tzw. stopni zasilania, czyli reglamentacji dostaw energii dla określonych grup odbiorców.

ikona lupy />
Realizacja planów MKiŚ może oznaczać, że warunkiem uniknięcia reglamentacji dostaw energii elektrycznej dla wybranych odbiorców stanie się jej dostępność na rynkach sąsiednich krajów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Lipka zastrzega, że jego analiza jest uproszczona, a ostateczny wynik jest silnie zależny m.in. od trudnych do precyzyjnego określenia danych dotyczących przyszłego zapotrzebowania na energię w ujęciu godzinowym.

Nieobecność tej luki w odświeżonym projekcie KPEiK to, najprawdopodobniej, efekt skrajnie optymistycznych założeń dotyczących możliwości importu energii. Jak czytamy w jednym z załączników do dokumentu, przy obliczaniu wskaźnika wystarczalności mocy wytwórczych w systemie przyjęto m.in. brak ograniczeń czasowych w zakresie mocy dostępnej w ramach importu. Z kolei Maciej Lipka wziął w swoich wyliczeniach pod uwagę faktycznie występujące w sąsiadujących z Polską krajach nadwyżki energii oraz przekrój sieciowych połączeń transgranicznych. Przeanalizował to w ujęciu godzinowym, a więc dla każdej godziny sprawdził, czy i w jakim zakresie może istnieć możliwość importu.

Bezpieczeństwo zasilane gazem

Kilkusetgodzinowy deficyt mocy w strategii na 2040 r. to i tak wynik o rząd wielkości korzystniejszy niż ten, który – według specjalisty – byłby konsekwencją pierwotnych propozycji resortu klimatu, przekazanych do konsultacji jesienią zeszłego roku. Realizacja kursu opisanego w ambitnym scenariuszu ówczesnego projektu aktualizacji KPEiK mogłaby wiązać się z występowaniem niedoborów nawet ponad dwustu dni w roku, w których mielibyśmy do czynienia z przerwami w dostawach prądu.

W rządowej strategii zaplanowane jest także jednak więcej niż podwojenie mocy gazowych. Zdaniem Macieja Lipki grozi to tzw. efektem „lock-in”, czyli „zabetonowaniem” udziału emisyjnego paliwa w energetyce na kolejne dekady. Narazi też Polskę na ryzyko regulacyjne, np. w przypadku objęcia opłatami emisji metanu. – To wynik pędu do wyłączenia węgla przy jednoczesnej rezygnacji z ambicji w zakresie energetyki jądrowej – uważa ekspert.

Z diagnozą, że scenariusz transformacji opisany w KPEiK wiąże się z „wysokim ryzykiem niepokrycia dostaw energii”, zgadza się także Michał Hetmański, szef Fundacji Instrat. Dostrzega jednocześnie, że odświeżona wersja dokumentu zawiera istotne zmiany na lepsze względem pierwotnych propozycji MKiŚ. – Poprzednie zakładały np. osiągnięcie dwóch wzajemnie sprzecznych celów: instalacji milionów pomp ciepła i spadku zapotrzebowania na dyspozycyjne jednostki szczytowe. Takie podejście groziło wprost blackoutem i wynikało z przestarzałych narzędzi Agencji Rynku Energii używanych przez resort klimatu – mówi ekspert. – Pora na skok do XXI wieku – dynamiczne zmiany na rynku energii i wysoka elastyczność pracy systemu wymagają dostrzegania różnej roli jednostek gazowych – dodaje.

Strategia energetyczna jest sierotą

Ministerstwo Klimatu widzi sprawę jeszcze inaczej: – Z analiz, które na potrzeby Krajowego Planu w Dziedzinie Energii i Klimatu przeprowadziły Polskie Sieci Elektroenergetyczne, wynika, że scenariusze strategii są solidne pod kątem wystarczalności mocy. Scenariusz aktywnej transformacji zapewnia przy tym większą samowystarczalność Polski i znacznie mniejsze niż dziś uzależnienie od importu paliw – zapewnia w rozmowie z DGP Urszula Zielińska. I zaznacza, że plany pracy sieci na dekadę lat 30., uwzględniające założenia strategii KPEiK, będą dopiero tworzone przez operatora, a poprzedzą je jeszcze „co najmniej dwie” aktualizacje strategicznych planów transformacji energetycznej – Krajowego Planu i bardziej szczegółowej Polityki Energetycznej Polski. – Na dziś, podkreślam, strategia transformacji KPEiK daje nam pełne bezpieczeństwo energetyczne – dodaje wiceministra.

Szef resortu energii Miłosz Motyka, który przejął od MKiŚ prace nad dokumentem, podkreśla jednak, że jest on jeszcze przedmiotem analiz. – Spełnienie standardów bezpieczeństwa przez Krajowy System Elektroenergetyczny powinno być priorytetem dla państwa w toku przygotowania dokumentów strategicznych w obszarze polityki klimatyczno-energetycznej takich jak KPEiK, stąd jest to jeden z najważniejszych elementów, nad którymi obecnie pochylamy się wspólnie z Narodowym Centrum Analiz Energetycznych – zapewnia minister. Motyka zwraca w tym kontekście uwagę, że kształt Krajowego Planu będzie miał znaczenie m.in. dla przebiegu negocjacji w sprawie mechanizmów mocowych (nagradzających dyspozycyjne źródła energii za gotowość do pracy) po roku 2030, a one z kolei będą kluczem do bezpieczeństwa dostaw prądu do odbiorców końcowych.

Rzecznik PSE Maciej Wapiński przekazuje z kolei, że w ocenie operatora upublicznione dotąd dane z KPEiK „nie pozwalają na przeprowadzenie pełnej analizy wystarczalności generacji”. – Najbardziej aktualne wyniki analiz w tym zakresie są dostępne w „Ocenie wystarczalności zasobów na poziomie krajowym”, opublikowanej w listopadzie 2024 r. Na początku przyszłego roku PSE przedstawią projekt nowego planu rozwoju sieci przesyłowej, którego częścią będzie analiza wystarczalności generacji w perspektywie 2036 r. – zapowiada.

Nieoficjalnie docierają jednak do nas sygnały, że w obu ośrodkach – PSE i nowo tworzonym Ministerstwie Energii – do projektu przygotowanego przez MKiŚ istnieją spore zastrzeżenia. – Dokument, mówiąc najdelikatniej, nie jest doskonały – mówi jeden z rozmówców, który spodziewa się, że operator (PSE) będzie jeszcze starał się dotrzeć do decydentów ze swoimi uwagami. Zachwyceni kształtem strategii, za którą ma teraz odpowiadać przed rządem i KE nie jest też podobno zachwycony resort energii. W tym ostatnim urzędzie słyszymy jednak, że problemem jest również przekroczony już dawno termin na dostarczenie zaktualizowanego dokumentu do Komisji Europejskiej, który ogranicza możliwość długotrwałych prac i konsultacji nad KPEiK. ©℗

ikona lupy />
Wersja dokumentu, którą po konsultacjach zaprezentował resort klimatu, stanowi – z punktu widzenia parametrów bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego – postęp w stosunku do pierwotnych propozycji / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe