Budowa siłowni o mocy 1000 MW może kosztować nie 6, ale nawet 8 mld zł – wynika z informacji DGP. Jak ustaliliśmy, do inwestycji dorzuci się PGE.
Umowa inwestycyjna na 6,02 mld zł powinna zostać zawarta do dzisiaj, chociaż NTP, czyli polecenie rozpoczęcia prac przy budowie ostatniego z nowo powstających bloków węglowych w Polsce, zostało wydane dokładnie miesiąc temu. Uroczyste wbicie łopaty miało miejsce jeszcze wcześniej – przed wyborami samorządowymi. Nadal szukano pieniędzy. Po jednym miliardzie z Energi i Enei (to ich wspólna inwestycja) oraz 1,3 mld zł od Zarządcy Rozliczeń z opłaty zastępczej to za mało, a wszyscy zainteresowani zapewniają, że po pieniądze z funduszu stabilizacyjnego Jastrzębskiej Spółki Węglowej, czyli kwotę ok. 1,5 mld zł (o której pisaliśmy 9 stycznia), sięgać nie zamierzają.
Jak ustaliliśmy, zaproszona niedawno do współpracy Polska Grupa Energetyczna zdecydowała się dołożyć do inwestycji, mimo iż sama dźwiga koszty kończenia swoich projektów węglowych w Opolu i Turowie, a także planuje budować farmy wiatrowe na Bałtyku. Nieoficjalnie słyszymy, że w zamian za to mogłaby dostać w końcu zielone światło na konsolidację branży energetycznej (o możliwym monopolu lub duopolu energetycznym pisaliśmy już rok temu). Z naszych informacji wynika, że w pierwszej kolejności PGE mogłaby „połknąć” Energę, której przejęcie, jeszcze nim weszła na giełdę, zablokował UOKiK. PGE pytana przez nas o sprawę Ostrołęki odpowiada, że rozmów na ten temat komentować nie będzie.
Zakładając, że PGE dołożyłaby proporcjonalnie tyle, ile Energa i Enea, a więc ok. 1 mld zł, to brakujące ok. 1,7 mld zł musiałoby pochodzić z państwowych banków, w tym m.in. BGK.
Jednak nasi rozmówcy z branży energetycznej wskazują, że 6 mld zł w wygranej ofercie konsorcjum GE Power i Alstomu może się okazać niewystarczającą kwotą. Potwierdza to także były wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński, który szacuje, że planowana na włączenie do systemu w 2023 r. Ostrołęka C z powodu rosnących kosztów materiałów i usług będzie o ok. 30 proc. droższa, niż pierwotnie zakładano.
Warto przypomnieć, że odrzucona w przetargu oferta polskiego konsorcjum Polimexu-Mostostalu i Rafako opiewała na 9,59 mld zł. – Dlatego Amerykanie będą szukali oszczędności i mogą podpisać umowę na podwykonawstwo z Chińczykami – twierdzą dwa nasze niezależne źródła.
Według rozmówców DGP może chodzić o China Power Engineering Consulting Group Co., Ltd. (CPECC) kontrolowaną przez China Energy Construction Group (CEEC Energy China). To trzeci oferent z krótkiej listy, który chciał budować Ostrołękę za 4,85 mld zł. CPECC nie pierwszy raz próbowało sił w polskiej energetyce – pojawiali się już m.in. jako potencjalni podwykonawcy bloku elektrowni Jaworzno III (Tauron), ale się nie udało. Obawy budziły niskie ceny i potencjalne braki gwarancji – jak w przypadku chińskiego COVEC i budowanych przez niego autostrad. W Ostrołęce także ich cena budziła wątpliwości. Ale czy tylko ona? Zdaniem części naszych rozmówców firma ta jest kojarzona z chińskimi służbami, a Polskę miała traktować jako trampolinę do realizacji projektów w innych krajach – w tym także m.in. w Rumunii czy Bułgarii.
Zapytaliśmy GE zarówno o finansowanie inwestycji, jak i o potencjalną współpracę z Chińczykami.
„Od dnia podpisania kontraktu na budowę nowego bloku, nasi klienci, przy wsparciu Ministerstwa Energii, pracują nad dopięciem kwestii finansowych. Wydanie pozwolenia na rozpoczęcie prac jest potwierdzeniem ich przekonania o możliwości zabezpieczenia finansowania projektu. Naszym zadaniem jako głównego wykonawcy jest wybudowanie i dostarczenie Ostrołęki C. Po otrzymaniu pozwolenia na rozpoczęcie prac zaangażowaliśmy nasz zespół, aby tak właśnie się stało” – czytamy w odpowiedzi biura prasowego GE na pytania DGP. O Chińczykach ani słowa. Zapytaliśmy też o to Ministerstwo Energii oraz Ambasadę Chińskiej Republiki Ludowej w Polsce. Nasze pytania pozostały jednak bez odpowiedzi. Podobnie jak te zaadresowane do głównych zainteresowanych, a więc gdańskiej Energi i poznańskiej Enei.
Nowy blok elektrowni Ostrołęka jest niewątpliwie potrzebny dla stabilizacji krajowego systemu elektroenergetycznego. Portal WysokieNapiecie.pl napisał w piątek, że tego dnia padł rekord zapotrzebowania na moc w naszym kraju – 26,5 GW. Musieliśmy się wspierać importem 2,2 GW m.in. z Niemiec. To także efekt mniejszych inwestycji w odnawialne źródła energii (OZE). Urząd Regulacji Energetyki podał, że w ubiegłym roku przybyło nam 55 MW mocy w OZE, co stanowi zaledwie ok. 5,6 proc. średniorocznego przyrostu z ostatnich lat.
Według wszelkich analiz Ostrołęka C to inwestycja, która nigdy się nie zwróci. Wątpliwości budzi duża moc, ale i paliwo. Energa podpisała wstępnie umowę z Polską Grupą Górniczą na dostawy węgla kamiennego ze Śląska. Po pierwsze PGG ma problemy z wydobyciem, po drugie koszty będą niebotyczne. Nowa Ostrołęka nie zbilansowałaby się nawet na tańszym węglu rosyjskim. Koszty wydobycia węgla w Polsce według stanu na koniec listopada 2018 r. wzrosły do 316 zł za tonę w porównaniu do 264 zł rok wcześniej.
Rekordowy import
Od stycznia do końca listopada 2018 r. do Polski przyjechało 17,39 mln ton węgla, przy czym 71 proc., a więc 12,38 mln ton, z Rosji – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Resort energii podał w piątek, że w ciągu 11 miesięcy z zagranicy przyjechało 18 mln ton węgla (14,8 mln ton energetycznego). To absolutny rekord. Poprzedni, 15 mln ton, padł w 2011 r. przy wydobyciu krajowym na poziomie nieco ponad 75 mln ton, obecny zaś przy wydobyciu na poziomie ok. 63,5 mln ton (do końca listopada było to 58,64 mln ton), które było o ok. 2 mln ton mniejsze niż rok wcześniej.
Zdaniem ekspertów w tym roku import, który w 2018 r. zamknął się prawdopodobnie w przedziale 18–19 mln ton, może przebić 20 mln ton. Nie zmniejszając zapotrzebowania na „czarne złoto”, a zmniejszając jego produkcję, nie jesteśmy w stanie załatać węglowej dziury.
Jak wynika z naszych informacji, w rządzie trwają prace nad tym, by import węgla zastopować. Jednak bez spadku jego zużycia przy produkcji energii elektrycznej na poziomie 80 proc. z węgla kamiennego i brunatnego (z tego dwie trzecie to kamienny) będzie trudno. Alternatywą jest import energii. Przy zużyciu ponad 170 TWh prądu w 2018 r. import też był rekordowy – ponad 8 TWh (rok wcześniej ponad 6 TWh) przy eksporcie ok. 2,5 TWh wobec niespełna 4 TWh rok wcześniej. Najbardziej wzrósł import prądu z Niemiec.