Włochy, które na fali wywołanej przez katastrofę w Czarnobylu zamknęły swoje ostatnie elektrownie jądrowe, sfinalizowały swój powrót do grona państw proatomowych. W zeszły poniedziałek, 16 czerwca rząd Giorgii Meloni formalnie dołączył do Sojuszu Jądrowego – utworzonej z inicjatywy Francji grupy walczącej o poprawę warunków dla tej gałęzi energetyki w UE. Jak podkreślał minister środowiska i bezpieczeństwa energetycznego Gilberto Pichetto Fratin, to kolejny krok Rzymu na drodze do „pragmatycznej rewizji roli energetyki jądrowej jako źródła energii bezemisyjnej, bezpiecznej, niezawodnej i dyspozycyjnej”. – Cieszymy się, że od dzisiaj możemy aktywnie współpracować ze wszystkimi krajami należącymi do Sojuszu Jądrowego (…) na rzecz wypracowania w Europie środowiska sprzyjającego rozwojowi całego łańcucha wartości energetyki jądrowej – dodał.

O krok od większości kwalifikowanej

Uwzględniając Polskę, która – zgodnie z obyczajem – zawiesiła swoje członkostwo w grupie na czas sprawowania unijnej prezydencji (w tym czasie uczestniczy w jego pracach tylko jako obserwator), Sojusz liczy już 14 pełnoprawnych członków, stając się tym samym reprezentacją większości z 27 państw UE. Następna w kolejce do zasilenia jej szeregów jest Estonia, która już jest w niej obserwatorem i sygnowała ostatni list grupy do KE. Ministrowie energii krajów Sojuszu zwrócili się w nim na początku zeszłego tygodnia do unijnego komisarza ds. energii, przekazując mu pakiet rekomendacji związanych z finansowaniem inwestycji jądrowych. Zaapelowali do Dana Jørgensena m.in. o podjęcie działań na rzecz poprawy dostępu projektów jądrowych do unijnych funduszy i instrumentów wsparcia oraz o przyspieszenie procedur związanych z notyfikacją pomocy publicznej dla inwestycji w atom. Wezwali też KE do uwzględnienia przy rozpatrywaniu wniosków notyfikacyjnych wyjątkowego charakteru projektów jądrowych, które – jak czytamy w liście – ze względu na kapitałochłonność i poziom ryzyka z definicji wymagają zaangażowania finansowego państwa. Włącznie z Estonią liczący 15 członków Sojusz będzie dzielił tylko mały krok od pułapu większości kwalifikowanej w Radzie, stosowanej w standardowej procedurze legislacyjnej UE.

A układ sił w Europie nie przestaje ewoluować na korzyść energii jądrowej. Również w zeszłym tygodniu o możliwości przyłączenia się do proatomowej grupy mówił grecki premier Kyriakos Mitsotakis. – To nie jest coś, co wydarzy się jutro, ale musimy podjąć tę dyskusję – podkreślił. Dodał, że patrząc na trendy rozwojowe w energetyce nie dostrzega możliwości, by świat osiągnął neutralność klimatyczną bez wykorzystania energii jądrowej. Grecja, gdzie ze względu na doświadczenie skażenia radioaktywnego po Czarnobylu, pamięć o katastrofie była przez lata bardzo żywa, to kolejny kraj z grona atomowych sceptyków, który ostatnio coraz częściej sygnalizuje możliwość zmiany kursu. Przedmiotem dyskusji było w ostatnich latach m.in. współfinansowanie kolejnych reaktorów jądrowych w Bułgarii w zamian za gwarancje w zakresie importu mocy. Mitsotakis sygnalizował też w ostatnich latach m.in. zainteresowanie małymi reaktorami jądrowymi jako źródłem zasilania dla centrów danych, części floty, a także niektórych społeczności wyspiarskich.

Opór przed atomem coraz mniej kategoryczny

Sygnałem zmiany jest też bezprecedensowe zdarzenie, jakim była obecność na ostatnim spotkaniu Sojuszu Katheriny Reiche (CDU), szefowej resortu gospodarki i energii Niemiec, kraju przez wiele lat stojącego na czele nieformalnej frakcji antyatomowej (od udziału w spotkaniu gremium jako „indywidualnej decyzji” koleżanki z rządu odciął się minister środowiska Carsten Schneider z SPD). Reiche wyklucza wprawdzie restart wygaszonych elektrowni jądrowych we własnym kraju, ale przyznała niedawno, że Berlin porozumiał się z Paryżem w sprawie wycofania sprzeciwu wobec rozwoju atomu na arenie europejskiej.

Opór przed atomem słabnie też w innych państwach uznawanych dotąd za żelazne zaplecze Przyjaciół OZE – klubu państw antyjądrowych na czele z Austrią jako przeciwwaga dla Sojuszu Jądrowego – a Wiedeń staje się w Unii coraz bardziej osamotniony w roli kategorycznego przeciwnika atomu. Potencjalnie najboleśniejszym ciosem dla tego obozu byłaby „dezercja” rządu Hiszpanii. Utrzymanie atomu w miksie popiera od dawna Partia Ludowa, największe ugrupowanie opozycyjne wobec gabinetu Pedro Sancheza, a w lutym uchwałę wzywającą rząd do porzucenia planów porzucenia energii jądrowej (zgodnie z obowiązującymi planami miałoby to nastąpić do 2035 r.) przyjął hiszpański Kongres. Presja na zmianę planów Madrytu wzrosła jeszcze bardziej na skutek kwietniowego blackoutu. Słabym ogniwem jest też Dania, która zleciła w zeszłym miesiącu nowe analizy w sprawie roli nowoczesnych źródeł jądrowych w transformacji i deliberuje nad zniesieniem obowiązującego zakazu budowy reaktorów. Stojąca na czele rządu Mette Frederiksen uważa, że należy podejść do energii jądrowej z otwartością, bo korzystanie z niej to „lepsze rozwiązanie niż zależność od rosyjskiego gazu".

Rynek, który "nie sprzyja" inwestycjom jądrowym

Deklaratywną zmianę podejścia widać także w Brukseli. Uznawany za niechętnego atomowi komisarz Jørgensen podkreśla, że sukces zielonej transformacji wymaga wykorzystania wszystkich nisko- i zeroemisyjnych technologii, w tym jądrowych. KE – działając jako organ wykonawczy Wspólnoty Euratom – przedstawiła w tym miesiącu kolejną edycję ramowego programu energetyki atomowej. W bazowym scenariuszu dokumentu przyjęto, że na terenie Wspólnoty powstanie 60 GW mocy w nowych wielkoskalowych reaktorach jądrowych do 2050 r., co wymagać będzie inwestycji o wartości ponad 200 mld euro. Komisja milczy jednak na temat możliwości udostępnienia na ten cel unijnych pieniędzy. W zamian oferuje zainteresowanym stolicom jedynie wytyczne dotyczące wsparcia na poziomie krajowym.

Czynnikiem, który komplikuje sytuację atomu w Unii, są regulacje rynku energii i ich wykładnia przez KE. Efekt? „Jądrówki', zamiast maksymalizować swoją produkcję (i tym samym rentowność), skazane są na nierówną konkurencję ze źródłami o skrajnie odmiennej specyfice (np. OZE, stosunkowo tanimi i szybkimi w budowie, ale działającymi tylko w sprzyjających warunkach pogodowych).O tym, że stanowisko Brukseli w tej kwestii pozostaje niezmienne, mówił we wtorek w Gdańsku Wojciech Wrochna, pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, który negocjuje w imieniu rządu model wsparcia pierwszej polskiej „jądrówki”. – Rozmawiamy o zmianie kształtu rynku. Dzisiaj zmiana paradygmatu, w którym funkcjonujemy, jest bardzo trudna. UE dzisiaj ewidentnie cały czas stoi na straży rynku jednotowarowego, gdzie tym podstawowym wyznacznikiem jest koszt krańcowy produkcji, koszt zmienny produkcji każdej MWh, co niestety nie sprzyja, przy dużym udziale OZE zwłaszcza, zwrotowi z tej inwestycji – powiedział Wrochna. ©℗

ikona lupy />
Zwolennicy atomu coraz bliżej progu większości kwalifikowanej w UE / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe