Ukraińska prokuratura poprosi Polskę o pomoc prawną, by zablokować eksport węgla z Donbasu.



Najbogatszy Ukrainiec Rinat Achmetow po tekstach DGP zintensyfikował walkę z nielegalnym wywozem antracytu z terenów kontrolowanych przez separatystów. W marcu 2017 r. samozwańcze władze Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych (DRL/ŁRL) przejęły trzy należące do Achmetowa kopalnie wysokoenergetycznego węgla. Sąd w Kijowie uznał to za kradzież.
– Zbieramy dowody, na podstawie których z pomocą ukraińskiej służby dyplomatycznej będziemy decydować, jakie podjąć kroki, by zablokować handel. Udało nam się odgrodzić Ukrainę od nielegalnych dostaw węgla. Teraz jest ważne, by zablokować dostawy do państw UE – mówi nam Denys Didenko, który w holdingu DTEK Achmetowa odpowiada za walkę z handlem donbaskim antracytem. Ukraińscy dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają, że DTEK kontaktował się z nimi w tej sprawie.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie z innych źródeł, w grę mogą wchodzić pozwy skierowane przeciwko odbiorcom antracytu w Unii, w tym w Polsce. Aby jednak do tego doszło, muszą zostać zebrane twarde dowody procesowe wskazujące na to, że importerzy wiedzieli, iż kupowany przez nich węgiel pochodzi z kopalń przejętych przez prorosyjskich separatystów. – Achmetow musi mieć pewność, że wygra. Porażka byłaby potężnym uderzeniem wizerunkowym i przyniosłaby skutki odwrotne od zamierzonych – mówi nasze źródło.
Jak wykazaliśmy m.in. na podstawie dokumentów rosyjskich kolei RŻD, węgiel od separatystów trafiał do co najmniej kilku polskich firm. – To z tekstów DGP dowiedzieliśmy się, że antracyt z terenów niekontrolowanych jedzie koleją przez Białoruś do Polski – potwierdza Denys Didenko. Wcześniej ludzie Achmetowa analizowali eksport drogą morską przez rosyjskie porty w Azowie i Rostowie nad Donem.
– Zakup węgla stamtąd to co najmniej pomoc w praniu pieniędzy, a w najdalej idącej interpretacji nawet finansowanie terroryzmu – mówi nasz rozmówca. Zyski z handlu trafiają m.in. do kieszeni watażków z DRL i ŁRL.
Z naszych informacji wynika, że ukraińska prokuratura wojskowa, która prowadzi śledztwa dotyczące przestępstw popełnionych na okupowanych terenach Donbasu, przygotowuje wniosek o pomoc prawną do polskiej prokuratury. – Mamy nadzieję, że to pomoże zablokować handel węglem – nie ukrywa Didenko.
„Jeśli wpłynie wniosek o pomoc prawną z Ukrainy, będziemy musieli się nim zająć. W jakim zakresie? Trudno spekulować, skoro nie znamy jeszcze jego treści” – informuje biuro prasowe Prokuratury Krajowej. Śledczy z Kijowa nie odpowiedzieli na pytanie DGP, kiedy można się spodziewać przesłania prośby.
Achmetow i państwo ukraińskie koordynują działania w tej sprawie. Sprzyja temu ocieplenie relacji między oligarchą a ekipą prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki. Jeszcze wiosną 2014 r., gdy wybuchał konflikt w Zagłębiu Donieckim, Achmetow próbował grać na obu fortepianach. Wspierał finansowo część separatystycznych batalionów, a jednocześnie zapewniał o poparciu dla jedności Ukrainy. Choć szybko opuścił rodzinny Donieck, jego posiadłość w tamtejszym ogrodzie botanicznym ochraniał prorosyjski batalion Wostok. Z biegiem czasu biznesmen, dawny sponsor Wiktora Janukowycza, wypracował modus vivendi z Poroszenką.
Drogi Achmetowa i separatystów rozeszły się na dobre, odkąd w marcu przejęli oni majątek DTEK na terenach okupowanych. Wcześniej 11 spółek funkcjonowało w swoistej hybrydzie prawnej. Choć znajdowały się na terenach kontrolowanych przez separatystów, działały zgodnie z prawem ukraińskim. 36 tys. pracowników otrzymywało pensje w hrywnach, a firmy płaciły Kijowowi podatki, w zeszłym roku w sumie 4,2 mld hrywien (550 mln zł po obecnym kursie).
– Po tym, jak kopalnie zostały nam odebrane, wystąpiliśmy z inicjatywą do ministerstwa energetyki, by zwróciło się do służby celnej o sprawdzanie antracytu importowanego przez Ukrainę. W efekcie celnicy zaczęli testować partie węgla pod kątem zawartości siarki, dzięki czemu można odróżnić węgiel z Donbasu od surowca z Rosji – mówi Didenko. W ten sposób zablokowano niedawno dostawy realizowane przez spółkę EKUT, która reeksportowała surowiec z Zagłębia Donieckiego. Tymczasem na polskiej granicy węgiel nie jest w żaden sposób badany.
Ludzie Achmetowa na podstawie danych rosyjskich celników i kolejarzy szacują, że między marcem a wrześniem 2017 r. z Donbasu do Rosji wjechało ponad 900 tys. ton antracytu, z czego 350–450 tys. przy wsparciu rosyjskiego rządu trafiło na eksport, głównie do Turcji, Rumunii i Polski. Resztę miała spalić elektrociepłownia w rosyjskim Nowoczerkasku. Polskie ministerstwa sprawę bagatelizują, podobnie jak pozostałe kraje, do których trafia paliwo z okupowanych terenów Ukrainy. W efekcie proceder nie został w żaden sposób ograniczony.
Spośród państw UE surowiec na pewno trafiał do Austrii, Bułgarii, Czech, Rumunii i Włoch. Poprosiliśmy o komentarz resorty dyplomacji tych państw. Przez ponad miesiąc zdawkowo odpowiedziały tylko dwa: włoski i rumuński. Pierwszy zapewnił, że przestrzega unijnych sankcji i nie prowadzi wymiany handlowej z państwami objętymi embargiem. Drugi przekonuje, że integralność terytorialna, niepodległość i suwerenność Ukrainy jest sprawą najważniejszą, a rząd w Bukareszcie przestrzega przepisów o sankcjach.
Problem w tym, że Bruksela nałożyła embargo wyłącznie na Krym i Sewastopol. Stąd interpretacja, którą zaprezentowało nam też polskie MSZ, że handel towarami z DRL i ŁRL nie jest nielegalny. Jednak obie pseudorepubliki jako organizacje separatystyczne zostały wpisane na unijną czarną listę. Europejskie prawo nie zakazuje handlu z nimi, ale zabrania bezpośredniego i pośredniego finansowania ich. Ukraińcy dowodzą, że handel węglem z Donbasu łamie właśnie ten zapis, skoro przejęte kopalnie płacą podatki samozwańczym władzom z Doniecka i Ługańska.
W ciągu pół roku do Rosji wjechało ponad 900 tys. ton antracytu