Potwierdzają się wątpliwości, o których pisaliśmy na łamach DGP we wrześniu. Do projektu Orlen Synthos Green Energy (OSGE), aspirującego polskiego lidera w dziedzinie rozwoju małych modułowych reaktorów jądrowych (SMR), stosuje się zasada: spieszmy się kochać prognozy, bo szybko odchodzą – na rzecz nowych. Spółka, która niedawno wystąpiła do rządu z inicjatywą rozpoczęcia dialogu na temat kontraktu różnicowego, potwierdziła oficjalnie oczekiwany przez siebie poziom cen z budowanych przez siebie elektrowni, dla którego gwarancje chciałaby uzyskać od państwa. Tzw. strike price powinna, według publiczno-prywatnego inwestora, znaleźć się w przedziale 115–135 euro za megawatogodzinę.
Koszty małego atomu rosną. Czy sfinansujemy je z rachunków?
W ciągu kilku ostatnich kilku lat prognozy cenowe podawane przez grupę Michała Sołowowa – dysponenta umowy z GE Hitachi na prawo do wdrażania w Polsce i krajach jej regionu technologii BWRX-300 – a następnie powołane przez nią z państwowym Orlenem OSGE, rosły wielokrotnie szybciej niż wynikało to ze stopy inflacji. I jest to tylko jeden z wielu przykładów tego, jak władze tego potencjalnie istotnego podmiotu psuły sobie reputację, składając publicznie deklaracje bez pokrycia lub budzące natychmiastowe podejrzenia o marketingową przesadę. To polityka, która z całą pewnością nie pomogła rozproszyć wątpliwości, które wobec tego projektu zgłaszały m.in. służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa.
Teraz sprawa robi się jednak poważniejsza. Nie mówimy już bowiem o broszurze reklamowej czy o przysłowiowej prezentacji w PowerPoincie, lecz o stawce, na podstawie której w przyszłości – w razie zawarcia kontraktu, o który zabiega inwestor – prowadzone miałyby być rozliczenia między elektrowniami a instytucją wspierającą. Funkcja tej ostatniej, w europejskich warunkach, będzie zapewne sprowadzać się do roli pośrednika reprezentującego odbiorców. Ostatecznie rzecz biorąc to oni, poprzez opłaty doliczane do rachunków, gwarantować będą zwrot inwestycji. A więc mówimy o naszych przyszłych opłatach za energię, o zawartości portfeli i stanach kont.
Nie mamy niestety pewności, o jakie założenia oparto przedział cenowy przedstawiony przez OSGE: jaki czas budowy i koszt pozyskania kapitału przewidziano na potrzebę wyliczeń, budowę ilu reaktorów, jaki poziom wykorzystania ich mocy. Nie dowiedzieliśmy się, przez jak długi okres inwestycja miałaby być chroniona gwarancjami państwa. Specyfika inwestycji jądrowych sprawia, że każdy z tych czynników ma ponadstandardowo duży wpływ na ostateczny koszt energii. I warto byłoby, żeby spółka, która ubiega się o wsparcie ze strony państwa i odbiorców, wszystkie te parametry przedstawiła.
Założenia projektu SMR. Próba rekonstrukcji
Co wiemy? Prezes OSGE Rafał Kasprów powiedział w Sejmie, że budowa pierwszego reaktora potrwa trzy, a kolejnych po dwa lata (wartości te w kręgach eksperckich przyjmowane są... z uśmiechem). Z tego punktu widzenia warto obserwować postępy budowy pierwszego BWRX-300 powstającego w kanadyjskim Darlington. Wiosną tamtejszy inwestor otrzymał zezwolenie na budowę, a rozpoczęcie eksploatacji elektrowni planowane jest w 2029 roku. Przekonamy się, czy ten, i tak bardzo ambitny termin zostanie dotrzymany w kraju dysponującym znacznie większym kapitałem doświadczenia w energetyce jądrowej.
Orlen zaplanował w swojej strategii dwa małe reaktory do 2035 r. Z informacji podawanych przez OSGE można wywnioskować, że jako bazę do wyliczeń przyjęto najprawdopodobniej realizację co najmniej czterech BWRX. Inwestor sugeruje w prezentacji, że SMR-y mogą pracować elastycznie, "współpracując" z OZE, ale najprawdopodobniej przy wyliczeniach założono pracę "na pełnych obrotach", bliską maksimum technicznego, co jest formą zaniżania prognozowanej ceny zastosowaną także przy projekcie "dużej" elektrowni na Pomorzu.
Wiemy też, że w ocenie władz Orlen Synthos Green Energy kontrakt różnicowy z państwem jest warunkiem, bez spełnienia którego małe reaktory nie powstaną. Co to znaczy? Że na dziś cena możliwa do zaoferowania odbiorcom nie daje niezbędnej pewności, że projekt się zwróci ani samej spółce, ani jej potencjalnym kredytodawcom. I raczej nie byłaby atrakcyjna dla centrów danych. Przynajmniej na razie. Bo jeśli kolejna rewolucja technologiczna ruszy u nas z kopyta i zapotrzebowanie na energię będzie rosło szybciej niż przewiduje większość ośrodków, to, owszem, stanie się to kosztemwyższych cen energii, na których tle oferta OSGE może już jawić się korzystniej niż się to dziś wydaje.
Jaki będzie koszt energii za dziesięć lat?
Drugą stroną równania, która zdecyduje o bilansie ewentualnej umowy z OSGE, będzie właśnie rynek, czyli ceny, po których faktycznie "kursować" będzie energia elektryczna w czasie, gdy do eksploatacji potencjalnie wchodzić będą SMR-y. Prognozowanie z tak dużym wyprzedzeniem w tak szybko zmieniających się okolicznościach jak obecne, jest zadaniem trudnym i specyficznym. Takie predykcje są obarczone nie dość że dużym ryzykiem błędu, to są podatne na siłę sugestii, różnego rodzaju wstępne założenia czy wręcz manipulacje. Pewne jest jedno: w bieżącym roku średnie notowania na rynku dnia następnego oscylują w okolicach 430 zł za MWh, czyli mniej więcej 100 euro. Gdyby taką średnią cenę uzyskały ze sprzedaży energii SMR-y we Włocławku, to – na warunkach zaproponowanych przez OSGE – do megawatogodziny musielibyśmy im dopłacić 15–35 euro.
A w ocenie wielu ośrodków najbliższa dekada i kolejne powinny przynieść Polsce znaczące obniżki giełdowych cen energii. Niedawny raport Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) np. prognozuje na 2030 r. średnią cenę na naszym rynku hurtowym w granicach 70 euro za megawatogodzinę, co i tak czyniłoby naszą energię najdroższą w zestawieniu (średnia dla całej UE powinna, według EEA, spaść do poziomu 40 euro/MWh). Spadków cen spodziewa się też McKinsey (odpowiednio 410 zł/MWh w 2035 r. i 330 w 2040). Polski Instytut Ekonomiczny prognozował, że w scenariuszu łagodnej transformacji (zgodnej z niedoszłą aktualizacją Polityki Energetycznej Polski opracowanej w rządzie Mateusza Morawieckiego), notowania spadną do 334 zł/MWh w 2040 r., a w przypadku jej przyspieszenia do 251 zł). Podobną do tych dwóch ostatnich ośrodków dynamikę na rynku zakładają też pozarządowe ośrodki takie jak Instrat czy Forum Energii.
Całkiem inną wizję rynku energii w perspektywie najbliższej dekady ma Orlen, w którego strategii założono wzrost cen do, średnio, 519,47 zł/MWh w latach 2025-30 i 632,44 w latach 2035-40. Czy to realizm, czy raczej potrzeba chwili, związana m.in. z rosnącymi kosztami flagowych inwestycji koncernu? Trudno ocenić. Na pewno szkoda, że nie znamy jego prognoz na kolejną pięciolatkę, bo to ona będzie kluczowa dla SMR-ów.
Sen o małym atomie. Optymalizacja czy odnowa?
Dość ostrożna na tym tle wydaje się ocena grupy doradczej Arthur D. Little, która określiła maksymalny próg cenowy, dający technologii SMR konkurencyjność w warunkach polskich na 112 euro/MWh. Biorąc pod uwagę doświadczenia, które mamy z tym konkretnym inwestorem i jego deklaracjami, fakt, że już na wstępie rozmów ze stroną rządową OSGE wychodzi z propozycją, która nie spełnia tego niewygórowanego kryterium, nie nastraja optymistycznie.
Najnowsza prognoza nie skreśla małego atomu, ale stawia przy ambicjach polskiego biznesu w tej dziedzinie kolejny znak zapytania. Nie przypadkiem Rafał Kasprów sięgnął w swoim wystąpieniu w Sejmie po zestawienie z offshorem. Choć wypada zgodzić się z prezesem OSGE, że kontrakt z cenami proponowanym przez spółkę poziomie i tak stawia instalację zdolną do produkcji energii przez cały rok niezależnie od pogody i z perspektywą pracy przez 60 lat ponad morskimi wiatrakami, to warto przypomnieć, że mówimy tu o rywalizacji z technologią spoza rynkowej awangardy. Dalszy rozwój offshore zdaje się wisieć dziś na ostrzu noża, wcale nie tylko w USA, przede wszystkim właśnie ze względu na obawy, że podpisane z inwestorami kontrakty skończą się gwarantowanymi subsydiami cen na lata. W tym kontekście i mały atom, biorąc pod uwagę bilans płynących z niego korzyści i kosztów oraz ogrom inwestycji, których koszty spadną na rząd i odbiorców energii w przyszłej dekadzie, może okazać się następnym w kolejce kandydatem do "optymalizacji".
Ale są też dla SMR scenariusze mniej katastroficzne. Zwłaszcza jeżeli, na fali zwrotu Europy w kierunku bezpieczeństwa energetycznego, doszłoby do reform rynku energii, przyjmujących do wiadomości, że źródła zależne od pogody i te, których pracą kierują tylko paliwo i wola operatora nie powinny rywalizować w tej samej lidze. Jeśli jednak projekt OSGE ma iść do przodu tu i teraz, symboliczna porażka na gruncie kryterium ceny powinno zakończyć śniony w ostatnich latach sen o małych reaktorach jako projekcie biznesowym, który powinien cieszyć się wyjątkową opieką państwa i jego agend, ale nie podlegać analogicznej kontroli. O przedsięwzięciu mającym szanse na powodzenie bez kroplówki państwa i przeciwstawianego finansowanemu z budżetu dużemu atomowi, a zarazem opierającemu się na publicznych zasobach i politycznych kontaktach. Sztandar fasadowego liberalizmu w stylu lat dziewięćdziesiątych, pod którym o swój projekt walczył Michał Sołowow, czas wyprowadzić. I przyjąć do wiadomości, że ten projekt pójdzie do przodu jako inwestycja publiczna albo nie będzie jej wcale.