Tylko niecały procent osób składających odwołania od negatywnych decyzji w sprawie renty dostaje od razu pozytywną decyzję. Reszcie zostaje odwołanie, a potem sąd.



Od stycznia do marca tego roku zaledwie 52 ubezpieczonym udało się uzyskać rentę bezpośrednio w oddziale ZUS. 5351 osób odeszło z kwitkiem – i zdecydowało się pójść do sądu. W tym samym okresie sądy pierwszej instancji wydały w sprawach rentowych 5543 wyroki, z czego odwołania uwzględniono w 1530 przypadkach.

Mniej spraw, mniej błędów

– Wiele orzeczeń ZUS w sprawach rentowych jest kwestionowanych przez biegłych sądowych ze względu na niewykonanie istotnych badań dodatkowych. Ale co gorsza – dużo korzystnych dla rencistów wyroków zapada na podstawie dowodów znanych już Zakładowi – twierdzi Alina Gucma z Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. – Z tego wynika, że państwo w barbarzyński sposób stara się oszczędzać na rencistach – dodaje. Eksperci zwracają jednak uwagę, że rozstrzygnięcia ZUS są teraz częściej prawidłowe niż w przeszłości.

W ubiegłym roku do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych trafiło 26 tys. odwołań od negatywnych decyzji w sprawie wniosków o przyznanie renty. Od razu pozytywnie załatwiono 219 odwołań. Do sądów trafiło 25,6 tys. spraw. Wyroków w tego rodzaju sprawach zapadło 24,7 tys., z czego 26 proc. (czyli 6,4 tys.) było pozytywnych dla zainteresowanych. Ale w przeszłości ten odsetek był wyższy. Przykładowo dziesięć lat temu, w 2005 roku, do ZUS wpłynęło 50 tys. spraw rentowych dotyczących odwołań, do sądów – 47 tys. W tym samym okresie sędziowie wydali 73,7 tys. wyroków, z tego 22 tys. korzystnych dla ubezpieczonych.

– Jednak zarówno poprzednie, jak i aktualne statystyki dowodzą, że każdy powinien odwoływać się od niekorzystnej dla siebie decyzji – przekonuje Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ i członek rady nadzorczej ZUS. – Docierają do nas skargi, że wiele orzeczeń jest wydawanych przez ZUS bez należytego zbadania sprawy. Dlatego namawiam ubiegających się o renty, by szli do sądu – dodaje.
Renta nie dla każdego
– Renta z tytułu niezdolności do pracy nie może być przyznana tylko dlatego, że u kogoś rozpoznano chorobę – ripostuje Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS. – Rzecz w tym, czy organizm został upośledzony w takim stopniu, że chory jest rzeczywiście niezdolny do pracy. Dodaje, że lekarze orzekając o tym, opierają się na doświadczeniu klinicznym oraz obowiązujących w ZUS standardach. Biorąc pod uwagę dokumentację medyczną ustalają, czy dana osoba, posiadająca określone problemy zdrowotne i konkretne kwalifikacje, może być aktywna zawodowo. – A w przypadku wątpliwości korzystają ze wsparcia konsultantów, specjalistów od poszczególnych schorzeń – tłumaczy. Wszystko to sprawia, że ZUS zdecydowaną większość spraw w sądach wygrywa.
Jeśli chodzi o orzeczenia rentowe wydane po raz pierwszy (wnioskodawca po raz pierwszy wystąpił o świadczenie), od wielu lat najczęstszą przyczyną niezdolności do pracy są choroby układu krążenia oraz nowotworowe. W grupie osób w wieku 50–59 lat odpowiadają one za 52 proc. pozytywnych dla zainteresowanych rozstrzygnięć ZUS. To dużo więcej niż w przypadku urazów kości, stawów i tkanek miękkich czy też zaburzeń psychicznych.
Gdy naruszenie sprawności organizmu nie rokuje poprawy, lekarz orzecznik wydaje orzeczenie na czas nieokreślony (bezterminowe). W 2013 r. tego rodzaju decyzje stanowiły 7,3 proc. orzeczeń pierwszorazowych. W 2012 r. było to 5,7 proc. Dane z 2014 roku nie są jeszcze dostępne.
Zaniedbana rehabilitacja
– Polacy chcą pracować. Nikt nie chce pobierać renty tylko dla samego świadczenia – twierdzi Henryk Nakonieczny, członek prezydium ds. dialogu społecznego i negocjacji NSZZ „Solidarność”, członek rady nadzorczej ZUS. – I dlatego konieczne jest pełne wykorzystanie możliwości, jakie stwarza rehabilitacja prowadzona przez ZUS. Osoby, które są już zdolne do pracy oraz zdobyły nowe umiejętności, powinny znaleźć zatrudnienie. Okazuje się jednak, że służby zajmujące się aktywizacją zawodową nie potrafią takim osobom znaleźć odpowiedniego zajęcia – mówi.
Zwraca też uwagę na obliczenia NIK. Wynika z nich, że oddziały ZUS w minimalnym stopniu (niecały 1 proc. spraw) korzystały z uprawnień do orzekania o celowości przekwalifikowania zawodowego – mimo że ponad 30 proc. osób występujących o świadczenia rentowe nie przekroczyło 50. roku życia. W bardzo małym zakresie następowało przekwalifikowanie osób otrzymujących rentę szkoleniową (ok. 15 proc.). Powód? Brak pieniędzy na szkolenia i kursy, a także niedostateczna determinacja osób korzystających z takich świadczeń. Zdaniem NIK, współpraca ZUS z urzędami pracy nie przynosi pożądanych efektów. Brak możliwości korzystania z rehabilitacji zawodowej sprawił, że zapisy ustawy o rencie szkoleniowej w praktyce okazały się martwe. – I chociaż od opublikowania tamtego raportu minęły dwa lata, to problem nadal jest aktualny – zapewnia Henryk Nakonieczny. – Trzeba wreszcie stworzyć warunki do powrotu do pracy osobom, które z powodu choroby czasowo musiały z niej zrezygnować – dodaje.