W OFE zostało niemal 2 mln Polaków. To tylko 12 proc. tych, którzy do tej pory mieli konta w funduszach.
Dyskusja o systemie emerytalnym przy okazji zmian w OFE była bardzo gorąca. Pojawiło się w niej również wiele niedomówień, półprawd i mitów. Pokazujemy, na czym polega ich fałsz.
1. ZUS zbankrutuje
To powszechny mit obecny zarówno w dyskusjach na forach internetowych, jak i w rozmowach między Polakami. Ostatnio znów stał się głośny w wyniku opublikowania przez NIK informacji o wynikach kontroli procesu przejęcia aktywów OFE przez ZUS. Te sądy opierały się na podawanych przez izbę danych ZUS z długoterminowych prognoz finansowych, które pokazywały, że deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wzrośnie z obecnych 50 mld zł do ponad 66 mld zł ok. 2030 r. i ponad 200 mld zł w 2060 r. – Tyle że NIK nie podała wszystkich danych, nie pokazała ich w relacji do PKB. A za kilkadziesiąt lat polski PKB będzie kilkukrotnie wyższy niż obecnie i z nim trzeba porównywać deficyt – podkreśla dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Czyli mimo wzrostu deficytu w FUS, łatwiej go będzie obsługiwać, bo budżet będzie więcej zarabiał. Pokazują to wyliczenia dotyczące deficytu funduszu w relacji do PKB wykonane na podstawie prognoz finansowych ZUS przez resort finansów. Obecnie deficyt FUS wynosi 3,5 proc. PKB, a w 2059 r. ma wynieść o połowę mniej, czyli ok. 1,7 proc. PKB. Gdyby odnieść to do dzisiejszego PKB to byłaby to różnica jak 56 mld zł do 27 mld zł. Czyli choć suma deficytu wzrośnie, będzie on mniejszym kłopotem do sfinansowania niż obecnie. Taka zresztą była idea wprowadzenia zmian emerytalnych w 1999 r. Do tego istnieją możliwości reakcji. Takie jak zachęcanie do imigracji, podniesienie składek czy podatków albo podwyższenie wieku emerytalnego. – Na całym świecie publiczne systemy emerytalne funkcjonują na takiej zasadzie jak ZUS i działają – uspokaja rzecznik ubezpieczonych Aleksandra Wiktorow.
2. Emerytur nie będzie
To mit związany z poprzednim. Można go usłyszeć w rozmowach na ulicy, ale też w wypowiedziach polityków, choćby Waldemara Pawlaka, który publicznie oświadczył, że nie wierzy w emerytury z ZUS. Oliwy do ognia w ostatnich dniach dolał raport NIK i jedno ze stwierdzeń: „Pogłębiający się deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wskazuje, że w dłuższej perspektywie, bez wsparcia z budżetu państwa, może nie wystarczyć środków na wypłatę świadczeń emerytalnych”. Przy omijaniu stwierdzenia „przy wsparciu budżetu państwa” to zdanie było cytowane jako dowód na krach systemu emerytalnego. – Taki pogląd istnieje dosyć szeroko w Polsce, co jest tym bardziej dziwne, że nie było nigdy przypadku, by ZUS nie wypłacił emerytur. Prawdopodobieństwo, że ZUS tego nie zrobi, jest zerowe. Żaden polityk sobie nie pozwoli na zrażenie takiego elektoratu jak emeryci, prędzej podniesie podatki lub nie wykupi obligacji, niż dopuści do tego, by emerytury nie zostały wypłacone – podkreśla Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Dodaje, że tak było w Grecji, gdzie doszło do bankructwa i przeceniono obligacje, ale nie ruszono świadczeń. A z powodu starzenia się społeczeństwa seniorzy będą coraz bardziej wpływową częścią elektoratu. – Niestety dyskusja wokół OFE zamiast polepszyć, pogorszyła świadomość emerytalną. Mit, że nie będzie wypłat, jest szkodliwy, bo służy jako alibi wielu osobom, które nie chcą płacić składek emerytalnych – podkreśla Aleksandra Wiktorow.
Choć brak wypłaty emerytur nam nie grozi, politycy mogą próbować dopasować ich wysokość do możliwości finansowych np. przez obniżenie świadczeń lub zmianę ich waloryzacji. Taki mechanizm już zresztą istniał. Bo zapisy na koncie w ZUS miały przyrastać zgodnie z tym, jak zwiększa się składka emerytalna. Czyli w latach kryzysu, gdy np. zatrudnienie spada i składki może przypłynąć mniej, wartość oszczędności na kontach mogła się zmniejszyć. Ale rząd SLD wprowadził zapis, że wartość zmniejszyć się nie może.
3. Obowiązujący system zdefiniowanej składki rozwiąże problemy emerytalne
To pogląd powszechny z kolei wśród ekspertów. Ale obecny system emerytalny jak każdy ma swoje plusy i minusy. Zasada, na jakiej się opiera: „ile odłożysz, tyle dostaniesz”, miała dopingować do płacenia jak najwyższych składek emerytalnych i pilnowania tego, by pracodawca odprowadzał je do ZUS. To założenie się nie sprawdziło. Coraz silniej na rynku pracy widać podział na tych, którzy są zatrudnieni na etat oraz w innych formach, które pozwalają płacić niższe składki. – To idealny system dla zdrowych, dobrze zarabiających, którzy przepracują 45 lat, ale są też osoby o niższym stażu pracy, które zarabiają mało i mogą nawet wypracować emeryturę poniżej minimalnej – podkreśla Aleksandra Wiktorow. Takich osób w systemie emerytalnym może być nawet 30 proc. Potwierdzają to dane dotyczące opłacania składek. Na koniec 2012 r. w OFE było ok. 16 mln ludzi, ale tylko ok. 12 mln odkładało na emeryturę. By otrzymać świadczenie minimalne, należy odłożyć odpowiednią sumę lub mieć składkę emerytalną z 25 lat pracy. Ci, którzy nie spełnią tych kryteriów, nie otrzymają nawet nic, nawet 844 zł, które stanowią dzisiaj najniższą emeryturę. Ta grupa będzie zdana na własne oszczędności lub gest państwa. Jeśli takich osób będzie dużo, budżet będzie musiał dotować dużymi kwotami zarówno seniorów z emeryturami minimalnymi, jak i rozbudować wydatki na pomoc społeczną, by osobom, które nie wypracowały żadnej emerytury, zapewnić minimum egzystencji.
4. Emerytury będą niższe niż dziś wypłacane
Według tego poglądu nominalna wysokość emerytur za 20 lat będzie niższa niż obecnie. Czyli skoro dziś emeryt dostaje 1,9 tys. zł, to za 15 lat dostanie 1,7 tys. Ten pogląd wziął się stąd, że nowy system emerytalny powoduje stopniowy spadek stóp zastąpienia, czyli relacji emerytury do ostatniej wypłacanej pensji, co miało dopasować system do możliwości utrzymania go przez malejącą liczbę pracujących osób. Dziś stopa zastąpienia wynosi ponad 50 proc., ale za 20–30 lat obniży się do maksymalnie 40 proc. Jednak jednocześnie z powodu wzrostu gospodarczego rosnąć będzie wysokość pensji i zwiększać się będzie ich siła nabywcza. Czyli będziemy coraz bogatsi, dlatego 30 proc. od przeciętnej pensji w 2040 r. pozwoli kupić więcej niż 50 proc. w 2014 r. – Choć stopa zastąpienia spada, wartość realna wzrasta dwukrotnie w perspektywie 20 lat – przekonuje Piotr Lewandowski z Instytutu Badan Strukturalnych. Z wyliczeń Credit Agricole dla DGP wynika, że osoba zaczynająca pracę w tym roku z pensją wynoszącą połowę przeciętnego wynagrodzenia (2056 zł) i zarabiająca ją przez cały okres pracy, otrzyma 2,8 tys. zł emerytury. Z kolei osoba zaczynająca z przeciętną pensją odbierze emeryturę w okolicach 5 tys. zł. Problem będą miały osoby o krótkich okresach oszczędzania i niskiej składce. Ich emerytury faktycznie będą bardzo niskie.
5. Emerytury obywatelskie jako recepta na problemy systemu emerytalnego
To pomysł, by składka emerytalna była niska, podobnie jak wypłacane emerytury. Dodatkowo ich wysokość miałaby być równa dla wszystkich. Zasadniczą część świadczenia każdy powinien wypracować sobie sam. To idea, która pojawia się od kilku lat. Jest promowana m.in. przez Centrum im. Adam Smitha. W dyskusjach pojawia się jako remedium na obecny system i związane z nim składki emerytalne. Ich obniżenie miałoby przysłużyć się gospodarce i pozwolić na wyższe zarobki. O jego zaletach i wadach można dyskutować, ale w Polsce wprowadzenie nowego systemu nie może się odbyć z dnia na dzień. Trudno bowiem się spodziewać, by wielu przyszłych emerytów pogodziło się z wprowadzeniem sytemu obniżającego wartość wypracowanych przez nich świadczeń. – To rozwiązanie dobre dla państw rozwijających się, gdzie część społeczeństwa jest dopiero obejmowana systemem emerytalnym. Ale w Polsce, gdzie istnieje duże poszanowanie dla praw nabytych, byłoby kosztowne – podkreśla Piotr Lewandowski. Jego wprowadzenie wymagałoby okresu przejściowego, w którym osoby objęte emeryturą obywatelską i tak byłyby dodatkowo opodatkowane, by zapewnić wypłatę emerytur na starych warunkach. Podobny problem pojawił się w 1999 r., gdy jedną trzecią składki emerytalnej z ZUS przekierowano do OFE i trzeba było zapełnić ten ubytek. Koszt szacowano na 1 bln zł w okresie przejściowym. Wprowadzenie emerytur obywatelskich mogłoby być jeszcze bardziej kosztowne.