Podniesienie wieku emerytalnego miało uchronić nas przed finansową katastrofą. Tymczasem od przyszłego roku emerytów znów zacznie przybywać. Majstrowanie przy systemie nie wystarczy, trzeba prosić imigrantów, by wrócili.
/>
Tylko w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych liczba emerytów i rencistów będzie się zwiększać o 60–65 tys. osób rocznie. W Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego ma ich przybywać w tempie 15–16 tys. co rok. A uprawnionych do emerytur mundurowych będzie 7–7,5 tys. więcej. Takie szacunki przedstawiło Ministerstwo Finansów, prezentując ekonomistom główne założenia przyszłorocznego budżetu.
Pierwsze napięcia związane z przyrastająca liczbą świadczeniobiorców widać już w planie finansowym państwa na 2015 rok, a konkretnie w budżecie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. FUS wypłaci emerytury i renty na łączną kwotę ponad 170 mld zł. To o blisko 5 mld zł więcej, niż planuje na ten rok. Wyraźnie zwiększa się też bezpośrednie wsparcie z centralnego budżetu, jakie musi otrzymać fundusz, by mieć pieniądze na wypłaty. Tegoroczna dotacja budżetowa to około 30,4 mld zł. Przyszłoroczna to już 42 mld zł.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, nie ma złudzeń: system ubezpieczeń społecznych będzie coraz większym obciążeniem dla finansów publicznych.
– Trendy demograficzne na pewno nie będą sprzyjały równoważeniu tego systemu. Będzie przyrastała liczba świadczeniobiorców, za to coraz mniej będzie osób pracujących i płacących składki – tłumaczy Maliszewski.
Ekonomista podkreśla, że podnosząc wiek emerytalny i przeprowadzając reformę OFE, rząd kupił sobie trochę czasu, ale problemu nie wyeliminował. – Dobrze by było wykorzystać ten czas na przeprowadzenie gruntownych zmian w systemie, ale patrząc na to, jak w tej sprawie zachowują się politycy, trudno tego oczekiwać – ocenia ekspert.
Wtórują mu inni. Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao, zwraca uwagę, że minęły czasy dywidendy demograficznej (czyli stanu, w którym w społeczeństwie przeważają młodzi, dzięki czemu koszt utrzymania starszego pokolenia rozkłada się na większą liczbę osób). – Teraz sytuacja się odwraca i to w przyspieszonym tempie. Wcześniej czy później zderzymy się z twardą rzeczywistością. A politycy wyraźnie unikają nawet głębszej dyskusji na ten temat – ubolewa Mrowiec.
Jego zdaniem najbardziej prawdopodobny jest wariant, w którym – by rozwiązać problem – będzie rozważane kolejne podwyższenie wieku emerytalnego. – Być może rozpoczną się rozmowy na temat wielkości emerytur – w naszych warunkach byłyby one szczególnie burzliwe, bo to temat wrażliwy społecznie. Dyskusja może też zmierzać w kierunku spłaszczania wielkości wypłacanych emerytur. Mogłoby się ono odbywać w taki sposób, że najwyższe świadczenia nie byłyby waloryzowane – uważa ekonomista.
Eksperci podkreślają że skupianie się tylko na „majstrowaniu” przy systemie emerytalnym to błąd. Ich zdaniem rozwiązań można szukać gdzie indziej: choćby na rynku pracy poprzez aktywizację zawodową osób, które obecnie nie pracują. Polska, w której jeszcze dekadę temu wysyłanie ludzi na wcześniejsze emerytury lub renty było traktowane jako sposób zmniejszania bezrobocia, ma tutaj rezerwy. Przeciętnie w 2013 roku w krajach Unii Europejskiej pracowało 64 proc. osób w wieku od 18 do 64 lat. U nas ten wskaźnik zatrudnienia wynosił rok temu 60 proc., gdy w Niemczech – 73 proc., a Czechach – 67. Gorzej od Polski z naszych unijnych sąsiadów wypadała tylko Słowacja. Właśnie tu tkwią ukryte rezerwy, które pozwoliłyby jeszcze przez jakiś czas równoważyć rosnącą liczbę emerytów, choćby na krótką metę.
Kolejne rozwiązanie to próba stworzenia warunków do powrotu z emigracji Polaków, którzy wyjechali do państw unijnych za chlebem. To staje się coraz bardziej problematyczne, bo im dłużej są poza Polską i im bardziej wsiąkają w społeczeństwa, w których pracują, tym trudniej będzie ich zachęcić do powrotu. Podobnie jak poprzednia metoda, nawet jeśli okaże się skuteczna, jedynie osłabi negatywne tendencje.
Alternatywą może być wdrożenie polityki imigracyjnej zachęcającej obywateli innych państw do osiedlania się i pracy w naszym kraju. Pierwszym celem takiej polityki powinna być Polonia z państw byłego ZSRR. Zainteresowani mogą być także Ukraińcy i inni mieszkańcy państw wywodzących się ze wschodniego molocha. Dobrze aklimatyzują się w Polsce obywatele państw azjatyckich, np. Wietnamczycy. Obecnie jest ich u nas nieco ponad 100 tysięcy osób z kartą stałego pobytu, co pokazuje, że tu także istnieje spore pole do zmian. – Sukces polityki integracyjnej zależy zarówno od zaangażowania migrantów adaptujących się do życia w nowym kraju, jak i gotowości społeczeństwa i instytucji kraju przyjmującego do zaakceptowania migrantów – zauważa Joanna Łozińska z Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji.
Kluczowym instrumentem jest również polityka prorodzinna. To ona może być najskuteczniejszym środkiem do uzupełniania ubytków demograficznych. Dziś dzietność wnosi 1,3 dziecka na kobietę. Odtwarzanie pokoleń zapewnia co najmniej dwójka dzieci na kobietę. Od kilku lat budowany jest szkielet polityki prorodzinnej, ale przełomu nadal nie ma. Jednak nawet gdyby nastąpił, efekt będzie widoczny z opóźnieniem. Jeśli zauważymy rezultaty do końca dekady, skutki na rynku pracy pojawią się najwcześniej w okolicach roku 2040.
Potrzeba nam świeżej krwi i młodych rąk do pracy