Zaufanie ministerstwu może słono kosztować. Przekonali się o tym właściciele punktów przedszkolnych. Opierając się na resortowym stanowisku, nie dopełniali wszystkich formalności. W efekcie zarzucono im samowolę budowlaną.
Jak rosła liczba punktów przedszkolnych w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Uruchomienie placówki opieki nad dziećmi miało być proste. Ministerstwo Infrastruktury na wniosek Ministerstwa Edukacji Narodowej w 2008 r. zapewniało, że wystarczy spełnić wymagania z rozporządzenia w sprawie rodzajów innych form wychowania przedszkolnego (Dz.U. z 2000 r. nr. 161 poz. 1080 z późn. zm.) oraz uzyskać pozytywną opinię państwowego powiatowego inspektora sanitarnego i komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej. Dzięki temu osoby chcące otworzyć miniprzedszkola miały mieć krótszą drogę do ich założenia, a rodzice – do znalezienia opieki dla maluchów. Resort infrastruktury stał na stanowisku, że nie trzeba wcale występować ze zgłoszeniem zmiany sposobu użytkowania lokalu (np. mieszkania), w którym działalność miała być prowadzona. To pozwalało uniknąć kilkumiesięcznego oczekiwania na decyzję i wydawania kilku tysięcy złotych na projekty architektoniczne.
– Wiele osób po zapoznaniu się z tym stanowiskiem, zamieszczonym zarówno na stronie internetowej MEN, jak i resortu infrastruktury, zakładało punkty przedszkolne bez zgłoszenia zmiany sposobu użytkowania lokalu. Jednakże powiatowi inspektorzy nadzoru budowlanego w całym kraju ignorowali te wytyczne i stwierdzali samowole budowlane. A to wiąże się z nałożeniem opłaty legalizacyjnej rzędu 20 tys. zł – wskazuje radca prawny Lech Gniady z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Wystąpił on niedawno do resortu transportu, budownictwa i gospodarski morskiej (następcy Ministerstwa Infrastruktury) z wnioskiem o przyjęcie jednolitej linii orzeczniczej organów administracji architektoniczno-budowlanej. Domaga się przesądzenia, że w przypadku rozpoczęcia działalności punktu przedszkolnego nie trzeba zgłaszać urzędnikom zmiany sposobu użytkowania budynku.

Zmiana stanowiska

W odpowiedzi ministerstwo nieoczekiwanie zdystansowało się od własnego stanowiska sprzed pięciu lat. „(...) Ostateczna ocena, czy w konkretnym przypadku ma miejsce zmiana sposobu użytkowania obiektu budowlanego, należy do właściwego miejscowo organu administracji architektoniczno-budowlanej (starosty), który w oparciu o przepisy ustawy (prawa budowlanego – red.) oraz ocenę konkretnego stanu faktycznego jest władny zająć w sprawie wiążące stanowisko” – podkreśla Anna Bajurska, zastępca dyrektora departamentu gospodarki przestrzennej i budownictwa w MTBiGM, w piśmie z 23 lipca 2013 r.
– Niestety, minister budownictwa zdaje się nie dostrzegać, że ogłoszenie w 2008 r. jednoznacznego stanowiska w tej sprawie naraziło setki obywateli na konieczność ponoszenia dotkliwych opłat legalizacyjnych. W wielu przypadkach prowadzą one po prostu do konieczności zamknięcia miniprzedszkola – podnosi Lech Gniady.
Prawnicy poproszeni o komentarz do nowego stanowiska resortu twierdzą jednak, że ta interpretacja jest prawidłowa.
– Osoby prowadzące zespoły wychowania przedszkolnego czy też punkty przedszkolne padły ofiarą błędnej wykładni przepisów rozporządzenia, dokonanej przez Ministerstwo Infrastruktury 26 sierpnia 2008 r. (BR/MRD/0780-1/4847/08) – uważa Michał Gruca, adwokat w kancelarii Schoenherr.
I wskazuje, że resort nie powinien był pięć lat temu uznawać, że pozytywne opinie sanepidu oraz straży pożarnej są wystarczające.
– Ocena, czy do zmiany sposobu użytkowania obiektu budowlanego lub jego części w rzeczywistości doszło, czy nie, zależy od analizy jednostkowego przypadku, dokonanej przez starostę. O ile zmiana taka w przypadku kilkorga dzieci zapewne nie nastąpi, o tyle sytuacja może być znacząco inna w przypadku większej liczby dzieci, np. 25 – dodaje mec. Gruca.

Szansa na odszkodowanie

Niemniej zdaniem Lecha Gniadego obywatel, który postępował zgodnie z wytycznymi organów państwowych, nie powinien ponosić negatywnych tego konsekwencji.
– O ile z punktu widzenia prawa administracyjnego brak jest środków, aby podważyć obecne stanowisko ministra budownictwa, skoro nie ma ono charakteru wiążącego, o tyle wydaje się, że istnieją podstawy do kierowania roszczeń odszkodowawczych w stosunku do Skarbu Państwa – podnosi prawnik.
Jego zdaniem ewidentne jest, że organy państwa wprowadziły w błąd obywateli, którzy działając w zaufaniu do stanowiska ministra infrastruktury, zakładali punkty przedszkolne z pominięciem procedury zgłoszenia organom administracji architektoniczno-budowlanej.
– W demokratycznym państwie prawa taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Działanie ministra budownictwa jako sprzeczne z art. 2 konstytucji rodzi więc obowiązek odszkodowawczy po stronie administracji – podsumowuje mec. Gniady.