Samorządy przymierzają się do kampanii informacyjnej, w której zaatakują prywatne placówki występujące wobec nich z finansowymi roszczeniami.
DGP
Spór z niepublicznymi placówkami dotyczy lat 2008–2017. Już do około 150 samorządów w całym kraju trafiły sądowe pozwy w związku z zaniżonymi – zdaniem przedstawicieli przedszkoli – dotacjami. Jak mówią nam samorządowcy, w przypadku większych miast kwoty roszczeń sięgają milionów złotych. Przykładowo w Kętrzynie to ok. 30 mln zł, przy rocznym budżecie miasta na poziomie ok. 100 mln zł.
Jak pisaliśmy w DGP, problem wynika z tego, że przed 2017 r. brakowało precyzyjnych przepisów, które określały sposób naliczania dotacji dla niepublicznych przedszkoli. Zgodnie z art. 90 ust. 2b ustawy z 7 września 1991 r. o systemie oświaty – w brzmieniu obowiązującym w latach poprzednich – dotacje dla tych placówek przysługiwały na każdego ucznia w wysokości nie niższej niż 75 proc. ustalonych w budżecie danej gminy wydatków bieżących, ponoszonych w przedszkolach publicznych w przeliczeniu na jednego ucznia. Problem w tym, że przepis ten był bardzo ogólnikowy – z czasem pojawiły się wątpliwości, czy do wydatków bieżących wliczać np. wydatki na dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności, zwłaszcza gdy tacy podopieczni są w przedszkolach miejskich, a w prywatnych już nie? Wskutek takich rozterek lokalne władze, obliczając dotację, nie robiły tego w sposób jednolity. Dopiero zmiana przepisów od stycznia 2017 r. sprecyzowała podstawę naliczania dotacji. Ale to nie uchroniło gmin przed falą roszczeń za wcześniejsze lata.
Zdaniem samorządowców ze Związku Miast Polskich (ZMP) kancelarie prawne „zwietrzyły szemrany interes” i dlatego dziś, w imieniu operatorów przedszkoli, masowo występują na drogę sądową. Frustracja włodarzy jest coraz większa. – Zdarzają się wyroki, na podstawie których przedszkola otrzymują „odszkodowania” uwzględniające np. środki na dzieci niepełnosprawne, nawet gdy w przedszkolu nie ma i nie było żadnego dziecka niepełnosprawnego. To jawna niesprawiedliwość i to w „majestacie” prawa – przekonuje ZMP.
Związek już rozpoczął „skoordynowane działania” mające na celu skuteczniejszą obronę przed roszczeniami przedszkoli. Zorganizowano spotkanie włodarzy z prawnikami. Polecono im przeanalizowanie toczących się sporów sądowych i sporządzenie ekspertyzy prawnej, z której mogłyby korzystać wszystkie miasta. To jednak nie wszystko. ZMP rozważa też przygotowanie kampanii informacyjnej, w którą włączą się zainteresowane miasta. – Jej celem będzie pokazanie, że przekazywanie dotacji przedszkolom prywatnym (które dodatkowo pobierają spore opłaty od rodziców), liczonych np. wraz z wydatkami bieżącymi miast na uczniów niepełnosprawnych, to nieuzasadniony zabór pieniędzy publicznych i ewidentna nierówność wobec prawa – uzasadnia ZMP.
Od jednego z przedstawicieli związku słyszymy, że kampania mogłaby przybrać różne formy – od ogłoszeń w prasie po spoty radiowe czy telewizyjne.
Z postawą samorządowców nie zgadza się Beata Patoleta, adwokat prowadząca już ponad setkę spraw w imieniu przedszkoli niepublicznych, które zgłosiły roszczenia wobec gmin.
– Spory dotyczące błędnie naliczonych dotacji wynikają nie z zawinienia osób prowadzących niepubliczne placówki oświatowe, ale z subiektywnej interpretacji przepisów dokonywanej przez urzędników części jednostek samorządu terytorialnego, która przez wiele lat krzywdziła nie tylko osoby prowadzące przedszkola, ale i rodziców, a przede wszystkim uczęszczające do tych przedszkoli dzieci – przekonuje. Wskazuje, że z jednej strony w debacie publicznej gminy podnoszą argument o niedofinansowaniu oświaty, a z drugiej są gotowe przeznaczyć środki publiczne na kampanię wymierzoną w oświatę niepubliczną, bez której obecnie „nie byłyby w stanie zrealizować swoich ustawowych zadań z zakresu edukacji”. Nasza rozmówczyni ubolewa również, że samorządy wciąż zbyt rzadko decydują się na zawarcie ugody z przedszkolami.
– Taka postawa generuje dodatkowe koszty procesu m.in. z uwagi na konieczność zapłaty odsetek. Po trzyletnim procesie gmina z racji tylko tych kosztów dopłaca aż 50 proc. więcej względem kwoty roszczenia głównego. Należy sobie postawić retoryczne pytanie, czy ma to coś wspólnego z oszczędnym gospodarowaniem pieniędzmi podatników, czy znowu jest to subiektywne gospodarowanie nimi? Dobry gospodarz nigdy nie doprowadziłby do takiej sytuacji, w której osoba uprawniona może formułować względem jednostki samorządu terytorialnego uzasadnione roszczenia w wysokości kilkuset tysięcy lub kilku milionów złotych – wskazuje Beata Patoleta.
O komentarz poprosiliśmy Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN). Rzeczniczka resortu Anna Ostrowska informuje, że MEN nie ma wiedzy o łącznej skali roszczeń prywatnych przedszkoli wobec gmin. Na ten moment ministerstwo nie widzi też problemu z tym, by lokalne władze ruszyły z kampanią informacyjną w tej sprawie.
– Zgodnie z Konstytucją RP oraz przepisami ustaw samorządowych jednostki samorządu terytorialnego działają samodzielnie i na podstawie własnego budżetu. Z ramienia państwa kontrolę nad działalnością jednostek samorządu terytorialnego z punktu widzenia legalności sprawuje właściwy wojewoda, a w zakresie gospodarki finansowej regionalne izby obrachunkowe – przypomina Anna Ostrowska.
Wskazuje też, że MEN stara się wspierać samorządy, które spotkały się z roszczeniami przedszkoli. W ramach tego wsparcia ministerstwo – na prośbę samorządów – przygotowuje interpretacje prawa oświatowego. Przyznaje jednak, że nie mają one mocy wiążącej ani dla stron ewentualnego sporu, ani rozpoznającego sprawę sądu.