Od 2017 r. gminy będą musiały zapewnić w przedszkolach miejsca każdemu dziecku. Czy poradzą sobie z nowym obowiązkiem? Zdaniem uczestników debaty DGP mogą mieć z tym problemy. Tym bardziej że nie wszystkie są zainteresowane współpracą z prywatnymi placówkami. Problemem są też środki finansowe
Joanna Berdzik wiceminister edukacji narodowej / Dziennik Gazeta Prawna
Kazimierz Stankiewicz wiceprezes zarządu spółki Szkoły Marzeń w Piasecznie oraz jej dyrektor zarządzający / Dziennik Gazeta Prawna
Marek Olszewski przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP / Dziennik Gazeta Prawna
Sławomir Broniarz prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Aleksander Tynelski naczelnik wydziału edukacji przedszkolnej MEN / Dziennik Gazeta Prawna
Marcin Bednarz naczelnik wydział rozwoju i promocji Urzędu Miasta w Środzie Wielkopolskiej / Dziennik Gazeta Prawna
Maciej Godlewski wiceprezes Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych / Dziennik Gazeta Prawna
W 2013 r. rząd wprowadził ustawę przedszkolną, w której obniżył opłaty za dodatkowe godziny do złotówki. W efekcie rodzice nie mogą do nich dopłacać. Czy nowe rozwiązania nie poszły zbyt daleko?
Joanna Berdzik Nie. Dzięki tej ustawie wzrasta nam poziom uprzedszkolnienia. Rodzice chętniej posyłają dzieci do tańszych placówek, gdzie za dodatkowe godziny pobytu dziecka w przedszkolu płacą jedynie złotówkę. Dobrze się stało, że do przedszkoli nie wchodzą już zewnętrzni specjaliści, którzy za np. godzinę rytmiki pobierali wysokie opłaty. Odgrywanie przez dzieci scenek teatralnych, zabawy taneczne, recytowanie wierszyków, śpiewanie, rytmika, te aktywności przedszkolaków powinny być rozwijane w ramach podstawy programowej, którą każdy nauczyciel ma umieć realizować, a rodzic za to nie płacić. Oczywiście mogą się zdarzyć, i pewnie są jednostkowe przypadki, w których można mieć do tego rozwiązania zastrzeżenia, ale na pewno jego wprowadzenie było krokiem we właściwą stronę. Dlatego również nauka języka obcego w przedszkolach będzie już normą. Podkreślę, dodatkowe zajęcia powinni prowadzić nauczyciele zatrudnieni w przedszkolu, a nie zewnętrzne firmy.
Kazimierz Stankiewicz W naszej placówce dodatkowe zajęcia są dla rodziców bardzo istotne. Dlatego część z nich prowadzą fachowcy z zewnątrz, a pozostałe realizują nasi nauczyciele. Przy czym ci zewnętrzni to specjaliści, którzy np. uczą baletu. Chciałbym zauważyć, że w 2013 r. po wejściu życie nowych przepisów wielu rodziców było zdezorientowanych i przenosiło swoje pociechy do prywatnych placówek z nadzieją, że te będą dla nich miały ofertę dodatkowych i atrakcyjnych zajęć. Samorządy nie zawsze stać na to, aby odpowiadać na wszystkie potrzeby rodziców, a pozbawienie ich wsparcia ze strony opiekunów dzieci jeszcze bardziej utrudniło ich realizację.
Marek Olszewski Ta reforma miała ulżyć rodzicom. W mojej gminie udało się zorganizować takie zajęcia. Nauczyciele z przedszkoli z dość dużym stażem rzeczywiście sporo potrafią. A atrakcyjność dodatkowych zajęć w dużym stopniu zależy od ich przygotowania. Z nauką języka angielskiego jest gorzej, ale w tym przypadku znaleźliśmy osobę, która za stosunkowo niedużą kwotę podjęła się tego. Nie można jednak mówić, że wszędzie sobie z tymi zmianami poradzono. Zmiana przepisów dla wielu rodziców była trudna do zaakceptowania. Osobiście z nimi rozmawiałem. Dzieci miały zajęcia, a po wakacjach okazało się, że nie będzie ich prowadził instruktor tańca, tylko zatrudniony nauczyciel. Opiekunowie irytowali się, że nie mogą dopłacać. Paradoksalnie w imię takiego egalitaryzmu nie pozwolono wesprzeć placówek publicznych. Oczywiście nie możemy też powiedzieć, że wszystkie samorządowe przedszkola mogą konkurować z ofertami przedszkoli niepublicznych. Nasz kraj jest zróżnicowany. Oferta dodatkowych zajęć będzie inaczej wyglądać w Warszawie, a inaczej na prowincji.
Joanna Berdzik Rodzic, jeśli widzi lepszą ofertę dodatkowych zajęć w niepublicznej placówce, która jest niewiele droższa od samorządowej, sięgnie po tę pierwszą ofertę. Konkurowanie między przedszkolami publicznymi i prywatnymi staje się faktem. W ubiegłym roku mieliśmy ponad 1,2 mln przedszkolaków, a w tym będziemy mieć nieznacznie ponad milion, a za rok będzie ich jeszcze mniej.
Marek Olszewski W 2000 r. przy reformie szkół i wprowadzeniu gimnazjów również zakładano, że uczeń będzie wybierał lepszą placówkę. Okazało się, że wybiera najczęściej najbliższą domu. Konkurencja jest tylko w dużych miastach i to głównie między gimnazjami. Prowadzenie przedszkoli jest zadaniem gminy, na które otrzymujemy od rządu zbyt małą dotację.
Aleksander Tynelski Proszę pamiętać o odpisach z podatków CIT i PIT.
Marek Olszewski Nie mówmy o tych podatkach, bo pieniądze z nich muszą jeszcze wystarczyć na bardzo wiele innych zadań własnych gminy.
Joanna Berdzik Kontrolerzy NIK wskazują, że tylko ok. 40 proc. jest zwrotem kosztów w związku z obniżeniem opłat do złotówki, a pozostała część dotacji ma szanse być przeznaczona na rozwój wychowania przedszkolnego. Te wyliczenia potwierdzają nasze szacunki dotyczące możliwości wykorzystania wprowadzonej dotacji celowej z budżetu państwa.
Marek Olszewski NIK uśredniła dane, bo w każdym samorządzie wygląda to inaczej. Tam gdzie dodatkowa godzina kosztowała 3,5 zł, to nie ma mowy, żeby dotacja zrekompensowała obniżenie opłat dla rodziców. Dotacja rządowa mogła rekompensować utratę dochodów przy stawce co najwyżej 2 zł.
Sławomir Broniarz Dobrze, że wreszcie mówimy o przedszkolach, bo to, co opowiadał poprzedni minister edukacji, nie nadaje się do komentowania. Przecież to przedszkole jest miejscem wyrównywania szans, a nie gimnazja. ZNP dwukrotnie składał inicjatywę obywatelską w 2008 r. i 2010 r., chcąc, aby przedszkola były objęte subwencją, a nie niską dotacją rządową. Szkoda, że Rada Ministrów nie wsparła w ten sposób przedszkoli samorządowych, bo to jest ważny element polityki prorodzinnej. Jeśli zaś mówimy o dodatkowych zajęciach, to trzeba zaznaczyć, że mamy chyba najlepiej wykształconych nauczycieli edukacji przedszkolnej w Europie. Choć obecnie uczelnie, głównie prywatne, są często nastawione na komercję i marginalizują umiejętności potrzebne nauczycielowi w codziennej pracy. Oto przykład: na studiach licencjackich przez trzy lata studenci uczą się teorii wychowania, a nie ma nauki umiejętności, które przydadzą się w codziennej pracy z dzieckiem. Dobrze się stało, że efektem rządowych zmian było wyrzucenie firm z przedszkoli. Tym bardziej że nauczyciele nigdy się od tych obowiązków nie uchylali.
Marta Zbrzeska Samorząd ma monopol na informowanie o tym, co się dzieje w przedszkolach, ponieważ zarządza systemem rekrutacji. My możemy co najwyżej biegać z ulotkami. Jeśli z gminy do rodziców popłynęła informacja, że przedszkola publiczne będą robić zajęcia dodatkowe, które nie będą już płatne, to rodzice nie uciekli z samorządowych placówek. Gmina przecież ich zapewniła, że te zajęcia będą. To, że teraz rodzice narzekają, iż ich jakość jest dramatycznie niska, nikogo już nie obchodzi. Rodzic jednak wie, że samorządowe przedszkole jest prawie za darmo, więc jest gotów poświęcić brak odpowiednich zajęć dodatkowych. Przy czym chciałabym podkreślić, że dzięki przedszkolom prywatnym placówki samorządowe zaczęły myśleć o dodatkowych zajęciach, a także nadawać sobie nazwy. Co więcej, nauczyciele tam zatrudnieni przestali nawet palić na przerwach. Takie są efekty konkurencji, dlatego jest ona potrzebna.
Joanna Berdzik Na przestrzeni ostatnich lat bywało różnie, ale taka krytyka wobec samorządów i nauczycieli jest przesadzona.
Sławomir Broniarz Nie można obrzucać błotem nauczycieli samorządowych przedszkoli ot tak bez konkretnych danych i badań.
Aleksander Tynelski Mamy w przedszkolach dobrze wykształconą kadrę, bo 84 proc. nauczycieli posiada dyplom magistra. Mamy prawie 12 proc. z dyplomem licencjata, a pozostali mają inne wykształcenie. Cały problem jest jednak w ludziach. Są przedszkola, także publiczne, w których dyrektor po prostu dostosowuje pakiet zajęć do specjalności zatrudnianych nauczycieli, a nie pyta rodziców o ich oczekiwania. Te przypadki są wypaczeniem idei rozwijania uzdolnień u dzieci. Z naszych badań wynika, że dla opiekunów najcenniejsza z dodatkowych zajęć jest nauka języka obcego, którym przede wszystkim jest angielski. Na drugim miejscu jest rytmika i zajęcia umuzykalniające.
Kazimierz Stankiewicz Niektóre podmioty prywatne w celu zwiększenia konkurencyjności z samorządowymi przedszkolami przy pogłębiającym się niżu będą chciały jeszcze bardziej zwiększać ofertę dodatkowych zajęć i obniżać czesne. Sektor niepubliczny ma większe możliwości finansowe do przyciągania dobrych nauczycieli.
Marcin Bednarz Głównym powodem tego, że w samorządowych przedszkolach mogą być słabsi nauczyciele, jest Karta nauczyciela. Przez nią dyrektor ma utrudnioną możliwość zwolnienia słabego pedagoga, a takie sytuacje mieliśmy w naszych przedszkolach. Dochodziło do tego, że musieliśmy zwalniać nauczyciela kontraktowego, który nie miał takiej ochrony jak mianowany. Rodzice tego nie akceptowali, bo uważali, że kontraktowy był lepszy. Finał jednej z takich spraw był taki, że wszystkie dzieci przeszły do prywatnego przedszkola. Do tego dochodzi niskie pensum, które na karcie w przedszkolu wynosi zaledwie 25 godzin. Warto zaznaczyć, że w ostatnich trzech latach liczba dzieci w przedszkolach wzrosła z 580 do 780. Tworzyliśmy dla nich prywatne placówki prowadzone przez spółki komunalne. Rodzice mają świadomość, że gdy nauczyciel, pracując w tej spółce, się nie sprawdzi, to z marszu straci pracę. A w samorządowej placówce rodzice dobrze wiedzą, że lepiej się nie wychylać, bo i tak jeśli nawet będą skargi na słabego nauczyciela, to ten w dalszym ciągu będzie pracował. Często jednak wojewodowie i kuratoria za pośrednictwem związkowców blokują powstawanie placówek prowadzonych przez spółki komunalne. A przecież decydując się na wyjście ze stosowania karty, chcemy uratować samorządową placówkę, której grozi zamknięcie.
Pojawiają się opinie, że gdyby w przedszkolach samorządowych nie było Karty nauczyciela, to więcej miejsc byłoby dla dzieci i więcej pieniędzy na remonty. Czy karta rzeczywiście ogranicza samorządy i obniża poziom?
Marek Olszewski Karta blokuje racjonalny rozwój sieci przedszkoli. Karta powinna się zmienić. Rodzicom na ogół jest wszystko jedno, czy placówkę będzie prowadziła spółka komunalna, czy inna jednostka gminna. Dla opiekuna ważne jest, aby zadanie było dobrze wykonane. Doceniam niepubliczne przedszkola, bo te pomogły uporać się z ogromnym problemem dotyczącym opieki przedszkolnej. Właściciele tych placówek wprowadzili konkurencję. W wielu obszarach pokazali, że można tę opiekę zorganizować inaczej i lepiej, ale też nie generalizujmy. W mojej gminie jest pięć niepublicznych przedszkoli, czyli więcej niż publicznych. Prywatne działają na zasadach rynkowych, jeśli nie ma dzieci, to redukują zatrudnienie i nabór. W samorządzie jest to utrudnione ze względu na kartę. Koszty prowadzenia przedszkoli na karcie są ogromne i musimy do nich dopłacać. Dlatego częściej mówimy o potrzebie likwidacji karty w kontekście przedszkoli niż szkół.
Joanna Berdzik Nie można mówić, że prywatna placówka jest gorsza od publicznej i odwrotne. Każda z nich ma swoją wartość. W systemie oświaty świetnie się odnajdują zarówno samorządowe, jak i te prywatne. Dobre przedszkola to takie, które wybierają rodzice.
Marta Zbrzeska To jest sedno sprawy i na tym powinniśmy oprzeć naszą dyskusję. My powinniśmy mówić o wspólnym systemie przedszkoli w Polsce, a tego brakuje. Powtarzamy do znudzenia: miejsca w przedszkolach są dla wszystkich. Jak nie w samorządowych, to w niepublicznych. Potrzebna jest równa dotacja dla wszystkich dzieci: taka sama na dziecko w przedszkolu publicznym i w niepublicznym. Niepotrzebna jest już rekrutacja. To rodzic winien wybrać, do której placówki chce posłać swoją pociechę i ile chce płacić. Gminy winny wyznaczać dotacje dla przedszkoli niepublicznych zgodnie z prawem, a nie ją zaniżać, co wykazała NIK w raporcie. Dlaczego rodzice dzieci w przedszkolach niepublicznych mają być pokrzywdzeni? Wszystkie dzieci powinny mieć taką samą dotację, jak w koncepcji bonu oświatowego. Są gminy, które mają pieniądze i nie chcą prywatnych placówek – wolą budować nowe z pieniędzy podatników. Prawda jest taka, że samorządowcy traktują niepubliczne placówki jak piąte koło u wozu – jak są potrzebne, to otrzymają ofertę i uwzględnia się je w rekrutacji. W tym czasie tworzy się przepełnione oddziały w gminnych placówkach i oddziały przedszkolne bez wymaganych warunków przeciwpożarowych i sanitarnych. Wszystko po to, aby zniszczyć niepubliczne placówki działające na ich terenie. Nie są to jednostkowe przypadki. Zgadzam się ze stanowiskiem MEN. Ustawa przedszkolna jest napisana zgodnie z wizją wspólnego – publicznego i niepublicznego – systemu edukacji przedszkolnej. Problem polega na tym, że w praktyce wizja i obowiązujące prawo w ogóle nie działają, bo samorządy wypaczają przepisy. Mamy do czynienia z wieloma nieprawidłowościami.
Aleksander Tynelski Samorządy zanim ogłoszą rekrutację, powinny oszacować, ile mają wolnych miejsc. Jeśli ich będzie zbyt mało, należy zaprosić do współpracy niepubliczne przedszkola. Nie może być tak, że najpierw jest nabór do publicznych placówek i dopiero gdy zabraknie w nich miejsc, nagle rozpisuje się konkurs dla prywatnych przedszkoli.
Gminy często podkreślają, że nie ufają prywatnym przedszkolom, bo niewłaściwie wydają dotację. Czy to jest przyczyna braku współpracy?
Marta Zbrzeska Tak jak w samorządowych przedszkolach są przypadki, że nauczyciele palą papierosy na przerwach, to tak samo mogą się pojawić nieuczciwi przedsiębiorcy. Patologia jest wszędzie, samorządy również musiały zwracać do budżetu subwencje, bo źle ją naliczały na niepełnosprawne dzieci. Nie skupiajmy się na patologiach w systemie.
Marcin Bednarz To prawda, że patologia może być wszędzie, ale to niejedyny problem. Gmina, z którą sąsiadujemy, zastanawia się właśnie, czy zapraszać prywatne przedszkola do powszechnej rekrutacji, skoro przy subwencji 75 proc. płacą im 650 zł, a od stycznia 2016 r. przy 100 proc. subwencji musiałaby płacić o 300 zł więcej. Uważam, że to jest istotny problem. Gmin nie stać na przyznawanie tak dużych dotacji.
Maciej Godlewski Są gminy, które wydają rocznie na niepubliczne placówki tyle, co kosztuje wybudowanie jednego przedszkola w Warszawie. Ale robią to. Inne samorządy, jak np. władze stolicy, wolą wybudować nową placówkę, niż współpracować z przedszkolami niepublicznymi. Prywatne pytają o konkursy, ale gminy często odpowiadają, jak np. w Bielawie, że miasto prędzej wypowie im umowy najmu lokali, niż zaproponują konkurs.
Marek Olszewski Dlaczego samorządy nie likwidują swoich przedszkoli? Bo są to placówki publiczne, w których przede wszystkim zatrudnia się osoby na podstawie karty. A jak już wspominaliśmy, zwalnianie w nich z dnia na dzień jest praktycznie niemożliwe. Rodzi to problemy, sprawy przed sądami pracy i konieczność wypłacenia odpraw. Dlatego nie ma się co dziwić, że tylko nieliczne jednostki decydują się na współpracę z prywatnymi podmiotami i ogłaszają konkursy na opiekę przedszkolną. Ponadto każda gmina ma swoją specyfikę. Samorząd musi brać pod uwagę, czy mieszkańcy akceptują tworzenie przedszkoli niepublicznych.
Joanna Berdzik Samorząd kreuje sieć placówek i nie można mu narzucać konieczności współpracy z przedszkolami niepublicznymi, jeśli nie ma takiej potrzeby lub zainteresowania ze strony prywatnych podmiotów.
Marcin Bednarz Problem polega na tym, że przedszkola publiczne działają na karcie, a do niepublicznych stosuje się przepisy kodeksu. Dlatego dopóki te placówki będą działały na odrębnych płaszczyznach i nie będą obowiązywały te same zasady z przyznawaniem i rozliczaniem dotacji, to nigdy nie będzie tej współpracy. Dochodzi do absurdów, że niepubliczna placówka nie może wydawać pieniędzy z dotacji na inwestycje związane z remontem, a np. w placówkach publicznych musi być wypłacana trzynastka. Nasz system w gminie jest nastawiony na to, aby każde dziecko z jej obszaru mogło skorzystać z opieki przedszkolnej w jak najwyższym standardzie. Nie jesteśmy zainteresowani tym, aby prywatni przedsiębiorcy dobrze zarabiali na mieszkańcach.
Marek Olszewski Nie jest też tak, że prywatne przedszkola nagle chcą uczestniczyć w powszechnej rekrutacji i otrzymywać 100 proc., a nie 75 proc. dotacji. Rozmawiałem z pięcioma prywatnymi przedszkolami i żadne z nich nie jest zainteresowane tym, aby zrezygnować z czesnego na rzecz złotówki za godzinę i 100-proc. dotacji. Dla wielu to się po prostu nie opłaca. Nie rozumiem też, dlaczego jest takie zniesmaczenie, że gminy nie chcą prywatnych przedszkoli. Przecież wyliczenie jest proste. Skoro wydaliśmy więcej na przedszkola w przeliczeniu na jedno dziecko, to większą sumą musimy się podzielić z prywatnymi przedszkolami.
Marta Zbrzeska Wy macie koszty związane z nauczycielami na Kartę nauczyciela, a my mamy koszty wynajmu lub raty kredytowe związane z utrzymaniem budynków.
Kazimierz Stankiewicz Oświata niepubliczna i publiczna powinna się uzupełniać i tworzyć jedną ofertę. W mojej gminie to partnerstwo publiczno-prywatne działa. Przy czym my nie zdecydowaliśmy się przystąpić do powszechnej rekrutacji. Uznaliśmy, że nasz odbiorca oczekuje innej oferty za wyższe pieniądze. Dlatego mam wrażenie, że sporo zależy od konkretnego miejsca. Wydaje się jednak, że współpraca z lokalnymi władzami lepiej się układa w drobnych gminach niż w dużych aglomeracjach.
Sławomir Broniarz Problemem są głównie wydatki, które sprowadza się do kosztu pracownika. Wszyscy chcą te koszty minimalizować. Pamiętajmy jednak, że zapraszanie prywatnych przedszkoli do konkursu odbywa się często kosztem nauczyciela, woźnej, sprzątaczki czy kucharki w samorządowej placówce. Dlatego przeciwko temu protestujemy i sprzeciwiamy się rozszerzaniu oferty na prywatne przedszkola. Druga sprawa to jakość, a ta zależy od dyrektora. Trzeba zmienić zasady wyboru dyrektorów, tak aby nie decydował o ich zatrudnieniu kurator w porozumieniu z samorządem.
Joanna Berdzik Musimy sobie odpowiedzieć przede wszystkim na pytanie, czego oczekują od nas rodzice i ich pociechy. Nie ma uniwersalnych rozwiązań, aby zapewnić wszystkim dzieciom miejsce w przedszkolu. Każdy organ prowadzący i każdy dyrektor musi dostosowywać swoje działania do sytuacji, z jaką ma do czynienia na miejscu. Nawet jeśli zmienimy zasady wyboru dyrektorów przedszkoli, to świat nie będzie od razu piękniejszy. To jest cały konglomerat różnych rzeczy i postawienie tezy, że wystarczy, by dyrektor był wybierany w inny sposób, nie jest właściwe. Dyrektorowi trzeba stworzyć dobre warunki do podejmowania autonomicznych decyzji dotyczących organizacji pracy szkoły. A to jest rozmowa o Karcie nauczyciela.
Od września 2017 r. samorządy muszą zapewnić miejsce dla wszystkich przedszkolaków. Mogą to zrobić przy pomocy niepublicznych placówek lub własnymi siłami. Mogą też zapewnić pięć godzin podstawy programowej i uznać, że wywiązały się z tego obowiązku, ale o to chyba nie chodzi pracującym rodzicom. I na koniec gminy mogą umieszczać w szkołach nawet czterolatki. Czy tak ma wyglądać zapewnienie miejsc dla wszystkich?
Joanna Berdzik Na ten cel poszły wielkie pieniądze z budżetu państwa. Jesteśmy w sytuacji niżu demograficznego i wiadomo, że realizacja tego zadania będzie się rozkładała w czasie. Nie ma zagrożenia, że w 2017 r. będą problemy z zapewnieniem miejsc. Jeśli samorządy mają teraz do czynienia z niżem, to mają dobre warunki do przygotowania się przez kolejne lata na ewentualny wyż.
Maciej Godlewski To, co ministerstwo mówi, że wszystko jest piękne z uprzedszkolnieniem, jest oderwane od rzeczywistości.
Sławomir Broniarz MEN musi zadbać przede wszystkim o to, aby do przedszkoli było więcej posyłanych wiejskich dzieci.
Aleksander Tynelski Mamy nierównomierną sieć przedszkoli. Są gminy, które w 110 proc. wykorzystują swoją ofertę, bo udostępniają placówki nawet dzieciom z sąsiednich gmin. Są takie, które ledwo dają sobie z tym radę. Te drugie mają problemy z reguły dlatego, że nie było w nich jasnej polityki oświatowej. Nie uwzględniano prognoz tego, co będzie w perspektywie kilku czy nawet kilkunastu lat. Wbrew pozorom przygotowując wszystkie akty prawne, musimy uwzględniać m.in. poszczególne wskaźniki demograficzne, które pozwalają nam później na stwierdzenie, że ustawa jest dobrze napisana. Gminy jednak w zbyt małym stopniu sięgają do możliwości pozwalających tworzyć im inne formy wychowania przedszkolnego, które są tanie. Na przykład w skali roku takie przedsięwzięcie kosztuje 50–60 tys. zł, a gwarantuje dziecku edukację przedszkolną praktycznie za rogiem jego domu, unika się utrzymywania molochów po 150–200 dzieci. Niektóre gminy chcą rozwiązać problem zapotrzebowania na edukację przedszkolną poprzez umieszczanie czterolatków, a nawet trzylatków w oddziałach przedszkolnych w szkołach. Tu może jednak być problem, na ile warunki panujące w oddziale przedszkolnym w szkole dla tych maluchów będą z jednej strony odpowiadały rodzicom, z drugiej zaś zapewniały bezpieczeństwo. Dlatego w celu podniesienia jakości edukacji przedszkolnej od 1 stycznia 2016 r. nie będziemy mieli oddziałów przedszkolnych, tylko przedszkola działające przy szkołach. Tym samym warunki tam panujące będą musiały być lepsze niż obecnie.
Joanna Berdzik Większość szkół to małe placówki do 100 uczniów, które pustoszeją. Dlatego nie widzę problemu, aby przyjmować tam dzieci w wieku przedszkolnym do wyodrębnionych, odpowiednio przygotowanych pomieszczeń. Jeśli będą to przyjazne oddziały przedszkolne, to rodzice na wsiach chętniej będą posyłać do nich dzieci.
Marek Olszewski Dla dziecka możemy zrobić wszystko, zastanawiam się tylko, czy mam to zrobić kosztem wyższych podatków. Założenie przedszkola w małych wiejskich szkołach jest supersprawą, ale na to trzeba pieniędzy.
Maciej Godlewski Możemy długo dywagować i tak samo zapytać rodziców dzieci, które posyłają do prywatnych przedszkoli, czy chcą płacić podatki, aby funkcjonowały samorządowe przedszkola.
Sławomir Broniarz Małe wsie się wyludniają, ale nie można odciąć ich mieszkańców od usług edukacyjnych, nawet jeśli dzieci jest mało.
Marek Olszewski Ciągle się nam powtarza, że przedszkola utrzymujemy z dotacji rządowej, ale też z odpisów PIT i CIT. A mało kto wie, że liczba zadań realizowanych z tych środków zwiększyła się wielokrotnie. Jest to katalog zadań, który powiększył się o ok. 150 nowych pozycji. Jeśli pojawia się powszechna opieka przedszkolna, to wiadomo, że od zawsze była ona zadaniem własnym gminy. Trzeba jednak zaznaczyć, że kiedyś wyglądała ona inaczej niż obecnie. Przede wszystkim wyższa jest jakość realizowanych zajęć, standard budynków i powszechność tego zadania. To są zupełnie inne wydatki. W mojej gminie na wychowanie przedszkolne wydatki wzrosły z 360 tys. do ponad 4 mln zł.
Sławomir Broniarz Są gminy jak np. Jarocin, które oddają przedszkola w prywatne ręce i konsekwentnie wyzbywają się publicznej edukacji. Ale jest wiele jednostek, które poczyniły gigantyczne inwestycje i nie chcą przekazywać budynków prywatnym przedszkolom. Trudno się dziwić takiej polityce. Tam, gdzie gminy chętnie oddają budynki, trafiają one najczęściej w ręce urzędników lub radnych.
Marcin Bednarz Takie przedsięwzięcia muszą realizować liderzy, którzy mają pojęcie, jak zarządzać placówką. Dlatego nie ma się co dziwić, że placówka trafia w ręce radnego lub sołtysa.
Marek Olszewski Trzeba odróżnić naruszenie prawa od aktywności obywatelskiej i lokalnej. Jeśli dochodzi do łamania prawa, to trzeba powiadomić prokuraturę.
Aleksander Tynelski Docierają do nas przykłady, że gminy próbują własnymi siłami zapewnić miejsca w przedszkolach, a dopiero później zastanawiają się nad nawiązaniem współpracy z niepublicznymi przedszkolami. Takie interpretowanie przepisów jest błędne.
Maciej Godlewski Obecnie polityka oświatowa odbywa się na zasadzie podziału placówek na lepsze i gorsze. Lepsze są samorządowe, a gorsze prywatne.
Marta Zbrzeska Dlatego za trzy lata większość prywatnych może zniknąć z rynku.
Joanna Berdzik Każda gmina ma obowiązek zapewnić miejsca dla swoich dzieci, a jeśli się od niego uchyla, to wojewoda ma możliwości reagowania w takiej sytuacji.
Maciej Godlewski Trzeba pamiętać, że przedszkola niepubliczne są częścią oświaty w Polsce. I jeszcze raz powtarzam, samorządy nie muszą zapewniać opieki przedszkolnej tylko własnymi siłami. Inaczej odbije się to na jakości funkcjonowania publicznych przedszkoli.
Joanna Berdzik Samorządy poradzą sobie z zapewnieniem miejsc w przedszkolach wszystkim dzieciom. Nałożyliśmy ten obowiązek na gminy odpowiednio wcześnie, więc nie powinny być zaskoczone. Choć pewnie są jednostki, które w realizację tego zadania będą musiały włożyć więcej wysiłku. Pewne decyzje muszą być podejmowane odpowiednio wcześniej. Poza tym nie zapominajmy o roli ważnego dla edukacji sektora przedszkoli niepublicznych.
Maciej Godlewski Samorządy będą proponować rodzicom dziecka miejsce na drugim końcu miasta i to też będzie traktowane jako spełnienie obowiązku przedszkolnego. Podobnie będzie też z realizacją pięciu godzin podstawy programowej. A przecież rodzicom nie o takie wychowanie przedszkolne chodzi.
Marek Olszewski Z pewnością nie wszystkie gminy sobie z tym poradzą. Ubolewam też, że przyznana dotacja na przedszkola nie zamieniła się w subwencję odpowiednio wyższą od obecnego wsparcia. Ta pomoc nie stała się czymś na wzór bonu edukacyjnego, który mógłby być przez rodziców w dowolny sposób wykorzystany. W tej chwili ta dotacja nie może też służyć wydatkom inwestycyjnym, więc gminy będą ją zwracać do budżetu i szukać pieniędzy na adaptację budynków do przedszkola.
Marcin Bednarz Samorządy poradzą sobie z tym obowiązkiem, ale pozostaje pytanie, ile to będzie kosztowało.
Sławomir Broniarz Nauczyciele sobie poradzą, ale samorządy muszą otrzymać więcej pieniędzy.
Marta Zbrzeska Gminy się wywiążą z nałożonych obowiązków, ale dzieci będą przebywały w przepełnionych oddziałach i budynkach, które nie spełniają określonych prawem norm pożarowych i sanitarnych. Tym samym jednocześnie wykończona zostanie niepubliczna oświata. Bezrobocie i załamanie kolejnego sektora prywatnego jest niemal pewne.