Nie tylko duże ośrodki, ale też małe uniwersytety są oblegane przez kandydatów na studia medyczne.
DGP
Rośnie liczba chętnych na studia na kierunku lekarskim. Kandydatów, jak co roku, jest więcej niż miejsc, i to na wszystkich uczelniach prowadzących takie studia. I tak Gdański Uniwersytet Medyczny odnotował wzrost liczby chętnych o 483 osoby (z 2405 w roku 2018/2019 do 2888 w roku 2019/2020), Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu – o 56 osób (do 3870), Uniwersytet Medyczny w Lublinie – o 625 osób (do 3476), Uniwersytet Medyczny w Białymstoku – o 376 (do 3005), Śląski Uniwersytet Medyczny – o 83 osoby (do 5026). Na Uniwersytecie Opolskim chętnych (na studia stacjonarne i niestacjonarne łącznie) jest więcej o 2065 (z 1900 kandydatów na 3965).
Na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który od tego roku uruchomił kierunek lekarski, zgłosiło się 1641 chętnych. Spadek zauważono natomiast na tak renomowanych uczelniach jak Uniwersytet Jagielloński (o 240 osoby – z 1374 na 1134) oraz Warszawski Uniwersytet Medyczny (o 279 osób – z 2263 na 1984).

Więcej chętnych niż miejsc

Liczba miejsc na studiach medycznych jest limitowana – określa ją co roku minister zdrowia (patrz infografika). Plany zniesienia tego rodzaju ograniczeń, począwszy od 2020 r., ma np. Francja.
Profesor Marcin Gruchała, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego (GUMed), przyznaje, że w Polsce zapotrzebowanie na lekarzy jest dużo większe, niż wynikałoby to z ministerialnych limitów. Polska ma bowiem jeden z niższych wskaźników liczby medyków przypadających na mieszkańca wśród krajów europejskich. Jak jednak wskazuje, limity wynikają głównie z możliwości finansowych państwa, ponieważ studia medyczne należą do najbardziej kosztownych.
– Do ich prowadzenia potrzebna jest specjalistyczna aparatura, odpowiednia baza kliniczna i specjaliści, których wynagrodzenie także rośnie. Wydatki te w przypadku studiów stacjonarnych pokrywa w większości budżet państwa. I właśnie ze względu na ograniczone zasoby finansowe ustalane są limity, które nie występują w tak sztywnej formie na innych kierunkach – dodaje Małgorzata Gałązka-Sobotka, ekspertka ds. służby zdrowia z Uczelni Łazarskiego.
Limity są rokrocznie zwiększane, zdaniem wielu ekspertów – niewystarczająco.
Profesor Przemysław Jałowiecki, przewodniczący KRAUM i rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, zwraca jednak uwagę, że praktyka pokazuje, że zwiększanie limitów nie sprawia, iż w Polsce wzrasta liczba lekarzy. – Problemu należy upatrywać w braku rozwiązań systemowych dotyczących kształcenia podyplomowego, w tym w dostępie do specjalizacji i jej przebiegu – ocenia.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w stomatologii. Podczas gdy miejsca dla przyszłych lekarzy jest zbyt mało, dentystów kształcimy zbyt wielu – na co zwraca uwagę Naczelna Rada Lekarska. Zwłaszcza że jest dla nich bardzo mało miejsca na specjalizacjach. – Biorąc pod uwagę zdolności dydaktyczne uczelni i zapotrzebowanie na absolwentów, nie ma uzasadnienia dla wzrostu limitów na tym kierunku. Możliwości uczelni już teraz są nieprzystosowane do liczby studentów. Ale i zapotrzebowanie na absolwentów nie jest takie duże, by rynek mógł wszystkich przyjąć – wskazuje Andrzej Cisło, wiceprezes NRL, szef Komisji Stomatologicznej.

Oblężenie mniejszych ośrodków

Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika, że dużym zainteresowaniem ze strony przyszłych lekarzy cieszą się mniejsze ośrodki akademickie.
– Składa się na to na pewno kilka kwestii. Kandydaci patrzą, gdzie ich szanse są największe. Obserwują różnego rodzaju rankingi i analizują. Myślą, że skoro np. WUM jest w takich zestawieniach wysoko, to konkurencja będzie większa. A mniejsze ośrodki dają większą szansę na pozytywny wynik naboru. Ważny jest również rosnący prestiż tych ośrodków, które cały czas się rozwijają, podnoszą poziom nauczania oraz są ważnymi centrami badań naukowych. Liczą się też koszty utrzymania. W mniejszych miastach są one tańsze – wyjaśnia Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Profesor Jałowiecki wskazuje natomiast, że szanse, aby dostać się na medycynę w mniejszych ośrodkach akademickich, są po prostu większe. – W ostatnich latach kilka ośrodków akademickich, w tym niepublicznych, uruchomiło kierunek lekarski. Obserwujemy, że wymagania stawiane kandydatom podczas rekrutacji są znacznie niższe niż w dużych placówkach. Na przykład warunki określone przez uczelnie medyczne, posiadające wieloletnie tradycje w nauczaniu lekarzy, są jednolite. Brane są w nich pod uwagę wyniki maturalne z co najmniej dwóch przedmiotów na poziomie rozszerzonym. Natomiast uczelnie niemedyczne, aby wypełnić przyznany im limit, znacznie obniżają kryteria przyjęć, oceniając wyniki uzyskane z przedmiotów na poziomie podstawowym – wyjaśnia przewodniczący KRAUM.
Profesor Gruchała zwraca z kolei uwagę, że kandydaci mogą aplikować na wiele uczelni jednocześnie. Dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić, które z nich są ich pierwszym wyborem.

Trwa ładowanie wpisu

Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali i wykładowca akademicki, zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt: absolwenci medycyny na rynku pracy mają podobne szanse, niezależnie od tego, czy kształcili się na uczelni topowej, czy raczej średniej. – Podczas gdy absolwenci najlepszych uczelni ekonomicznych dostają od razu dużo lepsze oferty pracy niż absolwenci tych gorszych, to w medycynie ta zasada się nie sprawdza. Z uwagi na niedobór kadry i to, że to szkolenie jest zunifikowane, a standard jest utrzymywany, absolwenci tych najlepszych uczelni i tych mniej renomowanych uzyskują te same oferty. Bodziec rynkowy, który w innych dziedzinach sprzyja najlepszym uczelniom, w medycynie nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Może mieć pewne znaczenie w działalności akademickiej i zdobywaniu stopni naukowych. Ale w praktyce lekarskiej najważniejsze jest, aby dana uczelnia zachowała standard – przekonuje.
Nie do końca zgadza się z nim Andrzej Cisło. – Oczywiście młody człowiek wie, że po żadnych studiach medycznych nie będzie bezrobotny, ale nie spotkaliśmy się z taką postawą, żeby poziom uczelni nie miał znaczenia. Młodym ludziom jednak zależy na dobrej uczelni mającej sukcesy dydaktyczne – mówi.