Środowisko medyczne krytykuje regulację nakazującą skonsultować odmowę przyjęcia dziecka do szpitala z ordynatorem, jego zastępcą lub kierownikiem oddziału. Twierdzi, że zrealizowanie tego wymogu w wielu przypadkach będzie niewykonalne.
Od 30 września lekarza zobowiązuje do tego par. 13 ust. 5 załącznika do rozporządzenia ministra zdrowia z 8 września 2015 r. w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej (Dz.U. z 2015 r. poz. 1400).
Wymóg wprowadzono po serii tragicznych przypadków odesłania dziecka przez szpital, które kończyły się śmiercią malucha. Przepis, choć działa od niedawna, już wywołał wiele kontrowersji.
– Jest on jest zupełnie oderwany od rzeczywistości i zdestabilizuje funkcjonowanie oddziałów zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie jest nieliczna obsada lekarska. To jest niemożliwe, żeby ordynator przez całą dobę odpowiadał za przyjęcia dzieci do szpitala – podkreśla prof. Jarosław Peregud-Pogorzelski, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego.
Medycy twierdzą, że aby zrealizować nowy nakaz, ordynator oraz jego zastępca musieliby mieć po 15 dyżurów w miesiącu – na miejscu w szpitalu lub pod telefonem. Przy czym za każdym razem przysługiwałby im ustawowy 11-godzinny dobowy odpoczynek. Tym samym wymóg jest nie do zrealizowania.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy już zapowiedział, że zaskarży przepis do Trybunału Konstytucyjnego, bo jego zdaniem jest sprzeczny z regulacjami o czasie pracy.
Tymczasem jak dowiedział się DGP, resort zdrowia już pracuje nad interpretacją nowego przepisu. Jest on trudny do zrealizowania także wówczas, gdy ordynator albo jego zastępca są na urlopie, a praktycznie niewykonalny, gdy uda się na niego kierownik oddziału. Rozporządzenie nie przewiduje bowiem możliwości konsultacji z jego zastępcą. Jeśli w danym szpitalu jest wiele oddziałów, na które potencjalnie może być przyjęte dziecko, to odmowę trzeba byłoby konsultować ze wszystkimi ordynatorami. Ponadto przepisy nakazują, aby lekarz poradził się przełożonego w przypadku każdej odmowy przyjęcia dziecka (a nie tylko odesłania do domu). Tymczasem jest ona czasami zasadna, np. kiedy szpital kieruje malucha do innej placówki, właściwej do leczenia danej choroby. W takiej sytuacji poszukiwanie ordynatora opóźni tylko podjęcie decyzji.
– W naszym szpitalu nie ma SOR, sami nie możemy więc zabezpieczyć np. dzieci, które wymagają specjalistycznego zabiegu chirurgicznego czy są pod wpływem środków odurzających. Musimy je odesłać do innego szpitala. W ciągu dnia nie ma problemu z konsultacją, jeżeli dzieje się to zaś np. o godzinie 3 nad ranem, to praktycznie zrealizowanie tego wymogu jest trudne. Żaden ordynator nie podejmie decyzji przez telefon, nie widząc pacjenta – podkreśla Wojciech Antoszczyk, zastępca dyrektora Szpitala im. Kopernika w Łodzi. Paradoksalnie przepis może więc doprowadzić do tego, że na oddział będą przyjmowane wszystkie dzieci, nawet te, które nie powinny tam trafić.