Lekarze poświęcają ludziom za mało czasu, nie tłumaczą, nie pozwalają nawet zadawać pytań. Polska wypadła w tej kwestii najgorzej z krajów OECD.
Eksperci nie mają wątpliwości, że w Polsce potrzeba szkoleń. Lekarze nie umieją rozmawiać. Oni sami z kolei przyznają, że brak im kompetencji, ale wskazują, że problemem jest też nadmiar biurokracji. – Czasem nie mam kiedy podnieść wzroku znad komputera, bo muszę wpisać tysiące informacji do systemu – opowiada jedna z lekarek.
Efekt jest taki, że tylko jedna na dwie osoby w Polsce uważa, że lekarz pozwala na zadawanie pytań i wyrażanie wątpliwości. Szwedzi, którzy pod tym względem są tuż przed nami, mają wskaźnik niemal o połowę wyższy. Blisko 70 proc. Szwedów było w tym względzie zadowolonych. W dziewięciu państwach na 19 przebadanych ten wskaźnik przekraczał 90 proc.
Wyniki najnowszego raportu „Health at Glance 2015” Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) nie pozostawiają złudzeń – jesteśmy na ostatnim miejscu w czterech kluczowych aspektach decydujących o jakości komunikacji.
W minimum podstawy programowej dla studentów medycyny nie ma wymogu nauki komunikacji. Jest suchy wykład, praktyki brak. Każdy uniwersytet działa na własną rękę. I choć robią to coraz częściej, to na efekty trzeba będzie czekać, aż nowi lekarze zasilą rynek.
Trzy lata temu do szpitala w Białymstoku trafili rodzice z chłopcem chorym na białaczkę. Doszło do awantury z lekarzami, bo dziecko było odsyłane do domu, przyjęto je dopiero za trzecim razem i wtedy postawiono diagnozę. Chłopiec nie przeżył. Sprawę badała prokuratura. Zdaniem specjalistów tragiczne wydarzenie było sprowokowane przez brak umiejętności komunikacyjnych. I stało się powodem zmiany w kształceniu przyszłych lekarzy na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku, na którym postanowiono wprowadzić obowiązkowy przedmiot: komunikacja z pacjentem.
Profesor Lech Chyczewski, rzecznik Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, zapowiada, że zajęcia będą rozszerzane. Uczelnia nawiązała współpracę z wykładowcami ze USA, którzy będą przyjeżdżać z wykładami. – Tam mają większe doświadczenie, u nas ten obszar się dopiero rozwija – przyznaje Chyczewski.
Agresywny pacjent krzyczy, nie pozwala lekarzowi nic powiedzieć, szarpie – to jedna ze scenek dramy, w której brali udział studenci na Uniwersytecie Śląskim. Była to część pilotażowego programu „Wirtualny pacjent”. Takich pomysłów jest więcej. Szkolenia prowadziła też Naczelna Izba Lekarska. Jednym z powodów były wyniki badań przeprowadzonych w grupie młodych lekarzy do 35. roku życia – wykonanych przez NIL we współpracy z Polską Akademią Nauk. Niemal 40 proc. lekarzy przyznało, że nie umie rozmawiać z pacjentami, a tylko 12 proc. oceniło, że robi to dobrze. 30 proc. uznało się za wypalonych zawodowo. Podobny odsetek nie radził sobie z sytuacjami konfliktowymi. Powyżej 76 proc. przyznało, że potrzebuje szkoleń. W grupie młodych lekarzy – do 35. roku życia – takich odpowiedzi było 93 proc.
W ramach szkoleń, które odbywały się w formie warsztatów, były również przeprowadzane psychodramy. Na jednym ze szkoleń część osób czytała pamiętnik dziewczyny chorej na raka, część studentów wcielała się w lekarzy. Problem bowiem nie zależy tylko od radzenia sobie z agresją, ale także od umiejętności przekazywania traumatycznych wiadomości.
Jak mówią sami lekarze – to, że ktoś jest świetnym chirurgiem, nie znaczy, że ma umiejętności komunikacyjne. Jeżeli nie są wrodzone, musi się tego uczyć, tak samo jak innych przedmiotów.
ROZMOWA
Chorzy ludzie czują się zdezorientowani
Brak komunikacji bywa przyczyną błędów medycznych?
Lekarze nie rozmawiają z pacjentami, nie ma więc przepływu informacji. Efekt jest taki, że do komisji ds. zdarzeń medycznych, rozpatrującej skargi chorych, pacjenci zwracają się, kiedy uważają, że doszło do błędu medycznego, że lekarz zrobił coś nie tak albo w ogóle nic nie zrobił, a faktycznie chodzi o brak komunikacji. Mechanizm jest taki: lekarz nie poświęca czasu, by wytłumaczyć, co robi z pacjentem, a chorzy, kiedy zaczyna ich boleć albo nie są tak sprawni, jak myśleli, uważają, że doszło do błędu. Dopiero podczas spotkania u nas dowiadują się, co dokładnie im robiono. Lekarze tłumaczą, pokazują wyniki badań, zdjęcia rentgenowskie, wyliczają, co robili i dlaczego. Zdarza się, że chorzy mówią: dlaczego nie wiedziałem tego wcześniej? Taki przykład: zoperowano pacjentowi rękę. Po jakimś czasie wyjęto mu dwie śruby z trzech. To standardowa procedura, że jedną się zostawia. Ale nikt mu o tym nie powiedział. Jakiś czas później przechodził przez bramkę na lotnisku, alarm, zrobiono prześwietlenie i wyszło, że ma śrubę. Myślał, że zostawiono ją przez zaniedbanie.Połączył z tym pobolewanie ręki. I złożył do nas wniosek. Takich sytuacji jest wiele.
Dlaczego lekarze nie informują?
Tłumaczą, że mają ważniejsze czynności na głowie. Ratują życie, więc nie mają czasu na rozmowy. Często pacjenci mówią, że nikt im nie wyjaśnia, czemu służy dany zabieg czy badanie, tym samym nie wiedzą, na co faktycznie się godzą.
Nie dostają dokumentów do podpisania?
Podpisują. Ale z tym też jest problem. Trudno oczekiwać, że pacjentka w bólach porodowych, w drugiej fazie porodu naturalnego, która dowiaduje się, że musi mieć za chwilę cesarskie cięcie, wie, co dokładnie jest w dokumentach. Ktoś z personelu medycznego powinien jej to wyjaśnić. Ale lekarz mówi jej podczas spotkania w komisji, że trzeba było czytać, co się podpisuje.
Pacjenci często czują się zdezorientowani. Nie wiedzą, kogo pytać, bo nie wiedzą, kto jest ich lekarzem prowadzącym. Zdarza się, że podczas wyjaśniania sprawy nie podają jego nazwiska, tylko opisują wygląd, bo nikt im się nie przedstawił. A podczas tygodniowego pobytu w szpitalu widzieli go raz.
Komentarze (16)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeLekarze wcale nie pomagają.Moja Pani Onkolog tylko wypisuje receptę i dowidzenia za trzy miesiące,a jak chceją o coś spytać,to mówi ...co znowu tylko szybko,jestem zmęczona.No więc wracam do domu odpalam kompa i szukam w google,tam nikt nie jest zmęczony.
przyczyną wieloletniego - "ŁASKAWEGO " - leczenia społeczeństwa w peryferyjnym kraiku JEST ugruntowana BEZKARNOŚĆ i porażająca MENTALNOŚĆ "białych bogów" - za PRZYZWOLENIEM - tchórzliwych rządzących od dziesięcioleci .!
trochę...wyobraźni i logicznego myślenia.. to nie procedury czy SYSTEM to ogólnopolska - " kitlowa zagrywka ".
w celu udowodnienia wszystkim..."kto tu rządzi" .
ŻADNE postulaty,prośby ,propozycje, NIGDY (nie były) nie będą przez "białych" respektowane...ministerstwo zdr czy NFZ...to balast dla "popisujących się (na korytarzach lecznic) stetoskopami" ,trzeba było 20 lat wstecz -- dyscyplinować "białą armię"..!!
a (medialne) wmawianie społeczeństwu że to " fach " publicznego zaufania ,
to jakby mówić o niezawisłej sprawiedliwości w pozorowanej demokracji.
Polacy muszą nauczyć się masowo pozywać lekarzy - pozwanie w ramach kpc kosztuje a jesteśmy społeczeństwem biednym więc absurd
A pacjentom NFZ nie dokręca śruby? Kto ustala limity ? poziom refundacji itp? przy takim IQ trudno nie być zdegustowanym
Lekarz może emigrować zarobkowo i robi to Polskiego pacjenta z e śmiesznie niskimi nakładami na służbę zdrowia nikt nie weżmienakład
i robić z tego sprawy medialno-publiczne - ot tak, dla zasady. - media publiczne nie sa na usługach Polaków i przy masowości doniesień temat przestanie być ciekawy i wart zamieszczania
do sn : brak informatyzacji to nie wina białego personelu
odnośnie szkoleń to część z nich jest wartościowa o organizowana przez uznane towarzystwa naukowe Bez kontaktu ze światową medycyną nie ma dobrego leczenia a w Polsce wszyscy udają że nie ma problemu finansowania obowiązkowych szkoleń - tak że panie sn doucz się abyś wiedział o czy piszesz
odnośnie zarobków : mozna sprawdzić panie sn ile zarabia lekarz za goły etat- nie jest oszałamiajaca suma i dlatego lekarze gonią za dodatkowym zarobkiem a ostanie podwyżki panie sn były za PIS-u a więc dość dawno - więc panie sn znowu piep-sz bez sunsu
PS rozumiem że pan sn nie dba w ogóle o swój i swojej rodziny status materialny mieszka w ziemiance i żywi się odpakami - prawda?
Leczenie to jest proces pomiędzy pacjentem a lekarzem, w relacji wywiadzie ,dowiaduje się lekarz wielu szczegółów o chorobie i co boli,gdzie , reakcji organizmu na leki itp. Jak można pisać diagnozy nie wiedząc o przebytej chorobie , a nie ma na razie systemu kart elektronicznych o przebytych chorobach leczeniu , efektach lub ich brak , przy peselu pacjenta. Takie leczenie w ślepo to później są efekty pomyłek lub inny lekarz po zbadaniu dokładnym mówi babce , wyrzuci Pani te wszystkie leki,bo zamiast pomagać w tej sytuacji szkodzą. Metoda wypisywaniu recepty dla pacjenta, gdy tylko wszedł do gabinetu (np.na choroby tarczycy), lekarz już pisze receptę bez badania ? Tak przejawia się zarozumiałość lekarzy , często buta, pacjent nie wiele wie, trafi do innego lekarza a ten wypytuje , co i jak było leczone (nie elektronicznej karty info) i tu staje się problem i ujawnia wady tego systemu. Nikt wprawdzie nie kontroluje jakości leczenia (nie ma nawet ankietowej oceny skuteczności i jakości leczenia przychodni, lekarza, robią co chcą , pacjent płaci ze składek za leczenie i wykupuje nie stosowne leki lub za drogie wpychane po szkoleniach (wczasach) wyjazdowych sponsorowanych 14-21 dni np. w Brazylii. Tak ma wyglądać dalej leczenie ,że nie eksperymentują na naszym zdrowiu kasie, my w szczególności ponosimy tego konsekwencje.Czas najwyższy temu systemowi NFZ się przyjrzeć i wyciągnąć wnioski poprzedni rząd dużo obiecywał , ale zajmował się żarciem za nasze kawioru, ośmiorniczek, piciem smirnowa za 300, płacąc kartami RP, przy tym opowiadając różne brednie z RP. Chcemy innej pracy rządu (MZ,NFZ, przychodni,,lekarzy ),bo lekarze tak wydusili z słabego rządu, systemu kasę (przez to biedni em. renciści nie mają stosownej zniżki na leki),że byle jaką często pracę goniąc za etacikami , dbając często tylko o własne limuzyny i nowe wille.Taki jest stan Szanowny Rządzie . Inna sprawa jest biurokracja, którą lekarze muszą wypełniać, część tych informacji (w dobie informatyzacji powinna być w karcie elektronicznej przy pacjencie i wypełniać to powinien personel pomocniczy , lekarz powinien leczyć , tak szanowne NFZ tyle jest do zrobienia!!!
Ostatnio nawet u lekarza rehabilitanta to nawet do słowa mnie nie dopuściła - o boli pana kręgosłup no to kriokomora. Co z tego, że na skierowaniu była jeszcze 2 rzecz, nie istotne i co z tego, że przyniesione dokumenty z prześwietleń i wcześniejszych rehabilitacji - nawet nie dowiedziała się, że istnieją bo już zdążyła wyrzucić pacjenta za drzwi. A stojąc w kolejce do rejestracji zauważyłem, że wszystkich pacjentów kierują na krio. Czyli wniosek prosty - utrzymanie komory drogie wiec każdego się tam kieruje aby NFZ łaskawie zapłacił za utrzymanie drogiego urządzenia. A co pacjenta boli to już w głłłłębokim poważaniu.