Pięć lat od wejścia w życie standardów okołoporodowych część z nich nie jest przestrzegana. Łatwo zmienić przepisy, trudniej mentalność lekarzy.
/>
Bezpośrednio po porodzie dziecko powinno być kładzione na brzuchu mamy na tzw. kangurowanie, jeszcze przed przecięciem pępowiny. I tak leżeć przez dwie godziny. Dzięki temu – jak wynika z badań naukowych – zmniejsza się poziom stresu i dziecka, i matki. Jest to też istotne ze względów medycznych – noworodek styka się z bakteriami matki, a nie szpitalnymi. Ułatwia to również rozpoczęcie karmienia piersią. Niby 64 proc. szpitali realizuje zalecenia wprowadzone przez Ministerstwo Zdrowia. Ale tylko teoretycznie. Z bliższej analizy ankiet wynika, że nie zawsze odpowiedzi respondentów są zgodne z prawdą. Okazuje się, że w większości z 269 szpitali poddanych analizie noworodki są zabierane na badania o wiele wcześniej – wynika ze sprawozdania krajowej konsultantki w dziedzinie pielęgniarstwa położniczego i ginekologicznego. W 171 placówkach przyznano, że dzieci są zabierane matkom do pół godziny po porodzie. Tylko w 34 proc. szpitali kangurowanie trwa przepisowe dwie godziny. – Część personelu traktuje badania jako oczywistość, więc jeżeli potem dziecko wraca do matki, nadal deklarują, że kontakt skóra-skóra był zrealizowany – tłumaczy Joanna Pietrusiewicz, szefowa Fundacji Rodzić po Ludzku. Z monitoringu prowadzonego przez tę organizację dwa lata temu wynikały podobne rozbieżności.
Według Joanny Pietrusiewicz to problem mentalności i wpojonych zasad, które przepisami trudno zmienić. Dotyczy nie tylko lekarzy, ale i samych kobiet. – Chcą natychmiast wiedzieć, ile dziecko waży i mierzy, bo to wysyłają w pierwszych SMS-ach do rodziny. Tymczasem my uczymy, że badania poczekają – oczywiście jeżeli nie ma zagrożenia życia. A szansa na kontakt skóra do skóry już nigdy w życiu się nie powtórzy – dodaje.
Podobnie jest z planem porodu. Ciężarne powinny go sobie przygotować. O co chodzi? O zapis tego, czego kobieta oczekuje, co jest dla niej ważne. Zgodnie z rozporządzeniem taki plan powinien się znaleźć w dokumentacji, z którą matka przychodzi do szpitala. Ma go tylko 25 proc. pań. To i tak postęp, bo jak przyznaje konsultant w dziedzinie pielęgniarstwa położniczego Leokadia Jędrzejewska – trzy lata temu miało go tylko 15 proc.
– Nawet gdy przyszłe mamy taki plan mają, nie pokazują go, obawiając się, że zostaną oskarżone o roszczeniowość, wyśmiane – opowiada jedna z położnych z Krakowa. Tymczasem psycholog Anna Otffinowska uważa, że „plan [...] nadaje kobiecie podmiotowość i dopuszcza do stworzenia partnerskiej relacji z personelem. Określając osobiste preferencje, komunikując własne zdanie, kobieta wychodzi z roli, w której obsadzono ją kilkadziesiąt lat temu. Ta zmiana roli, zignorowanie zasady hierarchiczności może budzić lęk, agresję i poczucie utraty autorytetu u osób, które nie są przygotowane i gotowe do tego rodzaju zmian”.
Małopolska położna przyznaje, że lekarze mają niechętne nastawianie – jedna z pacjentek musiała przerwać edukację u niej, bo lekarz prowadzący powiedział, że „jeszcze się pani tam głupot nasłucha, a potem będzie rozczarowanie”. – W tym roku w grupie 50 ciężarnych, które przygotowywałam do porodu, tylko dwie przyznały, że lekarz je zachęcał do przygotowania planu porodu – dodaje położna. W poprzednim roku nie było ani jednej. Joanna Pietrusiewicz tłumaczy, że sprawa może być źle rozumiana przez słowo „plan”. – Poród może przebiegać inaczej, ale personel będzie wiedział, co jest ważne. A kobieta będzie czuła się pewniej – tłumaczy.
Są jednak pozytywne przykłady. Jedna z pacjentek ze szpitala w Opolu tak opisuje swój poród: „W szpitalu sami mnie pytali, czy mam plan i trzymali się go [...]: mogłam jeść, pić, chodzić, był przy mnie mąż [...]. Krzyczałam do woli. Córeczka była kangurowana, mąż był z nią cały czas przy ważeniu i mierzeniu. Cud-miód”.
Brak planów i kłopoty z przestrzeganiem zasady skóra-skóra to niejedyne kłopoty z realizacją standardów. Zgodnie z wytycznymi powinna być jedna osoba opiekująca się matką i dzieckiem, a to realizuje tylko 24 proc. placówek. Rodzące nie zawsze mogą wybrać pozycję. W niektórych placówkach odnotowano tylko kilka porodów w pozycji wertykalnej. Pozytywnie jest oceniana możliwość towarzystwa bliskiej osoby, tak rodziło 76 proc. kobiet. Całkiem dobrze, jak deklarują szpitale, wygląda tworzenie warunków do karmienia.
Jednak zdaniem ekspertów po pięciu latach od wejścia w życie przepisów daleko do ideału. Dlatego w Ministerstwie Zdrowia rozpoczął prace zespół, który ma opracować zasady poprawy wdrożenia standardów. Na razie odbyły się pierwsze dwa spotkania. Jak przyznaje Joanna Pietrusiewicz, która jest członkiem zespołu, wszyscy są zgodni, że jednym z elementów musi być edukacja. Jak na razie Fundacja Rodzić po Ludzku prowadzi kampanię „Rodzę – Mam prawa”, w ramach której kobiety dowiadują się, jakie mają prawa w okresie ciąży i porodu oraz połogu.
Lekarze często zniechęcają kobiety do edukacji i planu porodowego
Dziecko nie musi boleć
Od 2011 r. obowiązują standardy okołoporodowe określające, jak ma przebiegać poród. Cztery miesiące temu – w listopadzie 2015 r. – wprowadzono standardy dotyczące łagodzenia bólu. Każdy szpital ma obowiązek ogłosić, jakie formy łagodzenia bólu oferuje rodzącym, określić, jakie są tryby postępowania medycznego w danej placówce. Ma też obowiązek przekazać rodzącej w sposób zrozumiały informacje o przebiegu porodu, o metodach łagodzenia bólu porodowego i ich dostępności w danym szpitalu. Zaś osoby sprawujące opiekę nad rodzącą mają obowiązek uzgodnić z nią sposób postępowania podczas jej porodu, przy czym należy uwzględnić stan zdrowia kobiety.
W ramach metod niefarmakologicznych znalazły się m.in.: przyjmowanie pozycji zmniejszających odczucia bólowe, takich jak spacer, kołysanie się, kucanie, wykorzystywanie gumowych piłek, drabinek, sznurów porodowych czy krzeseł porodowych. Powinna być możliwość korzystania z technik masażu relaksacyjnego, stosowania ciepłych lub zimnych okładów, akupunktury, metod fizjoterapeutycznych, akupresury (polegającej na uciskaniu i głaskaniu określonych miejsc na ciele człowieka) czy immersji wodnej (czyli łagodzenia skurczów dzięki przebywaniu w ciepłej wodzie). To metody niefarmakologiczne. Z farmakologicznych Ministerstwo Zdrowia proponuje, by rodząca miała dostęp – oprócz znieczulenia zewnątrzoponowego – do dożylnych lub domięśniowo stosowanych opioidów. Może też otrzymać analgezję wziewną (nazywaną potocznie gazem rozweselającym).