Wydłużają się kolejki na bezpłatne pobyty sanatoryjne. I dlatego, chcąc nie chcąc, decydujemy się na ofertę komercyjną. Tuż przed weekendem majowym w wielu uzdrowiskach nie było już wolnych miejsc

Niezbyt wygórowane ceny, malownicze okolice, zabiegi lecznicze na miejscu – Polacy zaczęli traktować pobyt w sanatorium jako wyjazd wypoczynkowo-wakacyjny. Naprzeciw klientom wychodzą placówki. Zwiększają liczbę miejsc, oferują zróżnicowane pakiety zdrowotne i promocje. Sanatorium nie jest reliktem PRL, tylko dobrze rokującym biznesem.

Liczba komercyjnych „pacjentów” rok do roku (2012/2013) wzrosła od 5 do 10 proc., szacuje Jerzy Szymańczyk, prezes Unii Uzdrowisk Polskich. – Najszybszy przyrost notują sanatoria nad morzem, na drugim miejscu są góry – mówi Szymańczyk.

Zdaniem Jerzego Odonicza-Czarneckiego, kierownika działu lecznictwa uzdrowiskowego w dolnośląskim oddziale NFZ, to trend świadczący o tym, że Polacy traktują sanatorium jako miejsce nie tylko lecznicze, ale też rekreacyjne. – Czasem próbują wymuszać skierowania od lekarzy. Chcą jeździć całymi rodzinami – opowiada Odonicz-Czarnecki.

W 2013 r. skierowanie od lekarza otrzymało 537 648 osób, o 26 tys. więcej niż jeszcze rok wcześniej. W efekcie wydłużyły się kolejki. Finansowanie od lat utrzymuje się na podobnym poziomie ok. 600 mln zł. To także jeden z powodów, dla którego nasi rodacy decydują się na zapłacenie za taki pobyt z własnej kieszeni. – U nas czeka się dwa lata, dłużej niż w poprzednim roku – mówi Jan Raszeja, rzecznik kujawsko-pomorskiego oddziału funduszu. Podobna sytuacja jest w Dolnośląskiem i na Mazowszu.

Jan Golba, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych / Media

Wielu decyduje się na wyjazd komercyjny. Ceny za pobyty pełnopłatne bywają niższe niż w hotelu. W Sanatorium Włókniarz w Busku-Zdroju cennik dla komercyjnego klienta zaczyna się od 150 zł. W trzygwiazdkowym hotelu w tej samej miejscowości koszt noclegu to 140 zł. Różnica polega na tym, że w sanatorium w cenie oprócz spania jest pełne wyżywienie oraz pięć zabiegów leczniczych. W hotelu tylko śniadanie.

Jak mówią pracownicy sanatoriów, szczególnie w takim czasie jak majówka czy inne długie weekendy uzdrowiska przeżywają oblężenie.

– Dowodem na to, że przybywa klientów komercyjnych w sanatoriach, są wyniki finansowe. W 2011 r. ich udział w naszych obrotach nie przekraczał 5 proc. Dziś jest to 30 proc. – mówi Robert Rozmus, p.o. prezes zarządu KGHM Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, do którego należą uzdrowiska Kłodzkie, Połczyn, Cieplice i Świeradów. Już teraz średnie obłożenie w skali roku sięga w nich 90 proc.

Jak dodaje, do 2017 r., według założeń firmy, udział klientów komercyjnych w przychodach ma wzrosnąć do 50 proc.

– By tak się stało, ciągle inwestujemy. Chcemy zapewnić klientom to, czego oczekują, a oni są zainteresowani wysoką jakością usług sanatoryjnych oraz noclegowych – tłumaczy Rozmus.

Z danych GUS wynika, że w 2012 r. liczba noclegów w sanatoriach wynosiła 7,7 mln, a już rok później wzrosła o milion, do 8,8 mln.

Rosnące zainteresowanie spowodowało, że uzdrowiska zaczęły ze sobą konkurować. – Konkurencja przekłada się na ceny. Jednodniowy pobyt z trzema zabiegami można wykupić już za 150–200 zł – tłumaczy Jerzy Szymańczyk. Dodaje, że jeszcze kilka lat temu cena ta zaczynała się od 300 zł.

Doszło też do zróżnicowania oferty na rynku. Coś dla siebie znaleźć może bowiem osoba zamożna i z mniej zasobnym portfelem. Pięć lat temu oferta była ujednolicona. Ponadto – jak podkreśla Jan Raszeja – zainteresowanie uzdrowiskami wynika też ze starzenia się społeczeństwa.

Pierwszy wyraźny wzrost był widoczny już w 2010 r. – wtedy w porównaniu z 2009 r. liczba komercyjnych pacjentów wzrosła o blisko 17 proc. Obecnie pełnopłatnym jest niemal co trzeci kuracjusz.

Jak wynika z danych GUS, najwięcej takich pacjentów odnotowano w województwie zachodniopomorskim (63,0 tys.), a następnie w województwach dolnośląskim (23,3 tys.), kujawsko-pomorskim (21,6 tys.) i małopolskim (21,4 tys.).

Do sanatoriów skuszeni cenami przyjeżdżają cudzoziemcy. W zeszłym roku było ich około 40 tys. – Są z Niemiec, a nawet z Australii i Kanady. Często to Polonia, która potem namawia swoich znajomych. Tym bardziej że dla nich ceny w stosunku do zarobków są jeszcze przyjaźniejsze niż dla nas – podsumowuje pracownik sanatorium w Ciechocinku.

Za co i ile płaci pacjent

Przy wyjeździe do sanatorium ze skierowaniem z NFZ pacjent musi dopłacić do zakwaterowania i wyżywienia. Obecnie wysokość opłaty za jeden dzień pobytu zależy od standardu pokoju i podlega corocznej waloryzacji na podstawie wskaźnika inflacji.

Częściowa odpłatność za koszty wyżywienia i zakwaterowania za jeden dzień pobytu wynosi od 9,40 zł do 35,80 zł. Wszystko zależy od sezonu i standardu.

Najtaniej jest od początku października do końca kwietnia. W tym sezonie dopłata do najdroższego – czyli jednoosobowego pokoju z pełnym węzłem higieniczno-sanitarnym – wynosi do 28,50 zł. Ten sam pokój w szczycie sezonu to koszt 35,80 zł. Najtańszy jest pokój wieloosobowy między październikiem a kwietniem bez łazienki. Pacjenta ze skierowaniem lekarskim kosztuje niecałe 10 zł. Dopłata w tym lepszym czasie, obejmującym wakacje, jest niewiele wyższa – o złotówkę.

NFZ nie płaci natomiast za przejazd do sanatorium, za pobyt opiekuna pacjenta, za opłaty klimatyczne czy zabiegi niezwiązane z chorobą, która była przyczyną skierowania. Te wydatki pacjent musi pokryć z własnej kieszeni.

Uzdrowisko to dobry biznes

Rośnie popyt na leczenie uzdrowiskowe. Jak gminy zamierzają to wykorzystać?

Od 2006 r. w gminach uzdrowiskowych zainwestowano 1,3 mld zł na infrastrukturę zewnętrzną w postaci pijalni wód, parków zdrojowych, rekreacji wodnej, siłowni na wolnym powietrzu, ścieżek zdrowia czy promenad. Teraz gminy odcinają kupony od swoich działań, bo są coraz bardziej popularne nie tylko wśród kuracjuszy, lecz także zwykłych turystów.

Dostrzegają to inne gminy, które również chcą zarabiać na byciu uzdrowiskiem, zwłaszcza że postrzeganie ich jest coraz lepsze nie tylko w Polsce, lecz także za granicą. Zdają sobie sprawę, że to pozwoli im rozwijać się zarówno pod kątem usług leczniczych, jak i spa, wellness, beauty czy tradycyjnych usług turystycznych. Szczególnie że rośnie moda na zdrowy styl życia. W tym też wypoczynek.

Dużo jest samorządów z takimi uprawnieniami?

Obecnie w Polsce działa 45 gmin uzdrowiskowych. Od 2006 r. ich liczba wzrosła o cztery. W kolejnych latach można jednak spodziewać się większego przyrostu. Statusem gminy uzdrowiskowej jest zainteresowanych kolejnych 45 regionów. W trakcie przechodzenia procedury jest dziesięć, np. Frombork, Międzychód, Skierniewice, Latoszyn, Lipa. Nadanie statusu trwa od 2 do 4 lat. Trzeba spełnić wiele warunków. Muszą one zostać zatwierdzone przez resort zdrowia. Wśród nich jest wykazanie się posiadaniem surowców leczniczych, których pozytywny wpływ na zdrowie zostanie potwierdzony naukowo. Trzeba też dysponować odpowiednią bazą w postaci obiektów przeznaczonych do wykonywania zabiegów. Wreszcie w gminie musi być rozwiązany problem ekologii. Czyli musi działać oczyszczalnia ścieków, kanalizacja.

Jak pod tym względem wypadamy na tle krajów europejskich?

Choć liczba gmin uzdrowiskowych w Polsce rośnie, to nadal jesteśmy w ogonie Europy. Dla porównania w Niemczech działa 350 takich gmin, w Hiszpanii, we Włoszech po 250, we Francji 160. Warto jednak podkreślić różnice. Te na Zachodzie są oparte na termalnych wodach leczniczych. W Polsce natomiast podstawą ich działania są surowce (wody) oraz zabiegi lecznicze. To jednak będzie się zmieniać. Będzie przybywało gmin termalnych. Na tym polu obecnie raczkujemy. Ich reprezentantem są Cieplice i Uniejów. W kolejnych latach należy jednak oczekiwać, że gminy, w których działają wody termalne, będą przekształcały się w uzdrowiska.