- A co może stać się przełomem na miarę antybiotyków? Leczenie spersonalizowane. To przyszłość medycyny. Dzięki wykorzystaniu komputerów będziemy mogli dostosować leki i metody kuracji do wymagań danego pacjenta - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Leszek Krzysztof Borysiewicz immunolog, profesor i członek władz Uniwersytetu Cambridge. Od 1 października 2010 r. do 1 października 2017 r. był rektorem tej uczelni.
Pojawiają się coraz liczniejsze głosy, że szczepionki i antybiotyki były ostatnimi wielkimi wynalazkami w medycynie. Że teraz panuje w niej zastój, że szybko nie należy spodziewać się niczego równie przełomowego.
Tak, to były wielkie odkrycia, ale czy największe? Przeciwnie: jesteśmy świadkami dużego, być może jednego z największych przełomów w medycynie ostatnich lat.
Jakiego?
Ponieważ medycyna rozwija się błyskawicznie, to nie sposób wskazać jednego wynalazku. Pierwszy z brzegu przykład: obserwujemy intensywny postęp w neurologii. Sto lat temu badania zaczynały się od oglądania mózgu i mapowania go w sposób behawioralny, m.in. podczas operacji pacjentów, którym otwierano czaszkę i sprawdzano, za co jest odpowiedzialna dana część tego narządu. Dziś coraz lepiej rozumiemy zasady jego funkcjonowania i potrafimy opisywać zachodzące w nim zmiany chemiczne. Z kolei w kardiologii możemy już wiele rzeczy robić bezinwazyjnie, co zmniejsza ryzyko pooperacyjnych komplikacji. Ja zaś pracuję nad immunoterapią i szczepionkami przeciwko nowotworom. Wymieniać takie istotne zmiany mógłbym bardzo długo. A co może stać się przełomem na miarę antybiotyków? Leczenie spersonalizowane. To przyszłość medycyny. Dzięki wykorzystaniu komputerów będziemy mogli dostosować leki i metody kuracji do wymagań danego pacjenta.
A więc przełomem nie będzie nowy lek, lecz to, że będziemy potrafili lepiej wykorzystać te już posiadane?
Można to tak ująć. Mamy już ponad trzysta lekarstw przeciwko rakowi. 30 proc. spośród nowych medykamentów wykorzystuje się właśnie w terapii onkologicznej. Teraz musimy tylko umiejętnie dopasować posiadane środki do poszczególnych przypadków chorób oraz momentu leczenia.
Kiedy nastąpi ten przełom?
Ten proces już trwa, pierwsze próby miały miejsce jeszcze w latach 60. i 70. XX w., gdy zaczęliśmy rozumieć, że guzy nowotworowe w zależności od stadium rozwoju powinny być leczone w inny sposób. Równocześnie poszerzyła się oferta dostępnych leków, które możemy dopasować do danego rodzaju raka. Dzięki temu terapie są skuteczniejsze. Dziś mamy też ogromną wiedzę. Prawdziwym wyzwaniem jest połączenie tych wszystkich elementów, którymi dysponujemy, i odpowiednie użycie w przypadku konkretnego pacjenta.
Takie leczenie pewnie będzie bardzo drogie. W USA udostępniona została już pierwsza terapia genowa, ale żeby z niej skorzystać, trzeba być milionerem.
Koszty wprowadzania nowych rozwiązań są ogromne, to rzeczywiście prawda. Ja zajmowałem się m.in. szczepionkami na raka szyjki macicy – pamiętam, że początkowo kosztowały zawrotne sumy, nawet 100 tys. dol. A dziś w zamożniejszych państwach stać na nie zwykłych ludzi, bo na szczęście z czasem cena terapii się obniża. Kiedyś nikt nie przypuszczał, że terapie przeciw AIDS dotrą do Afryki. A dziś są. Powiem więcej – okazuje się, że Afrykanin zakażony wirusem HIV, lecz objęty terapią, żyje średnio dłużej niż mieszkaniec Afryki niechorujący na AIDS, ale pozbawiony dostępu do opieki medycznej. Podobnie stanieją leki na raka, bo rozwój nauki jest bardzo szybki. Ale jeśli państwa nie wdrożą odpowiednich zmian systemowych, to pacjenci nie odczują poprawy tak szybko, jak to możliwe. Należy tak dopasować regulacje systemowe, aby sprzyjały innowacjom. I w tym kontekście kolejnym istotnym zagadnieniem dla leczenia spersonalizowanego jest to, jak dostosować do niego system opieki zdrowotnej.
No właśnie, bo problemem nie jest jedynie dopasowanie konkretnego leku do choroby danej osoby, ale to, że systemy zdrowia są zbudowane na zupełnie innym modelu.
Są dwa główne sposoby myślenia o medycynie. W modelu amerykańskim najlepszą opiekę mają najlepiej zarabiający. Ale i tak w USA wydaje się ogromne fundusze na opiekę zdrowotną: ok. 21 proc. PKB. Tymczasem w Wielkiej Brytanii to 10 proc., a w Polsce 4,5–5 proc. – za to u nas systemy są solidarne, czyli każdemu należy się taka sama pomoc medyczna, niezależnie od zarobków. Głównym pytaniem jest to, jak wydawać fundusze, które już mamy. I jeżeli jest mowa o zwiększeniu nakładów, automatycznie powinno się myśleć o tym, jaki system chcemy finansować. Trzeba już przygotowywać się na to, co będzie za 5–10 lat, w jakim kierunku będzie się rozwijać medycyna i do tego dostosowywać sposób finasowania. To wcale nie jest takie proste.
Oznacza to zmianę w sposobie myślenia o samym systemie ochrony zdrowia?
To kluczowe zagadnienie. Do tej pory przyzwyczailiśmy się, że gdy pacjenta boli głowa, to lekarz przepisuje pigułkę. Za kilka lat będziemy znali profil genetyczny pacjenta, potencjalne zagrożenia dla niego. Wszystko będzie dostępne bardzo szybko.
30 proc. z nas umrze na nowotwory. Ale sądzę, że w przyszłości rak częściej będzie postrzegany jako choroba przewlekła. Wierzę, że postęp technologiczny sprawi, iż taka diagnoza nie będzie oznaczała wyroku
A więc będzie to bardzo kosztowny system.
Nic podobnego, choć oczywiście trzeba będzie w niego zainwestować. Ale przede wszystkim trzeba zmienić sposób myślenia o leczeniu. Dzięki temu ludzie będą zażywać mniej lekarstw. Tym samym nie będą one tak marnowane.
Takie działanie wymaga ogromnej wiedzy. Jak lekarz będzie tak drobiaz gowo analizować sytuację pacjenta, jeśli ma ich tysiące?
Lekarze nie będą musieli wszystkiego wiedzieć. Zmieni się też sposób ich edukacji: ważniejsza od wiedzy będzie rozmowa z pacjentem. I umiejętność szukania innych danych dotyczących choroby w zasobach znajdujących się w systemach informatycznych.
Myślałam, że powie pan o konieczności robienia tysięcy badań, wdrażania nowoczesnych technologii, tymczasem rozmowa to powrót do podstawowego sposobu leczenia.
Tak. Dzięki temu pacjent będzie wiedział, dlaczego dostał receptę na konkretną pigułkę.
Coraz częściej się spekuluje, że sztuczna inteligencja zastąpi lekarzy.
Nie. Lekarz i pielęgniarka wciąż będą potrzebni, bo maszyna nie zastąpi relacji międzyludzkich. Choć komputer może wymiernie pomóc jako baza wiedzy i badań.
Wielu pacjentów niepokoi to, że coraz więcej danych o nich jest gromadzonych w systemach komputerowych.
Ochrona danych osobowych będzie wyzwaniem. Nie wiadomo, czy pacjenci zgodzą się na to, by lekarz czy ubezpieczyciel mieli wgląd w ich pełny zdrowotny profil. Ale trzeba pokazywać plusy nowych rozwiązań, trzeba rozmawiać z ludźmi.
A co zrobi ubezpieczyciel, gdy dowie się, że u kogoś występuje duże ryzyko zachorowania na raka w wieku 50 lat?
Nie powinien o tym wiedzieć…
Ale będzie chciał.
Dlatego w Wielkiej Brytanii ubezpieczyciel nie ma dostępu do tej wiedzy. Już dziś dzięki badaniom genetycznym można przewidzieć potencjalne zagrożenie chorobą nowotworową. Jednak zgadzam się, że im więcej danych jest zbieranych, tym bardziej trzeba poprawić ochronę indywidualnych praw pacjenta. Bo to może okazać się hamulcem zmian: nie tyle bezwładność państwowego systemu, ile właśnie niechęć pacjentów. Trzeba rozumieć to, że ludzie są różni – niektórzy nie będą skłonni dzielić się wieloma informacjami. Należy wziąć pod uwagę ich potrzeby. Jedni będą zachwyceni rozwojem techniki, inni będą patrzeć nieufnie.
Przedłużymy życie wszystkich czy najbogatszych?
Uważam, że leki, które przejdą fazę eksperymentalną, z czasem staną się ogólnodostępne.
Ja jednak wrócę do kosztów. System spersonalizowanej medycyny to rozwiązanie dla bogatych. Im bardziej dopasowane leki, tym droższe. A firmy farmaceutyczne starają się jak najwięcej na nich zarobić. Może więc powinniśmy upublicznić badania? Medycyna to przecież nie tylko dyscyplina służąca zarobkowi.
Firma wdrażająca lek do użytku wydaje nawet 10 mld funtów. Żadnego państwa nie stać na takie inwestycje. To zawsze musi być partnerstwo publiczno-prywatne. Każdy student medycyny uważa, że istniejący lek powinien być dostępny dla wszystkich pacjentów. Ja przypominam im, że leki dostarcza sektor prywatny – państwowy nie jest w stanie tego zrobić. Badacze powinni współpracować z firmami z wykorzystaniem pomocy państwa. I to właśnie ono powinno działać na rzecz tego, aby każdy pacjent mógł otrzymać stosowny lek. Ta współpraca to klucz do sukcesu.
Z drugiej strony drogie leki często wcale nie są przełomowe. Niedawno jeden z brytyjskich dzienników wyliczał, że większość nowych leków w onkologii od lat nie zmienia znacząco długości życia chorych. Jak poznać prawdziwą wartość nowych medykamentów?
System spersonalizowanej opieki medycznej pozwoli zbierać doświadczenia z całego świata. Nawet jeśli dany lek będzie zażywać tylko dziesięć osób, to będziemy mogli porównać efekty jego działania. Dzięki temu wyeliminujemy środki, które nie pomagają.
Ale trudno znaleźć jednoznaczne dowody, które przekonają wszystkich do stosowania nowych leków. Nieufność wobec nauki jest coraz większa. Przykładem jest bunt przeciw szczepieniom.
Trzeba zacząć od zrozumienia, że opinie i wiarę w pewne przekonania należy uszanować.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Nawet gdy ktoś jest przekonany, że nie należy się szczepić?
Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić.
Ale to działanie przeciwko dobru publicznemu.
Jako lekarz mam obowiązek uszanować punkt widzenia pacjenta. Oczywiście, gdy ktoś mnie spyta, czy warto się szczepić i czy to korzystne dla społeczeństwa, bez wahania odpowiem: tak. Jednak jeśli przyjdzie pacjent, który powie, że zapoznał się z moim stanowiskiem i wszystkimi badaniami, a mimo to nie jest przekonany i nie chce się szczepić, nie mam zamiaru naciskać. Ostatecznie to zawsze decyzja pacjenta. Ale powtarzam – wszystkie dowody świadczą o tym, że powinniśmy się szczepić. Choć trudno, żeby ten argument wygrał z indywidualnymi przekonaniami czy religią. To pytanie o to, co każdy z nas stawia jako priorytet w myśleniu o samym sobie. Mamy prawo do podejmowania samodzielnych decyzji.
Siddhartha Mukherjee, autor książki „Cesarz wszech chorób. Biografia raka”, uważa, że wkrótce nie będziemy pytać o to, czy zachorujemy na raka, lecz kiedy.
Tak, to poniekąd prawda. 30 proc. z nas umrze na nowotwory. Ale sądzę, że w przyszłości rak częściej będzie postrzegany jako choroba przewlekła. Wierzę, że postęp technologiczny sprawi, iż taka diagnoza nie będzie oznaczała wyroku.