Potrzeby zdrowotne Polaków w zakresie konsultacji i leczenia u specjalistów rosną. Niestety, jak się okazuje, fundusz kupił w zeszłym roku mniej świadczeń.
W 2016 roku zrealizowano o ponad ćwierć miliona mniej porad w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS) niż w 2015 r. (w ramach kontraktu z NFZ). Skorzystało z nich ponad 18,1 mln pacjentów, o 154 tys. mniej niż rok wcześniej – wynika ze sprawozdania funduszu. Niestety nie znaczy to, że zdrowie Polaków uległo poprawie i wizyt tych nie potrzebowali. Przeciwnie, kolejki do lekarzy specjalistów w większości zakresów się wydłużyły.
Z wcześniejszego zestawienia funduszu, które obejmowało wybrane świadczenia, do których czas oczekiwania jest szczególnie długi (opisywaliśmy je w DGP), wynikało, że w wielu zakresach wizyt kupiono więcej, a mimo to kolejki rosły. Tak było m.in. z poradami endokrynologa czy kardiologa. To zła wiadomość m.in. dlatego, że już dziś jest poważny problem z pacjentami, którzy z powodu kolejek nadużywają o wiele droższej opieki szpitalnej. Gdy nie mogą miesiącami dostać się do specjalisty czy np. na wysokospecjalistyczne badania, przychodzą na izbę przyjęć.
Mniej niż w planie
Sytuacja w tym roku może być podobna lub nawet gorsza. NFZ ma już podsumowany pierwszy kwartał, ale na razie przedstawił bardziej ogólne dane. Wynika z nich, że w trzech pierwszych miesiącach roku na AOS miał wydać 1,46 mld zł, a wydał o blisko 100 mln zł mniej, co daje realizację planu w 93 proc. Mimo to wydatki były wyższe niż w zeszłym roku, ale niekoniecznie przełożyło się na to liczbę świadczeń.
/>
– Problem może wynikać z tego, że coraz mniej placówek i lekarzy jest gotowych realizować takie świadczenia w ramach umów z funduszem. W ostatnim czasie liczba świadczeniodawców AOS spadła o ok. 150 placówek – mówi Grzegorz Byszewski, ekspert Pracodawców RP zasiadający m.in. w zdrowotnym zespole Rady Dialogu Społecznego.
Podkreśla, że stawki płacone przez fundusz nie rosną, a równocześnie o specjalistów zabiegają też podmioty prywatne. – Stawka komercyjna za wizytę u specjalisty jest kilka razy wyższa niż płacona przez fundusz – zwraca uwagę Byszewski.
Polisy i abonamenty
Przed katastrofą systemu ratuje fakt, że coraz więcej osób leczy się prywatnie. I to w sposób usystematyzowany – kupując samodzielnie lub za pośrednictwem pracodawcy polisy i abonamenty.
W pierwszym kwartale tego roku dodatkowe polisy miało już dwa miliony Polaków, a ich liczba zwiększyła się o niemal 30 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2016 r. Nadal rozwijają się też abonamenty medyczne. W przypadku jednych i drugich oferta obejmuje przede wszystkich dostęp do lekarzy specjalistów, czyli najbardziej zakorkowanego segmentu publicznego systemu.
Organizację ambulatoryjnej opieki specjalistycznej zmieni sieć szpitali. Przyszpitalne przychodnie będą w pierwszej kolejności, poza konkursami, dostawać pieniądze z funduszu. Ma to zwiększyć ciągłość opieki – w tej samej placówce chory zostanie zbadany np. przed operacją i będzie kontynuował leczenie już po niej. W związku z tym część środków na AOS w planie finansowym funduszu przyłączono do lecznictwa szpitalnego. Niektórzy obawiali się, że spowoduje to realny spadek wydatków na poradnie specjalistyczne.
– Z prawie 9 proc. środków wydzielonych w planie finansowym na ambulatoryjną opiekę zostało 5,5 proc., a resztę przesunięto do leczenia szpitalnego. Ten poziom finansowania grozi, że budowana przez lata sieć indywidualnych poradni zostanie istotnie uszczuplona. Są to często przychodnie łączące podstawową i specjalistyczną opiekę, których zaletą jest m.in. to, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej i specjalista mają większą możliwość współpracy – ocenia dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego, zasiadająca też w radzie NFZ. Dodaje, że chciała sprawę wyjaśnić i poprosiła o informację, jak zmieni się struktura poradni AOS i co stanie się z pacjentami czekającymi w kolejkach do placówek, które nie są związane ze szpitalami i nie znajdą się w sieci. – Wiceminister Piotr Gryza i Andrzej Jacyna, pełniący obowiązki prezesa NFZ, zapewniają, że 5,5 proc., które pozostanie na przychodnie poza siecią, to więcej niż do tej pory, odliczając kwoty już teraz przekazywane do poradni przyszpitalnych – wyjaśnia ekspertka. Jak podkreśla, sprawa wymaga jednak monitorowania.