Kierowana przez Romana Przybyła Trakcja rozpoczyna właśnie budowę linii Rail Baltica, która połączy Warszawę z Helsinkami. Polimex-Mostostal wciąż nie wystartował z odcinkiem w Polsce, ale Trakcja na Litwie – wręcz przeciwnie.
Wartość kontraktu to 440 mln zł. Realizuje go kupiona niedawno firma Kauno Tiltai. – Zaangażowanie w litewską spółkę to strzał w dziesiątkę. Na tle Polski to rynek, który nie jest wystarczająco atrakcyjny dla największych graczy. Tymczasem mamy już 30 proc. udziału w zleceniach drogowych. Rozpychamy się też na kolei – mówi Przybył.
W ten sposób giełdowa firma chce się uniezależnić od zamówień z Polskich Kolei Państwowych. Dziś odpowiadają one za większość portfela o wartości prawie 4 mld zł. O państwowym kliencie Przybył stale pamięta – przypomina mu o tym nawet widok z okien gabinetu – wychodzą one na warszawski Dworzec Centralny. Wśród zamówień PKP realizowanych przez Trakcję są np. kontrakty na rewitalizację linii do Opola i Wrocławia, po której pojedzie Pendolino, albo budowa infrastruktury dla Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej.
W zarządzie Trakcji-Tiltra Przybył znalazł się w lipcu 2011 r. We wrześniu ubiegłego roku zastąpił na stanowisku prezesa Macieja Radziwiłła. Od rady nadzorczej Trakcji, w której akcjonariacie 29 proc. ma hiszpańska Comsa, dostał zadanie: ciąć rozdęte koszty i poprawić wyniki. W ubiegłym roku firma miała 15 mln zł straty. W I półroczu 2013 r. odnotowała prawie 400 tys. zł skonsolidowanego zysku netto.
Dla Przybyła jednym ze sposobów na poprawę wyników będzie ograniczenie kosztów poprzez konsolidację grupy. Kilka dni temu Trakcja zapowiedziała wchłonięcie kilku spółek zależnych: PRKiI, PEUiM, PDM Białystok i Dalby. Wcześniej prezes wymyślił, że jeśli menedżerom na poszczególnych budowach uda się zaoszczędzić, to mogą liczyć na wysokie premie, a firma i tak będzie do przodu, bo podniesie się jej marża. Przybył wdraża też centralne zakupy kruszyw, miedzi, szyn itd. oraz koncentrację magazynów.
Szef Trakcji wie, jak restrukturyzować firmę budowlaną, bo od początku kariery zawodowej związany jest z tą branżą. W latach 80. pracował jako kierownik kontraktów: dla Instalexportu w Polsce, Iraku i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a także w Niemczech – dla Budimeksu. W tej ostatniej firmie na początku lat 90. na pięć lat zaczepił się jako project manager, a potem dyrektor handlowy w gałęzi informatycznej grupy: Budimex Soft. Łowcy głów ściągnęli go następnie do francuskiego giganta – na wiceprezesa Lafarge Gips Polska, gdzie odpowiadał m.in. za restrukturyzację. W latach 2004–2011 pełnił funkcję prezesa Elektromontażu Poznań.
Dzisiaj ma niezłą opinię w branży. Współpracownicy mówią, że jest osobą bardzo wymagającą, ale zaraz dodają, że to również ciepły człowiek. – Lubię ludzi. Nie lubię agresji i arogancji – kwituje Przybył.
57-letni menedżer to absolwent Politechniki Warszawskiej, podyplomowo studiował też zarządzanie m.in. na Uniwersytecie w Melbourne, szkolił się na wyższych uczelniach, m.in. w Lozannie i Chicago. Pochodzi z Pruszkowa pod Warszawą. Czas wolny od pracy stara się poświęcać rodzinie. Żonaty, ma dorosłe dzieci: syna i córkę. Jak opowiada, autorytetem jest dla niego ojciec, który mimo 85 lat ma w sobie nieustającą ciekawość świata. Przybył pochłania książki, najchętniej historyczne. Lubi jazdę na rowerze, nartach i pływanie. Na rekreację brakuje mu jednak czasu, bo na horyzoncie wyrastają kolejne wyzwania.