Małe jednostki samorządowe biją na alarm . Wskazują, że działania gabinetu Beaty Szydło uderzają nie tyle w duże ośrodki miejskie, ile właśnie w nie.
Wójtowie i burmistrzowie w rozmowach z nami przedstawiają całą litanię działań podjętych przez rząd w ostatnim czasie, które negatywnie odbiją się na budżetach ich niewielkich gmin.
Mniej na sołectwa
Spore emocje wzbudza przede wszystkim ostatnia decyzja MSWiA o funduszach sołeckich, które w przyszłym roku zostaną zmniejszone. Powód? Otóż z danych wojewodów wynika, że maksymalna kwota zwrotu części wydatków w ich ramach kształtuje się w 2017 r. na poziomie ponad 155 mln zł. Natomiast zgodnie z art. 12 ust. 1 pkt 5 ustawy o funduszu sołeckim maksymalny limit wydatków z budżetu państwa w roku 2018 (będącym skutkiem finansowym ustawy) wynosi tylko 135,5 mln zł. Dlatego MSWiA postanowiło zastosować przewidziany w ustawie mechanizm korygujący, za pomocą którego przytnie wysokość zwrotu części wydatków. W efekcie gminy, w których wyliczona przez MF kwota bazowa (Kb) jest mniejsza od średniej kwoty bazowej dla całego kraju – Kbk), otrzyma niecałe 35 proc. zamiast dotychczasowych 40 proc., druga grupa (Kb od 100 do 120 proc. średniej) otrzyma 26,2 proc. zamiast 30 proc., a trzecia grupa (Kb jest większa od 120 i nie większa niż 200 proc. średniej Kbk) – niecałe 17,5 proc. w miejsce wcześniejszych 20 proc. I choć wszystko jest zgodnie z prawem, samorządowcy są zdania, że rząd poszedł po linii najmniejszego oporu. Bo takie działania będą zniechęcać gminy do podejmowania uchwał o wyodrębnieniu w swoich budżetach funduszy sołeckich w kolejnych latach. A liczba jednostek, w których stworzono fundusz sołecki, w ostatnich latach wzrastała – z 55 proc. w latach 2009–2013 do 65 proc. w 2015 r. i 68 proc. w 2016 r.
MSWiA odbija piłeczkę. – Minister spraw wewnętrznych i administracji nie ma możliwości samodzielnego zwiększenia wysokości środków finansowych przeznaczonych na ten cel – odpowiedział nam wydział prasowy resortu, gdy zapytaliśmy, czy nie można było po prostu zwiększyć wydatków rządu na fundusze sołeckie i nie przycinać tym samym wysokości rządowego zwrotu.
Na rzecz rozwoju
Lokalni włodarze zwracają także uwagę na inne decyzje rządu, które niekorzystnie wpłyną na ich sytuację finansową. O niektórych z nich informowaliśmy na łamach DGP. Mowa np. o decyzji ministra infrastruktury i budownictwa Andrzeja Adamczyka o „podebraniu” 200 mln zł z programu budowy dróg lokalnych na potrzeby jego flagowego projektu Mieszkanie Plus (minister w wywiadzie dla naszej gazety zapewnił, że wyjdzie jeszcze z jakąś propozycją dla gmin rekompensującą im stratę, ale do tej pory nie sprecyzował jednak, jaki ma plan). Wójtowie wskazują też na sposób powołania Polskiej Grupy Górniczej, w następstwie którego podatek od czynności cywilnoprawnych (ponad 40 mln zł) trafił nie do dotkniętych problemami kopalń mniejszych miast, lecz do najbogatszej w regionie jednostki – Katowic.
Niepokój wzbudził też sposób, w jaki gabinet Beaty Szydło przeprowadził proces powiększenia granic Opola o tereny czterech sąsiadujących z nim gmin. Rząd bowiem zignorował wynik konsultacji społecznych w tych jednostkach (przygniatająca większość mieszkańców była przeciwna zmianie granic), tłumacząc swoją decyzję względami rozwojowymi Opola. – Tak można uzasadniać każdą próbę anektowania terenów gmin wiejskich przez miasta. W ten sposób dąży się do łączenia gmin w większe jednostki – podsumowuje jeden z wójtów.
Płacą już kredyty
Jednak prawdziwym finansowym gwoździem do trumny dla wielu małych jednostek może być szykowana przez PiS reforma oświaty, polegająca m.in. na wygaszaniu gimnazjów. Związek Gmin Wiejskich RP podaje, że ponad 75 proc. gmin wiejskich przeciwna jest likwidacji gimnazjów. „Niemal 9 proc. spłaca jeszcze kredyty zaciągnięte na budowę? gimnazjalnych gmachów. Prawie wszystkie przewidują konieczność zwolnienia znacznej liczby nauczycieli, a 25 proc. potrzebę? przebudowy budynków szkolnych. Wygaszanie gimnazjów spowoduje, tylko w pierwszych dwóch latach, dodatkowe koszty, szacowane w samorządach na kwotę? ponad 1 mld zł” – alarmuje ZGW RP.
Na problem najmniejszych gmin i konsekwencji, jakie zrodzi dla nich rewolucja minister Zalewskiej, zwróciło też Zrzeszenie Gmin Województwa Lubuskiego. Aby lepiej zobrazować problem, samorządowcy posłużyli się przykładem 5-tysięcznej gminy z ich regionu (nie ujawnionej z nazwy), w której są trzy szkoły podstawowe i jedno gimnazjum. Konieczność zastąpienia gimnazjum czwartą podstawówką oznaczałaby wzrost liczby oddziałów z 24 do 32 przy jednoczesnym zmniejszeniu średniej liczby uczniów w klasie. „Konsekwencją tego będzie wzrost kosztów utrzymania szkół o ok. 1/4, przy jednoczesnym zmniejszeniu o ok. 11 proc. ogólnej liczby uczniów w związku ze zmniejszeniem ilości roczników z 9 do 8” – wskazuje zrzeszenie.
Jak dodają jego przedstawiciele, omawiana gmina już dopłaca do oświaty ponad 2 mln zł, a nadchodzące zmiany zmuszą ją do wyłożenia dodatkowo nawet 1,2 mln zł.
Skutków reformy oświatowej obawia się burmistrz Kowala i wiceprezes Unii Miasteczek Polskich Eugeniusz Gołembiewski. Jego zdaniem nowy rząd, podejmując kolejne decyzje, nie bierze pod uwagę, że gminy się między sobą różnią.
– Samorządy błędnie odbierane są jako jednolita całość. Szereg poczynań gabinetu Beaty Szydło świadczy chyba o tym, że ten rząd nie jest zwolennikiem rozwijania polskiej samorządności, zwłaszcza jeśli chodzi o mniejsze jednostki. Żeby było jasne, poprzedni rząd może i wykonywał miłe gesty w naszą stronę, ale w kwestiach finansowych nie zrobił praktycznie nic dobrego. Nie wygląda też na to, by szybko miało się to zmienić – kwituje burmistrz Gołembiewski.
Samorządy wiejskie mimo to liczą, że prawdziwą dobrą zmianę w ich przypadku przyniesie Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (tzw. plan Morawieckiego), przygotowana w Ministerstwie Rozwoju. Liczą bowiem, że ostateczna wersja tego dokumentu uwzględni fakt, że obszary wiejskie to 93 proc. naszego kraju, w których mieszka ponad 40 proc. ludności.
– Nie da się oprzeć rozwoju całego kraju na przyjętym w ostatnich latach modelu opartym na tzw. ośrodkach wzrostu. Miasta, stanowiące 7 proc. powierzchni kraju, nie są w stanie uciągnąć pozostałych 93 proc. Rząd PiS musi to wreszcie zrozumieć – wskazuje w rozmowie z nami jeden z samorządowców.