Po raz kolejny nie udało się wypełnić limitu mianowań w służbie cywilnej, który w tym roku wynosił zaledwie 500 miejsc. Zrealizowanie wskaźnika zatrudnienia co najmniej 10 proc. urzędników mianowanych w administracji skarbowej, urzędach wojewódzkich i ministerstwach także staje się więc niewykonalne. Nie pomogły zachęty szefowej służby cywilnej i zapowiadane wcześniej ułatwienia na egzaminach dla urzędników mianowanych, takie jak przygotowanie bardziej zrozumiałych pytań, a nawet możliwość zdawania w kilku lokalizacjach (a nie jak wcześniej tylko w Warszawie).
Jeszcze kilkanaście lat temu limity mianowań były ustalane nawet na poziomie 3 tys. osób. W tym roku nie udało się obsadzić nawet 500 miejsc – tylko 468 osób spośród ponad 100 tys. pracowników korpusu zdało egzamin i zostało objętych limitem. Co ciekawe, między najlepszym a najsłabszym kandydatem, którzy znaleźli się w gronie przyszłych urzędników mianowanych, różnica punktowa wynosiła aż 42 punkty.
W ocenie ekspertów na taki stan rzeczy miało wpływ kilka czynników. Począwszy od tego, że dla urzędników mianowanych nie ma środków na kolejne z dziewięciu przewidzianych miesięcznych dodatków do pensji, a skończywszy na braku zainteresowania wśród wielu dyrektorów generalnych, aby obsadzać nimi najwyższe stanowiska w służbie cywilnej. Poddawane są w wątpliwość także kwalifikacje pracowników korpusu, którzy mimo wielu ułatwień nie zdołali zdać egzaminu.
Urzędników mianowanych powinno być więcej
Od blisko 20 lat usilnie trwają próby, aby 10 proc. korpusu służby cywilnej, liczącego obecnie 121,6 tys. osób, stanowili urzędnicy mianowani. Powinno ich być zatem ok. 12 tys., ale w praktyce po uwzględnieniu tegorocznych mianowań liczba ta nie przekroczy 8 tys. (i to przy założeniu, że nie będziemy mieli do czynienia z licznymi odejściami z administracji).
W elektronicznym systemie naboru do końca maja tego roku zarejestrowało się blisko 1,3 tys. osób, a do egzaminu w lipcu przystąpiło 1004 z nich (o 25 proc. więcej niż w roku poprzednim).Zdała go mniej niż połowa kandydatów.
Mimo że limit mianowań w tym roku nie zostanie wypełniony, a co za tym idzie, mniej środków na ten cel trzeba będzie przekazać z budżetu państwa, osoby odpowiedzialne za całe przedsięwzięcie uważają tegoroczne postępowanie za ogromny sukces.
Małgorzata Bywanis-Jodlińska, dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej (KSAP), przekonuje, że taki wynik egzaminu pozwala wypełnić limit na 2025 r. w ok. 94 proc. Jest to najwyższy rezultat od lat, porównywalny z poziomem sprzed pandemii w 2019 r. - 98,8 proc.
Egzamin na urzędnika mianowanego za trudny?
-- Najwyższa od lat zdawalność egzaminu to rezultat połączenia motywacji kandydatów z kompleksowym wsparciem, które wspólnie z Departamentem Służby Cywilnej zapewniliśmy na każdym etapie przygotowań – od materiałów edukacyjnych po spotkania online dla blisko 1300 osób – przekonuje Małgorzata Bywanis-Jodlińska. Szefowa KSAP podkreśla, że kandydaci docenili zarówno poziom merytoryczny, jak i organizację egzaminu.
- Przy zachowaniu wysokich wymagań zapewniliśmy im realne wsparcie i równe warunki do pokazania swoich kompetencji. Nowa grupa urzędników mianowanych wzmocni stabilny, zmotywowany i profesjonalny korpus służby cywilnej. Urzędnicy mianowani to elitarna "armia kompetencji" – neutralni politycznie, doświadczeni i gotowi działać w każdych warunkach. To oni współdecydują o sprawności i wiarygodności państwa – zapewnia Małgorzata Bywanis-Jodlińska.
Eksperci podzielają zapewnienia dyrektor KSAP, ale z pewnymi zastrzeżeniami. - Od lat egzamin na urzędnika mianowanego uchodził za bardzo trudny. Ci, którzy go zdali i z odpowiednią ilością punktów znaleźli się w limicie mianowań, mogą śmiało o sobie mówić, że tak jak absolwenci KSAP mają potwierdzone kwalifikacje do bycia urzędnikiem. Trudno im zarzucić, że dostali się do administracji po znajomości. Z pewnością nie można dążyć do osiągnięcia tego limitu za wszelką cenę kosztem jakości – mówi prof. Krzysztof Kiciński z Uniwersytetu Warszawskiego i były wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej.
Dodaje jednak, że powodem do niepokoju jest fakt, że z ponad tysiąca chętnych nie udało się wyłonić nawet pięciuset osób, które otrzymałyby mianowanie. - Może mieli zbyt mało czasu na przygotowanie lub egzamin mimo zapowiadanych ułatwień okazał się dla wielu z nich nie do przejścia – podkreśla Krzysztof Kiciński.
Zdaniem eksperta być może limit udałoby się wypełnić, gdyby do egzaminu przystąpili tegoroczni absolwenci KSAP. Mają taką możliwość po złożeniu w danym roku wniosków o mianowanie. Wówczas niemal z automatu mają zapewnione miejsce w ustanowionym przez rząd, a przyjętym przez parlament trzyletnim planie limitu mianowań.
Urzędnicy nie mają czasu na naukę do egzaminu
Analiza wyników egzaminu pokazuje, że w tym roku - podobnie jak w latach poprzednich - największą i wzrastającą liczebnie grupą kandydatów byli pracownicy administracji skarbowej. Co ciekawe - mimo że stanowili najliczniejszą grupę zdających, pozytywny wynik uzyskało jedynie 38 proc. z nich, co plasuje ich poniżej średniej. Znacząco wyprzedzili ich pracownicy urzędów wojewódzkich i ministerstw na czele z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Związkowcy tłumaczą, skąd biorą się słabe wyniki wśród kandydatów ze skarbówki.
- Mogę śmiało powiedzieć, że jesteśmy najbardziej zapracowaną grupą urzędników. Słabsze wyniki od pozostałych mogły wynikać bardziej z braku czasu, a nie braku odpowiedniej wiedzy. U nas pracują specjaliści, którzy znają się na podatkach i postępowaniu egzekucyjnym. Jesteśmy też grupą pracowników, którzy wypracowują najwięcej nadgodzin – mówi Dominik Lach, przewodniczący Krajowej Sekcji Pracowników Skarbowych NSZZ Solidarność.
Ekspert podkreśla, że duża liczba pracowników skarbówki stara się o uzyskanie mianowania, bo chce zwiększyć uposażenie, które jest wciąż mniej konkurencyjne niż oferuje rynek. - Z pewnością nie można nam zarzucić braku specjalistycznej wiedzy, która – jak przypuszczam - nie była sprawdzana w trakcie egzaminu – podkreśla Dominik Lach.
Atrakcyjne dodatki do pensji nie pomagają
Nowi urzędnicy mianowani już w grudniu tego roku będą otrzymywać do pensji blisko 1,3 tys. zł brutto tzw. dodatku służby cywilnej. Ten jest zapewniony z budżetu państwa, ale już na kolejne stopnie dyrektorzy generalni muszą wygospodarować środki z własnych funduszy wynagrodzeń (np. kosztem niższych nagród dla pozostałych lub ograniczeniem etatów). Taki mechanizm skutecznie zniechęca dyrektorów generalnych do powiększania grona urzędników mianowanych.
Nie zachęca ich także do tego, aby w następnych latach za bardzo dobre oceny okresowe przyznawać kolejne stopnie, które wiążą się z wyższym miesięcznym dodatkiem. Łącznie jest ich dziewięć. Ten ostatni osiągnęło zaledwie kilku urzędników (patrz infografika). Warto zaznaczyć, że przy ostatnim stopniu dodatek do pensji może wynosić nawet blisko 5,7 tys. zł brutto.
Pracownicy urzędów liczą na podwyżkę
Do egzaminów najwięcej przystąpiło osób zajmujących samodzielne stanowiska. Duży wzrost nastąpił też w grupie pracowników wspomagających i koordynujących.
- Nie dziwię się, że u nas dwukrotnie wzrosła liczba zdających na urzędnika mianowanego. W ten sposób pracownicy służby cywilnej szukają sposobu na zwiększenie swoich uposażeń. Tegoroczna podwyżka na poziomie 5 proc. i przyszłoroczna planowana w wysokości 3 proc. nawet nie pokrywa realnej inflacji. Dlatego główną motywacją jest ubieganie się o urzędnika służby cywilnej – mówi Robert Barabasz, szef NSZZ "Solidarność" w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Podkreśla, że pracownicy urzędów wojewódzkich osiągnęli w tym roku najwyższą skuteczność na egzaminie – zanotowali bowiem 63 proc. zdawalności.
- Wyprzedziliśmy nawet ministerstwa i kancelarię premiera, w których to instytucjach wydawałoby się, że zdanie takiego egzaminu i zmieszczenie się w limicie jest formalnością. Z pewnością nie można generalizować, że pracownicy korpusu mają niewystarczającą wiedzę, aby przebrnąć przez egzaminy w KSAP. Trzeba pamiętać, że egzamin składa się z testu psychologicznego lub zadań, do których zawsze kandydaci mieli wątpliwości – kwituje Barabasz.
Eksperci dostrzegają także inne powody niewypełnienia limitu mianowań. - Nie sądzę, aby tegoroczne testy były zbyt trudne. Służba nie cieszy się nadmiernym prestiżem. Niska pozycja urzędnika w państwie sprawia, że nie ma nawet odpowiedniej determinacji do bycia urzędnikiem mianowanym. Nie widzę wielu elementów nowej polityki do odbudowy tej pozycji – mówi Jerzy Stępień, członek Rady Naukowej KSAP i były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Według niego wśród obecnych polityków wciąż nie ma wystarczającej determinacji, aby to zmienić.