To wyniki raportu „Rewolucja odpadowa”, przygotowanego przez Unię Metropolii Polskich im. Pawła Adamowicza. Podsumowuje on efekty reformy, za sprawą której od 1 lipca 2013 r. to samorządy są odpowiedzialne za odbiór i zagospodarowanie odpadów oraz osiąganie poziomów recyklingu.

Mniej składowisk, lepszy recykling śmieci

Autorzy zwracają uwagę, że jednym z celów wprowadzenia tzw. rewolucji śmieciowej miało być ograniczenie składowania odpadów. Już w pierwszym roku obowiązywania nowych przepisów zamknięto 96 składowisk z ponad 520 takich miejsc. W 2023 r. było ich już o ponad połowę mniej względem roku 2012 – 254. Z kolei w latach 2017–2023 udało się zrekultywować ponad 135 ha terenów zamkniętych już składowisk. W tym samym okresie w metropoliach wzrosła ilość wytwarzanych odpadów komunalnych z 2,8 mln ton do 3 mln ton (w tym z gospodarstw domowych odpowiednio z 2,4 mln ton do 2,7 mln ton).

Poprawie uległa selektywna zbiórka odpadów. W 2017 r., kiedy ujednolicono zasady segregacji (frakcje: papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne, bioodpady oraz odpady zmieszane), w miastach UMP selektywnie zbierano 28 proc. wszystkich odpadów komunalnych. W 2023 r. było to już 40 proc. (w skali całego kraju odpowiednio 27 proc. i 41 proc.). Według raportu duże miasta w ostatnich latach osiągały wymagane unijne poziomy przygotowania do ponownego użycia i recyklingu odpadów komunalnych. Eksperci przewidują jednak, że 2023 r. może być ostatnim, w którym się to udało.

„W 2023 i 2024 r. udało nam się uzyskać wymagane poziomy, tj. 35,5 proc. za 2023 r. i 45,01 proc. za 2024 r., czyli na granicy wymaganych poziomów określonych w ustawie. Obawiamy się, jakie będą wyniki za 2025 r., ponieważ nie mamy wpływu na uzyskiwane przez instalacje poziomy recyklingu. Jednak w wymaganiach do przetargu jako kryterium, które podlega ocenie, wpisaliśmy konieczność uzyskania określonego ustawą poziomu przez firmy ubiegające się o zamówienie” – uważa Katarzyna Madoń-Kremeś, zastępca dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Lublin (o problemach z recyklingiem w skali całego kraju pisaliśmy w artykule: „Samorządy coraz gorzej radzą sobie z recyklingiem”, DGP nr 69/2025).

Według przedstawicieli dużych miast wyśrubowanych poziomów (55 proc. w 2025 r.) nie uda się osiągnąć bez poprawy jakości segregacji odpadów „u źródła” – czyli m.in. w altankach śmietnikowych. Niezbędne są też inwestycje w nowoczesne instalacje – sortownie, biogazownie i kompostownie oraz instalacje recyklingu.

– Altanki były projektowane pod zupełnie inne rodzaje odpadów i często nie ma miejsca na segregację. Należy uregulować prawnie, być może z zachętami dla zarządców i właścicieli nieruchomości, że nowo powstające obiekty powinny być dostosowane do dzisiejszych wymogów nawet z pewną rezerwą – komentuje Piotr Szewczyk, przewodniczący Rady RIPOK.

Duże podwyżki opłat za śmieci i szybujące koszty

Rosnące wymogi dotyczące gospodarki odpadami podniosły koszty gmin, w tym dużych miast. Większość z nich stosuje stawki opłaty od osoby. Te są zróżnicowane – w Bydgoszczy w 2024 r. było to 21 zł (od 2025 r. – 27 zł), a we Wrocławiu – 41,24 zł. Łącznie roczne dochody miast UMP z opłat wzrosły w latach 2013–2024 z 588 mln zł do 3,2 mld zł, czyli aż o 445 proc. Koszty to już ponad 3 mld zł przy 458 mln zł w 2013 r. Wzrost jest więc jeszcze większy, bo o 565 proc. (patrz: infografika). Jak podają autorzy raportu, średni koszt odbioru i zagospodarowania odpadów komunalnych tylko w latach 2019–2023 wzrósł z 563 zł za tonę do 914 zł.

W sumie duże miasta od początku rewolucji śmieciowej musiały dołożyć do śmieci 482 mln zł. Według raportu system przez lata bilansował się m.in. w Poznaniu, Gdańsku czy Krakowie. Gorzej było w Warszawie, Łodzi czy Szczecinie.

– Na plusie są głównie te miasta, które mają odpowiednią infrastrukturę. Szczególnie ważne są nowoczesne sortownie, kompostownie i instalacje do termicznego przekształcania odpadów. Bez spalarni w systemie trzeba dużo płacić za tę usługę. Kraków, Poznań, Białystok czy Gdańsk nie muszą się o to martwić – ocenia Piotr Szewczyk. Dodaje, że samorządy powinny zwiększyć dostępność punktów selektywnego zbierania odpadów komunalnych (PSZOK). – Potrzeba wsparcia dla miast, ponieważ zlokalizowanie takiego obiektu to droga przez mękę – wszyscy chcą, żeby był stosunkowo blisko, ale nie zaraz obok. Jeden PSZOK na kilkaset tysięcy mieszkańców to absurd. Należałoby ustalić pewne normy i określić też godziny otwarcia. Jeśli obsługuje on np. 50 tys. osób, to powinien być otwarty pięć dni w tygodniu, również popołudniami i obligatoryjnie w soboty – wskazuje Piotr Szewczyk.

Gospodarka odpadami wymusiła inwestycje. Ale to nie koniec

Jak informuje Unia Metropolii Polskich, w latach 2013–2024 miasta członkowskie wydały na inwestycje na rzecz gospodarki odpadami komunalnymi 5,8 mld zł. Dziś osiem z dziewięciu spalarni odpadów znajduje się w dużych miastach. „Jeżeli w gminie są możliwości finansowe, to warto budować własne instalacje. To przekłada się na większą kontrolę nad cenami za zagospodarowanie odpadów. Tam, gdzie tych instalacji nie ma, samorządy są właściwie uzależnione od rynku i tego, o ile dane przedsiębiorstwo podniesie swoje stawki” – nie ma wątpliwości Klaudia Subutkiewicz, dyrektor Wydziału Gospodarki Odpadami Urzędu Miasta Bydgoszczy.

Eksperci podkreślają, że taniej nie będzie, co jest jednym z głównych wyzwań dla gmin, również tych dużych. – Większą wagę miasta powinny przyłożyć do edukacji mieszkańców, ale już nie do tej dotyczącej prawidłowej segregacji odpadów. Ci, którzy chcą, to już to wiedzą. Trzeba natomiast informować o tym, jak działa profesjonalny i realizujący wymagania unijne system gospodarki odpadami komunalnymi. Efektem tego może nie będzie entuzjazm mieszkańca, ale zrozumienie, jakie wiążą się z tym koszty już tak. Warto by samorządy edukowały mieszkańców także w aspekcie startującego niebawem systemu kaucyjnego, który bez wprowadzenia uprzednio systemu rozszerzonej odpowiedzialności producenta, zwiększy koszty po stronie mieszkańca – mówi Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej.