W 2024 r. niemal wszyscy pracownicy administracji rządowej dostali 20-proc. podwyżkę. Poza grupą tzw. R (erki), do której zalicza się m.in. ministrów i wiceministrów. Stało się tak dlatego, że podwyżki dla osób zajmujących te kierownicze stanowiska zostały zamrożone, aby uniknąć krytyki opinii społecznej.Efekt? Wynagrodzenia na niższych rangą posadach urzędniczych przekraczają wysokością pensje osób zarządzających urzędami centralnymi i wojewódzkimi lub zbliżają się do tej wysokości.
Dopiero w tym roku, za sprawą decyzji resortu finansów, 5-proc. podwyżki obejmą nie tylko urzędników, lecz także osoby funkcyjne w rządzie.
Urzędy - od czego zależy wynagrodzenie
Do erki zastosowanie ma ustawa z 31 lipca 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 624). Dodatkowo kwoty pensji na kluczowych stanowiskach i mnożniki kwoty bazowej są określone w rozporządzeniu Prezydenta RP z 22 listopada 2021 r. w sprawie szczegółowych zasad wynagradzania osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 778). W 2024 r. kwota bazowa dla erki wynosiła 1789,42 zł brutto (w tym roku wzrosła do 1878,89 zł – czyli o 5 proc., jak dla pozostałych członków korpusu). W przypadku ministrów kwotę tę należy pomnożyć przez 7,84.
Zatem konstytucyjny minister w ubiegłym roku zarabiał ok. 14 tys. zł brutto miesięcznie. Do tego trzeba doliczyć dodatek funkcyjny. Kwotę 1789,42 zł należało pomnożyć przez 2,10, co daje ponad 3757 zł. W 2024 r. łącznie dawało to 17 786 zł wynagrodzenia brutto miesięcznie. W tym roku ta kwota wzrosła do 18 676 zł brutto (niespełna o 900 zł więcej). Na taką samą 5-proc. podwyżkę mogła liczyć służba cywilna. Pozostał jednak problem z potężną rozpiętością płacową.
– Ze względu na krytykę opinii społecznej niestety poprzedni rząd, a nawet obecny w pierwszym roku rządzenia, zdecydował się na zwiększenie uposażeń w korpusie służby cywilnej i jednocześnie zamroził pensje ministrów, wojewodów i innych najważniejszych osób w państwie – wskazuje prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przez co znacznie więcej od ministrów zarabiają dziś dyrektorzy i ich zastępcy, a nawet osoby zajmujące stanowiska średniego szczebla.
Jak rosły pensje urzędników
Tę sytuację dobrze pokazuje analiza pensji w administracji rządowej w ostatniej dekadzie przeprowadzona na podstawie danych z raportów o stanie służby cywilnej. Na koniec 2015 r. liczba dyrektorów i wicedyrektorów wynosiła niespełna 1,6 tys. etatów, a obecnie jest ich już blisko 3,6 tys. Co ciekawe, w 2015 r. średnie wynagrodzenie na wyższych stanowiskach (czyli dyrektorów i ich zastępców) wynosiło 13,1 tys. zł brutto, a obecnie ta kwota wzrosła do 22,4 tys. zł brutto. W tym samym okresie średnia płaca w całym korpusie wynosiła 5 tys. zł brutto, a w 2024 r. wzrosła ponad dwukrotnie i wynosi 11,3 tys. zł. Również zarobki pracowników średniego szczebla, czyli np. naczelników, kierowników wydziałów wzrosły w tym okresie z 9,8 tys. zł do 15,3 tys. zł brutto.
– Z najnowszego raportu szefowej służby cywilnej za ubiegły rok wynika, że ministrowie, na tle innych pracowników w resortach, zajmują dopiero czwarte miejsce pod względem płacowym. Wszyscy dyrektorzy w całej administracji zarabiają co do zasady znacznie więcej od osób zajmujących kluczowe stanowiska w państwie. System płac w administracji rządowej jest postawiony na głowie. Zdarzają się nawet przypadki, że dyrektorzy po pewnym czasie uciekają do spółek Skarbu Państwa. Różnica w zarobkach na korzyść urzędników była widoczna już od wielu lat, ale to, z czym mamy do czynienia obecnie, jest szokujące – mówi Marek Reda, były dyrektor generalny Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Osoby rządzące nie chcą decydować się na przyznawanie nagród ministrom, aby nie narazić się na krytykę. A przypomnijmy, zatrudnieni na stanowiskach ministerialnych nie mają też dodatkowego wynagrodzenia rocznego, dlatego w ogólnym rozrachunku zarabiają mniej. W administracji powinien zostać przeprowadzony audyt. A liczba stanowisk dyrektorskich powinna zostać ograniczona na rzecz wprowadzenia pracy zespołowej do określonego zagadnienia – postuluje Marek Reda.
Wtórują mu inni eksperci. – Nie powinno być takiej sytuacji, kiedy minister, który odpowiada politycznie i prawnie za podejmowane decyzje, zarabia mniej od innych urzędników, których odpowiedzialność jest mniejsza lub wręcz znikoma – mówi prof. Jolanta Itrich-Drabarek, wiceprzewodnicząca Rady Służby Publicznej. – To kolejny argument za tym, aby opracować projekt ustawy o służbie publicznej, w której swoje miejsce będą mieć m.in. ministrowie. W tym akcie zarobki na poszczególnych szczeblach powinny uwzględniać szefów urzędów na najwyższym szczeblu również pod względem płacowym – dodaje.
Ważne
Ministrowie zarabiali w 2024 r. rekordowo – średnio o 8,4 tys. zł – mniej od swoich dyrektorów. Więcej otrzymują nawet naczelnicy i osoby zajmujące się zadaniami koordynującymi. W jeszcze gorszej sytuacji są wiceministrowie
Spłaszczenie płac w służbie cywilnej
Problemem dostrzegalnym w służbie cywilnej i niemal całej administracji państwowej jest spłaszczenie płac. – Jeśli różnica w zarobkach, załóżmy w ministerstwach, między stanowiskami wspomagającymi a specjalistycznymi wynosi nieco ponad 700 zł, to taka różnica dla tych drugich może być demotywująca – mówi prof. Krzysztof Kiciński z Uniwersytetu Warszawskiego i były wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej.
Z raportu o stanie służby cywilnej za 2024 r. wynika, że np. w ministerstwach na stanowiskach wspomagających (na których można mieć tylko wykształcenie średnie) pensja wynosi 9,8 tys. zł brutto, a na stanowiskach specjalistycznych 10,6 tys. zł brutto.
– Konieczny jest przegląd płac na poszczególnych stanowiskach w całej administracji i tam, gdzie jest to pożądane, wynagrodzenia powinny wzrosnąć – uważa prof. Krzysztof Kiciński. ©℗