MEN zapowiada, że przeanalizuje,czy likwidacja obowiązkowych prac domowych była dobrym pomysłem. To reakcja na głosy sprzeciwu płynące ze środowiska oświatowego i od rodziców uczniów.

Dziś mija rok od wprowadzenia zasady, że zadania domowe są dla uczniów szkół podstawowych nieobowiązkowe. Biorąc pod uwagę falę krytyki ze strony nauczycieli, dyrektorów i rodziców, jaka wylała się na Ministerstwo Edukacji po wprowadzeniu tej zmiany, trudno uznać ją za sukces. Resort przyjmuje krytykę, ale wskazuje, że za taki stan rzeczy odpowiedzialni są też nauczyciele, którzy powinni lepiej stosować nowe regulacje. Rozpoczął też badania, które mają odpowiedzieć na pytanie, jakie są rezultaty zmian i jakie kroki należy podjąć dalej.

Resort odsyła do nauczycieli

MEN przyznaje, że otrzymuje różne uwagi, w tym krytyczne, dotyczące zmian w zakresie prac domowych, zarówno od nauczycieli, jak i rodziców uczniów. Duża część tych uwag, zdaniem resortu, wynika z niewłaściwego rozumienia, na czym polegają zmiany. Nie ma odgórnego zakazu zadawania prac domowych, są jedynie ograniczenia w tym zakresie – łagodzi atmosferę wokół prac domowych ministerstwo.

„O tym, na ile uczniowie będą zmotywowani do wykonania dobrowolnych prac domowych, decyduje atrakcyjność zaproponowanego przez nauczyciela tematu lub problemu do rozwiązania. Informacja zwrotna, którą nauczyciel jest obowiązany przekazać uczniowi, stanowi o tym, czy uczeń zrozumie cel i sens swojej pracy. W opinii Ministerstwa Edukacji Narodowej oceny nie powinny być głównym celem uczenia się dla ucznia, stąd argument, że sama informacja zwrotna może być zbyt małym czynnikiem motywacyjnym, nie jest słuszny” – tłumaczy w swoim stanowisku resort edukacji.

Zdaniem nauczycielki historii z warszawskiego Bemowa ten pomysł od początku był nietrafiony. – Ja jednak sobie z nim poradziłam – zadaję ćwiczenia dla chętnych, ale potem robię z tego materiału kartkówki. Kto nie wykonuje tych ćwiczeń na bieżąco, nie może liczyć na dobre noty z prac klasowych – mówi.

Podobne opinie słyszymy od przedstawicieli samorządów. Oni postulują przywrócenie prac domowych, choć w kontrolowanym zakresie.

– Z opinii dyrektorów podległych nam szkół i z własnego doświadczenia oceniam zmianę jako niekorzystną, obniżającą poziom nauczania. Należy przywrócić prace domowe, ale wprowadzić ograniczenia harmonogramem, aby terminy ich wykonania się nie nakładały – mówi Paweł Czarnota, dyrektor Samorządowego Zespołu Edukacji w Olkuszu.

Podobne zdanie ma Magdalena Sławek z Miejskiego Zespołu Edukacji w Bochni. – Dyrektorzy szkół podstawowych, dla których jesteśmy organem prowadzącym, jednogłośnie stwierdzili, że wprowadzone zmiany wpłynęły negatywnie na postawy uczniów i poziom ich wiedzy oraz umiejętności. Zarówno dyrektorzy, jak i nauczyciele uważają, że powinien zostać przywrócony obowiązek wykonywania zadań domowych, a zwłaszcza tych, które rozwijają kluczowe kompetencje. Pomimo zachęty ze strony nauczycieli większość dzieci poza tym, co zostanie wypracowane na lekcji, nie utrwala i nie doskonali wymagań określonych w podstawach programowych – relacjonuje.

Dodaje, że dyrektorzy szkół proponują, aby wypracować narzędzia do systematycznego prowadzenia badań dotyczących wpływu zniesienia obowiązkowych prac domowych na wyniki edukacyjne uczniów oraz zapewnić nauczycielom szkolenia i materiały dydaktyczne, które pomogą im efektywnie prowadzić lekcje bez polegania na pracach domowych.

Czy praca domowa z przedmiotów egzaminacyjnych jest potrzebna?

Z kolei Krystyna Janiszyn, kierownik Referatu Centrum Usług Wspólnych w Tuliszkowie, mówi, że zdaniem dyrektorów szkół prace domowe z przedmiotów egzaminacyjnych są potrzebne, ze względu na to, że pewne kwestie trzeba przetrenować w domu, żeby je utrwalić.

– Aktywność własna ucznia jest konieczna, aby przygotować się do egzaminu ósmoklasisty. Nauczyciele, przy braku motywacji uczniów do samodzielnej nauki, braku wsparcia ze strony środowiska rodzinnego, nie są w stanie optymalnie przygotować uczniów, aby osiągali satysfakcjonujące wyniki – dodaje Izabela Tomasik z urzędu gminy w Siemyślu.

Przypomina, że szkoła ponosi odpowiedzialność za uzyskane przez uczniów wyniki i musi przygotować opracowania, których celem jest poprawa efektywności kształcenia. Bez aktywności uczniów, która jest realizowana również w formie zadań domowych, nie ma szans na lepsze wyniki.

– Może więc właściwe byłoby przywrócenie prac domowych chociaż z przedmiotów objętych egzaminem ósmoklasisty – proponuje.

Samorządowcy przyznają, że dyrektorzy są niemal jednomyślni w sprawie braku zadań domowych w szkołach podstawowych.

– Uważamy, że zadawanie prac domowych stanowi istotny element procesu edukacyjnego, który przynosi liczne korzyści zarówno pod względem rozwoju intelektualnego, jak i kształtowania umiejętności życiowych. Prace domowe służą utrwalaniu wiedzy zdobytej w szkole. Regularne powtarzanie i stosowanie informacji w praktyce pomaga uczniom utrwalać nowe pojęcia – argumentuje Ewa Fortunka, kierownik Samorządowego Centrum Usług Wspólnych w Jędrzejowie.

Jak mówi, prace domowe wymagają od uczniów planowania czasu, samodzielnego myślenia, organizacji pracy oraz przyswajania umiejętności skutecznego zarządzania czasem. Brak obowiązkowych prac domowych powoduje, że te kompetencje się nie rozwijają, co może wpływać negatywnie na samorealizację w dorosłym życiu.

– Prace domowe powinny być też narzędziem oceny postępów ucznia. Poprzez systematycznie wykonywane zadania domowe nauczyciele mogą monitorować, czy uczniowie przyswajają materiał, a także identyfikować obszary, które wymagają dodatkowej uwagi. Konsekwencje braku obowiązkowych prac domowych mogą być zauważalne również w późniejszych etapach edukacji. Brak samodyscypliny i nawyku pracy może wpłynąć negatywnie na wyniki na egzaminach, co z kolei może mieć konsekwencje dla dalszej kariery zawodowej – podkreśla Ewa Fortunka.

Na brak zadań narzekają też rodzice najmłodszych uczniów. Jak pokazuje badanie „Jakość edukacji w Polsce”, przeprowadzone w lutym przez internetową szkołę języka angielskiego Novakid, aż 41 proc. ankietowanych rodziców sprzeciwia się zakazowi zadawania prac domowych dzieciom z klas I–III szkoły podstawowej. Zaledwie 28 proc. w pełni popiera to rozwiązanie, a pozostali deklarują brak zdania lub potrzebę uzyskania większej ilości informacji, by móc wyrobić sobie opinię.

– Najbardziej na tę zmianę narzekają rodzice uczniów klas I–III. Domagali się od wychowawcy zadawania prac domowych. Również rodzice starszych dzieci nie są zadowoleni z braku tych zadań, bo to ma odzwierciedlenie w wynikach sprawdzianów i mówią, że muszą więcej korzystać z korepetycji – wylicza Donata Malinowska, dyrektor Biura Obsługi Szkół i Przedszkoli w Gorzowie Śląskim.

Bartłomiej Rosiak, nauczyciel szkoły podstawowej w Łodzi, ocenia decyzję MEN o ograniczeniu prac domowych jako działanie czysto PR-owe. Jego zdaniem w publicznej debacie przyjęto błędne założenie, że zadania domowe to forma opresji wobec uczniów, podczas gdy w rzeczywistości pomagają one w utrwalaniu wiedzy. Zwraca też uwagę, że brak prac domowych w szkołach podstawowych spowoduje, że dzieci będą nieprzygotowane do realiów szkół średnich. – MEN zupełnie pomija ten temat, a tymczasem rodzice coraz częściej mówią, że dzieci uczą się mniej właśnie z powodu nowych zasad – zauważa.

Jakie zmiany by wprowadził? Przede wszystkim postulowałby usunięcie zapisu o nieocenianiu prac domowych. – Ten przepis ogranicza autonomię nauczycieli i zakłada, że ustawodawca wie lepiej, co jest potrzebne w danej klasie. A przecież to nauczyciel widzi, kiedy i w jakiej formie zadanie domowe ma sens – przekonuje Bartłomiej Rosiak. Jego zdaniem zamiast wprowadzać odgórne regulacje, resort powinien zaufać belfrom. – Najlepiej byłoby się z tego zakazu wycofać i jasno zakomunikować, że przywracamy nauczycielom autonomię, którą zbyt pochopnie im odebrano – zastrzega.

Minister edukacji Barbara Nowacka odniosła się do sygnałów napływających ze środowiska oświatowego. Zapowiedziała zbadanie, jakie skutki przyniosło zniesienie obowiązku odrabiania prac domowych oraz jego wpływ na wyniki edukacyjne uczniów. Analizę przeprowadzą eksperci z Instytutu Badań Edukacyjnych – Państwowego Instytutu Badawczego (IBE-PIB). Wicedyrektor IBE-PIB, dr Tomasz Gajderowicz, przekonuje, że już przed wprowadzeniem rozporządzenia istniały silne dowody naukowe wskazujące, w jakich warunkach prace domowe są skuteczne – i to właśnie one miały stanowić podstawę do wdrożenia nowych przepisów.

– Wydaje się jednak, że są miejsca, gdzie rozporządzenie zostało niezbyt trafnie zrozumiane: zakaz oceniania przyniesionej z domu pracy nie oznacza, że uczeń ma się w domu nie uczyć – podkreśla. Jak dodaje, IBE-PIB zaczął już działania mające na celu ocenę skutków wprowadzonych regulacji. – Zbieramy dane od nauczycieli i uczniów na temat tego, jak obecnie wygląda realizacja nauki i pracy w domu. Czekamy też na dane z egzaminów, by ocenić efektywność różnych strategii podejścia do prac domowych – wyjaśnia.

Ewaluacja trochę późno

Minister Nowacka wyraziła nadzieję, że wyniki ewaluacji będą dostępne we wrześniu. Zdaniem dr Igi Kazimierczyk, badaczki oświaty związanej z Uczelnią Korczaka, to jednak niefortunny moment. Jeśli rekomendacje i ewentualne zmiany w przepisach pojawią się dopiero jesienią, to realne korekty będą możliwe najwcześniej pod koniec roku. – A to oznacza kolejne zamieszanie w środku roku szkolnego – zaznacza ekspertka. Podkreśla też, że ewaluacja musi być rzetelna – oparta na reprezentatywnej próbie i zróżnicowanych grupach nauczycieli. – Proste sondaże czy ankiety to za mało, by ocenić skutki reformy – zaznacza.

Doktor Iga Kazimierczyk przyznaje, że rozumie potrzebę zmian w kontekście prac domowych, ale dziwi ją sposób ich przeprowadzenia. – Trafnie zdiagnozowano problem nadużyć w tym zakresie, ale przecież w każdej grupie zawodowej zdarzają się jednostki, które przesadzają. To jednak nie powód, by odbierać narzędzie wszystkim – tłumaczy. Porównuje to do sytuacji kierowców: skoro część z nich łamie przepisy, nie zakazujemy przecież wjazdu do miasta, tylko karzemy tych, którzy naruszają prawo.

Jej zdaniem zamiast odgórnych zakazów, MEN powinno promować dobre praktyki – pokazywać, jak wyglądają sensowne, dobrze zaprojektowane prace domowe, a nie demonizować ich zadawanie i ocenianie. – Przecież uczniowie chcą wiedzieć, co zrobili dobrze, a co trzeba poprawić. Ocena, jeśli nie jest narzędziem presji, może być formą informacji zwrotnej – mówi. I dodaje, że w codziennej pracy z uczniami z orzeczeniami, przy dużym obciążeniu godzinowym, nauczyciele nie zawsze mają czas na indywidualną informację zwrotną.

Doktor Kazimierczyk apeluje do ministerstwa: – Jeśli naprawdę chcemy poprawiać szkołę, to nie zabierajmy nauczycielom narzędzi. Zamiast tego oddajmy im realną autonomię i pokażmy, jak wygląda dobra i zła praktyka – kwituje. ©℗

ikona lupy />
Zdania domowe bez oceny / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe