Dyrektorzy obawiają się, że zostaną zasypani wnioskami o zapłatę za dodatkową pracę. To rezultat uchwały Sądu Najwyższego, który stwierdził, że – jak każdemu pracownikowi – przysługuje im prawo do rekompensaty za ten czas. Jeszcze większy problem mają samorządy, które muszą znaleźć pieniądze na uregulowanie roszczeń nauczycieli
Już w 2013 r. Instytut Badań Edukacyjnych policzył, że przeciętny tygodniowy czas pracy nauczyciela to 46 godzin i 40 minut. Temat pracy po godzinach powraca za sprawą ubiegło tygodniowej uchwały Sądu Najwyższego podjętej w składzie siedmiu sędziów, a dotyczącej prawa do nadgodzin (sygn. akt III PZP 3/24). Zgodnie z tym orzeczeniem praca wykonywana przez nauczyciela ponad normy określone w art. 42 ust. 1 ustawy – Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 986 ze zm.; dalej: KN) jest pracą w godzinach nadliczbowych w rozumieniu przepisów kodeksu pracy.
Nadchodzą ważne zmiany nie tylko dla nauczycieli
Uchwała w sprawie nadgodzin wywołała wielkie poruszenie w środowisku. Nauczyciele dyskutują o roszczeniach za dodatkowy czas pracy poświęcony uczniom. Głos w sprawie zabrało też Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN), które w specjalnym komunikacie napisało, że uchwała SN w składzie siedmiu sędziów zmienia linię orzeczniczą dotyczącą czasu pracy nauczycieli. Przypomina, że zgodnie z dotychczasowym orzecznictwem SN do nauczycieli nie miały zastosowania przepisy kodeksu pracy dotyczące pracy w godzinach nadliczbowych. Resort edukacji deklaruje, że przeanalizuje uchwałę, w tym uzasadnienie, i wówczas zdecyduje o ewentualnych zmianach przepisów ustawowych.
– Nie bardzo wiem, co MEN miałoby tu zmieniać. Jeśli zdecyduje się na wprowadzenie zakazu nadgodzin dla nauczycieli, jak jest w przypadku dyrektorów, to zrazi do siebie całe środowisko. Raczej takiego ruchu nie będzie. Uchwała jest wiążąca i praca powyżej 40 godzin tygodniowo jest pracą w godzinach nadliczbowych, a w kwestiach nieuregulowanych w Karcie nauczyciela ma zastosowanie kodeks pracy – mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny, partner w Peter Nielsen & Partners Law Office. – Jeśli już będzie w tym zakresie nowelizacja KN, to tylko taka, która dotyczy okresów rozliczeniowych nauczycieli, czy to według zasad kodeksowych, czy innych – dodaje.
Piotr Prusinowski, sędzia sprawozdawca SN, uzasadniając uchwałę, również zaznaczył, że może się ona stać przyczynkiem do zmian prawnych. „Ustawodawca pewnie zauważy potrzebę uśrednienia tygodniowej normy czasu pracy nauczycieli i ewentualnie weźmie pod uwagę wprowadzenie dla nich jakichś okresów rozliczeniowych” – wskazał.
Nauczyciele muszą udowodnić
Idealną okazją do uwzględnienia tej uchwały w przepisach jest nowelizacja Karty nauczyciela, nad którą już pracuje MEN. Jej projekt w lutym trafił do wykazu prac Rady Ministrów. Tym bardziej że planowana nowelizacja w pewnym zakresie miała dotyczyć także uregulowania płatności za dodatkową pracę..
– W prywatnych szkołach nie ma problemu nadgodzin. Wszystko jest doprecyzowane w regulaminach wynagrodzeń. Jeśli nauczyciel jedzie na zieloną szkołę, to otrzymuje z tego tytułu po prostu dodatkowe pieniądze. W przypadku nauczycieli zatrudnionych na podstawie KN można wystawić delegację, jeśli jadą oni z dziećmi na wycieczkę, a wtedy nie wchodzą w grę nadgodziny – mówi Robert Kamionowski.
Jego zdaniem nauczycielom bardzo trudno będzie udowodnić, że pracowali przez ponad 40 godzin tygodniowo, jeśli ich zadania są takie płynne i wynikają z zakresu obowiązków wchodzących w wymiar czasu pracy. – Trzeba też pamiętać, że nauczyciele poza pensum nie mają ewidencjonowanego czasu pracy. Bo jak np. ustalić, ile godzin w danym tygodniu poświęcili na samokształcenie? – zauważa Kamionowski.
Dyrektorzy szkół z obawami o przyszłość
Oburzenia nie kryją dyrektorzy, którzy przyznają, że część nauczycieli jest rzeczywiście bardzo zaangażowanych w nauczanie dzieci i nie zważa, czy przekroczyła 40-godzinny tygodniowy wymiar czasu pracy. Teraz obawiają się, że nauczyciele zmienią podejście.
– Już rozmawiałem z panią dyrektor o tym, że musimy się jakoś zabezpieczyć. Wskutek tej uchwały nauczyciele mogą się domagać nadgodzin za wycieczki, nagle zaczną robić więcej gazetek klasowych czy będą poprawiać prace klasowe w szkole i tym samym zaczną na bieżąco generować nadgodziny, na które nie mamy pieniędzy. Ze strony dyrektora można co najwyżej próbować wpływać na nauczycieli, aby niektóre czynności wykonywali szybciej, ale w takich kwestiach jak przygotowywanie do konkursów nie da się przecież przyspieszyć – mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor w Szkole Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
W jego ocenie MEN powinien stworzyć katalog czynności, za które szkoła powinna dodatkowo płacić. – Oczywiście musi też zapewnić na to pieniądze – mówi i podkreśla, że szkoły nie mają narzędzi do tego, aby kontrolować i ewidencjonować pracę w nadgodzinach. – Skutkami uchwały będą nie tylko gigantyczne koszty, lecz także większa biurokracja – dodaje.
Dyrektorzy i samorządy nie mogą zwlekać
Szefowie placówek oświatowych przyznają, że nauczyciele, domagając się zapłaty za nadgodziny, będą się powoływać na niniejszą uchwałę i art. 91c KN. Zgodnie z nim w zakresie spraw wynikających ze stosunku pracy, a nieuregulowanych przepisami ustawy, mają zastosowanie przepisy kodeksu pracy.
– Nie może być zgody na takie zaskakiwanie dyrektorów przez nauczycieli. Szefowie placówek oświatowych powinni czym prędzej ustalić, za co ewentualnie będą wypłacać nadgodziny. Stosowną uchwałę w tej sprawie powinny podjąć poszczególne rady pedagogiczne. Trzeba też zastrzec, że gdy nauczyciel będzie blisko przekroczenia 40 godzin pracy, to powinien o tym odpowiednio wcześniej powiadomić dyrektora – mówi Józef Łasak, nauczyciel i przewodniczący Rady Powiatu w Wadowicach. – Jednak nie można kwestionować prawa. Dlatego dyrektorzy powinni występować do organów prowadzących o zabezpieczenie dodatkowych pieniędzy na ten cel – przekonuje.
Szczególnie że nauczyciele mogą się domagać również zapłaty za wcześniejsze nadgodziny. Trzeba jednak pamiętać, że taki wniosek musi być dobrze udokumentowany i obejmować maksymalnie trzy lata wstecz, a nie cały okres dotychczasowej pracy.
Lokalni włodarze mówią wprost, że nie mają pieniędzy na zapłatę za nadgodziny.
– W tym roku dokładamy do oświaty 14 mln zł. Jeśli dyrektorzy szkół wystąpią do nas o dodatkowe pieniądze na nadgodziny, to niestety już teraz ogłaszam, że ich nie mam – mówi Mariusz Zańko, starosta powiatu włodawskiego.
Jego zdaniem konieczne jest nie tylko uregulowanie zasad przyznawania ewentualnych nadgodzin, lecz także zreformowanie całego systemu wynagradzania nauczycieli, a wypłacanie im pensji powinien przejąć rząd. ©℗