Trzy etapy nauczania w szkole podstawowej i więcej zajęć praktycznych - m.in. takie propozycje przedstawili eksperci pracujący przy MEN nad zmianami ramowych planów nauczania. Eksperci mają wątpliwości, czy uda się wdrożyć zmiany w realiach polskiej szkoły.
Rada ds. Monitorowania Wdrażania Reformy Oświaty przy Instytucie Badań Edukacyjnych – Państwowym Instytucie Badawczym (IBE-PIB) przyjęła oficjalne stanowisko dotyczące nowego formatu podstawy programowej. Eksperci pozytywnie ocenili zaproponowany przez IBE-PIB model konstruowania podstaw programowych. Jednym z kluczowych postulatów jest podział edukacji na trzy etapy: klasy I–III, IV–VI oraz VII–VIII, co ma lepiej dostosować proces nauczania do rozwoju uczniów. Dodatkowo rada rekomenduje wyodrębnienie zasad oceniania z podstawy programowej i uregulowanie ich w osobnym rozporządzeniu.
- Opinie rady są przekazywane do ministerstwa w formie rekomendacji. Ostateczne decyzje należą do kierownictwa resortu edukacji. Ale z pewnością będzie to jeden z kluczowych argumentów przy ich podejmowaniu - mówi DGP dr Tomasz Gajderowicz, zastępca dyrektora IBE-PIB.
Kolejne propozycje zmian
Na kolejnym posiedzeniu organu zapadną decyzje dotyczące propozycji ekspertów IBE-PIB w zakresie ramowych planów nauczania. Jakie rozwiązania postulują? Dostosowanie rozkładu godzin lekcyjnych (przy jednoczesnym zachowaniu ich łącznej liczby), by odciążyć uczniów klas VII–VIII, a także większa pula godzin do dyspozycji dyrektorów na zajęcia dodatkowe, w tym co najmniej jedna godzina zajęć wyrównawczych, jedna dla uczniów zdolnych. Wśród propozycji znalazło się również wprowadzenie „tygodnia projektowego” w listopadzie, podczas którego uczniowie będą realizować oceniane projekty. Planowane jest także zwiększenie liczby zajęć praktycznych oraz przywrócenie przedmiotu „przyroda” w klasach IV–VI.
- Obecnie członkowie rady przesyłają swoje stanowiska, które zostaną omówione podczas kolejnych obrad. Warto jednak podkreślić, że jedno z kluczowych postanowień – dotyczące nowej podstawy programowej i wprowadzenia doświadczeń edukacyjnych – zostało niemal jednogłośnie zaakceptowane, co jest istotnym krokiem w kierunku reformy - dodaje dr Gajderowicz. I zastrzega, że działanie rady to “nowe podejście do reformy edukacji”.
Szkoły przygotowane?
Czy propozycje mają realne szanse na skuteczne wdrożenie w polskich szkołach? - Z mojej perspektywy wygląda to odrobinę, jak próba powrotu do filozofii gimnazjalnej – przyroda, później podział przedmiotowy, projekty, zajęcia praktyczne – mówi DGP Bartek Rosiak, nauczyciel w szkole podstawowej w Łodzi.
Zastrzega, że w niektórych placówkach może pojawić się kłopot z realizacją zajęć praktycznych. Powód? Brak dostatecznej liczby sprzętu i liczne klasy. - Łatwo mówić o nowoczesnej i praktycznej edukacji, ale wymaga ona odpowiednich zasobów i finansowania – dodaje.
W podobnym tonie sprawę komentuje dr Iga Kazimierczyk, badaczka oświaty związana z Uczelnią Korczaka. - Nie mamy pewności, czy szkoły dysponują odpowiednią infrastrukturą do pracy praktycznej – miejscami do pracy w grupach, przestrzenią na zajęcia poza tradycyjną salą lekcyjną czy strefami do nauki samodzielnej – mówi DGP.
Dr Karol Dudek-Różycki, nauczyciel chemii i przewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych (PSNPP) podkreśla, że Polska jest niezwykle zróżnicowana pod względem edukacji – zarówno jeśli chodzi o wyposażenie placówek, jakość szkół, jak i kompetencje nauczycieli.
- Oczywiście, ograniczeniem zawsze są finanse, ale to właśnie na edukację powinny być przeznaczane środki - zastrzega. I dodaje, że kluczowe jest odpowiednie skonstruowanie podstawy programowej.
- Nie chodzi o to, by w szkołach pojawił się wyszukany sprzęt – do realizacji podstawowych doświadczeń wystarczyłoby coroczne dofinansowanie w wysokości kilku tysięcy złotych z budżetu gminy - dodaje.
Ekspert uważa, że powrót przyrody do szkół to dobre rozwiązanie. - Cieszy zmiana podejścia do interdyscyplinarnego łączenia przedmiotów - mówi. I dodaje, że nowe rozwiązania powinny otwierać nowe perspektywy i wprowadzać realne innowacje, zamiast jedynie odświeżać dotychczasowy model systemu edukacji. - Jaka będzie rzeczywistość? Zobaczymy. Ale zmiany są konieczne, ponieważ obecny system nie przynosi oczekiwanych efektów – wręcz przeciwnie, pogłębia problemy. Widać to szczególnie w przypadku nauk przyrodniczych, gdzie poziom wiedzy uczniów jest dziś znacznie niższy niż w czasach gimnazjów - podkreśla.
Dr Dudek-Różycki sceptycznie ocenia pomysł odgórnego wyznaczenia tygodnia projektowego na listopad – miesiąc, w którym wielu uczniów jest nieobecnych z różnych powodów. Zwraca też uwagę na dodatkowe zajęcia wyrównawcze i lekcje dla zdolnych uczniów. - To ciekawe rozwiązanie, ale może ograniczać autonomię dyrekcji, która powinna sama podejmować decyzje w tym zakresie. Dodatkowo podział w taki sposób może prowadzić do segregacji uczniów - mówi.
Wątpliwości zgłasza również dr Kazimierczyk - także ocenia, że podział może prowadzić do etykietowania uczniów w środowisku szkolnym. - Problemem jest również to, kto miałby te zajęcia prowadzić. Jeśli liczba godzin lekcyjnych się nie zmienia, nauczyciele nadal będą pracować ponad pensum. Dodatkowe zajęcia oznaczają godziny ponadwymiarowe, które musiałyby być dodatkowo płatne, a reforma ma być bezkosztowa, co rodzi pytania o jej realność – mówi.