W Sejmie 6 marca odbędzie się posiedzenie podkomisji Komisji Edukacji i Nauki, na którym rozpatrywany będzie obywatelski projekt ustawy o zmianie ustawy Karta Nauczyciela. Inicjatorem projektu jest Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Przedwyborcza reaktywacja projektu ZNP?
Zawarte w nowelizacji przepisy są już po części nieaktualne. Projekt został złożony w Sejmie jeszcze w poprzedniej kadencji, w 2021 r., i przewidziane w nim odniesienia do stopni awansu zawodowego trzeba będzie zmienić, ponieważ obecnie m.in. nie ma już np. stopnia nauczyciela kontraktowego.
Główne założenia przewidują odejście od ustalania corocznie kwoty bazowej, od której są naliczane pensje. W zamian proponuje się wprowadzenie zasady, że wynagrodzenia nauczycieli wzrastają proporcjonalnie i z automatu na podstawie wyliczeń przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
W nowej kadencji Sejmu projekt trafił do komisji już ponad rok temu. Dlaczego prace nad jego uchwaleniem zostały wznowione właśnie teraz?
– Według mnie powodem są wyłącznie zbliżające się wybory prezydenckie. Wciąż zresztą nie mamy stanowiska rządu w sprawie tego projektu – mówi Sławomir Wittkowicz, członek prezydium Forum Związków Zawodowych, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.
– Władza gra na czas. Przyczyną przeciągania prac, jak przypuszczam, jest nie tylko brak środków w budżecie, ale też obawa polityków przed utratą wpływu na ustalanie pensji nauczycieli – dodaje.
Strona rządowa ma też obawy, że wprowadzenie automatycznych podwyżek dla jednej grupy zawodowej spowoduje roszczenia innych pracowników sfery budżetowej.
Dodatek trzyma się mocno
W projekcie, który zakłada takie rewolucyjne zmiany, nie ma natomiast propozycji uchylenia art. 30a ustawy – Karta Nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2024 poz. 986 ze zm.). A przydałaby się. Na podstawie tego przepisu do 20 stycznia każdego roku organ prowadzący szkoły lub przedszkola, będący jednostką samorządu terytorialnego, przeprowadza analizę wydatków na wynagrodzenia nauczycieli, poniesionych w poprzednim roku kalendarzowym, w odniesieniu do wysokości średnich wynagrodzeń oraz średniorocznej struktury zatrudnienia nauczycieli początkujących, mianowanych i dyplomowanych. W przypadku, gdy nie osiągnięto choćby na jednym z tych stopni awansu średniej płacy, samorząd zobowiązany jest wypłacić wszystkim nauczycielom z tej grupy awansu zawodowego jedno razowy dodatek uzupełniający. Sprawozdanie w tym zakresie samorządy muszą przekazać regionalnym izbom obrachunkowym, a także oświatowym związkom zawodowym.
Mechanizm ten wprowadzono w 2009 r. i od początku był krytykowany przez samorządy. Na początku musiały one na ten cel przeznaczyć ćwierć miliarda złotych, w kolejnych latach już mniej – prawie 52 mln zł. W czasie pandemii nastąpił wzrost do 158 mln zł, m.in. z uwagi na to, że nauczyciele nie wypracowywali godzin doraźnych. Wiele samorządów wypłaca dodatek ze względu na małą liczbę uczniów, a także niepełne etaty dla nauczycieli.
Próba likwidacji dodatku była przeprowadzona już dwukrotnie – przez poprzednią władzę. Organizacje związkowe w większości opowiadają się za jego zniesieniem.
– Jednorazowy dodatek uzupełniający to problem dla samorządów, ale też dla nauczycieli, bo jeśli jest przyznawany, to otrzymują go wszyscy z danej grupy awansu zawodowego, bez względu na zaangażowanie – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Jego zdaniem, jeśli zostanie wprowadzona coroczna waloryzacja płac, dodatek trzeba zlikwidować. Podobnie uważa Barbara Sipa, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Kielce.
Jaki jest cel dodatku uzupełniającego
– Celem dodatku jest wyrównywanie ewentualnych niedoborów w wynagrodzeniu nauczycieli w tych jednostkach samorządu terytorialnego, gdzie wypłacane pensje są niższe od określonego przepisami minimum. W miastach, w których nauczyciele regularnie otrzymują średnie wynagrodzenie, tak jak u nas, dodatek nie jest naliczany ani wypłacany – mówi.
Jednak, jak dodaje, z punktu widzenia tych jednostek samorządowych, w których nauczyciele nie osiągają wymaganej średniej płacy, składnik ten może nadal odgrywać istotną rolę.
– Gdyby został zniesiony, wynagrodzenia nauczycieli byłyby poniżej ustawowego poziomu. Jednak można go zastąpić innym mechanizmem, który w bardziej elastyczny sposób odpowiadałby na potrzeby finansowe pracowników oświaty – zaznacza.
Julia Pawlikowska, zastępca kierownika Referatu Księgowości Oświatowej urzędu miasta w Prudniku, też podkreśla, że w kwestii likwidacji dodatku są argumenty za i przeciw.
– Dodatek jest obciążeniem finansowym, które powinno być pokrywane z budżetu państwa, a nie ze środków samorządu. Ponadto mechanizm ten to skutek niewłaściwego finansowania edukacji. Lepszym rozwiązaniem byłoby podniesienie subwencji oświatowej i zagwarantowanie nauczycielom odpowiednich wynagrodzeń wprost, bez potrzeby wyrównywania braków dodatkiem – mówi.
Natomiast, jej zdaniem, argumentem przeciw zniesieniu dodatku jest to, że jego likwidacja mogłaby prowadzić do faktycznego obniżenia płac w niektórych gminach i pogłębić różnice płacowe między nauczycielami w różnych regionach.
– Jednak kompleksowe uporządkowanie systemu wynagradzania nauczycieli byłoby znaczenie lepszym rozwiązaniem niż dodatek – podsumowuje.
Samorządy się skarżą na niepotrzebną biurokrację
Są też zdecydowani przeciwnicy. – Dodatek powinien być zniesiony. Wynagrodzenie powinno dotyczyć rzeczywiście przepracowanych godzin, a nie być wyrównane do średniego wynagrodzenia nauczyciela w danym roku, na które wypływ ma wiele innych czynników, jak np. odprawa emerytalna – mówi Brygida Dulęba, sekretarz gminy Chrząstowice.
– Trudno jest zrozumieć, że nauczyciel, który otrzymuje wynagrodzenie według tabeli płac, gdzie zgodnie z prawem uwzględnia się wykształcenie i staż pracy, może mieć jakieś roszczenia z tytułu niewypracowania średniej – mówi Paweł Piwowarski, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Łomży.
Magdalena Ściężor, kierownik Ośrodka Administracyjnego Szkół Gminy Stargard, podkreśla, że jest to bardzo uciążliwy obowiązek.
– Wyliczenia są bardzo czasochłonne, wymagają dużego nakładu pracy w okresie newralgicznym dla księgowości budżetowej, podczas zamykania roku budżetowego, ksiąg rachunkowych, przygotowania PIT-ów oraz rocznych sprawozdań z różnego rodzaju dotacji. U nas od kilku lat nauczyciele nie otrzymują dodatku, ponieważ wynagrodzenia są kształtowane znacznie powyżej średniej określonej w art. 30 – dodaje.
Z sondy DGP wynika, że wiele samorządów w tym roku wypłaca dodatek.
– U nas został wypłacony w kwocie ponad 105,6 tys. zł i objął nauczycieli mianowanych. Średnio wyniósł w przeliczeniu na jednego nauczyciela 2 tys. zł. Świadczenie to było wyższe o 41,2 tys. zł od wypłaconego w ubiegłym roku – informuje Artur Tokarz, skarbnik Miasta i Gminy Busko-Zdrój.
Justyna Brewińska z Urzędu Gminy i Miasta Głowna informuje, że tam na ten cel łącznie przeznaczono prawie 26,4 tys. zł. Średnio w przeliczeniu na jednego uprawnionego nauczyciela wypłacono dodatek w wysokości 462,78 zł. W 2024 r. w Głownie dodatek nie był wypłacany. Anna Urbanek z Zakładu Ekonomiczno-Administracyjnego w Łowiczu podaje, że w tym roku na dodatki uzupełniające dla nauczycieli początkujących przeznaczono ponad 54,4 tys. zł. To o 17,6 tys. zł więcej niż w ubiegłym roku.
Są też samorządy, które rok temu dodatku nie wypłacały, a teraz muszą.
– W styczniu 2025 r. wypłaciliśmy ok. 144 tys. zł dodatku uzupełniającego wraz ze składkami do ZUS. Średnio na osobę przyznano 2,7 tys. zł – mówi Biruta Balunas-Jankowska, inspektor ds. obsługi finansowo-księgowej szkół Urzędu Gminy Puńsk. W poprzednim roku osiągnięto tam średnie wynagrodzenia nauczycieli, więc nie wypłacono dodatku. ©℗