Przepisy o potrzebach oświatowych, czyli o nowym systemie wspierania samorządów z budżetu państwa, który zastąpił subwencje, wymagają zmian. Potrzebne są także wytyczne i szkolenia dla osób zajmujących się w gminach rozdzielaniem środków na ten cel

Tak wynika z rozmów przeprowadzonych przez DGP z przedstawicielami jednostek samorządu terytorialnego (JST). Sprawa jest poważna, bo urzędnicy mają problem z podziałem pieniędzy.

Od stycznia samorządy nie otrzymują już subwencji oświatowej. Zamiast tego przeznaczone dla nich środki z budżetu państwa są kalkulowane w oparciu o potrzeby oświatowe. Po miesiącu funkcjonowania nowych regulacji reforma modelu finansowania samorządów, w tym szkół i przedszkoli, w dalszym ciągu budzi wiele emocji i zastrzeżeń. Co więcej, mimo że w ogólnym rozliczeniu w tym roku wydatki z budżetu państwa na edukację wzrosną, to wciąż są to kwoty niewystarczające do utrzymania placówek oświatowych. Zdaniem ekspertów będą konieczne poprawki do nowych rozwiązań i dodatkowe wytyczne resortu edukacji.

Brakuje wskazówek

Przedstawiciele samorządów mają sporo zastrzeżeń do funkcjonowania nowego systemu.

– System Informacji Oświatowej (SIO) nie precyzuje puli potrzeb oświatowych w podziale na poszczególne placówki. Dokonuje tego globalnie dla danej jednostki samorządu terytorialnego. W rezultacie gmina musi mozolnie podzielić przyznane środki między szkoły i przedszkola – wyjaśnia Brygida Dulęba, sekretarz gminy Chrząstowice.

Beata Turkowska, p.o. dyrektor Nowodworskiego Centrum Usług Wspólnych, tłumaczy, że jest to trudne, bo do nowego systemu finansowania oświaty brakuje technicznych wytycznych.

– Organ prowadzący nie wie, czy będzie, czy też nie, tzw. metryczka, czyli dokument, na podstawie którego można wyliczyć stawkę dotacji na uczniów szkół. System Informacji Oświatowej nie jest dostosowany do nowego sposobu wyliczeń, tj. z uwzględnieniem potrzeb oświatowych. Te zostały wyliczone w SIO zgodnie ze stanem na 15 maja 2024 r., a raporty widoczne w systemie są sporządzone według stanu prawnego na 30 września, a więc według zasad, na jakich była wyliczana subwencja oświatowa – mówi Beata Turkowska.

Dodaje, że jest duży problem z naliczaniem dotacji dla placówek niepublicznych, ponieważ nie ma jasnych wytycznych i raportów dotyczących jej obliczania. Ponadto termin obliczania potrzeb, tj. 30 czerwca, jest bardzo niefortunny dla szkół, ponieważ w tym czasie odbywają się zakończenie roku szkolnego, klasyfikacje, a w szkołach średnich egzaminy zawodowe. – Nie ma szkoleń ani wytycznych Ministerstwa Edukacji, więc musimy działać po omacku – podsumowuje Beata Turkowska.

Największym rozczarowaniem jest to, że jeśli z jakichś przyczyn szkoła nie zrealizuje części wymaganej ustawą liczby godzin, nawet tylko jednej godziny w ciągu roku, trzeba zwrócić całą pulę naliczonych środków odpowiednią do wagi określonej na ucznia. Nie ma znaczenia, że część godzin została prawidłowo zrealizowana, a gmina wydała środki na organizację tych zajęć. Nie przewidziano też środków na dodatkowe zajęcia dla dzieci, które nie otrzymują z poradni psychologiczno-pedagogicznych orzeczeń, a jedynie opinie. Z kolei rodzice tych dzieci domagają się dla swoich pociech wsparcia w postaci dodatkowych godzin zajęć.

Największe ryzyko dla miasta to finansowanie oświaty

Również duże miasta, które co do zasady poparły zmiany, dostrzegają luki w nowym systemie.

– Jednym z brakujących elementów jest rozwiązanie problemu z finansowaniem edukacji dzieci i młodzieży, które nie są mieszkańcami jednostki samorządu terytorialnego, gdzie jest zlokalizowana szkoła. Szczególnie dotyczy to szkolnictwa ponadpodstawowego, którego oferta u nas jest szeroka i atrakcyjna. Tym samym w szkołach na naszym terenie kształci się dużo uczniów, którzy są mieszkańcami samorządów ościennych, w związku z czym ich rodzice płacą podatki w innych gminach – podkreślają urzędnicy z łódzkiego magistratu.

Monika Beuth, rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza, podkreśla, że zmiany idą w dobrym kierunku, czyli uniezależnienia dochodów gmin lub powiatów od wszystkich zmiennych, które powodowały ubytki w dochodach samorządów w ostatnich latach, np. ulg podatkowych. – Największym ryzykiem dla miasta jest finansowanie oświaty. W stolicy, tak jak w bardzo wielu innych samorządach, od lat jest to najkosztowniejsza pozycja budżetowa. Najbardziej dysfunkcjonalnym sposobem finansowania oświaty była subwencja oświatowa, która systematycznie pogłębiała problem niedofinansowania edukacji, w związku z czym jej finansowanie przerzucano na JST – mówi rzeczniczka.

Jednak podkreśla, że są obszary związane z edukacją, które nadal wymagają dyskusji społecznej i zmian systemowych. Dotyczy to w szczególności edukacji domowej oraz postępującej swoistej prywatyzacji oświaty, co widać szczególnie w odniesieniu do przedszkoli.

– Oczywiście nikt nie ma zamiaru likwidować ani zaprzestać finansowania istniejących szkół czy przedszkoli niepublicznych, natomiast w dobie niżu demograficznego uzasadnionym pytaniem jest, jak powinna wyglądać struktura oświaty w Polsce. To jednak pytanie do MEN – zaznacza.

Nie starcza na pensje

Niezależnie od tego, czy dotacje z budżetu na edukację są nazywane subwencją oświatową, czy wydatkami na potrzeby oświatowe, większość z nich jest przeznaczana na pensje nauczycieli. Jeśli doliczymy do tego wynagrodzenia pracowników obsługi i administracji, to nie ma co liczyć na to, że dotacje z budżetu państwa pokryją wszystkie wydatki.

– Wynagrodzenia nauczycieli to ok. 85 proc. kosztów w edukacji. W związku z tym idealnym rozwiązaniem byłby obowiązek sfinansowania z budżetu państwa wynagrodzeń pracowników oświaty – mówi dr inż. Arseniusz Finster, burmistrz Chojnic.

Anna Krawiec, sekretarz miasta Lubań, potwierdza, że środki przekazane z budżetu państwa pokryją jedynie część kosztów wynagrodzeń nauczycieli oraz pozostałych pracowników oświaty. – Największym rozczarowaniem jest brak adekwatnego wzrostu finansowania, uwzględniającego rosnące potrzeby sektora oświaty. Kwota określona na potrzeby oświatowe w 2025 r. jest niewystarczająca, żeby pokryć wydatki ponoszone na edukację przez jednostki samorządu. Zaletą nowego systemu jest natomiast większe ukierunkowanie środków na specyficzne potrzeby edukacyjne – dodaje.

Kryspina Rogowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Bełchatów, również potwierdza, że środki z budżetu państwa pokrywają tylko część wydatków osobowych w szkołach i przedszkolach. Samorządowcy przyznają, że sumy przeznaczone na wydatki na potrzeby oświatowe rosną, ale nie w takim tempie, jak jest to potrzebne.

– Środki otrzymane z budżetu państwa nie pokrywają w całości wynagrodzeń wraz z pochodnymi wszystkich pracowników jednostek oświatowych. W 2024 r. otrzymaliśmy subwencję oświatową w wysokości nieco ponad 27 mln zł oraz dotację przedszkolną w wysokości ok. 2,7 mln zł. Na 2025 r. planowana kwota potrzeb oświatowych to ponad 32 mln zł. Oczekiwalibyśmy zwiększenia środków na oświatę, a przynajmniej żeby dotacja pokryła wszystkie wynagrodzenia w jednostkach oświatowych wraz z pochodnymi – mówi Joanna Fronczek, skarbnik gminy Warka. Dodaje, że nowy system finansowania nie jest bardziej czytelny niż poprzedni.

Pieniądze z budżetu nie rekompensują wydatków na oświatę

Lokalni włodarze przekonują, że nawet jeśli subwencja, a obecnie potrzeby edukacyjne jakimś cudem pokrywają wydatki związane z pensjami osób zatrudnionych w edukacji, to obowiązki, jakie ciążą na samorządowcach, są znacznie większe.

– Potrzeby oświatowe w przypadku naszej gminy są o ok. 2 mln zł mniejsze niż rzeczywiste środki, które zostaną wydane na oświatę w 2025 r. – mówi Witold Liszkowski, wójt gminy Puńsk.

– Otrzymane przez nas środki nie rekompensują koniecznych nakładów na oświatę. W 2025 r. przeznaczyliśmy na funkcjonowanie szkół i innych placówek oświatowych 451,4 mln zł, a z budżetu centralnego otrzymaliśmy 327,2 mln zł – wylicza Katarzyna Ciupek, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Kalisza. Jej zdaniem wskaźnikiem decydującym o tym, ile środków otrzymuje gmina czy miasto na oświatę, powinna być liczba i liczebność oddziałów oraz liczba nauczycieli. Szczególnie jeśli chodzi o szkoły specjalne i szkoły ogólnodostępne, w których jest realizowana edukacja włączająca.

– Kluczowym elementem jest uniezależnienie dochodów JST od zmian w podatkach, co wydaje się krokiem w dobrym kierunku. Dzięki temu samorządy będą miały większą stabilność finansową i zapewnioną przewidywalność przy planowaniu swoich budżetów. Jednak naszym zdaniem nowa ustawa nie gwarantuje pełnego zbilansowania potrzeb oświatowych Łodzi. Wpływy do budżetu będą niższe od wydatków ponoszonych na cele oświatowe – podkreślają przedstawiciele łódzkiego magistratu.

Barbara Rydygier, sekretarz gminy Konarzyny, również informuje, że w jej gminie wydatki na wynagrodzenia z pochodnymi nie są pokrywane w całości z budżetu państwa.

Eksperci też są zdania, że kolejne zmiany są niezbędne.

– Wszystkie te uwagi i spostrzeżenia samorządowców pokazują, że resort edukacji i minister finansów będą musieli przeanalizować te rozwiązania i wydać wytyczne, a także dokonać kolejnych zmian w prawie, aby udoskonalić system finansowania potrzeb oświatowych – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Tłumaczy, że realizacja tej reformy powinna być połączona z wyższymi nakładami na edukację z budżetu państwa. Konieczne są też zdefiniowanie zadań oświatowych i dokonanie ich wyceny. ©℗

ikona lupy />
Pieniędzy więcej, ale wciąż za mało / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe