Ograniczenie liczby kadencji szefów gmin czy nowe województwa. Wybory mogą przynieść zmiany także dla Polski lokalnej.
/>
Im bliżej wyborów, tym bardziej partie polityczne licytują się na rewolucyjne pomysły dotyczące funkcjonowania samorządów. Niewykluczone, że skutkiem parlamentarnych roszad będą np. zmiany w podziale terytorialnym kraju. Najdalej idzie PiS, które proponuje wydzielenie dwóch nowych województw: warszawskiego i środkowopomorskiego. Kontrowersje budzi zwłaszcza pomysł wyodrębnienia stolicy z Mazowsza. PiS twierdzi, że Warszawa swoją zamożnością zawyża statystyki całego województwa, przez co Unia przydzieli regionowi mniej pieniędzy. – Dziś Warszawa doprowadza do tego, że w kolejnym unijnym budżecie po 2020 r. Mazowszu już się nie będzie nic należało, a tak być nie może. Okolice Siedlec, Radomia, Ostrołęki są bardzo ubogie i tam jest potrzebne to wsparcie – przekonuje prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Władze woj. mazowieckiego są przeciwne wydzielaniu stolicy. – To gra na resentymentach – ocenia marszałek województwa Adam Struzik (PSL). Samorząd przekonuje, że rewolucja na mapie nie przyniesie rewolucji w finansach. W perspektywie 2014––2020 Mazowsze otrzymało 2,1 mld euro unijnego dofinansowania. Gdyby nastąpił podział administracyjny, Warszawa mogłaby liczyć na ok. 300 mln euro, a pozostała część województwa na ok. 1,8 mld euro. – Tak więc kwota, jaka przypadłaby Mazowszu w obecnych granicach administracyjnych, nie uległaby istotnym zmianom – przekonuje urząd marszałkowski.
Wbrew wcześniej pojawiającym się dyskusjom żadna z liczących się partii nie proponuje w sposób otwarty likwidacji powiatów. Nowoczesna Ryszarda Petru wskazuje raczej na potrzebę zwiększania współpracy gmin i stopniowego przejmowania zadań powiatów. Z kolei PO w zeszłym tygodniu udało się przeprowadzić przez Sejm projekt ustawy, która wprowadza de facto nową quasi-jednostkę samorządową w postaci dobrowolnych związków metropolitalnych. Będą one odpowiadać m.in. za kształtowanie ładu przestrzennego czy organizację publicznego transportu zbiorowego na swoim terenie (np. wspólny bilet).
Nie brakuje też propozycji dotyczących sposobu finansowania władz lokalnych. Przy okazji planowanej przez PO reformy janosikowego przedstawiciele resortu finansów zapowiedzieli zastąpienie części samorządowych udziałów w CIT udziałami we wpływach z VAT. PiS dość ogólnikowo mówi o potrzebie właściwego dofinansowania zadań zlecanych samorządom przez administrację centralną. Choć pojawiają się czasem bardziej konkretne zapowiedzi. Takie jak ta z zeszłego miesiąca, gdy podczas debaty w Instytucie Wolności w Warszawie kandydatka PiS na premiera Beata Szydło wspomniała o potrzebie utworzenia funduszu, który byłby odpisem z VAT za już zrealizowane przez samorządy inwestycje. – Te pieniądze później byłyby wykorzystywane na kolejne inwestycje – przekonywała. Z kolei Zjednoczona Lewica w ankiecie przeprowadzonej przez Fundację Batorego deklaruje zwiększenie udziału gmin we wpływach z PIT do 50,5 proc. (dziś to niewiele ponad 39 proc.), a w CIT do 8,04 proc. (obecnie 6,71 proc.). Udział w VAT zdaniem lewicy powinien mieć charakter „symboliczny”. PSL proponuje dać samorządom wpływy z CIT w całości, by w ten sposób mogły finansować „lokalne inwestycje i rozwój infrastruktury”.
Mnożą się także pomysły na większą aktywizację lokalnych społeczności. Na jednej z konwencji PO przedstawiła pomysł, by każda duża inwestycja była opiniowana przez obywateli. Z podobnymi postulatami wychodzą niemal wszystkie liczące się ugrupowania, z wyjątkiem lewicy i Nowoczesnej. Partia Ewy Kopacz zdążyła już nawet zapewnić, że przygotowuje „bezpieczny system” do przeprowadzania miejskich referendów przez internet. Choć, jak usłyszeliśmy od polityków PO, na razie brakuje koncepcji, jak taki system miałby wyglądać. Jednym z pomysłów jest wykorzystanie platformy ePUAP i profilu zaufanego. O głosowaniu przez internet mówi też ugrupowanie Ryszarda Petru.
Spokojnie nie mogą spać tzw. samorządowe dinozaury, czyli wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast, którzy od wielu lat nieprzerwanie pełnią urząd. W ramach wspomnianej ankiety Fundacji Batorego tylko obecna koalicja rządząca PO–PSL sprzeciwiła się ograniczaniu kadencji lokalnych włodarzy. Pozostałe ugrupowania – PiS, Zjednoczona Lewica, Nowoczesna i Razem – opowiadają się za tym, by szefowie miast i gmin sprawowali swój urząd maksymalnie przez dwie kadencje.