Inne problemy mają województwa zachodnie, gdzie ważny jest brak granic z
UE, a inne na wschodzie Polski, gdzie czynnikiem hamującym rozwój jest jak na razie bariera granicy. Pomysłów na pewną różnorodność jest wiele. Czemu więc nie spróbować oddać władzy samorządom? Czy jest spór co do tego, że istnieje taka potrzeba? Dziś już nie powinno być co do tego wątpliwości, no chyba że ktoś nigdy nie wyjechał z Warszawy i świat postrzega heliocentrycznie. Przecież zwolennikom unitaryzmu zawsze się może wydawać, że nec soli cedit (słońcu nie ustępują). Podczas gdy nasz polski mikrokosmos składa się nie tylko ze słońca, ale wielu planet krążących po swoich indywidualnych orbitach. Do czego miałaby decentralizacja prowadzić i jaki ma związek ze scalaniem dwóch plemion Polaków? Patrząc na świat z Warszawy, wszystko wydaje się większe, trudniejsze, bardziej zaognione, po prostu naj. Natomiast rzeczywistość zmienia się, gdy się od niej oddalamy. Szczerze mi szkoda tych wszystkich polityków, którzy do stolicy przyjeżdżają i z niej wyjeżdżają do swoich małych ojczyzn. Można się rozchorować i popaść w schizofrenię. Raz potęga centrum, siła rażenia i Sejm, który każdy kawałeczek naszej rzeczywistości chce uregulować ustawami, innym razem dom i inny świat polski gminnej, w którym się znajdują. Nie chcę powiedzieć, że Polska prowincjonalna, a więc cała ta niewarszawska, to sielanka i zgoda. Ale też wiemy dokładnie, że żyjąc obok siebie w regionach, miastach czy małych gminach funkcjonujemy w naszej regionalnej, gminnej rzeczywistości. Dlatego jest nam łatwiej żyć. Bo znamy się nie od dziś, wiemy, kto krętacz, a kto uczciwy, komu można zaufać, a komu nie. To dała nam Polska samorządowa. Możemy się spierać o sens budowy lokalnej drogi tu lub tam, ale co do zasady krawężnik czy przywołana na początku felietonu droga nie mają barw politycznych. Walcząc o władzę w samorządzie, wiadomo, że następnego dnia po wyborach trzeba zmierzyć się z konkretnymi problemami, wręcz takimi, których możemy dotknąć. A po wyborach centralnych? Politycy zaczynają się poruszać w świecie abstrakcji, wizji nigdy niedokończonych, żyją w matriksie, bez konkretnego dotknięcia rzeczywistości. Ma tu rację jeden z polityków, twierdząc, że poruszają się między Wiejską, dworcem (lotniskiem) i dojazdem do domu. Czy politycy ostatecznie nie dostrzegają swojego gminnego podwórka? Często nie, bo już oderwali się od rzeczywistości. Z nią spotykają się wtedy, gdy szczęśliwi wracają do swoich regionów. Niestety najczęściej przez weekend i raz w tygodniu w poniedziałek, bo wtedy najczęściej mają dyżury. Ale przecież nawet drogi ekspresowe, których budowa tak mocno osadzona jest w polityce centralnej (głównie finansowej), stają się elementem regionalnym, gdy szybciej można się przemieszczać z miejsca na miejsce. Nie wspominam już o drogach powiatowych czy gminnych, których „dotyk” jest zawsze zdecentralizowany.